Jak
podejrzewałam, wiadomość o wyjeździe do Los Angeles zmieniała dla Jareda postać
rzeczy. Nie był jednak do końca pewien, czy oficjalne potwierdzenie naszego
związku przed kamerami jest najlepszym pomysłem.
Głównie
obawiał się o mnie. Nie chodziło jedynie o moją zszarganą reputację, gdyby
Sebastian postanowił się zemścić. Jared nie sądził, by paparazzi zignorowali
tak gorący temat tym bardziej, gdyby za jakiś czas zauważyli mój ciążowy
brzuch. Obserwowaliby mnie, śledzili, robili zdjęcia, co według mojego chłopaka
byłoby dla mnie niezwykle stresujące. Zapewne pytania o prywatne sprawy po
jakimś czasie zaczęłyby mnie wkurzać, a oglądanie się za siebie i ciągłe
uważanie na każdy mój ruch doprowadzałyby do szału, ale taka była cena bycia z
kimś rozpoznawalnym. Od początku wiedziałam, na co się piszę i nie mogłam nic
na to poradzić, jeśli mieliśmy być razem. A nie wyobrażałam sobie innego
scenariusza.
W
końcu zdecydowaliśmy, że wyjedziemy do Los Angeles tydzień wcześniej i tam
podejmiemy decyzję, czy pójdziemy razem na galę, czy nie. Oczywiście pod otoczką
wyjazdu w konkretnym celu krył się podstęp. Jared za wszelką cenę chciał, bym
zobaczyła jego dotychczasowy dom, jego studio, poznała Tomo, po raz pierwszy od
Święta Dziękczynienia porozmawiała z Constance i… spróbowała pogodzić się z
jego bratem. Jednym słowem chciał, bym teraz to ja zobaczyła, jak żył zanim
mnie poznał.
-
Nie martw się, poprosiłem Shannona, żeby się ulotnił na jakiś czas. – zapewnił mnie
Jared, gdy braliśmy taksówkę na lotnisku w ciepłym jak na zimę Los Angeles.
Już prawie
zapomniałam jak to jest, gdy o tej porze panują temperatury sporo powyżej zera.
Po przeprowadzce z Bossier City do Londynu było mi ciężko przyzwyczaić się do
takiego klimatu, dlatego teraz znów napotkałam problemy z przestawieniem się na
taką pogodę.
Spojrzałam
na twarz Jareda. Był niesamowicie podekscytowany i radosny przez całą podróż,
ale gdy widział już z samolotu w oddali swoje ukochane Miasto Aniołów, jego
szczęście sięgnęło zenitu. Podczas lotu ciągle zapisywał coś gdzie popadło, nie
chcąc mi nic pokazać. Kiedy wysiedliśmy wyglądał, jakby znalazł się w raju. Ten
wyraz twarzy odbierał mu sporo lat, przez co skojarzył mi się z młodą wersją
siebie z fotografii, którą niegdyś widziałam.
Nie
wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz.
-
Co cię tak rozśmieszyło? – zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem.
-
Twoje zachowanie. Jesteś taki uroczy, gdy ekscytujesz się jak nastolatek,
któremu rodzice zostawili wolny dom na weekend.
Jared
również zaczął się śmiać, ciągnąc za sobą nasze walizki.
-
Wiesz, jako nastolatek ciągle miałem wolną chatę, więc nie robiło to na mnie
wrażenia. Wolałem wręcz wychodzić z domu, bo nie lubiłem sprzątać po imprezach.
Zwłaszcza po imprezach z Shannonem.
-
Właśnie, odnośnie Shannona. – nawiązałam niepewnie. Wciąż nie wiedziałam, czy
powinnam to mówić, ale wewnętrznie czułam, że tak trzeba. – Nie musiałeś go o
to prosić.
Jared
natychmiast zmienił wyraz twarzy. Wydawał się być… podejrzliwy, choć szybko
zamieniło się to w troskę.
-
Musiałem. Wiem, jak bardzo nie cierpisz, gdy jestem nadopiekuńczy, ale
stwierdziłem, że jego obecność nie wpłynie na ciebie najlepiej.
- Nie rozumiesz. Chcę spróbować się do niego
przyzwyczaić. Nie mogę wiecznie od niego uciekać.
Jared
podążył wzrokiem za czarnym Range Roverem. Zobaczyłam za kierownicą znajomą
twarz, która uśmiechała się do mnie miło.
-
Porozmawiamy o tym na miejscu, dobrze? Nie chcę poruszać takich tematów przy
Emmie.
Przytaknęłam,
ponieważ nie pozostało mi nic innego. Wiedziałam, że Jared ma rację. Emma nie
byłaby w tej sytuacji obiektywna, a ja i tak nie chciałam wplątywać jej w nasze
sprawy. Nawet jeśli była z Shannonem.
-
Constance nie może się was doczekać. Cały boży dzień spędziła w kuchni i nie
pozwalała nikomu do niej wchodzić. – zaśmiała się Emma. Jared natychmiast
parsknął śmiechem, a po jego reakcji widziałam, jak bardzo cieszył się na myśl
o spotkaniu matki. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie postanowiliśmy czy
powiemy jej, jakie zmiany zaszły ostatnio w naszym życiu.
-
Po obiedzie zamierzam zabrać Leanne do studia. Chcę, żeby poznała wreszcie
Tomo. – Jared spojrzał na mnie i chwycił mnie czule za rękę. Obydwoje
siedzieliśmy z tyłu.
-
Dobry pomysł. Uprzedź tylko Shannona, bo ostatnimi czasy nie wynurza się ze
studia. – Emma w sekundę zmieniła nastawienie. Słyszałam w jej głosie
pretensję, ale nie wiedziałam, czy złości się na mnie, czy na Jareda, a może na
nas obydwoje.
Jared
westchnął. Spojrzał na mnie niepewnie, jakby chciał sprawdzić, czy nie
zmieniłam zdania.
-
To chyba nie będzie konieczne. – odpowiedział, co całkowicie zaskoczyło Emmę.
Skupiła się jednak na drodze i nie dodała już ani słowa.
Postanowiłam
podziwiać przez okno Los Angeles w jego pełnej krasie – ulice przyozdobione
wysokimi palmami, spacerujących po chodnikach ludzi, rozmaite budynki i
tętniące życiem place. Powoli zaczynałam rozumieć, co Jared widział w tym
miejscu. W oddali dostrzegłam już nawet okryty sławą napis HOLLYWOOD, w którego
kierunku zmierzaliśmy. Domyślałam się, że jego dom nie stoi na przedmieściach,
a tam, gdzie posiadłości gwiazd – na pięknych wzgórzach Hollywood.
Nie
pomyliłam się. Zatrzymaliśmy się na podjeździe pięknego, nowoczesnego
piętrowego domu, a raczej willi. Był to bardzo geometryczny budynek, zbudowany
z prostokątów w kolorach bieli, połączonych z drewnem. Nigdy wcześniej nie
zastanawiałam się, jak wygląda jego dom. Teraz stwierdziłam, że to nawet
lepiej, bo to przerosło wszystkie moje oczekiwania.
Wysiadłam
z samochodu i rozglądałam się wokoło, wciąż będąc pod wrażeniem. Jared polecił,
by Emma pomogła mi dotrzeć do środka, podczas gdy on zajął się walizkami.
Przeszłam za nią przez wyłożoną płytami ścieżkę i znalazłam się przy ogromnych,
szklanych drzwiach. Przez nie i wysokie okna było widać całą klatkę schodową –
była pomalowana na szaro i znajdowały się na niej tylko spiralne, drewniane
schody.
Emma
kazała mi iść przodem do góry. Niepewnie wspięłam się po schodach, stresując się
spotkaniem z Constance. Do tej pory starałam się o tym nie myśleć, ale teraz
wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Nasze ostatnie spotkanie nie
należało do najmilszych i obawiałam się, że tym razem to matka Jareda będzie do
mnie wrogo nastawiona.
Podłogi
błyszczały, jakby zostały wypolerowane przed sekundą. Piętro nie zaskoczyło
mnie jednak tak, jak zewnętrzna część domu. Było podobnie urządzone do
mieszkania, które rok temu posiadał w Londynie. Było tu minimalistycznie jeśli
chodziło o meble czy ściany, ale z przepychem w ozdobach – obrazach, rzeźbach
czy książkach. Nie znałam się zbytnio na sztuce, dlatego rozpoznałam jedynie
dzieła Hirsta i Banksy’ego. Niektóre z nich stały nawet oparte o podłogę, gdyż
nie miał gdzie ich zawiesić.
Wszechogarniająca
biel powinna nadawać wnętrzu pustkę, ale przez dekoracje i kominek naprzeciwko kanapy
oraz foteli salon emanował ciepłem. Przez okna sięgające sufitu rozlegał się widok
na zewnętrzny basen, a przy nich stał biały fortepian. Lustra sprawiały, że optycznie
całe pomieszczenie wydawało się jeszcze większe. Całe wnętrze było równie
ekscentryczne, jak Jared.
Po
kilku minutach usłyszałam, jak Jared wnosi walizki po schodach. Nie chciałam
sama witać się z Constance, dlatego czekałam, aż pójdzie do kuchni ze mną.
-
Mamo, jesteśmy! – wrzasnął Jared i stanął obok mnie, poprawiając rozwleczony
t-shirt. Złapał mnie jedną ręką w talii i czekał, aż jego matka przyjdzie do
salonu.
Kobieta
niemalże do nas przybiegła. Jared natychmiast ją uściskał, przybierając identyczny
uśmiech, jak matka. Wcześniej nie sądziłam, by byli do siebie specjalnie
podobni, ale kiedy byli szczęśliwi, mieli bardzo podobne uśmiechy. Mimowolnie
sama się rozpogodziłam na ten widok, tak samo jak Emma, ale gdy tylko Constance
odsunęła się od syna i na mnie spojrzała, od razu spoważniałam. Nie wiedziałam,
czego się spodziewać.
Polubiłam ją,
kiedy przyjechała w odwiedziny do swoich synów do Londynu, ale od tamtego czasu
wiele się zmieniło. Przede wszystkim wyszło na jaw, że wiedziała o wszystkim,
co zrobił Shannon. Oczywiście nie dziwiłam się, że go kryła – w końcu była jego
matką, a matki zrobią wszystko dla swoich dzieci. Nie miałam jej tego za złe,
ale bałam się, że to ona mnie nie zaakceptuje. Pamiętałam jej rozmowę z
Shannonem, której nie powinnam usłyszeć. Mówiła mu wtedy, że mnie polubiła, ale
nie chciała, byśmy się widywali z bratem Jareda. Jej zdaniem przeze mnie
wszystko do niego wracało i nie potrafił zapomnieć o Genevieve. Namawiała go,
by wyjechał i nie przyznawał się do zabicia mojej siostry. Miałam nadzieję, że
zmieniła zdanie.
- Miło mi
was widzieć. – powiedziała, patrząc na mnie z uśmiechem. Wyciągnęła ręce, chcąc
mnie uściskać, czym zupełnie mnie zaskoczyła.
Jared
widocznie odetchnął z ulgą, kiedy jego matka przytuliła mnie dokładnie tak samo,
jak przed chwilą jego.
- Zaniosę
walizki na górę. – powiedział Jared całując mnie w policzek i ruszył po
kolejnych schodach. Emma odebrała telefon i wyszła na zewnątrz, gdzie znajdował
się basen, a ja zostałam sam na sam z Constance.
- Może
chcesz mi pomóc w kuchni? – zapytała miło kobieta, a ja przytaknęłam.
Zdziwiłam
się, gdy na lodówce, parapecie i blatach zobaczyłam mnóstwo nagród – zarówno tych
muzycznych, jak i filmowych. Jednakże powinnam się już przyzwyczaić do niekonwencjonalnych
pomysłów mojego chłopaka.
Constance
poprosiła, bym znalazła w szufladzie pasujące do siebie sztućce, co nie było
wcale takie łatwe. Jared chyba nie przejmował się tym, czy wszystko jest z
jednego kompletu, przez co wszystko było pomieszane.
- Leanne. –
powiedziała nagle, nie odwracając wzroku od piekarnika, z którego unosił się
zapach kokosa. Ja również na nią nie spojrzałam. - Naprawdę się cieszę, że
przyjechaliście. To dobra okazja, by wszystko sprostować i naprawić stosunki
między nami.
- Zgadzam
się. Chciałabym, żeby mimo to, co się stało się w przeszłości, teraz wszystko
było takie, jak być powinno. – odpowiedziałam i zerknęłam na Constance.
Widziałam po jej twarzy, że moja odpowiedź ją usatysfakcjonowała i trochę
zaskoczyła. – Zamierzam pojechać z Jaredem do studia, aby poznać Tomo i postaram
się porozmawiać tam z Shannonem.
Constance
odsunęła się od piekarnika i stanęła przede mną, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Dziękuję
ci. W imieniu swoim i Shannona. Nic więcej od ciebie nie wymagam.
Chyba
jeszcze nigdy w życiu nie spotkałam tak serdecznej osoby, jak matka braci Leto.
Ciepło wręcz z niej emanowało i żałowałam, że moja matka nie potrafiła częściej
być jak Constance. Uśmiechnęłam się do kobiety pocieszająco, a ona wróciła na
swoje miejsce.
- Jaka ona
była? – zapytałam, kontynuując grzebanie w szufladzie. Nie słysząc odpowiedzi
pomyślałam, że powinnam sprecyzować moje pytanie, ale gdy już miałam się
odezwać, zrobiła to Constance.
- Genevieve
była… trochę taka jak ty. Potrafiła w każdym dostrzec coś dobrego, nawet jeśli zajmowało
to trochę czasu. – odezwała się w końcu. – Chciała też wszystko i wszystkich zmieniać
na lepsze. Wierzyła, że dla każdego jest szansa, nawet dla Shannona.
W jej tonie
dostrzegłam swego rodzaju tęsknotę. Domyśliłam się, że lubiła Gen. Zapewne
żałowała, że umarła i to nie tylko dlatego, że stało się to z powodu jej syna. Musiała
się cieszyć, że próbowała odciągnąć Shannona od wszystkiego, co ciągnęło go w
dół. Nie przewidziała tylko tego, że to ona tam trafi.
Constance
zerknęła przez okno upewniając się, że Emma wciąż jest na zewnątrz.
- Nie zrozum
mnie źle. Cieszę się, że Shannon sobie kogoś znalazł. Emma jest naprawdę dobrą
dziewczyną. Ale pamiętam, jaki był przy twojej siostrze. Nigdy więcej go już
takiego nie widziałam i wiem, że bez niej nie będzie już nigdy w pełni szczęśliwy.
Dlatego bardzo żałuję, że Genevieve tu nie ma. Mam nadzieję, że kiedy z nim
porozmawiasz, odzyska choć trochę spokoju i namiastkę tego szczęścia.
Kiwnęłam
tylko głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Wiedziałam, że Constance nie mówi
tego po to, by wzbudzić we mnie poczucie winy czy współczucie względem
Shannona. Chciała po prostu komuś się wygadać, co dotąd było niemożliwe. Byłam
jej wdzięczna, że mimo miłości do swojego syna potrafiła przyznać, że postąpił
źle i nie prosiła mnie o coś, co było niemożliwe do spełnienia.
- Pomogę ci.
– powiedział nagle głos za moimi plecami. Jared znalazł się w kuchni przebrany
w równie rozwleczony, co poprzedni t-shirt i szare dżinsy. Od razu było widać,
że wziął prysznic, a cytrynowy zapach jego szamponu unosił się już po całym
pomieszczeniu, całkowicie zabijając smak kokosowych wypieków Constance.
Postanowiłam,
że teraz ja powinnam iść się odświeżyć. Gdy wróciłam, na stole stał już obiad. Matka
Jareda wyjaśniła mi, że to wszystkie ulubione potrawy jej syna. Patrząc na nie
tylko potakiwałam, bo tak naprawdę w większości przypadków nie miałam nawet
pojęcia, z czego zostały przygotowane. Wszystko było wyśmienite, choć wcześniej
nie przepadałam za wegańską kuchnią. Podejrzewałam, że po prostu Constance
gotuje lepiej, niż Jared. Na deser podała jego ulubione ciasto z kokosem, które
ledwo w siebie wmusiłam. Ostatnio nie mogłam narzekać na brak apetytu, ale przy
takiej ilości jedzenia mało kto zjadłby wszystko.
- O której
chcecie jechać do studia? – zapytała Constance. Emma musiała gdzieś wyjść po
otrzymanym telefonie, dlatego jedliśmy tylko we trójkę.
- Myśleliśmy
o tym, żeby zaraz po obiedzie. Chcieliśmy jeszcze wybrać się na plażę
wieczorem. – odparł Jared, jedząc drugi kawałek ciasta, na które nie mogłam już
patrzeć.
- Spokojnie,
zdążysz Leanne wszystko pokazać. Przecież nie zostajecie tu na jeden dzień,
prawda?
- Zostajemy
na dłużej, ale czym szybciej, tym lepiej. – odparł Jay a ja miałam wrażenie, że
coś mi sugeruje.
Wiedziałam,
że jeśli nie załatwię spraw z Shannonem dziś, wkrótce mogę się nad tym zbyt
długo zastanawiać i w końcu się rozmyślę. Nie chciałam zawieść Jareda i jego
matki, dlatego postanowiłam trzymać się tego, co obiecałam i z nim porozmawiać.
Nie wiedziałam, jak wszystko się potoczy i czy będę w stanie mu wybaczyć, ale
zamierzałam się postarać, by tak się stało.
Miałam już
zacząć jakiś temat, kiedy nagle poczułam się jak na trzęsącej łodzi.
Dziękowałam sobie w duchu, że już wcześniej skorzystałam z łazienki i wiedziałam,
gdzie się znajdowała. Pobiegłam do niej jakby się paliło, zaskakując tym
Constance. Gdy wróciłam, kobieta patrzyła na mnie zagadkowo. Jared spojrzał z
paniką w moim kierunku, jakby chciał mi powiedzieć, że nie muszę tłumaczyć się
jego matce.
- Nie
wiedziałam, że aż tak nie lubisz wegańskiej kuchni. - odparła kobieta z
zatroskaną twarzą, a Jared wybuchnął śmiechem.
Usiadłam z
powrotem obok niego, a on spojrzał na mnie z zachęcającym uśmiechem i złapał za
moją dłoń. Nie chciałam, by Constance czuła się urażona, a widząc minę Jareda
widziałam, że chciał, abym to wreszcie powiedziała. Zamierzałam skonsultować to
z nim w drodze do studia, ale teraz stwierdziłam, że nie ma co zwlekać. Bałam
się tylko jak zareaguje tym bardziej, kiedy powiem jej całą prawdę.
- Mamo, to
nie przez twoje gotowanie które, nawiasem mówiąc, jest obłędne. – odparł Jared
czekając, aż coś powiem.
- Zgadzam
się, wszystko było naprawdę pyszne. Ja po prostu miewam rewelacje żołądkowe, od
kiedy jestem… w ciąży.
Constance
niemalże otwarła usta ze zdziwienia. Patrzyła raz na mnie, raz na swojego syna
jakby chciała się upewnić, że nie żartujemy. Kiedy wreszcie to zrozumiała,
niemalże rozpłakała się ze szczęścia. Moje serce chyba rozpadło się na milion
kawałków, bo nie potrafiłam jej teraz powiedzieć, że do końca nie wiem, czy
będzie to jej wnuk.
- O mój boże,
to wspaniale! – pisnęła, chwytając za rękę Jareda spoczywającą na stole. Gdybym
była bliżej, pewnie to samo zrobiłaby z moją. – Już myślałam, że nigdy nie
doczekam się wnuków!
Spojrzałam
na Jareda z przerażeniem. Zarówno on, jak i ja nie wiedzieliśmy, jak powiedzieć
jej prawdę. Wiedziałam, że to zniszczy jej nadzieje i obawiałam się, że mnie
znienawidzi. Jednakże liczyłam, iż to on przekaże jej te wieści, bo pomyślałam,
że przyjmie je spokojniej od swojego syna.
__________________________________________________________________
Z ankiety wynika, że chcecie krótsze rozdziały, ale szybciej. Pomyślałam jednak, że rozdział pięćdziesiąty powinien być jakiś nie wiem, wyjątkowy, dlatego napisałam trochę dłuższy :)
Następne pewnie będą już takie, jak powinny być według waszego głosowania.
Dziękuję Wam, że jesteście tutaj już tak długo, mimo że pewnie czasem Was już zanudzam . To naprawdę dużo dla mnie znaczy :)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jest dłuższy rozdział. Rozdział bardzo magiczny, taki świąteczny (taki mi się kojarzy) jeszcze pioesnki świąteczne leciały w radiu jak czytałam. Rodzina spotykająca się po tak długim czasie, zastawiony stół po brzegi, rodzinny konflikt, ale chcą wybaczyć to takie polskie I jeszcze dobra nowina... haha tylko śniegu brakuję.
OdpowiedzUsuńGratuluje pomysłu I życzę weny :)
Haha, dziękuję :)
UsuńTen rozdział jest świetny, fajnie, że napisałaś służszy. :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Constance zareaguje, gdy jej powiedzą, że to może nie być dziecko Jareda... O ile jej powiedzą.
Jejku, nie mogę doczekać się następnego.
Pozdrawiam i Wena życzę!
Okaże się :) Dziękuję.
Usuńtak sie zaczytalam ze obiad mi wystygl haha :)
OdpowiedzUsuńjak zwykle SUPER. chyba napisze sobie szablon i bede Ci zawsze taki sam komentarz wysylala bo ciezko znalezc slowa zeby opisac jak MEGA MEGA mi sie Twoje opowiadanie podobaja <3
/S.
Ojej, dzięki <3
UsuńHej Cass!!!!! Zapamiętaj sobie, że Ty nigdy nas nie nudzisz i my jesteśmy tu z powodu twojej niesamowitej twórczości, której czytanie to dla nas czysta przyjemność:) rozdział świetny. Super się go czytało. Ja jednak jestem już myślami przy spotkani Leanne i Shannona:):):) Ja tego potrzebuje!!!!! Ale z drugiej strony boję się jak ja to emocjonalnie przeżyję;) Życzę weny na dalsze:)
OdpowiedzUsuńNa pewno zapamiętam, to miłe. Dzięki :)
UsuńSuper, czekam na kolejny równie dobry, pozdrawiam K.B.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zawiodę. Dzięki :)
UsuńŚwietny rozdział :) Uwielbiam twoje wszystkie ff, ale to jest najlepsze. Życzę dużo weny i czekam na następny:D Zapraszam do siebie http://one-night-of-the-hunterr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xoxo
Miło mi, dziękuję :))
Usuń