- Chwileczkę, znam tę minę. – powiedziała nagle
Constance patrząc na nasze twarze. Obydwoje się speszyliśmy, ale ona
postanowiła brnąć w to dalej. – Coś jest nie tak. Nie do końca się cieszycie.
Chodzi o pracę, o pokomplikowanie życia…
-
Nie, mamo. Nie o to chodzi. – Jared chciał mówić dalej, jednakże jego matka mu
przerwała. Domyśliła się, że tu chodzi głównie o niego.
-
Poczekaj. – powiedziała jakby próbowała zebrać myśli, po czym zwróciła się do
mnie. – Leanne, miałaś niedawno narzeczonego, prawda?
Całkowicie
zaskoczyło mnie jej pytanie. Myślałam, że nie miała pojęcia o Sebastianie.
Najwyraźniej jednak Jared zwierzył się swojej matce ze wszystkiego. Widziałam,
że nie był zadowolony z tego, że jego matka przyznała to na głos, jednakże nie
miałam nic przeciwko. Wręcz zazdrościłam mu tego, że może zawsze porozmawiać
szczerze ze swoją rodziną, w przeciwieństwie do mnie.
-
Tak, to prawda. – odpowiedziałam nieśmiało, nie patrząc jej w oczy.
Constance
westchnęła. Wiedziała już, co jest na rzeczy.
-
To jego dziecko, tak?
Nawet
nie zauważyłam, kiedy stanęła przy mnie i dotknęła moją dłoń, która spoczywała
na stole. Spojrzałam w jej oczy, które były niemalże identyczne, jak jej
młodszego syna. Kryła się w nich ta sama troska, ale i zrozumienie. Sprawiały,
że byłam w stanie powiedzieć jej wszystko, o co tylko by mnie zapytała.
-
Nie wiem. – odparłam walcząc z płaczem. Niespodziewanie Constance mnie
uścisnęła, co zaskoczyło nawet Jareda. Najwyraźniej ulżyło jej, że wciąż
istnieje cień szansy.
-
Jared, zostaw nas na moment. – powiedziała, wciąż mnie obejmując. Wyczułam jego
wahanie, ale nie postawił się matce i posłusznie wyszedł. Usłyszałam, że
przechodzi przez drzwi na taras. - Kochanie, to naprawdę nieważne. – rzekła kobieta,
gdy jej syn zniknął z pola widzenia. Odsunęła się ode mnie i patrzyła mi w
oczy. – Jestem pewna, że będziesz kochać to dziecko niezależnie od tego, czyje
będzie. Jared na pewno zrobi to samo. To tylko krew, Leanne. To nie ona jest tu
najważniejsza. Gwarantuję cię, że mimo wszystko będę dla niego najlepszą babcią
pod słońcem.
Pokiwałam
głową z niewymuszonym uśmiechem. Nie chciałam mówić już nic więcej. Nie
potrafiłam powiedzieć jej, że Sebastian chce wszystko zniszczyć. Zresztą nie
zamierzałam do tego dopuścić.
Na
szczęście uratował mnie dzwonek telefonu. Zdziwiłam się widząc na wyświetlaczu
numer Amber. Przeprosiłam Constance i odeszłam na bok, by odebrać. Okazało się,
że postanowiła zadzwonić do mnie przez FaceTime.
-
Cześć, nie przeszkadzam? – ujrzałam na telefonie jej twarz i włączyłam
głośnomówiący, przechodząc w głąb salonu.
Kolejnym
zaskoczeniem był jej wygląd – rude, długie loki zastąpiła włosami do ramion w
miodowych odcieniach blondu. Wyglądała promienniej i młodziej, z pewnością ten
kolor i fryzura pasowały bardziej do jej twarzy. Płomienne odcienie zupełnie
nie były dla niej odpowiednie. Przypomniałam sobie, jak przy pierwszym naszym
spotkaniu pomyślałam, że jest przeciętnej urody. Jednakże wcale tak nie
myślałam. Wydawało mi się, że muszę być takiego przekonania, jeśli miałam być
lojalna wobec Rebeki. Szybko zrozumiałam, że Amber nie jest moim wrogiem. Moja
kuzynka starała się jej nienawidzić, ale sama wiedziała, że to nie z jej winy
Jack ją zostawił. Dlatego postanowiła unikać dziewczyny swojego byłego, a mi
nie robiła wyrzutów z powodu przyjaźni z jej rywalką.
- Nie, nie
przeszkadzasz. Świetnie wyglądasz. – powiedziałam, a ona się uśmiechnęła.
- Dziękuję,
ty też. Kalifornijskie słońce ci służy.
- Skąd
wiesz, że jestem w LA?
- Jared
pochwalił się Benowi, ten powiedział Jackowi, a on powiedział mi. – wyjaśniła z
bezradnym westchnieniem, a ja się zaśmiałam. – Dzwonię żeby coś ci powiedzieć.
Nie chciałam ci tego mówić przez telefon, ale nie wytrzymam do twojego powrotu,
więc zdecydowałam się zadzwonić z wideo.
Widziałam
ekscytację na jej twarzy, która zaczęła udzielać się i mnie. Chętnie
odparłabym, że też mogę się czymś pochwalić, ale powtarzałam sobie, iż przed
nią muszę powiedzieć rodzicom. Taka była kolej rzeczy.
- No dalej,
mów, bo umrę z ciekawości.
Amber zaczęła
machać dłonią przed kamerą telefonu, odsłaniając połyskujący pierścionek z
brylantem. Pisnęła do telefonu niemal podskakując z radości, a ja zasłoniłam
usta by nie pisnąć. Jared spojrzał na mnie z dworu i wpatrywał się we mnie jak
w wariatkę.
- O Jezu,
gratuluję! – powiedziałam w końcu ciesząc się jej szczęściem. Obawiałam się
reakcji Rebeki i czułam się trochę głupio w tej sytuacji, ale nie mogłam
przecież nienawidzić Amber tylko dlatego, że była dziewczyną byłego mojej
kuzynki. Co innego, gdyby odbiła go Rebece, jednakże tak się nie stało. Jack związał
się z Amber już po zerwaniu z nią, w dodatku z winy Becky.
- Dzięki.
Tak się cieszę! – wybuchła, ale szybko przywołała się do porządku. – A kiedy ty
znów pochwalisz się pierścionkiem?
Spojrzałam
ukradkiem na Jareda, który napotkał mój wzrok. Uśmiechnęłam się do niego chcąc
pokazać, że wszystko w porządku i nie musi się niepokoić.
- Póki co
mam dość zaręczyn. Do szczęścia nie potrzeba mi pierścionka, na wszystko
przyjdzie czas.
xxx
-
Z kim rozmawiałaś przez telefon, kiedy wyszedłem? – zapytał Jared w
samochodzie. Denerwowałam się przed wizytą w studio, ale rozmowa z nim trochę
mnie rozluźniała. Starałam się skupić tylko na tym, o co mnie pyta.
-
Z Amber. Jack jej się oświadczył. – uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak
szczęśliwa była dziewczyna podczas naszej rozmowy. Dzięki niej uświadomiłam
sobie, że tak naprawdę nigdy nie cieszyłam się ze swoich zaręczyn.
-
I co odpowiedziała? – zapytał, nie mogąc akurat spojrzeć na moją twarz.
-
Zgodziła się.
-
Wow. Nasze rodziny jednak coś łączy. – powiedział zagadkowo.
-
To znaczy?
-
Jednak to młodsi bracia mają większe szczęście do związków. – odparł, a ja
przewróciłam oczami. Faktycznie, zarówno Ben jak i Shannon nie trafiali
najlepiej. Mój związek z bratem Jacka skończył się jeszcze zanim tak naprawdę
się zaczął, a bratu Jareda nie poszczęściło się z moją siostrą.
-
„Jednak”?
Widziałam,
że na moment Jared się speszył, jednakże szybko przywołał swoją poprzednią
minę.
-
No wiesz, jak byłaś zaręczona z Sebastianem miałem pewne wątpliwości co do
swojego losu. – odparł. Mimo, że była to logiczna odpowiedź miałam dziwne
uczucie, że nie tylko o to mu chodziło. -
Co powiedziała ci moja matka? – Jared zmienił nagle temat, przez co przestałam
zastanawiać się nad jego poprzednimi słowami.
-
Pocieszała mnie. – powiedziałam w skrócie. – Oddałabym wszystko, żeby moja
matka zareagowała na takie wieści jak Constance.
Jared
westchnął, ale próbował zwracać uwagę tylko na drogę, która była nieźle
zatłoczona.
-
Nie wiemy, jak zareaguje. Ale żeby się dowiedzieć, musielibyśmy jej to najpierw
powiedzieć.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem. Na kolacji nie chciał poruszać tego tematu i wręcz
prosił mnie, bym nie mówiła jeszcze moim rodzicom o ciąży. Teraz mówił tak,
jakby miał do mnie pretensje, że jeszcze nic nie wiedzą.
-
Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz im powiedzieć?
Jared
rzucił mi szybkie spojrzenie, po chwili znów spoglądając na drogę. Wystarczyło
jednak bym zauważyła, że się waha.
-
Sam nie wiem. Ale chyba lepiej gdyby dowiedzieli się teraz, niż później. Mogą
mieć do nas później pretensje, że tak długo milczeliśmy. Nie mówiąc już o tym,
gdyby ktoś chlapnął im coś przypadkiem, albo sami by zauważyli.
-
Czasami zapominam, że jesteś ode mnie starszy i mądrzejszy. – zaśmiałam się, a
on spojrzał na mnie z udawaną urazą, po czym sam wybuchnął śmiechem.
Wiedziałam,
że nie miał problemów ze swoim wiekiem, jednakże przy mnie trochę zaczynał mu
przeszkadzać. Głównie dlatego lubiłam z tego żartować. To podnosiło go na duchu
i sprawiało, iż przestawał tego traktować jako wielką przeszkodę.
- Nigdy o
tym nie zapominaj. – zażartował, po czym skręcił w stromą uliczkę.
Jechaliśmy w
stronę wzgórza, a ja czułam się nieswojo, gdy wjeżdżaliśmy coraz wyżej. Między
drzewami wyłonił się obraz pięknego miasta, pokrytego milionem świateł. Wiele
razy podziwiałam już Londyn z najwyższych pięter wieżowców, ale Los Angeles
było zupełnie inne. Pomimo wszystkich migoczących punkcików na niebie były
widoczne także gwiazdy, wyglądające jak ich czarno-białe odbicie lustrzane.
- Jesteśmy
na miejscu. – powiedział Jared z uśmiechem, jednakże szybko zastąpił go grymas
zdenerwowania.
Cieszył się,
że znów jest w miejscu, gdzie mógł tworzyć i robić to, co kochał. Był w domu.
Jednakże szybko zrozumiał, iż nie przyjechaliśmy tu tylko po to, by pokazał mi
studio czy abym poznała jego przyjaciela z zespołu. Uświadomił sobie, że w
środku jest także jego brat, który nie ma pojęcia o moim przybyciu. I to sprawiło,
że zaczął obawiać się o moją reakcję. Nie dziwiłam mu się – sama miałam coraz
mniej odwagi, by tam pójść.
W świetle
ulicznych lamp ujrzałam skrytą za drzewami posiadłość. Przez jej rozmiary nie
można było powiedzieć, że wygląda skromnie, jednakże w okolicy można było napotkać
o wiele bardziej bogato wyglądające domy. Ten był biały, kwadratowy, obrośnięty
z każdej strony roślinnością. W niemalże każdym z okien paliło się światło, a w
jednym z nich można było dostrzec zarys męskiej sylwetki.
Zatrzymaliśmy
się przy bramie wjazdowej. Jared chciał już wysiąść, ale nagle uderzyła we mnie
pewna myśl.
- Jay,
poczekaj. – powiedziałam łapiąc go za ramię. – Czy Tomo wie?
Oczywiście
od razu domyślił się, o czym mówię. Wolałam uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, dlatego
chciałam upewnić się, że mogę otwarcie porozmawiać z Shannonem w jego
obecności.
- Tak.
Shannon powiedział mu zaraz po Święcie Dziękczynienia. Wrócił do LA i
stwierdził, że nie może mieć sekretów przed Tomo. Chociaż szczerze mówiąc
myślę, że liczył na to, że i on się od niego odwróci. – wiedziałam, że nie
chciał tworzyć w moim kierunku aluzji, ale mimo wszystko zrozumiałam, iż mówił
o mnie.
- Dlaczego? –
nie potrafiłam zrozumieć czemu ktokolwiek miałby chcieć zniechęcić do siebie
ludzi, którym na nim zależy.
- Shannon
już taki jest. Odpycha od siebie ludzi sądząc, że na nich nie zasługuje. Nie
chce ich krzywdzić, dlatego już wcześniej się ich pozbywa. Zawsze taki był i
akurat to nie uległo zmianie. – westchnął, zamyślając się na chwilę. Po jego
minie widziałam, że coś sobie przypomniał, ale szybko odwrócił wzrok w moją
stronę i próbował udawać, że nic się nie stało. – Chodźmy już.
Postanowiłam
więcej nie dociekać. Znów zaczęłam się denerwować spotkaniem z Shannonem, choć starałam
się wmawiać samej sobie, że będzie dobrze i powinnam się opanować.
To tylko rozmowa. To tylko rozmowa.
Gdy
tylko weszliśmy do środka przestałam zwracać uwagę na cokolwiek innego, niż na
mężczyznę stojącego pośrodku dużego pomieszczenia. Wydawało mi się, że to
salon, jak sugerowały to kanapy wokół niskiego stolika, jednakże w pokoju
panował artystyczny nieład, przez który miałam wątpliwości, czy nie znalazły
się tu przypadkiem.
-
Wow, kogo my tu mamy! – mężczyzna wyrzucił z siebie z uśmiechem, natychmiast uściskając
Jareda. Następnie przeniósł wzrok na mnie, przez co mogłam dokładniej mu się
przyjrzeć.
Wcześniej
widziałam go tylko w teledyskach czy na zdjęciach. Na żywo wydawał się o wiele
bardziej wesoły i sympatyczny. Miał teraz o wiele krótsze włosy niż w te, w
jakich go oglądałam.
- A to musi
być ta słynna Leanne, dla której straciłeś głowę. – powiedział w moim kierunku
nie przestając się uśmiechać, a całe zdenerwowanie natychmiast mnie opuściło.
Od Tomo emanowała tak dobra energia, że nie potrafiłam w jego towarzystwie mieć
jakichkolwiek negatywnych emocji. – Tomo. – wyciągnął rękę w moją stronę, którą
uścisnęłam.
- Tomo, nie
widziałeś gdzieś mojej drugiej pałeczki? – zapytał głos w oddali, dochodzący z
głębi schodów. Od razu go rozpoznałam i cały dobry nastrój rozpłynął się w powietrzu.
Jednak pogodna aura Tomo nie wystarczyła, bym przestała reagować w ten sposób.
Shannon
zatrzymał się na końcu schodów, całkowicie nie zwracając uwagi na swojego brata
czy przyjaciela. Patrzył tylko na mnie z przerażeniem, zupełnie nie wiedząc,
jak się zachować.
- Nie
wiedziałem, że przyjedziecie. – wydukał w naszym kierunku choć wiedziałam, że
mówi głównie do mnie.
- Ale ja
wiedziałam, że tu będziesz. – odparłam chcąc zatrzymać go w salonie. Widziałam,
że ma ochotę uciec, choć teraz był raczej zmieszany. Nie takiej odpowiedzi się
spodziewał. Ja też czułam się nieswojo, ale starałam się wyglądać na jak
najmniej zestresowaną. – Przychodzę w pokoju.
Shannon
przeniósł zszokowany wzrok na brata, ale Jared tylko się uśmiechnął. Podszedł
do niego bliżej, uściskając go na powitanie. Stanął przede mną nie wiedząc, jak
się zachować, więc wyciągnęłam do niego rękę. Z wahaniem ją uścisnął i nie
napotykając na mojej twarzy grymasu odetchnął z ulgą. Dopiero teraz uświadomiłam
sobie, że przez cały czas, gdy ściskał moją dłoń, wstrzymywałam powietrze. Wypuściłam
je jednocześnie z chwilą, kiedy ją puścił, ale nie poczułam żadnej niechęci czy
obrzydzenia.
Nie
wiedziałam, czy tak będzie już zawsze, ale z pewnością był to dobry początek.
Chyba wreszcie zaczęłam myśleć o nim jak o bracie mojego chłopaka. Starałam się
nie myśleć o niczym innym. Wiedziałam, że nie mogę. Wtedy z pewnością czar by
prysł, a tego żadne z nas nie chciało.
Powtarzam sie. Jesteś niesamowita. Tyle emocji w jednym rozdziale.... moglby ktos nakrecic film na podstawie Twoich opowiadan hehehe oczywiscie z jaredem i shannonem :) takie marzenia... Zycze duzo weny!!!
OdpowiedzUsuń/S.
Matko, jak moglas przerwac w TAKIM momencie?? Jak??)):
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego drobnego gestu jakim Leanne obdarzyła Shannona. Normalnie serce samo mi się rozpływa:) Dobrze, że Leanne dorosła do pewnych rzeczy:)
OdpowiedzUsuńMamm nadzieje że L. przekona sie do Shannona, darze go ogromną sympatią! Rozdział długi? No baaaa dla mnie mógłby być 100 razy dłuższy i i tak byłoby za mało :( Czekam na nastepny, weny x
OdpowiedzUsuńTa scena z Leanne i Shannonem sprawiłami dużo radości. Mam nadzieję, że pierwsze lody zostały przełamane i teraz już będzie tylko lepiej:)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział:) z niecierpliwością czekam na nowy:)
OdpowiedzUsuń