21.04.2014

Rozdział 3 - Hurricane


                Mężczyzna podniósł się z krzesła i obrócił w moją stronę. Był bardzo przystojny –szczupły, miał krótkie brązowe włosy i nienaturalnie błękitne oczy, które zdawały się hipnotyzować. Miał na sobie skórzaną kurtkę, szary t-shirt, ciemne wąskie spodnie i czarne workery. Moją uwagę przykuł także wisiorek na jego szyi – triada. Jedyne co mi przypominała to starożytny znak, który odwrócony oznaczał Ziemię, a w takim układzie bodajże powietrze. Pamiętałam to z czasów, gdy w liceum interesowałam się horoskopami i znakami zodiaku.  
Mogłabym przysiąc, że już go gdzieś widziałam. No cóż, skoro był i muzykiem i aktorem, było bardzo prawdopodobne, iż natknęłam się już kiedyś na jego osobę. Był chyba zdezorientowany, bo nie wiedział czy ja jestem fotografem, czy towarzyszący mi mężczyzna w okularach.
- Witam, nazywam się Aaron Hastings i jestem asystentem dyrektora artystycznego. – powiedział, uściskając mu rękę. Obydwoje zachowywali obojętne twarze, chociaż wydawało mi się, że Aaron jest trochę zestresowany. – A to jest nasz fotograf… - No tak, zapomniał jak się nazywam.  Rozumiałam, że wszystko wyszło niespodziewanie, ale mógł zapamiętać chociażby moje imię.
- Leanne Montgomery. – powiedziałam, podając mu dłoń. On uśmiechnął się do mnie tajemniczo i spojrzał na mnie trochę podejrzliwie. Pewnie wyczuł, że jestem tu nowa.
- Jared Leto. Miło mi cię poznać. – odparł nadal przyglądając mi się badawczo.
Aaron zaprosił nas na miejsca, wskazał mi aparat ustawiony na statywie i cicho zapytał, czy umiem się nim obsługiwać, a gdy powiedziałam mu, że tak, zwołał całą ekipę.
Studio było ogromne, czarne tło zostało już wcześniej rozstawione, a wokół młodzi ludzie pomagali przy oświetleniu. Niektórzy z nich byli starsi ode mnie, a wciąż pracowali tam jako asystenci. Pomyślałam, że pewnie byłabym teraz na ich miejscu, gdyby nie przypadek. Patrzyli na mnie zdziwieni, ale gdy tylko Aaron zobaczył ich miny podszedł do nich i wytłumaczył co tu robię. Nie wydawali się być zadowoleni.
Jared usiadł na małym krześle obrotowym bez oparcia i czekał na moje polecenia. Poprosiłam asystentów, żeby skierowali światło bardziej w prawo. Dopiero gdy dotknęłam aparatu zobaczyłam, jak trzęsą mi się ręce ze zdenerwowania. Od tej sesji zależało wszystko.
- Możesz usiąść trochę bardziej na wprost? – zapytałam grzecznie, a on mnie posłuchał.
- Tak dobrze? – zapytał.
- Tak, jest super. – powiedziałam i zrobiłam kilka zdjęć.
Spełniał każda moją prośbę bez żadnych sprzeciwów. Tak samo asystenci. Cieszyłam się, że nie jest żadną nadętą gwiazdą, która ma jakieś ogromne wymagania i dziwne zachcianki. Wstał i zdjął nawet kurtkę, odsłaniając kilka tatuaży – dwie triady pomiędzy łokciami a nadgarstkami, dziwne znaki dużym iksem i napis „Provehito in altum” na obojczyku, cokolwiek to znaczyło.
Świetnie się z nim współpracowało i widać to było na zdjęciach. Aaron przyglądał się wszystkiemu z boku i oglądając zdjęcia na komputerze wydawał się być zadowolony z efektów, ale jakaś kobieta przyszła po niego i wyszedł w jej towarzystwie. Po chwili Jared stanął obok mnie i sam zaczął się przyglądać efektom mojej pracy.
- Wyszły naprawdę genialnie, dobra robota. – powiedział z uśmiechem ubierając kurtkę.
- Dziękuję. – powiedziałam nieśmiało.
- Masz bardzo amerykański akcent. Nie jesteś stąd, prawda? – zapytał wciąż patrząc na pokaz slajdów.
- Nie, jestem ze Stanów. Dokładniej z Luizjany.
Kiedy to powiedziałam zauważyłam, że lekko się spiął i zamyślił. Po chwili rzucił jednak:
- Nigdy tam nie byłem. Urodziłaś się tam, a mieszkasz tutaj?
- Tak, od niedawna tu jestem. – nie wspomniałam już, od jak bardzo niedawna.
- Ja urodziłem się w Nowym Jorku. Ale pewnie to wiesz z Wikipedii.
Było mi wstyd, iż tak naprawdę nawet tam nie zajrzałam. Nie miałam na to czasu, a poza tym byłam tak zdenerwowana, że nie zastanawiałam się nad jego osobą. Pomyślałam jednak, że lepiej zrobię jeśli się przyznam do mojej niewiedzy na jego temat, bo prędzej i później i tak się wyda.
- Tak naprawdę nic o tobie nie wiem, powiedzieli mi jedynie, że jesteś muzykiem i aktorem. Chyba kojarzę cię z jakiegoś filmu albo teledysku, ale nie wiem z jakiego. To wszystko wyszło tak nagle, że nawet nie miałam czasu się przygotować. – musiałam się powstrzymać, żeby przerwać ten potok słów. On jednak nie był rozgniewany, raczej rozbawiony. Pewnie nie często zdarzało się, że ktoś nic o nim nie wiedział.
- Spokojnie, może to nawet lepiej. – oderwał wzrok od monitora i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok był strasznie rozpraszający. – Może chciałabyś się dowiedzieć o mnie więcej, poznać mnie, ale ze źródła, a nie z Internetu?
Jego pytanie mnie zaskoczyło. Właściwie nie wiedziałam, co odpowiedzieć.  Z jednej strony spotykałam się z Benem, ale z drugiej znaliśmy się tak krótko, że nic sobie nie obiecywaliśmy i nie miałam co do niego żadnych zobowiązań. Pomyślałam też, iż głupio byłoby mi odmówić, nie tylko ze względu na jego popularność czy fakt, że był naprawdę przystojny i czarujący, ale także na moją nową pracę. Nie podejrzewałam go o to, by mógł się na mnie poskarżyć jako zemstę za odmowę, jednakże ludzie są różni. Dlatego się zgodziłam i wymieniliśmy się numerami.
- Możemy spotkać się jutro po południu? Niestety wieczorem nie mogę, o 21:00 gramy koncert w Manchesterze, a potem pewnie tam zostaniemy. Chyba, że będę miał powód żeby tu wrócić. – powiedział kokieteryjnie. Nie byłam przyzwyczajona do mężczyzn flirtujących ze mną.
- Czemu nie, jutro mi pasuje. – odpowiedziałam, bo tak naprawdę nie wiedziałam, czy Marie-Ann da mi w najbliższym czasie kolejne zlecenie.
- Tylko obiecaj mi, że nie przeczytasz o mnie w Internecie. Chyba, że chcesz obejrzeć ze mną jakiś film, albo posłuchać mojej muzyki.
- Jasne, nie ma sprawy, obiecuję. – powiedziałam trochę zdziwiona jego uporczywością.
- Nie zrozum mnie źle, po prostu chcę żebyśmy mieli równe szanse. Ja opowiem ci o mnie, ty opowiesz mi o sobie. A jeśli już wszystkiego się dowiesz, to nie będzie zabawy.
W sumie miał rację. Nasze spotkanie byłoby nudne, gdyby opowiadał mi to, co już o nim przeczytałam. Wydawało mi się być fair, że nie wyszukam o nim żadnych informacji, poza muzyką i filmami. Wtedy przynajmniej będę miała jakieś preteksty do rozmowy.
Gdy już miał się pożegnać, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i niechętnie odebrał.
- Nie mogę teraz rozmawiać. Tak, będę na próbie, już wychodzę. – rzucił tak szybko do słuchawki, że ledwo wyłapałam słowa. – Przepraszam, muszę już lecieć.
- Spokojnie, rozumiem. A więc nie jesteś solistą, jak podejrzewałam.
- Kiedy zespół mi przeszkadza w takich chwilach, to żałuję że nie jestem. – parsknął śmiechem. – Żartuję, uwielbiam z nimi grać. Jesteśmy po prostu teraz w trakcie trasy, więc dużo się dzieje.
-W takim razie cieszę się, że znalazłeś pięć minut dla tak zwykłej dziewczyny. – uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Jeśli mi na czymś zależy, to zawsze znajdę na to czas. – spojrzał na zegarek w telefonie. – Teraz jednak muszę zająć się pracą. Do zobaczenia. – powiedział uwodzicielskim tonem. Jego wzrok tak mnie przeszywał, że miałam wrażenie jakby potrafił czytać mi w myślach. Odpowiedziałam mu to samo i ruszył w stronę wyjścia. Przy drzwiach obrócił się jeszcze uśmiechnął, po czym wyszedł.
Kiedy usiadłam przy komputerze ponownie oglądając fotografie, podszedł do mnie wysoki blondyn. Miał około trzydzieści lat i uśmiech na twarzy.
- Hej, ty jesteś tym nowym fotografem o którym mówił mi Aaron? – zdziwiłam się, że Aaron już zdążył o mnie wspomnieć. Mężczyzna miał bardzo wyraźny angielski akcent.
- Tak, to ja. – odpowiedziałam szybko.
- Mam na imię  Thomas, możesz mówić mi Tom. – wyglądał na bardzo miłego faceta. – Zajmuję się edytorialem, więc sporo będziemy razem pracować. Z góry przepraszam. – roześmiał się.  Jego śmiech był naprawdę zaraźliwy.
Dałam mu kilka wskazówek co do zdjęć, a on powiedział mi, że i tak ma na ich retusz dwa dni, więc w razie pytań czy skonsultowania wyników da mi znać. Marie-Ann nie mogła przyjść i obejrzeć efektów, ponieważ była wezwana na drugi koniec miasta w jakiejś ważnej sprawie. Aaron stwierdził jednak, iż najlepiej będzie jeśli sam pokaże jej wszystko już po edycji Toma.
Zadzwoniłam do Bena, tak jak mu obiecałam. Nie biorąc pod uwagę mojego sprzeciwu zadeklarował się, że zaraz po mnie przyjedzie. Nie zdążyłam nawet wyjść na zewnątrz, a on już czekał na parkingu. Niebo było już jasno-granatowe, a słońce dawno schowało się za horyzontem.
- Czekałeś na mnie przez tyle godzin? – zapytałam, kiedy otwierał mi drzwi od strony pasażera. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że znajdują się po drugiej stronie.
- Byłem w pobliżu. – odparł z tajemniczym uśmiechem.
Kiedy już wyjeżdżaliśmy z parkingu wzięłam go w krzyżowy ogień pytań.
- Mówię serio, gdzie byłeś tak długo? Naprawdę mi głupio, że tyle musiałeś na mnie czekać.  – „I że ja w tym czasie flirtowałam i umówiłam się z innym facetem” – dodałam w myślach.
- Po pierwsze nie musiałem, tylko chciałem. – powiedział włączając iPoda podłączonego do głośników samochodowych. Rozpoznałam dźwięki „Undisclosed Desires” Muse. – Po drugie, tam jest firma, w której pracuję. – wskazał palcem wysoki nowoczesny wieżowiec, bardzo wyraźnie odznaczający się na tle zabytkowych budynków. Znajdował się może z 500 metrów od redakcji. – Chyba będziemy częściej na siebie wpadać. – dodał z szerokim uśmiechem, nie odrywając wzroku od drogi.
Miasto o tej porze było zakorkowane, mieliśmy więc dużo czasu na rozmowę.
- Rebecca nie zdziwiła się, że przyszedłeś do pracy? – zmarszczył czoło pytająco. – Mówiła mi, że wziąłeś wolne.
- Wydawała się być nawet zadowolona. Zapytała mnie czy nie wyjdziemy na kawę. – mówił to tak obojętnym i znużonym tonem, że zrobiło mi się aż przykro z powodu Becky. Może i była łamaczką męskich serc, ale tym razem naprawdę się zakochała.
- Zgodziłeś się? – zapytałam, chociaż już znałam odpowiedź.
 Spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć „żartujesz?”.
- Powiedziałem, że mam już umówione spotkanie. I nie skłamałem, prawda? – wydawało się, że nieźle się bawił pogrywając tak z moją kuzynką.
- Nie podoba mi się, że tak się z nią bawisz. – powiedziałam bez przemyślenia, ale cieszyłam się, iż zdobyłam się by mu to wyznać. Chyba się speszył.
- Nie bawię się nią. – zrobił urażoną minę. – Po prostu wiem, jaka ona jest. Z moim bratem jej nie wyszło, a teraz próbuje ze mną. Dlatego za każdym razem odmawiam. Właściwie nie tylko dlatego, ale to tez jeden z powodów.
Rebecca nic mi nie wspominała, że wcześniej chciała być z jego bratem. Teraz to ja poczułam się głupio, iż tak na niego naskoczyłam.
- A jakie są pozostałe powody?
Zaśmiał się.
- Och, chyba wiesz jakie. – spojrzał w moim kierunku i zatrzymał na mnie wzrok, patrząc mi prosto w oczy. Gdyby kierowca za nami nie zatrąbił, pewnie nie oderwałby ode mnie oczu.
Czułam, że zrobiłam się czerwona jak burak.
- Po prostu powiedz jej, że nie chcesz się z nią spotykać i tyle. – powiedziałam, żeby uciąć temat. On jednak nie dawał za wygraną, jak zwykle zresztą.
- Myślisz, że nie próbowałem? Ona nie zna słowa „nie” i ty dobrze o tym wiesz.
Tu akurat miał rację. Rebecca była trochę jak Ben. Jeśli miała już wyznaczony cel, dążyła do niego póki go nie osiągnęła. Nigdy się nie poddawała.
Kiedy wreszcie zbliżaliśmy się do domu poczułam ulgę, że nie musimy już rozmawiać o Becky. Zauważyłam jednakże jej białego New Beetle na podjeździe i poczułam, że będę mieć kłopoty jeśli zobaczy mnie z Benem. Musiałam coś szybko wymyśleć.
- A co z naszym obiecanym spotkaniem? – rzuciłam pospiesznie. Tak naprawdę po całym dniu wrażeń miałam ochotę siedzieć w domu, poza tym było już grubo po dwudziestej, ale niegrzecznie byłoby nie zaprosić Bena do domu po tym jak mnie wiózł do redakcji i z powrotem, w dodatku czekając na mnie tak długo.
Widać zaskoczyłam go tym pytaniem, jednak od razu zmienił nastawienie. Natychmiast zawrócił samochód i ruszył w przeciwnym kierunku.
- Dokąd jedziemy? – zapytałam zaciekawiona.
- Zobaczysz.
Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut bocznymi ulicami, omijając największe korki. Później jednak musiał jechać przez Tower Bridge, gdzie był spory ruch. Zauważyłam jego uśmiech, kiedy tędy przejeżdżaliśmy. Mimowolnie także się uśmiechnęłam. To tutaj się poznaliśmy.
 Nie miałam pojęcia gdzie zamierza mnie zawieść. Pomyślałam, że pewnie do jakiegoś klubu. Nagle po dziesięciu minutach jazdy zatrzymał się pod bardzo wysokim i nowoczesnym białym apartamentowcem. Był niesamowicie oświetlony, miał mnóstwo okien i duże balkony. Wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam zdezorientowana.
- W moich skromnych progach. – odparł pokazując gestem, że mam iść przodem.
Hall był ogromny i jasny, z podłogą wypolerowaną tak, że wyglądała jak lustro i wielką kanapą jak w hotelu. Ściany były obite brązową pikowaną skórą, a w niektórych miejscach znajdowały się ogromne okna. Beżowy wąski dywan prowadził do srebrnej windy. Ben przepuścił mnie przodem i weszliśmy do środka.
Wcisnął przycisk z liczbą jedenaście i drzwi się zamknęły. Poczułam się niezręcznie z nim sam na sam w windzie, w milczeniu. Nagle dziwne myśli zaczęły błąkać się po mojej głowie. Przypomniał mi się jeden film, gdzie chłopak rzucił się na dziewczynę w windzie i zaczęli się całować. Teraz przypomniało mi się, gdzie widziałam Jareda. To właśnie on był tym chłopakiem.
Na szczęście zanim dotarłam do końca tej sceny drzwi windy się otworzyły. Przed moimi oczami ukazał się długi korytarz z piękną drewnianą podłogą i ścianami w kolorze ecru. Wszędzie zamontowane były małe halogenowe lampki, przez co było niezmiernie jasno. Na podłodze stały wysokie wazy, a wszystko się błyszczało jakby nikt tu nie mieszkał. Zauważyłam też kilka szklanych drzwi, które były matowo zabarwione, by nie było widać wnętrz pomieszczeń.
Ben poprowadził mnie do w połowie szklanych, a w połowie drewnianych schodów. Na górze czekało mnie jeszcze więcej niecodziennych widoków.
Salon był chyba wielkości całego mojego mieszkania. Podłoga pozostała niezmieniona, natomiast ściany były przy kominku i ogromnym telewizorze wyłożone błyszczącym marmurem, natomiast resztę zastąpiono oknami sięgającymi od podłogi do sufitu. Nawet on był błyszczący. Na środku salonu stała duża kanapa w kształcie litery „L”, a na jej środku szklany stolik. Wszędzie roiło się od obrazów i posągów bądź waz wyglądających na przywiezione z całego świata. Zauważyłam też, że za kanapą znajdował się oszklony gabinet.
- Rozgość się. – powiedział wskazując na kanapę i fotele, które dopiero teraz zauważyłam. Usłyszałam też z oddali przyjemną muzykę. – Napijesz się czegoś? Może drinka?
- Jasne. – odpowiedziałam nadal pod wrażeniem jego mieszkania, chociaż było to złe określenie. To był już luksusowy apartament. Przeszłam obok kanapy i stanęłam przy oknie. Widok rozlegał się na panoramę miasta. Z naszego balkonu widać było światła mniejszych bloków i domów, tu natomiast czułam się jak w zupełnie innym świecie. Wieżowce rzucały kolorowe migoczące blaski, a po prawej stronie można było dostrzec kolorowe London Eye i odbijającą budynki jak lustro rzekę.
Ben stanął obok mnie, podając mi szklankę z drinkiem. Po chwili rozsunął drzwi balkonowe, które uważałam za okno. Przeszłam przez nie na duży balkon. W równej linii ze szklanymi barierkami ciągnęły się kanapy, a wszystko było pięknie oświetlone. W jednym miejscu sofę zastąpił stolik z dwoma krzesłami. Stałam jak wryta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów na przepiękne widoki. Wzięłam łyk słodkiego drinka, który tylko pogłębił mój podziw do tego miejsca.
Zaczął wiać mocniejszy wiatr i dopiero teraz poczułam na skórze chłód. Ben sięgnął po koc leżący na krześle i zarzucił mi go na ramiona. Kiedy obróciłam się w jego kierunku, spojrzał mi prosto w oczy, tak jak wtedy w samochodzie. Tym razem jednak nie było klaksonu. Nic nie mogło nam przeszkodzić. I nic nie przeszkodziło. Wtuliłam się jego ramiona i poczułam jego usta na swoich.

8 komentarzy:

  1. Rozdział genialny. Na prawdę bardzo przyjemnie się czyta twoje opowiadanie. Jest przejrzyste i nie ma mętliku. Fabuła dość ciekawa. Mam nadzieję że nie każesz długo czekać aż Jared z Leanne pokapują się że łączy ich wspólna przeszłość. Nie wiem czemu ale ten Ben mi takiego cwaniaczka przypomina, szczególnie w tej scenie w samochodzie, co mnie do niego zraziło, dlatego oczywiście #teamJared hahaha. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Kiedy można się go spodziewać? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziekuje za tak miłe słowa :)
      Myśle, ze jutro wieczorem lub pojutrze rano :)

      Usuń
  2. Tyle czekania, już codziennie patrzyłam czy jest ten kolejny rozdział ;D Jestem ciekawa jak to się potoczy, bo jeśli planujesz jakieś związki, to moje niezdecydowanie sprowadza się do tego, że uwielbiam zarówno Jareda jak i Bena :) w ogóle wszystkie postacie sa bardzo dobrze wykreowane :)
    życzę dalszej weny, bo masz bardzo fajny styl pisania, powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to sie niezmiernie cieszę, ze ktoś az tak na to czeka :3
      Dziekuje"

      Usuń
  3. Raj na ziemi. I chyba nawet wiem, czemu Jared zabronił Leanne sprawdzania w internecie informacji na własny temat... Bossier City, jak nic.
    Ben z każdym kolejnym rozdziałem jest coraz cudowniejszy, ale cóż, ja lubię delikatnych facetów, którzy nie za szybko się "pchają", że tak to określę :)
    Jeszcze jedno: zakochałam się w tym salonie! Jeśli projektować, to z klasą - taką zasadę wyznaję, tego się trzymam i wielbię w opowiadaniach :D
    Dużo weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie moge zdradzić zeby nie psuć zabawy :))
      Sama chciałabym taki salon mieć haha :3
      Dzieki!

      Usuń
  4. Z tą windą to był jakiś konkretny film z Jaredem, czy go wymyslilas? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Requiem dla snu", dokładnie ta scena :)
      http://31.media.tumblr.com/924ae89d1d644b658292617d0329872c/tumblr_mub59fDq5Z1s4z8aro1_500.gif

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)