Uwaga!
Jeśli nie przeczytałeś/aś jeszcze 37 rozdziału, to ten one shot zawiera ogromny spoiler, gdyż właśnie na nim jest oparty. Zalecam najpierw przeczytać w.w. rozdział, a dopiero później ten poboczny, który znajduje się niżej.
Desperate and Broken
Przez
cały dzień spędzony w Londynie wahałem się, czy pójść na jej przyjęcie
urodzinowe. Naprawdę chciałem ją zobaczyć szczęśliwą, ale obawiałem się, jak na
to zareaguję. Widząc Leanne z uśmiechem na twarzy było najpiękniejszą rzeczą,
jaką kiedykolwiek widziałem i pewnie zobaczę. Jedynym problemem był powód jej
radości.
Dopiero
na przyjęciu zdałem sobie sprawę, że intuicja mnie nie myliła i to nie był
dobry pomysł. Rebecca zarządziła, by wszyscy stanęli obok stolików i nie
odezwali się ani słowem, podczas gdy obok nas grało kilka skrzypaczek. Miałem
wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie ze zdziwieniem, ale ostatnimi czasy już
przyzwyczaiłem się do takich spojrzeń. Ludzie zerkali w moim kierunku z
litością myśląc, że jestem chory. Miało to też swoje plusy, bo większość mnie
nie rozpoznawała. Nawet Rebecca przyglądała mi się przez chwilę w zamyśleniu,
ale szybko wróciła do swoich obowiązków.
W
końcu Sebastian wprowadził Leanne. Wyglądała cudownie w swojej sukience, a oczy
miała zakryte przepaską. Kiedy jej chłopak ją zdjął, Lea obejrzała się dookoła,
wodząc wzrokiem po gościach. Uśmiechnąłem się do niej, ale ona była zbyt
zawstydzona sytuacją, by to odwzajemnić. Sebastian też wydawał się być spięty,
co zaczęło mnie niepokoić.
- Pewnie
zastanawiasz się, dlaczego znajdujemy się na dachu w środku zimy. Otóż właśnie tak się poznaliśmy. Po raz
pierwszy zobaczyłem cię na dachu wieżowca podczas sesji w Nowym Jorku i od razu
się w tobie zakochałem. – starałem się zachować kamienną twarz, ale jego słowa
sprawiły, że poczułem się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nie mogłem tego
słuchać, ale postanowiłem nie robić przedstawienia i stałem ze skrzyżowanymi
rękoma pomiędzy chichoczącym tłumem. Leanne była już cała czerwona, przez
chwilę zrobiło mi się jej żal bo wiedziałem, że nie lubiła gdy wszyscy się
skupiali tylko na niej. – Od tamtej pory wiedziałem, że kiedyś zadam ci to
pytanie, i właśnie przyszła na to pora. – Sebastian przykucnął, a ja mogłem
przysiąc, że pobladłem. Poczułem ukłucie w sercu tak silne, że zacząłem się
zastanawiać, czy to nie zawał. Leanne spojrzała na mnie tak, jakby oczekiwała
mojej opinii, ale widząc jak zaciskam zęby i moje spojrzenie jednoznacznie
sprzeciwia się temu pomysłowi, odwróciła wzrok. – Leanne Montgomery, czy
zostaniesz moją żoną?
Wszyscy z
wyjątkiem mnie byli podekscytowani i uśmiechali się nerwowo. Jej rodzice
spojrzeli na mnie z satysfakcją, że dała sobie ze mną spokój, a oni wygrali.
Ben stał obok mnie i posłał mi spojrzenie pełne współczucia. Jedyne, co łączyło
mnie z tym tłumem, to wyczekiwanie jej odpowiedzi. Zacząłem się zastanawiać
jakby to było, gdyby odmówiła na oczach wszystkich. Niechętnie przyznałem przed
sobą, że ucieszyłbym się z tego, choć ta myśl sprawiała, że czułem się podle.
Chciałem jej szczęścia, ale teraz, gdy oczami wyobraźni zobaczyłem ją na
ślubnym kobiercu ze mną jako gościa, a nie pana młodego nie byłem już pewien,
czy aby na pewno szczerze życzyłem jej wszystkiego najlepszego z Sebastianem.
Wpatrywałem
się w pudełko z pierścionkiem, a potem zacząłem wyobrażać sobie, że to ja stoję
na miejscu Sebastiana. Tak naprawdę było blisko, bym się jej oświadczył. Zanim
sprawa z Shannonem wyszła na jaw, co jakiś czas bywałem u jubilera szukając
odpowiedniego pierścionka. Nigdy nie pomyślałbym, że ktoś mnie wyprzedzi.
Leanne
wahała się przez dłuższy moment, a moje serce biło szybko i głośno. Nie mogłem
powstrzymać się przed powtarzaniem w myślach „nie rób tego, nie rób tego…”.
- Tak. –
odpowiedziała, a ja zamknąłem na moment oczy, jakbym mógł dzięki temu udawać,
że odpowiedź była inna.
Sebastian
ucieszył się, a Lea założyła złoty pierścionek na palec i wpadła mu w ramiona,
po czym zaczęli się całować. Mimowolnie odwróciłem wzrok i zacząłem sztuczno
się uśmiechać i klaskać, tak jak wszyscy. Jack zniknął gdzieś ze swoją
dziewczyną, a Ben poklepał mnie po ramieniu. Goście zaczęli podchodzić do nowo
zaręczonych i wręczać im gratulacje. Nie chciałem się pchać między nich, więc
spokojnie stałem przy stoliku i wziąłem kieliszek szampana od kelnera. Wypiłem
go jednym duszkiem i odstawiłem na tacę.
Leanne
oswobodziła się z otaczającego ją ze wszystkich stron tłumu i podeszła do mnie.
Widziałem, że była zmieszana i nie wiedziała, co powiedzieć, więc postanowiłem
zacząć.
-
Wszystkiego najlepszego. No wiesz, z okazji urodzin. – powiedziałem trochę bez
składu, a ona słabo się uśmiechnęła patrząc na mnie z takim samym współczuciem,
co Ben.
- Dzięki. –
odpowiedziała nerwowo bawiąc się bransoletką należącą niegdyś do jej siostry.
Wszyscy zerkali na nas, ale kiedy napotykali moje spojrzenie skupiali ponownie
uwagę na Sebastianie. – Nie pogratulujesz mi zaręczyn?
Wiedziałem,
że Leanne po prostu mnie testowała. To był jej sposób na zapytanie mnie, czy
wszystko w porządku i oczekiwała mojego błogosławieństwa. Nawet gdybym go jej
nie udzielił, nic by to nie zmieniło, więc jak zwykle postanowiłem zrobić dobrą
minę do złej gry.
- Gratuluję.
– powiedziałem beznamiętnie i starałem się uśmiechnąć, ale słabo mi to wyszło.
Leanne
spuściła na chwilę wzrok, jakby nie mogła wytrzymać mojego spojrzenia.
-
Przepraszam. – rzuciła nagle smutnym głosem, co zupełnie mnie zaskoczyło. – Nie
chciałam, żeby tak wyszło.
Ukradkowo
dotknęła mojej dłoni, po czym szybko cofnęła rękę i posyłając mi ostatnie
posępne spojrzenie, zniknęła w tłumie. Postanowiłem tym akcentem zakończyć tę
zabawę i wrócić do domu. Miałem tylko nadzieję, że spodoba się jej mój prezent.
Ben dogonił
mnie przy wyjściu z budynku. Powiedział, że też wychodzi i zaprosił mnie do
siebie na drinka. Wiedziałem, że chce po prostu mnie przypilnować.
- Co teraz
zrobisz? – zapytał, gdy piliśmy już szkocką w jego salonie. Nie przepadałem za
alkoholem, ale w tej chwili było mi wszystko jedno. Zdjąłem idiotyczne czarne
okulary, które nie miały na celu poprawy mojego wzroku, a zakrycie braku brwi.
- A co mam
zrobić? Już pozamiatane. – odpowiedziałem nie wiedząc, do czego zmierza.
Ben spojrzał
na mnie z wahaniem, jakby zastanawiał się, czy może powiedzieć mi coś takiego.
- Chcesz o
nią walczyć jak już będzie mężatką? Wiesz, póki co masz u niej jeszcze jakieś
szanse. Widziałem, jak patrzyła na ciebie. Ona naprawdę nie chce za niego
wychodzić i tylko czeka, aż ją uratujesz od tego faceta. Mówię ci stary,
działaj póki nie będzie już za późno.
Zastanowiłem
się nad jego słowami i przypomniałem sobie, co powiedziała mi Leanne.
Pomyślałem jednak, ze gdyby nie chciała być z Sebastianem, to nie zgodziłaby
się zostać jego żoną. Moje szanse u niej były znikome, bo nawet jeśli wciąż coś
do mnie czuła, to nie potrafiła mi wybaczyć. Nie bardzo rozumiałem, co Ben ma
na myśli. Jak mogłem o nią walczyć, skoro zamierzała wyjść za tego gościa?
- No nie
wiem. A co jeśli ona źle to odbierze i przez to zniszczę naszą przyjaźń? Nie
chcę dopuścić do tego, żeby przestała się do mnie odzywać.
Ben zdawał
się nie rozumieć, co mam na myśli i postanowił bronić własnych racji.
- Wolisz śpiewać
na ich weselu? Stary, wykurzyłeś mnie to wykurzysz i jego.
Wyobraziłem
sobie coś takiego. Właściwie nie zdziwiłbym się, gdyby poprosili mnie o taką
przysługę. Sam zastanawiałem się, czy w ogóle poszedłbym na jej ślub, a co
dopiero na nim występował. To chyba udowadniało, że między nami nie mogła
istnieć przyjaźń, bo ja najzwyczajniej w świecie nie widziałem w niej
przyjaciółki.
Postanowiłem
pomyśleć o tym na poważnie trochę później. Póki co chciałem wytrzeźwieć i nie
robić niczego pochopnie. Czułem się strasznie z myślą, że miałbym znów wkraczać
do jej życia i zrobić w nim chaos jak ostatnio. Wiedziałem jednak, że czekając
na potknięcie Sebastiana mogę trochę poczekać, albo w ogóle się tego nie
doczekać. Ben miał trochę racji. Owszem, udało mi się go wcześniej pokonać i
wyrwać od niego Leanne, ale to było trochę łatwiejsze. Nie spotykali się
jeszcze wtedy na poważnie, znali się od niedawna. Teraz miałem zniszczyć
związek, ba, rozdzielić narzeczonych. To nie było w moim stylu, ale pomyślałem,
że dla niej zrobiłbym wszystko.
Zatrzymałem
się u Bena, w gościnnym pokoju. Wiedziałem, że powinienem wrócić do Los
Angeles, pracować dalej nad nową płytą, pomóc Tomo i Shannonowi… Wszystko
jednak się zmieniło. Zadzwoniłem do mojego brata i opowiedziałem mu, co się
stało. Zaczął mnie pocieszać, ale nie dlatego wykonałem ten telefon. Poprosiłem
go, by na razie pracowali sami nad materiałem, wysyłali mi jakieś pomysły czy
próbki. Shannon na początku wahał się nie wiedząc, czy sami dadzą radę. W końcu
dlatego byliśmy zespołem, nigdy nie pracowaliśmy oddzielnie, w dodatku na dwóch
różnych kontynentach. Zrozumiał jednak, jakie to dla mnie ważne. Zapytał mnie
nawet, czy potrzebuję mojej asystentki w Londynie. Tak naprawdę przydałaby mi
się do pewnych rzeczy, ale ze względu jej związku z Shannonem postanowiłem
skłamać i odparłem, że Emma nie jest mi potrzebna.
Cieszyłem
się, że Shannon znalazł wreszcie dziewczynę. Przez ten rok zrywali ze sobą i
znów do siebie wracali, ale wciąż byli razem. Nie podobało mi się, że trafiło
akurat na moją asystentkę, ponieważ dziwnie było mi przez to traktować ją
profesjonalnie. Mimo wszystko jednak nie dałem po sobie tego poznać, po prostu
ich wspierałem. Nie wiedziałem, czy Shannon się zakochał, czy nie. Nie
widziałem go w tym stanie od bardzo dawna, właściwie już zapomniałem, jak wtedy
wyglądał. W każdym bądź razie wydawało się, że ktoś taki jak Emma jest mu
potrzebny. Wiedziałem, że boi się ją stracić tak jak Genevieve, dlatego ciągle
do niej wracał. Ona z jakiś powodów także to robiła, dlatego ich związek
wyglądał trochę jak rollercoaster – raz na dole, raz na górze, non-stop coś
innego.
Następnego
dnia obudził mnie dźwięk telefonu. Trochę zaspany odebrałem, nie patrząc nawet
na wyświetlacz. Kiedy usłyszałem ten głos, natychmiast się obudziłem.
- Hej. Nie
obudziłam cię? – zapytała niepewnie, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że
wykonała ten telefon.
- Nie, już
nie spałem. – skłamałem.
Chwila ciszy
i westchnięcie.
- Chciałam
podziękować ci za prezent. Kolczyki są przepiękne, naprawdę nie musiałeś.
- Nie ma
sprawy. Pamiętałem, jak pokazywałaś mi je w witrynie sklepu w Wenecji i
zabroniłaś ich wtedy sobie kupić. – zaśmiałem się wspominając ten moment, ale
później poczułem nagłą tęsknotę. Zastanawiałem się, co ona sobie pomyślała.
- Och
faktycznie, kojarzyło mi się, że gdzieś już je widziałam. – odparła niewinnie,
ale nie wiedziałem czy jej wierzyć. – Szkoda, że tak szybko wczoraj wyszedłeś,
zabawa jeszcze trochę trwała.
Wstałem z
łóżka i stanąłem przy wielkim oknie rzucającym widok na panoramę miasta. Myśl,
że ona gdzieś tam jest, w jego mieszkaniu, w ich łóżku napawała mnie złością.
-
Nienajlepiej się czułem, przepraszam. – okłamywanie jej nigdy nie przychodziło
mi tak łatwo jak teraz. – Możemy się spotkać, jeśli chcesz. Porozmawiamy o
wszystkim, o czym wczoraj nie zdążyliśmy.
Wahała się.
Musiała być gdzieś w jego pobliżu, bo jej ton był dość oficjalny, nie okazywała
mi tego ciepła, które zwykła wcześniej okazywać. Rozmawiała ze mną tak, jakby
dzwoniła po hydraulika, albo zamawiała pizzę.
- Wychodzę
właśnie do szkoły, potem mam pracę. – nie odpowiedziała na moje pytanie.
- A po
pracy?
Znów długie
milczenie.
- Będzie już
późno.
Wiedziałem,
że stara się za wszelką cenę wykręcić. Postanowiłem nie dać jej na to szansy,
musiałem ją zobaczyć. Ciekawiło mnie, jak będzie się wobec mnie zachowywać, gdy
jego nie będzie w pobliżu.
- Możemy
wyskoczyć na drinka. – zaproponowałem wpatrując się w jeden odległy, szklany
budynek. Zastanawiałem się na co ona teraz patrzy, panikując i zastanawiając
się, jak nie dopuścić do naszego spotkania sam na sam.
- Ty nie
pijesz.
Pomyślałem o
wczorajszym alkoholu. Cóż, skoro złamałem już swoją zasadę odnośnie picia,
równie dobrze mogłem zrobić to drugi raz.
- Mogę zrobić
wyjątek. Albo wypić coś bezalkoholowego. Może być kolacja, przybranie na wadze
mi się przyda.
Skończyły się
jej wszystkie możliwe wymówki. Słyszałem, jak idzie gdzieś z telefonem.
- No dobrze.
– powiedziała ciszej, z drobnym westchnieniem. – O dwudziestej w OXO. Wiesz,
tam na wieży OXO jest Tower Bar. Kojarzysz gdzie to jest?
Nie miałem
pojęcia gdzie znajduje się ten bar, ale przytaknąłem. Mógłbym pojechać nawet na
drugi koniec świata, byle się z nią spotkać.
- Do
zobaczenia. – rzuciłem z uśmiechem, ale ona już odłożyła słuchawkę.
Powinienem
odpuścić. Nie przyjść. Znienawidziłaby mnie, wzięła za tego kłamcę i oszusta,
za którego mnie miała. Żyła by sobie szczęśliwie z Sebastianem, za parę lat
może zobaczyłbym ich gdzieś z dziećmi, byłaby wesoła i całkowicie wyparłaby
mnie już ze swojej pamięci, a widząc gdzieś moje zdjęcia czy słysząc piosenki, przechodziłaby
obojętnie.
Może i byłem
totalnym egoistą, patrzyłem tylko na to, co dobre dla mnie. Ale nie potrafiłem
tego zrobić. Po tym jak dotknęła wczoraj mojej dłoni i spojrzała na mnie swoimi
zielonkawymi oczami z uczuciem zrozumiałem to – ona nie zapomniała. Ten rok
rozłąki nic nie zmienił. Czekała, aż zrobię ruch. Musiałem działać, zanim będzie
za późno.
nie moge sie doczekac na rozwoj akcji :) podoba mi sie ze ciagle tu wracasz, nie czesto ale jednak :) /S.
OdpowiedzUsuńNo to czekam na poczynania Jareda. Rozdział a właściwie One shot jest genialny. Może oczekiwałam innej odpowiedzi Lea ale oprócz tego wszystko było idealnie. Wszyscy którzy tak nie lubili Bena nagle mogą zobaczyć ze jest naprawdę dobrym przyjacielem. Zyczę weny i czekam na kolejne nowości na tym blogu jak i na drugim ;)
OdpowiedzUsuńKurcze wchodzę tu codziennie, ale ten one shot mi jakoś umknął;( Jest cudowny i nie mogę doczekać się rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że Lea kopnie Sebastiana, a rodzice Lei po prostu mnie wkurzają... To przecież oczywiste, że człowiek zaznaje szczęścia tylko z osobą którą kocha:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJa cię kiedyś zabiję. Po prostu popłakałam się jak Sebastian oświadczył się Lei, ale nie myśl, że się wzruszyłam przez Sebastiana, co to, to nie. Rozkleiłam się, bo nie mogłam patrzeć na cierpienie Jareda. Jak mogłaś doprowadzić do czegoś takiego?????????? Ale na szczęście wiem, że będzie o nią walczył.
OdpowiedzUsuńZ poważaniem,
J.B