17.04.2014

Rozdział 2 – Depuis Le Début

                - Gdzie ja jestem? – zapytałam sama siebie, jednak gdzieś w oddali rozległ się przyjemny męski głos:
                - Nie martw się, wszystko już w porządku. Jesteś w domu.
                - Jestem w Bossier City? – mówiłam w pół przytomna, a głowa tak mnie bolała, że nie mogłam się podnieść. Leżałam na czymś miękkim, ale czułam, jakbym znów odpływała.
                - Nie głuptasie, jesteś w Londynie. Jesteś u mnie.
                Biały sufit zasłoniła mi piękna twarz Becky.  Była uśmiechnięta i miała zatroskane spojrzenie. Wyglądała teraz jak moja siostra, która opiekowała się mną, gdy miałam grypę. Rebecca zawsze mi ją przypominała, zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie. Gdyby Gen żyła, z pewnością byłaby tu ze mną i świetnie się z nią dogadywała. Wiele razy opowiadała mi, że w przyszłości wyjedzie do Wielkiej Brytanii i zostanie sławną aktorką. Poniekąd dlatego postanowiłam tu przyjechać. Chciałam zrobić to dla niej.
 Teraz dopiero zrozumiałam, jak strasznie bredziłam i uświadomiłam sobie, że musiałam zemdleć na balkonie.
- Przyniosę jej szklankę wody. – powiedziała do kogoś Becka.
- Okej, ja się nią zajmę. – wreszcie rozpoznałam głos Bena.
Rebecca rzuciła ciche „dziękuję” i opuściła pokój. Nie słyszałam żadnej muzyki, gdy otwierała drzwi, więc pewnie impreza dobiegła końca. Starałam się podciągnąć do góry, ale byłam strasznie osłabiona. Nagle poczułam dotyk na mojej dłoni i plecach. Ben pomagał mi się podnieść.
Wcześniej cieszyłabym się z tego gestu, a teraz miałam ochotę go odepchnąć. Pozwoliłam mu jednak mi pomóc, bo wiedziałam, że sama nie dam rady. Pomyślałam, iż muszę być okropną kuzynką, skoro daje się w ten sposób dotykać facetowi Becky. Na szczęście cofnął już ręce.
- Jak się czujesz? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Już lepiej, dziękuję. – odpowiedziałam obojętnym tonem odgarniając włosy z twarzy. Chyba zauważył moją niechęć, bo spojrzał na mnie zamyślony. Jego twarz była blisko mojej, bo usiadł na kartonie przy moim łóżku. Ta odległość strasznie mnie rozpraszała.
- Czy tu chodzi o Rebekę? – rzucił prosto z mostu. Spodziewałabym się od niego większej subtelności, ale może to dobrze, że nie owijał w bawełnę.
- Nie będę się mieszać między was. – odpowiedziałam odwracając wzrok. On jednak nie dawał za wygraną. Modliłam się, żeby Becka wreszcie wróciła.
- Nie wiem o czym mówisz. Przeszkadza ci to, że znam twoją kuzynkę? Nie wiedziałem, że jesteście rodziną, jeśli o to chodzi.
Och, on nic nie rozumiał.
- A ja nie wiedziałam, że się spotykacie. Jeśli o to chodzi.
Po wypowiedzeniu tych słów uświadomiłam sobie, że Rebecca mogłaby sobie nie życzyć, żebym to mówiła. W końcu nie powiedziała mi dokładnie, co ich łączy.
 Parsknął śmiechem. Tego się nie spodziewałam. Spojrzałam na niego – wydawał się być rozbawiony moimi słowami.
Dopiero teraz zauważyłam, jak wyglądał – miał na sobie dżinsową koszulę i czarne spodnie, półdługie włosy tworzyły ciemną aureolę nad jego twarzą. Znów odsłaniał równe białe zęby, uroczo chichocząc. Musiałam się naprawdę starać, żeby być przy nim obojętna.
- Nie wiem skąd masz takie informacje, ale Rebecca spotykała się już z połową facetów z biura. Ja nie zamierzam być następnym. – powiedział już bez uśmiechu, patrząc mi głęboko w oczy. Były ciemne jak otchłań, która mnie pochłaniała.
Wtedy do pokoju weszła Becky. Nie słyszała naszej rozmowy, ale zdziwiła ją mała odległość między nami. Ben odsunął się ode mnie, dając jej przejść ze szklanką wody.
- Chyba już na mnie pora. – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Rebecca mu przerwała.
- Zostań, w końcu nie nacieszyłeś się zbytnio imprezą. – widziałam jak bardzo starała się być nonszalancka i uwodzicielska. On jednak zupełnie to ignorował, wbijając wzrok we mnie.
- Innym razem. – Uśmiechnął się lekko. Powiedział to chyba bardziej do mnie niż do niej.
Zostawili mnie w pokoju i wyszli. Usłyszałam tylko za drzwiami jak Rebecca dziękuję mu za pomoc i przeniesienie mnie o pokoju, potem mówi mu coś kokieteryjnie, a on grzecznie dziękuję za dzisiejszy wieczór i wychodzi.
Już nie wróciła do mojego pokoju. Zamknęła się w swojej sypialni i tyle ją widziałam. Nagle w mojej torebce coś zadźwięczało. Przypomniałam sobie, że zostawiłam w niej telefon.
W pokoju panował półmrok, a jednym źródłem światła była mała lampka nocna, którą Becky musiała mi przynieść od siebie i postawić na parapecie obok łóżka. Gdy wreszcie znalazłam telefon i wróciłam z powrotem do łóżka, odczytałam wiadomość od nieznanego numeru.
Pozwoliłem sobie wziąć Twój numer.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Do zobaczenia jutro na naszej obiecanej wycieczce :)
Przyjadę po Ciebie punktualnie o 15:00.
-B.
                On chyba bardziej przypominał Rebekę, niż myślałam. Tak jak ona nigdy się nie poddawał  i zawsze dążył do celu. Przyłapałam się na tym, że za każdym razem czytając tego esemesa, mimowolnie się uśmiechałam. A czytałam go tyle razy, aż w końcu usnęłam ze zmęczenia.  

Całą noc śniły mi się różne dziwne rzeczy. Najpierw biegłam przez ciemny las w białej sukni, zupełnie nie wiedząc dokąd. Nagle zobaczyłam uśmiechającą się Genevieve w oddali, wołającą mnie do siebie. Kiedy pobiegłam w jej kierunku las się rozrzedził. Ujrzałam wąską polną ścieżkę, która zdawała się nie mieć końca. Słyszałam jednak melodyjny głos Gen, wołającej „Chodź tu Lily, chodź do mnie, uratuj mnie”. Tylko ona tak do mnie mówiła. Pobiegłam ile sił w nogach przed siebie, aż w końcu ją znalazłam. Miała na sobie swoją ulubioną kwiatową sukienkę i niebieskie baleriny.
Spojrzała na mnie z troską, po czym powiedziała:
- Kocham Cię siostrzyczko.
Już miałam jej odpowiedzieć, podejść do niej, uściskać ją. A wtedy zobaczyłam srebrny samochód za jej plecami, pędzący prosto na nią. Nie zdążyłam nic zrobić. Wjechał w nią, a ona rozpłynęła się w powietrzu.
Wstałam gwałtownie, cała zlana potem. Było już jasno, a mój telefon wskazywał dziesiątą rano. Gdy wreszcie zebrałam w sobie siły, by wstać udałam się do kuchni.
Przy kuchence stała Rebecca i robiła naleśniki. Pomimo, że mieszkała tu połowę swojego życia i nawet jej akcent był już bardziej brytyjski niż amerykański, wciąż jadała nasze typowe śniadania. Nie przepadała za angielską kuchnią.
Miała na sobie koszulę w kratkę i poszarpane wąskie jeansy. Stała tyłem, więc nie byłam w stanie określić jaki ma humor. Po jej wczorajszym zachowaniu, gdy wyszedł Ben  spodziewałabym się, że jest nie w sosie.
- Te są dla ciebie. – powiedziała neutralnym tonem wskazując na talerz naleśników z bananami. – Koło ekspresu jest kawa.
- Dzięki. Nie musiałaś robić mi śniadania. – powiedziałam uprzejmie.
- Jak już robię to mi bez różnicy czy będzie o pięć więcej. – poruszyła kącikami ust, ale widziałam, że był to sztuczny uśmiech.
Wzięłam talerz z naleśnikami i białą kawę. Okrążyłam wysepkę i usiadłam naprzeciwko niej na stołku barowym. Kiedy zaczęłam jeść swoją porcję, dołączyła do mnie.
Przez chwilę panowała między nami cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nie za bardzo wiedziałam, co powiedzieć.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? – zapytałam, po czym zrozumiałam, że nie było to dobre pytanie. Chciałam za wszelką cenę ominąć temat wczorajszego wieczora i Bena, ale mi się to nie udało.
- Idę po wykładach. Teraz muszę lecieć na uczelnię. – odpowiedziała sucho, i nie zjadając nawet dwóch naleśników odeszła od stołu. Nie wiedziałam czy gniewa się na mnie, czy na niego.
- Co się dzieje, Becks? Coś złego zrobiłam albo powiedziałam? – zapytałam. Czułam się jakbym rozmawiała z obrażonym dzieckiem.
Rebecca odłożyła swój talerz na blat i opierając się o niego kończyła pić kawę.
- Nie chodzi o ciebie. Chodzi o Bena. – odpowiedziała po chwili zamartwiona. – Myślisz, że mu się podobam?
Zawahałam się. Nie wiedziałam, co w tej chwili zrobić – być szczerą i powtórzyć jej to, co mi wczoraj powiedzieć, czy skłamać i udawać, że jest nią oszołomiony. Najwyraźniej nic jej nie wspomniał o naszym wcześniejszym spotkaniu.
- Kto by zrozumiał facetów. – odparłam wymijająco. – Jak nie ten, to inny.
Poniekąd ją okłamałam, ale tłumaczyłam sobie, że robię to dla jej dobra. Zamyśliła się przez chwilę, wpatrując się w pustą filiżankę po kawie.
- Nie chcę innego. Po raz pierwszy czuję, że nie chcę  n i k o g o  innego. – wyglądała, jakby miała się rozpłakać, cały czas jednak się powstrzymywała. – Chciałam go gdzieś zaprosić, ale wciąż mówi, że jest zajęty. Jego ojciec jest właścicielem firmy, przecież zawsze może sobie wziąć wolne… podobno nawet dzisiaj go nie będzie w pracy. A on i tak wciąż mi odmawia.
Pomyślałam, że chyba wiem na co wziął dziś dzień wolny. Nasze spotkanie. Poczułam, że oblewam się rumieńcem. Miałam tylko nadzieję, że Becky nie zdąży przyjść z uczelni do piętnastej, inaczej musiałabym się srogo tłumaczyć.
- Okej, ja lecę, nie chcę się spóźnić. Do zobaczenia! – rzuciła i wyszła z kuchni do korytarza. Odpowiedziałam jej to samo i odłożyłam naczynia do zmywarki.
Jakoś koło dwunastej złapałam się na tym, że odliczam minuty do piętnastej. Choć od dawna byłam już gotowa, wciąż coś poprawiałam – włosy, makijaż. Postanowiłam włączyć laptopa i choć trochę przyspieszyć czas, który zdawał się stać w miejscu. Pierwsze co zrobiłam, to otworzyłam pocztę. Miałam jedną nieprzeczytaną wiadomość od „ELLE Magazine”.
Kiedy zobaczyłam nadawcę pomyślałam, że to jakaś reklama. Jednak sporo się pomyliłam.

Nadawca: ELLE UK Magazine
Tytuł: Praca.
Witam.
Przypadkiem natknęłam się na Pani prace w Internecie.  Muszę przyznać, że byłam pod dużym wrażeniem i chciałabym zobaczyć całe Pani portfolio. Jeśli reszta zdjęć jest tak samo dobra jak te, które widziałam, to miałabym dla Pani miejsce w naszym magazynie. Jeżeli jest Pani zainteresowana, proszę zadzwonić pod podany na dole numer i umówić się na spotkanie ze mną w naszej redakcji.
Czekam na Pani telefon.
Dyrektor artystyczny magazynu ELLE UK, Marie-Ann Black.

Zatkało mnie. Na śmierć zapomniałam, że kiedyś wstawiałam zdjęcia mojego autorstwa na różne zagraniczne konkursy i strony o fotografii.
Natychmiast zadzwoniłam pod podany numer i umówiłam się na spotkanie. Niestety, jedyny wolny termin był dzisiaj o szesnastej trzydzieści, więc byłam zmuszona go przyjąć. Chciałam zadzwonić do Bena i mu o tym powiedzieć, ale nie odbierał moich telefonów.
Resztę czasu spędziłam na wybieraniu zdjęć do pokazania na rozmowie. Co chwilę jakieś mi się podobało, potem je odrzucałam, a później znów je brałam. Zależało mi na tym, żeby pokazać się od jak najlepszej strony.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Nawet nie zauważyłam, że już trzecia.
                Ben uśmiechnął się na mój widok. Wyglądał nieziemsko, co jeszcze bardziej utrudniało mi wyznanie mu, że z naszego spotkania raczej nic nie wyjdzie.
                W końcu się jednak zebrałam w sobie i opowiedziałam mu o mailu jaki dostałam. Spodziewałam się, że się obrazi, albo pomyśli, że szukam wymówki żeby się z nim nie spotkać. On jednak nie przestawał mnie zaskakiwać. Pogratulował mi i zaproponował, że wypijemy szybką kawę, a potem odwiezie mnie do redakcji. Zgodziłam się na jego propozycję. Pomógł mi założyć skórzaną kurtkę, wzięłam jeszcze tylko torbę i wyszliśmy.
                Nasze mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze w jedno piętrowym domku. Całe Notting Hill było pełne jednakowych białych domków nie licząc Portobello Road, gdzie każdy był innego koloru. Nasz jednak zaliczał się do tych pierwszych, pomimo że był ostatnim w rzędzie jasnych kamienic, a następny był już malinowy.
                Idąc wzdłuż ulicy wszędzie jeszcze kwitły różowe magnolie, których zapach unosił się w powietrzu. Widok był przepiękny, tak jak i pogoda. Dobrze, że miałam na sobie lekką wiosenną sukienkę, bo byłoby mi strasznie gorąco. Nie przywykłam jeszcze do takich wahań temperatur.
                - Starbucks czy Coffee Republic? – zapytał kiedy staliśmy na skrzyżowaniu Westbourne Park i Portobello Road.
                - Starbucks. – odpowiedziałam. Zawsze gdy odwiedzałam babcię w Shreveport chodziłyśmy tam na kawę, dlatego chciałam poczuć w jakikolwiek sposób smak domu.
                Weszliśmy do środka. Zamówiłam waniliowe latte, a on espresso, oczywiście nie dał mi zapłacić. Wybraliśmy podłużny blat znajdujący się przy oknie, gdyż było to jedyne wolne miejsce w zatłoczonej kawiarni i usiedliśmy przy obok siebie na wysokich stołkach. Zauważył, że spojrzałam na zegarek.
                - Nie martw się, odwiozę cię na czas. – uśmiechnął się ciepło.
                - Wiem, po prostu strasznie się denerwuję tą rozmową. – odpowiedziałam szczerze.
                - Na pewno świetnie ci pójdzie. – powiedział łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego nieśmiało i dostrzegłam, jak patrzy mi prosto w oczy. Poczułam dziwne przyciąganie do niego. Gdyby kelnerka nie przyniosła nam kawy, inaczej by się to skończyło. Jednak w tej sytuacji był zmuszony cofnąć rękę z widocznym rozczarowaniem na twarzy.
                Później rozmawialiśmy już normalnie, jak znajomi. Wreszcie zdradził mi swoje pełne imię i nazwisko. Nazywał się Benjamin Hall. Opowiadał mi o swojej rodzinie, że póki się nie dorobi to musi pracować u ojca, a potem rozkręci coś własnego. Pomimo bogatych rodziców, nie chciał żeby pomagali mu finansowo. Mówił mi też o swoim bracie, który był od niego dwa lata młodszy i miał właśnie zaczynać ostatni rok studiów medycznych.
                Był ode mnie sześć lat starszy, ale pomimo dość sporej różnicy wieku między nami, rozmawiało mi się z nim jak z rówieśnikiem. Czułam, że możemy porozmawiać nawet o bzdurach, a on i tak mnie wysłucha i doda coś od siebie.
                Punktualnie o szesnastej wyszliśmy z kawiarni i cofnęliśmy się pod dom, gdzie zostawił auto. Miał czarnego Lexusa, który z pewnością nie kosztował mało. Wyjaśnił, że dostał go od ojca z okazji dwudziestych pierwszych urodzin. Ja nie byłam przyzwyczajona do tak drogich prezentów.
                Ben starał się prowadzić w miarę szybko, ale na szczęście redakcja była blisko, więc byłam nawet dziesięć minut przed czasem.
                - Powodzenia. Poczekam na ciebie.
                - Nie musisz, wrócę taksówką. – było mi niezręcznie tak go wykorzystywać. On jednak spojrzał na mnie wymownie i powiedział, że mam już iść żeby się nie spóźnić.
                Weszłam do dużego oszklonego budynku. W holu kręciło się kilka osób, a w kobieta z recepcji szklanymi schodami poprowadziła mnie do gabinetu dyrektora artystycznego.
                Wyobrażałam sobie ją jako starszą kobietę o surowym wyglądzie. Sporo się jednak pomyliłam, gdyż była dość młoda i całkiem ładna. Siedziała na obrotowym fotelu przy swoim wielkim biurku. Miała góra trzydzieści lat, miedziane włosy i jasną karnację. Uśmiechnęła się przyjaźnie i nakazała mi usiąść na krześle naprzeciwko niej.
                Rozmowa przebiegła lepiej niż sądziłam, kobietę zachwyciło moje portfolio i od razu chciała przyjąć mnie o pracy. Powiedziałam jej, że zaczynam właśnie studia fotograficzne, a ona zaproponowała mi coś w rodzaju płatnych praktyk, które nie zajmą mi tyle czasu co praca na pełen etat. Zanim to jednak miało nastąpić, chciała mnie sprawdzić.
                - Bardzo przyda mi się tu ktoś taki jak ty, ale najpierw chciałabym zobaczyć jak pracujesz w zespole. Zaczniemy może od zdjęć w studio, a potem plenerowych. Dam ci kilku asystentów. Zrobimy to jakoś w tygodniu.
                Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. Był to wysoki mężczyzna w średnim wieku. Był luźno ubrany i nosił okulary.
                - Marie-Ann, mamy problem. Fotograf nie zdąży wrócić z tej sesji w Indiach, odwołali jego lot, a ten aktor czy tam muzyk, który miał mieć dzisiaj zdjęcia do naszego wywiadu na pierwszą stronę już jedzie.
                Kobieta miała pokerową twarz, jednak zamyśliła się przez chwilę.
                - A co z jego asystentem, nie dałby rady zrobić tych zdjęć?
                - Poleciał razem z nim. – odparł mężczyzna lekko zniecierpliwiony. Pewnie to on dostałby po głowie, gdyby sesja się nie odbyła.
                - No to poproś go o przełożenie sesji. – powiedziała, jakby było to najbardziej oczywiste.
                - Już prosiłem. Powiedział, że jutro grają koncert w Manchesterze i się nie wyrobi.
                Marie-Ann zaczęła się denerwować i uderzać długopisem o stół. Po chwili rzuciła w moim kierunku:
                - Co powiesz na przyspieszony staż? To tylko zwykłe portretówki, robiłaś już podobne i były niezłe.  – Odebrało mi mowę, więc tylko pokiwałam głową.
                Zadzwoniłam szybko do Bena, żeby pojechał do domu i wyjaśniłam mu co się stało. Brzmiał na zaskoczonego, ale tylko życzył mi powodzenia i powiedział, żebym zadzwoniła kiedy skończę.

                Marie-Ann poprosiła mężczyznę w okularach, żeby zaprowadził mnie do studio. Z oddali zobaczyłam mężczyznę w krótkich brązowych włosach siedzącego tyłem na krześle, a wokół niego makijażystkę pudrującą mu twarz. A więc to jego będę dzisiaj fotografować. 

6 komentarzy:

  1. Końcówka spowodowała, że aż podskoczyłam na krześle z radości :D
    Jared, no nareszcie... Ale z drugiej strony spodobał mi się Ben, bo uwielbiam ludzi, którzy są zdeterminowani w życiu. Ta praca... dla młodego, rozwijającego się fotografa trafienie na płatny staż do takiego magazynu, jak Elle i na dodatek praca od samego początku to wspaniałe połączenie :D
    Czekam niecierpliwie na kolejny (nie, tu nie miało być żadnej zawoalowanej sugestii ;)) rozdział, mam nadzieję, że się nie zawiodę, jak do tej pory zresztą :)
    Pozdrawiam, dużo weny,
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, gdybym ja dostała taką propozycję to byłabym wniebowzięta :D
      To ja mam w takim razie nadzieje, ze nie zawiodę Ciebie :)
      Dziekuje i rownież pozdrawiam!

      Usuń
  2. Mam na tyle pomieszane w głowie, ze kiedy czytałam tekst i zerknęłam dalej na ten list od Elle to w pierwszej chwili pomyślałam, że to już będzie koniec rozdziału, i ze to tobie któś naprawdę wysłał jakiś list dotyczący twoich prac xD Tyle czekania na ten kolejny rozdział, ale warto , w każdym razie roczarowań brak :) Opowiadanie jest na tyle wciągające, że już sobie zaczęłam wyobrażać różne wersje jak to się wszystko potoczy :)
    życzę jeszcze więcej weny przy pisaniu , no i samej w sobie radości z pisania ;) bo nigdy nie wiadomo kiedy napisze do Ciebie dyrektor artystyczny Elle ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, moze kiedys :3
      Cieszę sie w takim razie, ze (póki co) nie rozczarowalam :)
      Dziekuje!

      Usuń
  3. Rozdział podoba się ^^ Teraz zaczyna rozwijać się cała historia, jeszcze tym bardziej, że jest propozycja pracy. Polubiłam główną postać, Ben również przypadł mi do gustu. Ogólnie, lubię historie pisane w takim stylu to już wgl. :)
    Życzę weny i powodzenia przy pisaniu kolejnego rozdziału,
    Tosia <3

    http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com
    http://heal-my-sick-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)