One Shot 3




One Shot ma miejsce po rozdziale 43. 
Z góry przepraszam za Wasze feelsy.
___________________________________________________________________

L490.

                Jared wrócił do gabinetu i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi, jakby miało mu to przynieść jakąkolwiek ulgę. Wiedziałem, że zaraz wyładuje swój gniew na mnie, a nie na drzwiach, ale sam byłem sobie winien. Nigdy nie miałbym do niego o to pretensji, chyba przez te wszystkie lata przywykłem do ciągłych oskarżeń.
                Mój brat chodził w kółko po pomieszczeniu, a ja stałem w miejscu i przyglądałem się jego zasmuconej i gniewnej twarzy.
                - Może w końcu usiądziesz? – powiedziałem po kilkunastu minutach, a on się zatrzymał i spojrzał na mnie oskarżycielsko.
                - Może w końcu przestaniesz się do wszystkiego wtrącać? – burknął, a ja westchnąłem.
                - Nie zrobiłem tego specjalnie. Skąd mogłem wiedzieć, że ona tu jest?
                - Ty nigdy niczego nie robisz specjalnie, ale jakoś to nie sprawia, że wszystko jest w porządku. – wiedziałem, do czego zmierzał tym stwierdzeniem i musiałem się powstrzymywać, by nic nie odpowiedzieć. – Wręcz przeciwnie. Przez ciebie moje życie ciągle się pierdoli, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
                Wiedziałem, że mówi to w złości, jak wiele razy przedtem. Ale to nigdy nie zmieniało faktu, że było cholernie bolesne słyszeć takie słowa z ust mojego brata. Zdawałem sobie sprawę, iż jestem powodem jego rozstania z Leanne i naprawdę źle się z tym czułem, ale kiedy on to powtarzał, przypominałem sobie nie tylko o niej.
                - Gdyby nie ja, nie mielibyśmy zespołu. Dlatego nie mów, że nic dla ciebie nie zrobiłem. – odparłem, choć wiedziałem jak słabo to brzmi. Zawsze jednak musiałem się bronić, nawet gdy nie miałem racji.
                Jared parsknął, a ja już podejrzewałem, co nastąpi.
                - W dupie mam ten zespół! – wrzasnął. Jego słowa były doskonałym potwierdzeniem mojej teorii, że w gniewie nie mówił tego, co tak naprawdę myślał. – Nie wiem jak w ogóle możesz myśleć, że zespół może wynagrodzić mi utratę Leanne!
                Wcale tak nie myślałem. Wiedziałem, że straty miłości nic nie potrafi wynagrodzić. Może jedynie większa miłość, ale w niektórych przypadkach problem polegał na tym, że to właśnie ta utracona była tą jedyną i można by szukać całe życie, a nie znalazło się nic lepszego. Tak było właśnie ze mną. Każdy kolejny związek był jedynie substytutem poprzedniego uczucia, które bezpowrotnie straciłem.
                - Jeszcze jej nie straciłeś. Wciąż masz szansę…
                - Nie mam. Dzięki tobie. Akurat ty powinieneś wiedzieć, jak to jest. – odparł, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć.
                - Przecież wiesz jak cholernie tego żałuję. Myślisz, że gdybym miał wybór to bym ją zabił? Nie dość, że muszę z tym żyć, to jeszcze mam poczucie winy, że zniszczyłem także twoje życie.
                Jared pokręcił głową. Nie lubiłem się z nim kłócić. Zawsze padały wtedy przykre słowa, które pomimo późniejszych przeprosin zostawały w mojej pamięci.
                - Zniszczyłeś życie Gen, jej rodziny, swoje, teraz jeszcze moje. Gratuluję braciszku.
                Ruszyłem do drzwi i trzasnąłem za sobą drzwiami. Nie chodziło tylko o to, czy mnie uraził czy nie. Po prostu wiedziałem, że moja obecność mu w niczym nie pomaga, a wyładowywanie na mnie emocji nie było najlepszym sposobem na pozbycie się negatywnych uczuć. Poza tym nie miałem ochoty wysłuchiwać tego, co już sam dobrze wiedziałem.
                Gdy wróciłem do hotelu, Emma siedziała przy laptopie. Miała ostatnio dużo na głowie, jak zawsze gdy Jareda nie było w Los Angeles. Wtedy wszystko spadało na nią, a gdy w dodatku ona nie była na miejscu, przybywało jeszcze więcej pracy. Ostatnimi czasu czułem, jakbym znów był sam.
                - Jak poszła rozmowa z Jaredem? – zapytała, choć nadal nie oderwała wzroku od komputera. Siedziała po turecku na łóżku i wpatrywała się w ekran, a ja usiadłem na fotelu pod oknem i zastanawiałem się nad wszystkim, co powiedział mój brat. – Ustaliliście coś na temat nowej płyty? Fani się niecierpliwią, przydałoby się dać im jakąś nową informację.
                Całkowicie zapomniałem o albumie. Pracowaliśmy nad nią sami z Tomo, a Jared od czasu do czasu wysyłał jakieś wskazówki, teksty, pomysły. Czasami rozmawialiśmy o tym przez Skype, ale nie słyszałem jeszcze o zespole, który stworzył płytę na odległość. Wszyscy wiedzieliśmy, że jego podróż do Londynu opóźnia wszystkie prace, a to nie wyglądało dobrze przed wytwórnią, która dopiero co dała nam nową umowę. Tomo oczywiście nie mówił tego głośno, ale jemu także się to nie podobało. Sam też chętnie pojechałby do żony i miał wszystko gdzieś, ale nie o to chodziło w zespole. Jared zawsze miał tendencję do bycia egoistą, ale kiedy do jego życia wkraczała miłość, nie potrafił się już skupić na niczym innym.
                - Nie miałem okazji z nim pogadać, był zajęty. – odpowiedziałem. Nie lubiłem kłamać, ale jeszcze bardziej się uzewnętrzniać.
                Patrzyłem na Emmę i znów myślałem o tym, co powiedział mi Jared. Spieprzyłem tak wiele, ale mimo wszystko wciąż spotykały mnie jakieś dobre rzeczy, na które nie zasługiwałem. Pomimo zniszczenia życia mojego brata, on nie odszedł. Zacząłem się zastanawiać, co zrobi teraz, ale nie podejrzewałem, by mnie zostawił. Emma wiedziała, co zrobiłem, a też wciąż przy mnie była. Okazała się być bardziej wyrozumiała, niż myślałem. Jednakże mimo, że to zrobiła, ja wciąż nie potrafiłem oddać jej tyle miłości, ile ona dawała mi. Tamtego feralnego dnia razem z Genevieve coś umarło także we mnie i wiedziałem, że chociażbym się starał, już nie powróci. Tak jak ona.
                Emma też to wiedziała. Musiała czuć, że mam do niej pewien dystans, jednak starała się to wyprzeć. W pewnym sensie przypominała mi trochę Gen. Także była uparta i wierzyła, że da się mnie naprawić. Zawsze widziała we mnie dobro, choć rzadko je okazywałem. Ponadto obie mnie kochały, choć ja nie byłem tego godzien. Pomimo tych podobieństw wiedziałem, że Emma nigdy jej nie dorówna, tak jak żadna inna kobieta. Mogłaby stanąć na rzęsach, ale to by się nie stało.
                Zdawałem sobie sprawę, jak infantylne było moje myślenie. Minęło tyle lat, byłem wtedy młody i głupi. Wszyscy myśleli wtedy, że to szczenięca miłość, która skończy się tak szybko, jak się zaczęła. Na początku też tak myślałem. Może i skończyła się prędzej niż bym tego chciał, ale wcale nie dlatego, że przestałem ją kochać. Tak naprawdę nigdy nie przestałem. Jednak przez mój jeden głupi błąd straciłem wszystko. Każdego dnia budziłem się z myślą, że ją zabiłem. Niemalże co noc miałem ten sam koszmar, często rzucałem się przez sen. Emma wiedziała, co mi się śni, ale nigdy nic o tym nie powiedziała. Budziła mnie tylko w środku nocy licząc, że gdy znów zasnę będzie już dobrze. Owszem, później aż do rana byłem spokojny. Ale tylko dlatego, że już nie potrafiłem zasnąć.
                Wtedy czekałem tylko, aż zadzwoni budzik albo zrobi się jasno. Zastanawiałem się przez wiele godzin jakby to było, gdyby Gen żyła. Czułem, że to nie fair myśleć o innej leżąc w łóżku ze swoją dziewczyną, ale przecież i tak to nic nie zmieniało. Moje wyobrażenia nie były w stanie przywrócić jej do życia, nie mogłem już z nią być. Jednak gdyby żyła… byłem pewien, że wciąż bylibyśmy razem. Leanne pewnie poznałaby Jareda o wiele wcześniej, przez co i oni już dawno byliby parą i nie mieli powodu, by się rozstawać.
                To ironiczne, jak jeden dzień potrafi zmienić całe twoje życie. Sprawia, że każdego następnego dnia zastanawiasz się, co by było gdyby. Wiesz, że to nic nie da, nie cofnie czasu. Ale i tak to robisz. Nakręcasz tylko swoją złość, dodajesz sobie zmartwień. Leżysz patrząc się w sufit i myślisz, że mógłbyś już tak spędzić wieczność. Pewnie właśnie tak bym zrobił. Oszalałbym albo się zabił. I wiedziałem, że gdyby nie moja rodzina, tak właśnie by się stało. Gdyby nie zespół, nie miałbym już po co żyć. Muzyka była jedynym, co mogło mnie uratować. I pewnie nawet bym go nie założył, gdyby nie Gen. Jeszcze jedno zdarzenie miało wpływ na to, gdzie teraz się znajdowałem, kim byłem. I chyba to właśnie ono było główną przyczyną mojej egzystencji.
                Zdałem sobie sprawę, że to ja ją zabiłem. Pojechałem na granicę między Bossier a Shreveport. Była noc, padał ulewny deszcz. Samochody rzadko przejeżdżały przez most o tej porze. Czułem się jak w amoku. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na środku mostu. Byłem przemoczony do suchej nitki, jedynie w cienkim t-shircie, dżinsach i starych butach. Wpatrywałem się w zburzoną wodę rzeki Red River i zastanawiałem, co jeszcze robię na brzegu. Byłem w totalnej rozsypce, byłem wrakiem człowieka. Narkotyki popijałem tego dnia wódką, dlatego ledwo trzymałem się na nogach. Wiedziałem jednak, co chcę zrobić. Chwyciłem za metalową balustradę i spojrzałem w dół. Chciałem się tam znaleźć. Nie miałem już po co żyć. Chciałem się z nią spotkać, nawet jeśli musiałbym to zrobić po drugiej stronie.
                Kręciło mi się w głowie i zaczynałem mieć halucynacje. Wiedziałem, że jeśli teraz nie skoczę, to za chwilę nieświadomie stąd ucieknę i wszystkie moje starania pójdą na nic. Pomyślałem, że Jared i moja matka wezmą to za nieświadome samobójstwo, jeśli w ogóle znajdą moje ciało w rzece. Wmówią sobie, że to wina alkoholu i narkotyków. Tak byłoby najlepiej. Cóż, jaki ojciec, taki syn. Najwyraźniej miałem z niego więcej, niż podejrzewałem. Wybrałem tylko bardziej wyszukany sposób, by ze sobą skończyć i miałem o wiele lepszy powód.
                Miałem już puścić balustradę, kiedy ktoś szybko szarpnął mnie za koszulkę i wylądowałem na cemencie. Uderzyłem o niego głową, aż zawirowało mi przed oczami. Znów widziałem dziwne rzeczy. Most zniknął, a ja znajdowałem się na sali gimnastycznej szkoły w Bossier City. Wokół tańczyli ludzie, a w mojej głowie rozbrzmiewała wolna piosenka. Ta sama, do której tańczyłem z nią na balu. Genevieve nachyliła się nade mną, ubrana w swoją balową suknię, w dokładnie takim samym makijażu i fryzurze, jakie miała tamtego dnia. Okalała ją jasna poświata, jakby światło neonu, który tańczył za jej plecami.
                - Shannon, nigdy więcej tego nie rób. Błagam cię. – powiedziała zmartwiona, głaszcząc mnie po głowie. Uśmiechałem się jak głupiec, bo znów miałem okazję zobaczyć jej twarz. Zaczęła płakać. – Będę zawsze przy tobie, dobrze? Może nie tutaj, ale sercem i myślami zawsze będę z tobą. Będę nad tobą czuwać. Kocham cię, pamiętaj. – rzekła przez łzy i rozpłynęła się w powietrzu, zupełnie jakby została zdmuchnięta przez wiatr, a ja znów zobaczyłem czarne niebo.

                Przeleżałem w kałuży całą noc. Dopiero nad ranem Jared mnie tam znalazł, po kilkugodzinnych poszukiwaniach. Nigdy nie dowiedział się, co tam robiłem. Nie chciałem wysłuchiwać jego zrzędzenia, nie zamierzałem iść do żadnego psychiatry. Wiedziałem, że pomimo, iż był to tylko wytwór mojej wyobraźni, zwykła halucynacja, to Gen faktycznie by tak powiedziała, gdyby tylko mogła. Zdawałem sobie sprawę, że chciałaby, abym się zmienił i żył jak najlepiej potrafię. Była moim aniołem stróżem, który nade mną czuwał i to ona sprawiała, że choć w pewnym sensie udawało mi się w życiu. To dla niej się zmieniłem. I pomimo, że jej już tu nie było, to dla niej wciąż żyłem. Nawet, jeśli moja obecność tylko rujnowała wszystkim życie.


6 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać, bo:
    a) jestem chora i mam gorączkę
    b) płaczę i jestem pełna feelsów.
    Dla mnie do wcale nie jest dołujące. Czasami trzeba przeczytać coś takiego, by zacząć doceniać czym tak naprawdę jest życie i jak bardzo jest cenne. Dziękuję Ci za tego shota, jest piękny, magiczny i taki prawdziwy...
    Kc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno nawet nie wiesz ile emocji we mnie wzbudziłaś tym rozdziałem:) Jest przepiękny!!! Idealny!!!!!!!!!!!!!!! i cudowny:) Tego właśnie potrzebowałam. Zawsze chwalę muzykę ale dzisiaj to mnie po prostu rozbiłaś tą muzyką i tym rozdziałem:) Mówiłam już, że był cudowny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże jak ja kocham jak Ty dodajesz takie rozdziały po których ja siedzę i nie wiem co mam zrobić, żeby się nie rozpłakać:) Na prawdę piękny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle emocji ^^
    Shot naprawdę jest dobry i można z niego bardzo dużo wywnioskować. Wgl. te jego wspomnienie, to co siedziało w jego głowie i jak zostało wyrażone, bardzo mi się spodobało. W sumie nie wiem, co mogę dodać... ten wpis dał większy zarys tego, co czuje Shannon, dzięki czemu więcej się wyjaśnia. Tak, czy siak, bardzo jestem na tak :D
    Pozdrawiam,
    Puzzel <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale mi szkoda Szaniastego:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze... Umknął mi jakoś ten one shot, a wchodziłam tu codziennie. Jej nawet nie wiesz jak mnie rozwaliłaś tym rozdziałem. Opisałaś życie Shanna jakie ja sobie wyobrażałam, że teraz wiedzie... Cholernie smutne i bez nadziei na poprawę. Kochana uwielbiam jak piszesz i jak doskonale oddajesz uczucia:) Świetny, refleksyjny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)