31.12.2014

Rozdział 53 – See The Life That He Took

                Nigdy jeszcze nie widziałam Shannona w takim stanie. Na jego twarzy można było dostrzec całą paletę nastrojów – gniew, smutek, rozpacz, poczucie winy i Bóg wie co jeszcze. Chyba zarówno ja, jak i Jared myśleliśmy, że mu ulży gdy znajdzie się ktoś, kto zawinił zamiast niego. On jednak pokręcił głową z niedowierzaniem, jakby nie chciał dopuścić takiej możliwości.
                - Nie musisz próbować mnie wybielić przed Leanne wymyślając takie historie. – powiedział w końcu, czym całkowicie zbił mnie z tropu. Jared również spojrzał na niego zaskoczony. Jego wyznanie wydawało mi się szczere, ale teraz sama nie wiedziałam, czy powinnam wierzyć mojemu chłopakowi.
                - Nie kłamię i nie próbuję cię wybielić. Tak było naprawdę. - Jared patrzył bratu prosto w oczy jakby chciał tym udowodnić swoją prawdomówność, ale Shannon wciąż pozostawał nieugięty. Ja nie potrafiłam już nawet skupić się na powodzie tej dyskusji, za bardzo zaaprobowałam się ich zachowaniem.
                - Przestań. Wiem, że zawsze starałeś się zrobić wszystko, żeby pozbawić mnie wyrzutów sumienia. Nie musisz wymyślać, że kochałeś Gen, że cię pocałowała, albo że to ty powiedziałeś jej gdzie byłem tamtego dnia. To i tak mi nie pomoże.
                Widziałam, jak Jaredowi puszczają nerwy. Jeszcze nigdy nie widziałam, by tak szybko tracił nad sobą panowanie. Widocznie w kontaktach z bratem nie oszczędzał w środkach. Przeszedł obok stolika i stanął na wprost niego, przybierając wkurzoną minę.
                - NIE WYMYŚLIŁEM TEGO. – rzucił podkreślając każdy wyraz, by zabrzmiał bardziej stanowczo. – Uwierz mi lub nie, ale nie tylko ty miałeś prawo się w niej zakochać. Tak samo nie tylko ty masz teraz prawo do poczucia winy. Nie powiedziałem ci o tym, że mnie pocałowała żebyś ją znienawidził. Wiem, że cokolwiek by się nie stało ty nigdy byś tego nie zrobił.
                - Więc po co to powiedziałeś? – wycedził przez zęby Shannon, zaczynając wierzyć w jego słowa. Ja tylko modliłam się, by nie zaczęli się bić.
                - Bo uznałem, że ty i Leanne macie prawo wiedzieć. Przez takie właśnie sekrety wszyscy się ze sobą pokłóciliśmy i nie chciałem, by to się powtórzyło.
                Kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Shannona, zmiękło mi serce. Nie potrafiłam już patrzeć na niego w ten sam sposób. Widziałam, jak wszystkie wspomnienia w nim odżyły, choć tak naprawdę żyły w nim cały ten czas, niezależnie co by się wydarzyło. Nie potrafił ich wymazać, choć podejrzewam, że nawet gdyby miał wybór, nie chciałby zapomnieć. Z pewnością zabolała go świadomość, że jego rodzony brat zakochał się w miłości jego życia. I choć według Jareda Genevieve go nie kochała, to jednak go pocałowała. Może Jared liczył, że po tylu latach nie wstrząśnie to jego bratem tak bardzo, jak wstrząsnęłoby kilkanaście lat temu. Jednakże po jego reakcji widziałam, że tak nie było. Poczuł się oszukany i wcale nie ulżyło mu, że nie jest jedynym winnym.
                - Nie musiałeś nic mówić. – odparł w końcu starszy z braci, zaciskając pięści z gniewu. Zauważyłam w nim coś innego. Wyobraziłam go sobie jako chłopaka, którego znała moja siostra. Wiecznie rozgniewanego i roztargnionego, nie potrafiącego radzić sobie z emocjami i zachowaniami. Teraz łatwiej było mi zrozumieć, dlaczego Genevieve tak usilnie starała się mu pomóc. Widziała, że tego właśnie potrzebował, choć paradoksalnie zmienił się dopiero wtedy, gdy mu jej zabrakło. – To i tak nic nie zmieni. Nie zwróci jej życia i nie sprawi, że poczuję się lepiej. I tak największym winnym jestem tu ja, a idąc twoją logiką można by uznać także Gen za winną, bo cię nie posłuchała i do mnie przyszła.
                - Przestańcie. – wtrąciłam się w końcu, nie mogąc już słuchać ich dyskusji. Choć zgadzałam się z Shannonem, że do niczego ona nie prowadzi i głównym winowajcą i tak pozostawał on, miałam dość wysłuchiwania tłumaczeń w stylu „co by było, gdyby”. Obydwoje spojrzeli na mnie zaskoczeni, jakby zapomnieli że w ogóle byłam w pomieszczeniu. – Mam dość przerzucania winy między sobą. Jak mówi Shannon, to niczego nie zmieni. Obydwoje powinniście przestać się o wszystko obwiniać. Wiem, że to nie jest łatwe, ale Genevieve na pewno źle czułaby się z myślą, że z jej powodu zadręczacie się przez tyle lat.
                Widziałam, że zrobiło im się głupio. Spojrzeli na siebie wypowiadając w swoim kierunku nieme „przepraszam” i przenieśli swój wzrok na mnie, patrząc z wdzięcznością. Z jednej strony cieszyłam się, że wyrzucili z siebie wszystko i byli szczerzy, jednakże wciąż trochę dręczyły mnie słowa Jareda. Nie potrafiłam go winić za śmierć Gen i nie wiedziałam, czy to dlatego, że go kochałam, czy może przez to, że bezpośrednio jej nie zabił. W każdym razie kiedy przeszedł przez pokój i objął mnie w pasie nie czułam, że jestem na niego zła za cokolwiek, co zrobił w przeszłości.
                Do salonu wrócił Tomo, więc wszyscy udaliśmy, że podczas jego nieobecności nic się nie wydarzyło. Resztę wieczoru spędziliśmy już na luźnych rozmowach, które pozwoliły mi zapomnieć o wszystkim, czego się dowiedziałam. Jednak kiedy Shannon oświadczył, że wychodzi na zewnątrz by zapalić papierosa, ujrzałam okazję do porozmawiania w cztery oczy. Sama nie wiedziałam, dlaczego nagle zaczęłam przejmować się tym, co czuje.
                Dwie minuty po jego wyjściu powiedziałam, że idę do łazienki. Tak naprawdę znalazłam się na balkonie, który ciągnął się wokół domu. Nie musiałam długo szukać Shannona. Stał oparty o barierkę i wyciągał właśnie drugiego papierosa. Wiedziałam, że nie powinnam teraz znajdować się w towarzystwie kogoś, kto pali, ale na szczęście wiatr rozdmuchiwał dym w przeciwnym kierunku. Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o ciąży, ale w końcu postanowiłam milczeć. Stanęłam obok, wyrywając go z przemyśleń.
                - Wyszłaś się przewietrzyć? – zapytał, choć myślami wciąż był gdzie indziej. Wpatrywał się we wzgórza w oddali oraz w migoczące światła Los Angeles. Wiedziałam, że tak naprawdę nie widział tego wszystkiego. Widział Bossier City.
                - Tak. – skłamałam. On jednak domyślił się, że nie mówię prawdy.
                - Okej, a tak na serio? Raczej nie martwisz się o mnie, więc o co chodzi?
                Podświadomie trochę się martwiłam. Mimo wszystko był bratem Jareda, poza tym naprawdę było mi żal patrzeć na jego cierpienie. Uważałam, że wystarczająco odpokutował już za to, co zrobił i dostał największą możliwą karę, dlatego nie zamierzałam dokładać mu zmartwień.
                - Chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Martwię się tym, co powiedział Jared. Boję się, że naprawdę obwinia się o to wszystko i jest ze mną tylko po to, by uciszyć wyrzuty sumienia. I wiem, że ty czujesz się pewnie podobnie, dlatego jako jedyny możesz mi pomóc go zrozumieć.
                Oparłam się plecami o barierkę, patrząc na niego. On stał przodem do niej, ale również na mnie spojrzał. Palił papierosa tak, jakby miał mu przynieść ukojenie. Zastanawiałam się, który to już dzisiaj.
                - To nieprawda. – stwierdził od razu, a ja nie wiedziałam, do czego dokładnie się odnosi. – Nie jesteś dla niego pocieszeniem. Raczej nagrodą za wszystkie cierpienia, prezentem od losu za jego niespełnioną miłość. I założę się, że gdyby jakimś cudem Genevieve mogła tu teraz być, bez wahania wybrałby ciebie. – powiedział całkiem szczerze, co mnie zdziwiło, ale też ucieszyło.
                - A ty? Wybrałbyś ją, czy Emmę? – pomyślałam na głos, czego od razu pożałowałam. Nigdy nie potrafiłam w porę ugryźć się w język.
                Shannon znów spojrzał smutno przed siebie. Sam fakt, że nie odpowiedział na to pytanie bez zastanowienia świadczył o tym, że wciąż kochał Gen i nie potrafił jej skreślić.
                - Przepraszam, nie powinnam o to pytać. – powiedziałam w końcu, a on ponownie spojrzał na mnie.
                - Wybrałbym Genevieve. – odparł wypuszczając dym, a ja patrzyłam na niego zaskoczona. Mówił to z takim spokojem i przekonaniem, że zaczęłam współczuć Emmie. Mimo, że bycie z Gen było niemożliwe, nigdy nie chciałabym żyć ze świadomością, że jestem na drugim miejscu, że jestem tylko nagrodą pocieszenia. Dlatego przez chwilę tak bardzo bałam się, że Jared właśnie tak może mnie postrzegać. – Emma o tym wie. – dodał, napotykając moją minę.
- Nie czuje się z tym… źle?
                Shannon wzruszył ramionami.
                - Na pewno nie jest jej z tym miło. Mi też nie jest. Ale wie, że i tak nigdy nie będę już z Gen, więc stara się o tym nie myśleć.
- Sama na to wpadła czy jej to powiedziałeś? – znów zadałam nieprzemyślane pytanie, na które Shannon westchnął. Na zewnątrz był spokojny, jednak po tonie jego głosu, który starał się opanować wnioskowałam, że nie był to dla niego łatwy temat do rozmów.  
                - Kiedy się poznaliśmy szybko zauważyła, że coś jest nie tak. – odparł zagadkowo. Nie rozumiałam dokładnie, o co mu chodziło. Gdy ja zobaczyłam go po raz pierwszy nie dostrzegłam w nim nic szczególnego. Może zachowywał się przy mnie nieco dziwnie, ale zrzuciłam winę na fakt, że znał mnie z dzieciństwa. Natomiast w przypadku Emmy dziwiłam się, że dał po sobie poznać, iż coś jest nie tak. – Nie chodziło wcale o to, że wydałem się jej skryty czy coś takiego. – sprostował uświadamiając sobie, że nie mówi zbyt jasno. – Kiedy zaczęła z nami podróżować widziała, że nigdy nie zasypiałem. W samolocie, autobusie, czymkolwiek. Walczyłem ze snem, zresztą nadal to robię. To dlatego piję tyle kawy. – powiedział odwracając ode mnie wzrok. Znów wciągnął dym do płuc i powoli wypuścił powietrze, jakby zbierał się na odwagę. –Na początku śniły mi się tylko prawdziwe wspomnienia z Gen, z których nie chciałem się budzić. Potem przerodziły się w koszmary. Nawiedzały mnie coraz częściej… W każdym z nich Genevieve umierała, ale nie zawsze w ten sam sposób. Pewnego dnia wszystko ustało, ale szybko do mnie wróciło.
                - Wiesz dlaczego wróciło? – zafascynowało mnie jego zwierzenie. Nigdy nie podejrzewałabym, że pije tyle kawy by uniknąć snu.
                - To stało się niedługo po wydaniu pierwszej płyty. Byłem tak zaabsorbowany jej wydaniem, że najzwyczajniej w świecie nie myślałem już tak często o Gen. Wtedy wszystkie koszmary zniknęły. Pewnego dnia, na koncercie, wydawało mi się, że zobaczyłem ją w tłumie. Wiem, że to głupie i niemożliwe. Tamta dziewczyna była po prostu bardzo podobna do Genevieve, choć widziałem ją z daleka i miała całkiem inną fryzurę, kolor włosów, czy ubrania. Wtedy wszystko do mnie wróciło. Znów nie mogłem przestać o niej myśleć.  Próbowałem nawet znaleźć tamtą dziewczynę żeby udowodnić sobie, że to nie ona, ale kiedy skończyliśmy grać jej już nie było.
                Zapewne zapytałabym go jeszcze o wiele rzeczy, gdyby nie Jared szukający mnie po studio. Zauważyłam już z daleka, jak rozgląda się po wszystkich pomieszczeniach i krąży w tę i z powrotem, więc postanowiłam sama wrócić.
                - Tu jesteś. – powiedział z uśmiechem. Podążył wzrokiem w stronę drzwi balkonowych. – Rozmawiałaś z Shannonem?
                - Tak, rozmawiałam.
                - Przepraszam, jeśli wam przeszkodziłem. Mogę wrócić do salonu sam, jeśli chcesz. – odparł napotykając moją niezadowoloną minę.
Nie chodziło o to, że przerwał naszą rozmowę czy dlatego, że znów był nadopiekuńczy i szukał mnie po całym studio. Po prostu wciąż dręczyło mnie to, co powiedział mi jego brat. Współczułam mu. Po raz pierwszy pomyślałam o nim nie jako o mordercy, ale o ofierze. Na jego miejscu wolałabym umrzeć, niż żyć z takim poczuciem winy. Wcześniej sądziłam, że wywinął się od kary za tak straszny czyn, jaki popełnił. Jednakże zrozumiałam, że spotkało go coś o wiele gorszego, niż więzienie. Dręczyły go koszmary, widział wszędzie twarz Gen, miał ogromne wyrzuty sumienia. Nawet po tylu latach nie potrafił się pozbierać, nie był w stanie zakochać się w innej kobiecie, choć nie miał złudzeń, że Genevieve znów pojawi się w jego życiu. Takiego życia nie życzyłabym nawet swojemu największemu wrogowi, choć z pozoru mogło wydawać się, że Shannon miał wszystko – pieniądze, karierę, rodzinę, przyjaciół, czy dziewczynę. Tak naprawdę jego idealne życie było jednak tylko iluzją, gdyż bez Gen nie potrafił już doceniać żadnej z tych rzeczy.
- Nie, wrócę z tobą. Shannon ma mnie już pewnie dość na dzisiaj.
Jared uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Kiedy ruszał już w stronę salonu postanowiłam zatrzymać go jeszcze na chwilę. Wiedziałam, że inaczej będzie mnie to dręczyć.
- Jared… - zaczęłam niepewnie, a on znów odwrócił się w moją stronę. – Myślisz czasem o Gen? Mam namyśli… Nawiedza cię czasami, nie pozwala ci spać?
Widziałam, że to pytanie zbiło go z tropu. Odruchowo spojrzał za mnie, na brata, i westchnął. Musiał zauważyć, że Shannon nie zachowuje się normalnie, w końcu byli rodziną. Skoro zwierzył się ze swoich problemów dziewczynie swojego brata, zapewne jemu powiedział o tym już o wiele wcześniej. Chciałam wiedzieć, czy mogę jakoś pomóc Jaredowi. Nie chciałam być jak Emma i biernie przyglądać się jego cierpieniu. Choć nigdy nie zauważyłam, by specjalnie się zadręczał wiedziałam, że był dobrym aktorem i mógł to maskować.
- Śniła mi się kilka razy, ale nie spędzało mi to snu z powiek. Zazwyczaj były to przyjemne sny. Wspomnienia z młodości, albo po prostu spotykałem ją gdzieś i rozmawialiśmy. Po prostu wpadaliśmy na siebie jak dawni przyjaciele, jakby nigdy nie umarła. Czasami wydawało mi się, jakbym rozmawiał z jej duchem, jakby cały ten czas nam się przyglądała. Parę razy wydawało mi się, że spotkałem ją naprawdę. Widziałem niektóre jej cechy w różnych dziewczynach, które nawet jej nie przypominały. Ale nie martw się, nie jest ze mną tak źle. – Jared spojrzał wymownie na brata, który wchodził właśnie z powrotem do domu. – Chodźmy do salonu, Tomo siedzi tam całkiem sam.
xxx
                Dni w Los Angeles mijały mi o połowę szybciej, niż w Londynie. Ani się nie obejrzałam, a przyszedł czas gali ELLE.
                Jeszcze przed wyjazdem do LA miałam już wszystko zapięte na ostatni guzik – sukienkę, buty, akcesoria. Jedynym, co wciąż stało pod znakiem zapytania było towarzystwo Jareda. Obydwoje się wahaliśmy, nie mogąc dojść do porozumienia. Szczerze powiedziawszy, męczył mnie już ten temat. W pewnej chwili miałam już ochotę dać sobie spokój z poruszaniem tej kwestii po raz tysięczny i pójść tam sama. Wtedy nastąpił przełom, a raczej telefon od naszego grafika Toma, który w zaufaniu zwierzył mi się, że Sebastian również wybiera się na galę.
                Byłam mu wdzięczna za taką wiadomość, wiedząc że musiało nie być mu łatwo mnie o tym powiadomić. Przyjaźnił się z Sebastianem głównie dlatego, że dzielili wspólną profesję, ale to ja ich ze sobą poznałam i zdecydował odstawić na bok męską solidarność. Gdy tylko Jared usłyszał, że mój były narzeczony pojawi się na gali, natychmiast zadeklarował, że idzie ze mną. Wiedziałam, że chciał mnie chronić i robił to z czystej troski, ale obawiałam się, iż to tylko rozdrażni Sebastiana i sprowokuje go do upokorzenia mnie. Gdyby nie Marie-Ann, w ogóle bym tam nie poszła. Jednak gorzej czułabym się wystawiając ją w ostatniej chwili, niż będąc oczerniana przez Sebastiana.
                - Wyglądasz olśniewająco. – skomentował Jared przyglądając mi się w lustrze. Stanął za mną i objął mnie w pasie, kładąc swoją głowę na moim ramieniu. Wciąż był w codziennych ubraniach, a ja zazdrościłam mu, że nie musi szykować się tyle czasu przed imprezą.
                - Niedługo nie będę mieścić się w tak obcisłe ciuchy. – odparłam patrząc z lekkim smutkiem na swój brzuch, który teraz obejmował Jared.

Jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłam gruba, zawsze starałam się dbać o sylwetkę. Nie odchudzałam się, po prostu uważałam na to, co jadam, choć zdarzały mi się chwile słabości. Oczywiście to, że miałam niedługo przytyć nie stanowiło dla mnie w tej chwili największego problemu na świecie, ale wcześniej nawet o tym nie pomyślałam. Nie myślałam jeszcze o wielu rzeczach, o których powinnam, ale jak zwykle odkładałam wszystko na ostatnią chwilę. Postanowiłam także nie zadręczać się dzisiejszym wieczorem. Nie chciałam niepotrzebnie się nakręcać. Jeśli Sebastian miał coś zrobić, to moje zamartwianie się z pewnością nie potrafiło go zatrzymać. Patrząc teraz w lustro, w którym widziałam siebie i osobę, którą kochałam zrozumiałam, że cokolwiek by się nie wydarzyło, on mnie obroni. 

11 komentarzy:

  1. O matko, zarabisty rozdzial, troszke skleil moje serduszko (: i tak sie ciesze, ze gen odwiedzila ich na koncercie, tak bardzo i bardzo mi milo, ze shann nawet po tylu latach wybralby gen (: cass, jestes niesamowita! (:

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny :) czekam na nowy i życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój boże! Cudowny rozdział! Jesteś geniuszem,nim się obejrzę,a twoja książka będzie na półce w sklepie. Masz niesamowity talent,dziewczyno. Tylko tak dalej. :D Weny wwhy i jeszcze raz weny! Szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mi szkoda Shannona. :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa jak ty połączysz te 2 rozdziały w całość, żeby trzymały się kupy? Fajnie by było jakby Gen ujawniła się Shannonowi, tylko Emmy szkoda, ale cóż... Weny,weny,weny i niech 30 STM będzie z Tobą M.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) ja sama jeszcze wszystkiego nie wiem haha

      Usuń
  6. Cudowny rozdział. Kocham Shannona i strasznie mi go szkoda za to co go w życiu spotkało i to w zasadzie z powodu nienawiści Isabel. Gdyby miała choć trochę uczuć nie wmówiłaby mu że to on zabił Gen. Wiem, że miałby wyrzuty sumienia bo przez niego pojawiła się w tym klubie, ale to co innego niż myśleć ze samemu się ją zabiło. Szkoda, że Gen nie pogadała z Shannem po koncercie mój Boże jestem ciekawa jak to wyjaśnisz i czy w ogóle opiszesz to jakoś z perspektywy Gen:) Dzisiaj ostatni dzień roku dlatego chcę Ci bardzo podziękować za cudowny rok z twoimi opowiadaniami. Bardzo je wszystkie lubię. Najbardziej oczywiście ETF:) Życzę dużo weny na nowe rozdziały w nowym roku:)

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy nowy rozdział, ostatnio nikt nie dodaje nowych. ;/ - O

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)