Mężczyzna
podniósł się z krzesła i obrócił w moją stronę. Był bardzo przystojny –szczupły,
miał krótkie brązowe włosy i nienaturalnie błękitne oczy, które zdawały się
hipnotyzować. Miał na sobie skórzaną kurtkę, szary t-shirt, ciemne wąskie
spodnie i czarne workery. Moją uwagę przykuł także wisiorek na jego szyi –
triada. Jedyne co mi przypominała to starożytny znak, który odwrócony oznaczał
Ziemię, a w takim układzie bodajże powietrze. Pamiętałam to z czasów, gdy w
liceum interesowałam się horoskopami i znakami zodiaku.
Mogłabym
przysiąc, że już go gdzieś widziałam. No cóż, skoro był i muzykiem i aktorem,
było bardzo prawdopodobne, iż natknęłam się już kiedyś na jego osobę. Był chyba
zdezorientowany, bo nie wiedział czy ja jestem fotografem, czy towarzyszący mi
mężczyzna w okularach.
- Witam,
nazywam się Aaron Hastings i jestem asystentem dyrektora artystycznego. –
powiedział, uściskając mu rękę. Obydwoje zachowywali obojętne twarze, chociaż
wydawało mi się, że Aaron jest trochę zestresowany. – A to jest nasz fotograf…
- No tak, zapomniał jak się nazywam.
Rozumiałam, że wszystko wyszło niespodziewanie, ale mógł zapamiętać
chociażby moje imię.
- Leanne
Montgomery. – powiedziałam, podając mu dłoń. On uśmiechnął się do mnie
tajemniczo i spojrzał na mnie trochę podejrzliwie. Pewnie wyczuł, że jestem tu
nowa.
- Jared
Leto. Miło mi cię poznać. – odparł nadal przyglądając mi się badawczo.
Aaron zaprosił
nas na miejsca, wskazał mi aparat ustawiony na statywie i cicho zapytał, czy
umiem się nim obsługiwać, a gdy powiedziałam mu, że tak, zwołał całą ekipę.
Studio było
ogromne, czarne tło zostało już wcześniej rozstawione, a wokół młodzi ludzie
pomagali przy oświetleniu. Niektórzy z nich byli starsi ode mnie, a wciąż
pracowali tam jako asystenci. Pomyślałam, że pewnie byłabym teraz na ich
miejscu, gdyby nie przypadek. Patrzyli na mnie zdziwieni, ale gdy tylko Aaron
zobaczył ich miny podszedł do nich i wytłumaczył co tu robię. Nie wydawali się
być zadowoleni.
Jared usiadł
na małym krześle obrotowym bez oparcia i czekał na moje polecenia. Poprosiłam
asystentów, żeby skierowali światło bardziej w prawo. Dopiero gdy dotknęłam
aparatu zobaczyłam, jak trzęsą mi się ręce ze zdenerwowania. Od tej sesji
zależało wszystko.
- Możesz
usiąść trochę bardziej na wprost? – zapytałam grzecznie, a on mnie posłuchał.
- Tak
dobrze? – zapytał.
- Tak, jest
super. – powiedziałam i zrobiłam kilka zdjęć.
Spełniał
każda moją prośbę bez żadnych sprzeciwów. Tak samo asystenci. Cieszyłam się, że
nie jest żadną nadętą gwiazdą, która ma jakieś ogromne wymagania i dziwne
zachcianki. Wstał i zdjął nawet kurtkę, odsłaniając kilka tatuaży – dwie triady
pomiędzy łokciami a nadgarstkami, dziwne znaki dużym iksem i napis „Provehito
in altum” na obojczyku, cokolwiek to znaczyło.
Świetnie się
z nim współpracowało i widać to było na zdjęciach. Aaron przyglądał się
wszystkiemu z boku i oglądając zdjęcia na komputerze wydawał się być zadowolony
z efektów, ale jakaś kobieta przyszła po niego i wyszedł w jej towarzystwie. Po
chwili Jared stanął obok mnie i sam zaczął się przyglądać efektom mojej pracy.
- Wyszły
naprawdę genialnie, dobra robota. – powiedział z uśmiechem ubierając kurtkę.
- Dziękuję.
– powiedziałam nieśmiało.
- Masz
bardzo amerykański akcent. Nie jesteś stąd, prawda? – zapytał wciąż patrząc na
pokaz slajdów.
- Nie,
jestem ze Stanów. Dokładniej z Luizjany.
Kiedy to
powiedziałam zauważyłam, że lekko się spiął i zamyślił. Po chwili rzucił
jednak:
- Nigdy tam
nie byłem. Urodziłaś się tam, a mieszkasz tutaj?
- Tak, od
niedawna tu jestem. – nie wspomniałam już, od jak bardzo niedawna.
- Ja
urodziłem się w Nowym Jorku. Ale pewnie to wiesz z Wikipedii.
Było mi
wstyd, iż tak naprawdę nawet tam nie zajrzałam. Nie miałam na to czasu, a poza
tym byłam tak zdenerwowana, że nie zastanawiałam się nad jego osobą. Pomyślałam
jednak, że lepiej zrobię jeśli się przyznam do mojej niewiedzy na jego temat,
bo prędzej i później i tak się wyda.
- Tak
naprawdę nic o tobie nie wiem, powiedzieli mi jedynie, że jesteś muzykiem i
aktorem. Chyba kojarzę cię z jakiegoś filmu albo teledysku, ale nie wiem z
jakiego. To wszystko wyszło tak nagle, że nawet nie miałam czasu się
przygotować. – musiałam się powstrzymać, żeby przerwać ten potok słów. On
jednak nie był rozgniewany, raczej rozbawiony. Pewnie nie często zdarzało się,
że ktoś nic o nim nie wiedział.
- Spokojnie,
może to nawet lepiej. – oderwał wzrok od monitora i spojrzał mi prosto w oczy.
Jego wzrok był strasznie rozpraszający. – Może chciałabyś się dowiedzieć o mnie
więcej, poznać mnie, ale ze źródła, a nie z Internetu?
Jego pytanie
mnie zaskoczyło. Właściwie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony spotykałam się z Benem, ale z
drugiej znaliśmy się tak krótko, że nic sobie nie obiecywaliśmy i nie miałam co
do niego żadnych zobowiązań. Pomyślałam też, iż głupio byłoby mi odmówić, nie
tylko ze względu na jego popularność czy fakt, że był naprawdę przystojny i
czarujący, ale także na moją nową pracę. Nie podejrzewałam go o to, by mógł się
na mnie poskarżyć jako zemstę za odmowę, jednakże ludzie są różni. Dlatego się
zgodziłam i wymieniliśmy się numerami.
- Możemy
spotkać się jutro po południu? Niestety wieczorem nie mogę, o 21:00 gramy koncert
w Manchesterze, a potem pewnie tam zostaniemy. Chyba, że będę miał powód żeby
tu wrócić. – powiedział kokieteryjnie. Nie byłam przyzwyczajona do mężczyzn
flirtujących ze mną.
- Czemu nie,
jutro mi pasuje. – odpowiedziałam, bo tak naprawdę nie wiedziałam, czy
Marie-Ann da mi w najbliższym czasie kolejne zlecenie.
- Tylko
obiecaj mi, że nie przeczytasz o mnie w Internecie. Chyba, że chcesz obejrzeć
ze mną jakiś film, albo posłuchać mojej muzyki.
- Jasne, nie
ma sprawy, obiecuję. – powiedziałam trochę zdziwiona jego uporczywością.
- Nie zrozum
mnie źle, po prostu chcę żebyśmy mieli równe szanse. Ja opowiem ci o mnie, ty
opowiesz mi o sobie. A jeśli już wszystkiego się dowiesz, to nie będzie zabawy.
W sumie miał
rację. Nasze spotkanie byłoby nudne, gdyby opowiadał mi to, co już o nim
przeczytałam. Wydawało mi się być fair, że nie wyszukam o nim żadnych
informacji, poza muzyką i filmami. Wtedy przynajmniej będę miała jakieś
preteksty do rozmowy.
Gdy już miał
się pożegnać, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i niechętnie
odebrał.
- Nie mogę
teraz rozmawiać. Tak, będę na próbie, już wychodzę. – rzucił tak szybko do
słuchawki, że ledwo wyłapałam słowa. – Przepraszam, muszę już lecieć.
- Spokojnie,
rozumiem. A więc nie jesteś solistą, jak podejrzewałam.
- Kiedy
zespół mi przeszkadza w takich chwilach, to żałuję że nie jestem. – parsknął
śmiechem. – Żartuję, uwielbiam z nimi grać. Jesteśmy po prostu teraz w trakcie
trasy, więc dużo się dzieje.
-W takim
razie cieszę się, że znalazłeś pięć minut dla tak zwykłej dziewczyny. –
uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Jeśli mi
na czymś zależy, to zawsze znajdę na to czas. – spojrzał na zegarek w
telefonie. – Teraz jednak muszę zająć się pracą. Do zobaczenia. – powiedział
uwodzicielskim tonem. Jego wzrok tak mnie przeszywał, że miałam wrażenie jakby
potrafił czytać mi w myślach. Odpowiedziałam mu to samo i ruszył w stronę
wyjścia. Przy drzwiach obrócił się jeszcze uśmiechnął, po czym wyszedł.
Kiedy
usiadłam przy komputerze ponownie oglądając fotografie, podszedł do mnie wysoki
blondyn. Miał około trzydzieści lat i uśmiech na twarzy.
- Hej, ty
jesteś tym nowym fotografem o którym mówił mi Aaron? – zdziwiłam się, że Aaron
już zdążył o mnie wspomnieć. Mężczyzna miał bardzo wyraźny angielski akcent.
- Tak, to
ja. – odpowiedziałam szybko.
- Mam na
imię Thomas, możesz mówić mi Tom. –
wyglądał na bardzo miłego faceta. – Zajmuję się edytorialem, więc sporo
będziemy razem pracować. Z góry przepraszam. – roześmiał się. Jego śmiech był naprawdę zaraźliwy.
Dałam mu
kilka wskazówek co do zdjęć, a on powiedział mi, że i tak ma na ich retusz dwa
dni, więc w razie pytań czy skonsultowania wyników da mi znać. Marie-Ann nie
mogła przyjść i obejrzeć efektów, ponieważ była wezwana na drugi koniec miasta
w jakiejś ważnej sprawie. Aaron stwierdził jednak, iż najlepiej będzie jeśli
sam pokaże jej wszystko już po edycji Toma.
Zadzwoniłam
do Bena, tak jak mu obiecałam. Nie biorąc pod uwagę mojego sprzeciwu
zadeklarował się, że zaraz po mnie przyjedzie. Nie zdążyłam nawet wyjść na
zewnątrz, a on już czekał na parkingu. Niebo było już jasno-granatowe, a słońce
dawno schowało się za horyzontem.
- Czekałeś
na mnie przez tyle godzin? – zapytałam, kiedy otwierał mi drzwi od strony
pasażera. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że znajdują się po drugiej
stronie.
- Byłem w
pobliżu. – odparł z tajemniczym uśmiechem.
Kiedy już
wyjeżdżaliśmy z parkingu wzięłam go w krzyżowy ogień pytań.
- Mówię
serio, gdzie byłeś tak długo? Naprawdę mi głupio, że tyle musiałeś na mnie
czekać. – „I że ja w tym czasie
flirtowałam i umówiłam się z innym facetem” – dodałam w myślach.
- Po
pierwsze nie musiałem, tylko chciałem. – powiedział włączając iPoda
podłączonego do głośników samochodowych. Rozpoznałam dźwięki „Undisclosed
Desires” Muse. – Po drugie, tam jest firma, w której pracuję. – wskazał palcem
wysoki nowoczesny wieżowiec, bardzo wyraźnie odznaczający się na tle
zabytkowych budynków. Znajdował się może z 500 metrów od redakcji. – Chyba
będziemy częściej na siebie wpadać. – dodał z szerokim uśmiechem, nie odrywając
wzroku od drogi.
Miasto o tej
porze było zakorkowane, mieliśmy więc dużo czasu na rozmowę.
- Rebecca
nie zdziwiła się, że przyszedłeś do pracy? – zmarszczył czoło pytająco. –
Mówiła mi, że wziąłeś wolne.
- Wydawała
się być nawet zadowolona. Zapytała mnie czy nie wyjdziemy na kawę. – mówił to
tak obojętnym i znużonym tonem, że zrobiło mi się aż przykro z powodu Becky.
Może i była łamaczką męskich serc, ale tym razem naprawdę się zakochała.
- Zgodziłeś
się? – zapytałam, chociaż już znałam odpowiedź.
Spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć
„żartujesz?”.
-
Powiedziałem, że mam już umówione spotkanie. I nie skłamałem, prawda? –
wydawało się, że nieźle się bawił pogrywając tak z moją kuzynką.
- Nie podoba
mi się, że tak się z nią bawisz. – powiedziałam bez przemyślenia, ale cieszyłam
się, iż zdobyłam się by mu to wyznać. Chyba się speszył.
- Nie bawię
się nią. – zrobił urażoną minę. – Po prostu wiem, jaka ona jest. Z moim bratem
jej nie wyszło, a teraz próbuje ze mną. Dlatego za każdym razem odmawiam.
Właściwie nie tylko dlatego, ale to tez jeden z powodów.
Rebecca nic
mi nie wspominała, że wcześniej chciała być z jego bratem. Teraz to ja poczułam
się głupio, iż tak na niego naskoczyłam.
- A jakie są
pozostałe powody?
Zaśmiał się.
- Och, chyba
wiesz jakie. – spojrzał w moim kierunku i zatrzymał na mnie wzrok, patrząc mi
prosto w oczy. Gdyby kierowca za nami nie zatrąbił, pewnie nie oderwałby ode
mnie oczu.
Czułam, że
zrobiłam się czerwona jak burak.
- Po prostu
powiedz jej, że nie chcesz się z nią spotykać i tyle. – powiedziałam, żeby
uciąć temat. On jednak nie dawał za wygraną, jak zwykle zresztą.
- Myślisz,
że nie próbowałem? Ona nie zna słowa „nie” i ty dobrze o tym wiesz.
Tu akurat
miał rację. Rebecca była trochę jak Ben. Jeśli miała już wyznaczony cel, dążyła
do niego póki go nie osiągnęła. Nigdy się nie poddawała.
Kiedy
wreszcie zbliżaliśmy się do domu poczułam ulgę, że nie musimy już rozmawiać o
Becky. Zauważyłam jednakże jej białego New Beetle na podjeździe i poczułam, że
będę mieć kłopoty jeśli zobaczy mnie z Benem. Musiałam coś szybko wymyśleć.
- A co z
naszym obiecanym spotkaniem? – rzuciłam pospiesznie. Tak naprawdę po całym dniu
wrażeń miałam ochotę siedzieć w domu, poza tym było już grubo po dwudziestej, ale
niegrzecznie byłoby nie zaprosić Bena do domu po tym jak mnie wiózł do redakcji
i z powrotem, w dodatku czekając na mnie tak długo.
Widać
zaskoczyłam go tym pytaniem, jednak od razu zmienił nastawienie. Natychmiast
zawrócił samochód i ruszył w przeciwnym kierunku.
- Dokąd
jedziemy? – zapytałam zaciekawiona.
- Zobaczysz.
Jechaliśmy
jakieś dwadzieścia minut bocznymi ulicami, omijając największe korki. Później
jednak musiał jechać przez Tower Bridge, gdzie był spory ruch. Zauważyłam jego
uśmiech, kiedy tędy przejeżdżaliśmy. Mimowolnie także się uśmiechnęłam. To
tutaj się poznaliśmy.
Nie miałam pojęcia gdzie zamierza mnie
zawieść. Pomyślałam, że pewnie do jakiegoś klubu. Nagle po dziesięciu minutach
jazdy zatrzymał się pod bardzo wysokim i nowoczesnym białym apartamentowcem.
Był niesamowicie oświetlony, miał mnóstwo okien i duże balkony. Wysiadł z auta
i otworzył mi drzwi.
- Gdzie
jesteśmy? – zapytałam zdezorientowana.
- W moich
skromnych progach. – odparł pokazując gestem, że mam iść przodem.
Hall był
ogromny i jasny, z podłogą wypolerowaną tak, że wyglądała jak lustro i wielką
kanapą jak w hotelu. Ściany były obite brązową pikowaną skórą, a w niektórych
miejscach znajdowały się ogromne okna. Beżowy wąski dywan prowadził do srebrnej
windy. Ben przepuścił mnie przodem i weszliśmy do środka.
Wcisnął
przycisk z liczbą jedenaście i drzwi się zamknęły. Poczułam się niezręcznie z
nim sam na sam w windzie, w milczeniu. Nagle dziwne myśli zaczęły błąkać się po
mojej głowie. Przypomniał mi się jeden film, gdzie chłopak rzucił się na
dziewczynę w windzie i zaczęli się całować. Teraz przypomniało mi się, gdzie
widziałam Jareda. To właśnie on był tym chłopakiem.
Na szczęście
zanim dotarłam do końca tej sceny drzwi windy się otworzyły. Przed moimi oczami
ukazał się długi korytarz z piękną drewnianą podłogą i ścianami w kolorze ecru.
Wszędzie zamontowane były małe halogenowe lampki, przez co było niezmiernie
jasno. Na podłodze stały wysokie wazy, a wszystko się błyszczało jakby nikt tu
nie mieszkał. Zauważyłam też kilka szklanych drzwi, które były matowo
zabarwione, by nie było widać wnętrz pomieszczeń.
Ben
poprowadził mnie do w połowie szklanych, a w połowie drewnianych schodów. Na
górze czekało mnie jeszcze więcej niecodziennych widoków.
Salon był
chyba wielkości całego mojego mieszkania. Podłoga pozostała niezmieniona,
natomiast ściany były przy kominku i ogromnym telewizorze wyłożone błyszczącym
marmurem, natomiast resztę zastąpiono oknami sięgającymi od podłogi do sufitu.
Nawet on był błyszczący. Na środku salonu stała duża kanapa w kształcie litery
„L”, a na jej środku szklany stolik. Wszędzie roiło się od obrazów i posągów
bądź waz wyglądających na przywiezione z całego świata. Zauważyłam też, że za
kanapą znajdował się oszklony gabinet.
- Rozgość
się. – powiedział wskazując na kanapę i fotele, które dopiero teraz zauważyłam.
Usłyszałam też z oddali przyjemną muzykę. – Napijesz się czegoś? Może drinka?
- Jasne. –
odpowiedziałam nadal pod wrażeniem jego mieszkania, chociaż było to złe
określenie. To był już luksusowy apartament. Przeszłam obok kanapy i stanęłam
przy oknie. Widok rozlegał się na panoramę miasta. Z naszego balkonu widać było
światła mniejszych bloków i domów, tu natomiast czułam się jak w zupełnie innym
świecie. Wieżowce rzucały kolorowe migoczące blaski, a po prawej stronie można
było dostrzec kolorowe London Eye i odbijającą budynki jak lustro rzekę.
Ben stanął
obok mnie, podając mi szklankę z drinkiem. Po chwili rozsunął drzwi balkonowe,
które uważałam za okno. Przeszłam przez nie na duży balkon. W równej linii ze
szklanymi barierkami ciągnęły się kanapy, a wszystko było pięknie oświetlone. W
jednym miejscu sofę zastąpił stolik z dwoma krzesłami. Stałam jak wryta, nie
mogąc znaleźć odpowiednich słów na przepiękne widoki. Wzięłam łyk słodkiego
drinka, który tylko pogłębił mój podziw do tego miejsca.
Zaczął wiać
mocniejszy wiatr i dopiero teraz poczułam na skórze chłód. Ben sięgnął po koc
leżący na krześle i zarzucił mi go na ramiona. Kiedy obróciłam się w jego
kierunku, spojrzał mi prosto w oczy, tak jak wtedy w samochodzie. Tym razem
jednak nie było klaksonu. Nic nie mogło nam przeszkodzić. I nic nie
przeszkodziło. Wtuliłam się jego ramiona i poczułam jego usta na swoich.
Rozdział genialny. Na prawdę bardzo przyjemnie się czyta twoje opowiadanie. Jest przejrzyste i nie ma mętliku. Fabuła dość ciekawa. Mam nadzieję że nie każesz długo czekać aż Jared z Leanne pokapują się że łączy ich wspólna przeszłość. Nie wiem czemu ale ten Ben mi takiego cwaniaczka przypomina, szczególnie w tej scenie w samochodzie, co mnie do niego zraziło, dlatego oczywiście #teamJared hahaha. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Kiedy można się go spodziewać? :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje za tak miłe słowa :)
UsuńMyśle, ze jutro wieczorem lub pojutrze rano :)
Tyle czekania, już codziennie patrzyłam czy jest ten kolejny rozdział ;D Jestem ciekawa jak to się potoczy, bo jeśli planujesz jakieś związki, to moje niezdecydowanie sprowadza się do tego, że uwielbiam zarówno Jareda jak i Bena :) w ogóle wszystkie postacie sa bardzo dobrze wykreowane :)
OdpowiedzUsuńżyczę dalszej weny, bo masz bardzo fajny styl pisania, powodzenia ;)
Haha, to sie niezmiernie cieszę, ze ktoś az tak na to czeka :3
UsuńDziekuje"
Raj na ziemi. I chyba nawet wiem, czemu Jared zabronił Leanne sprawdzania w internecie informacji na własny temat... Bossier City, jak nic.
OdpowiedzUsuńBen z każdym kolejnym rozdziałem jest coraz cudowniejszy, ale cóż, ja lubię delikatnych facetów, którzy nie za szybko się "pchają", że tak to określę :)
Jeszcze jedno: zakochałam się w tym salonie! Jeśli projektować, to z klasą - taką zasadę wyznaję, tego się trzymam i wielbię w opowiadaniach :D
Dużo weny!
S.
Nic nie moge zdradzić zeby nie psuć zabawy :))
UsuńSama chciałabym taki salon mieć haha :3
Dzieki!
Z tą windą to był jakiś konkretny film z Jaredem, czy go wymyslilas? :D
OdpowiedzUsuń"Requiem dla snu", dokładnie ta scena :)
Usuńhttp://31.media.tumblr.com/924ae89d1d644b658292617d0329872c/tumblr_mub59fDq5Z1s4z8aro1_500.gif