- Sądzę, że
kompletnie cię pojebało. - wysyczał do niego Jared, a ja już wiedziałam, że
cały gotuje się w środku. Rzadko przeklinał pod czyimś adresem, ale kiedy to
robił, zwiastowało to kłopoty.
- Sebastian,
lepiej stąd wyjdź. I najlepiej już się nie pokazuj, bo nie zamierzam się teraz
denerwować. - starałam się mówić spokojnie, bo nie chciałam prowokować ich do
bójki. Powstrzymywałam się od płaczu i udawałam, że zbagatelizowałam jego
groźbę, choć tak naprawdę wciąż nie mogłam uwierzyć, iż mógł powiedzieć coś
takiego.
Sebastian
spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- Masz
rację, nie powinnaś się denerwować. W końcu nie chcemy, żeby nasze dziecko
miało jakieś problemy. - rzucił z przekąsem, a ja nie wytrzymałam i zdzieliłam
go w twarz.
Był to dość
mocny policzek wymierzony mu znienacka. Zaskoczyłam go, ale przynajmniej
uśmieszek zszedł mu z twarzy. Wolałam zrobić to ja, niż miałby uderzyć go
Jared. Wtedy Sebastian by mu oddał, a w tej sytuacji mógł tylko wyjść. Jared
stanął u mojego boku i objął mnie w pasie, co jeszcze bardziej rozzłościło
mojego byłego.
- Dobrze
wiesz, że tak tego nie zostawię. - zagroził mi palcem i ruszył w stronę drzwi.
Jared
odsunął się ode mnie nagle, a ja nie zdążyłam go złapać. Zastąpił drogę
Sebastianowi i spojrzał mu prowokująco w oczy.
- Nigdy
więcej nie waż się jej grozić.
Zrobił mu
przejście, a Sebastian posłusznie opuścił mieszkanie. Nie zauważyłam nawet,
kiedy po moich policzkach spłynęły słone łzy.
xxx
- Jesteś
pewna, że chcesz tam pojechać? Tyle się wydarzyło, możemy zostać w domu.
Stałam przed
lustrem i próbowałam założyć piękne kolczyki, które od niego dostałam jako
prezent urodzinowy. Właściwie kojarzyły mi się teraz tylko z feralnymi
zaręczynami, ale kiedy myślałam o nich jako podarunku od Jareda przywiezionym z
Wenecji, gdzie spędziliśmy przepiękne chwile, zapominałam o okolicznościach ich
otrzymania. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, aż w końcu mój chłopak nie
wytrzymał i wyrwał mi je z rąk. Stanął przede mną i bez słowa dotknął mojego
policzka, obracając moją głowę w przeciwną stronę. Zaczął zakładać mi kolczyki
nie pytając o pozwolenie, a ja wciąż drżałam ze zdenerwowania.
- Taka
okazja nie zdarza się codziennie. Co jeśli moja matka zmieni zdanie i już nigdy
nas nie zaprosi?
Znałam mamę
całe życie i wiedziałam, że jej humor zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Jedynego dnia coś kochała, drugiego nienawidziła. Dlatego mogłabym nawet
umierać, ale i tak skorzystałabym z jej zaproszenia. Widziałam jednak, że Jared
nie był tak entuzjastycznie nastawiony, jak ja. Szybko zrozumiałam, o co
chodzi.
- Chcesz im
powiedzieć?
Kiedy
założył mi już kolczyki, spojrzałam na jego zmartwioną twarz.
- A więc o
to chodzi. Ty się po prostu boisz tam iść.
Chwycił mnie
obiema rękami za policzki, bym patrzyła mu prosto w oczy.
- Posłuchaj
mnie. Mam gdzieś, czy mnie skrzyczą, czy nie. Nie jestem nastolatkiem i nie
mogą mi zabronić być z tobą, jak zabronili mojemu bratu i twojej siostrze. Nie
chcę tylko, żebyś się zawiodła i znów zaczęła się denerwować, że coś poszło nie
tak.
Dotknęłam
jego dłoni wciąż przywartych do mojej twarzy i starałam się wypaść jak
najbardziej przekonywująco.
- W
porządku. Możemy nic nie mówić. Pójdziemy tam tylko na kolację i spokojnie z
nimi pogadamy, jakbym dopiero cię im przedstawiła. Nie wspomnę nic o ciąży,
przynajmniej na razie. Zrobię to w swoim czasie, może po dzisiejszym dniu moi
rodzice bardziej oswoją się z myślą, że jesteśmy razem i już będziemy.
Jared
wreszcie się uśmiechnął i zatopił usta w moich. Chciałam się cieszyć tym, że
mnie wspiera i mogę na niego liczyć, ale wciąż miałam w pamięci słowa
Sebastiana i jego niebezpieczny uśmiech. Był tak zdeterminowany, że zaczęłam
się go bać. Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że może spełnić takie plany, ale
kiedy mi groził poczułam, iż tak naprawdę go nie znam i teraz sama już nie
wiedziałam, do czego był zdolny. To przerażało mnie najbardziej. Gdyby coś
takiego jakimś cudem wypłynęło z ust Jareda wiedziałabym, iż jest po prostu
wzburzony i nie mówi poważnie. W przypadku Sebastiana wszystko było możliwe.
Zostawiłam
Rebece kartkę oznajmiającą, że wrócę późno. Nie napisałam jej gdzie idziemy, i
tak by nie uwierzyła. Wcale by mnie to nie zdziwiło, bo zanim matka złożyła nam
wizytę, nigdy bym nie przypuszczała, że zaprosi mnie z Jaredem do ich
mieszkania.
Przed
drzwiami nabrałam wątpliwości. Bałam się, że może poczuję się nienajlepiej i
wszystko się wyda, albo zdradzę coś przypadkiem. Przede wszystkim jednak
martwiłam się, jak moi rodzice dogadają się z Jaredem.
- Już
myślałam, że nie przyjdziecie. - powiedziała mama, otwierając drzwi. Trudno
było mi stwierdzić, czy udawała zadowolenie, czy nie. Wiedziałam jednak, że nie
jest wniebowzięta.
Kiedy
weszliśmy do środka, ojciec od razu mnie uściskał. To z nim miałam zawsze
lepszy kontakt, częściej rozmawiałam i to jemu zwierzałam się z problemów.
Czułam z nim pewną nić porozumienia, którą zazwyczaj ma się z matką. Moja była
jednak bardzo wymagająca, a to często zniechęcało mnie do poruszania niektórych
tematów. Nigdy nie miałam z rodzicami jakiś większych kłótni, jakoś zawsze się
dogadywaliśmy. Nawet jeśli by tak nie było, to chyba nic nie potrafiło przebić
zatargu, jaki miała z nimi niegdyś Genevieve, przynajmniej z tego, co
słyszałam.
Ojciec
uścisnął rękę Jareda, a ja odetchnęłam z ulgą. Widziałam niepewność w oczach
mojego faceta, ale starał się wyglądać na pewnego siebie. Właściwie nie
potrafiłam postawić się w jego sytuacji, ponieważ niewiele pamiętałam z czasów,
kiedy mieszkał w Bossier City i z nimi rozmawiał. Nie miałam pojęcia, w jakich
okolicznościach się pożegnali i jak się wcześniej dogadywali. Oczywiście
musieli go kiedyś lubić, skoro pozwalali mu się mną opiekować. Jednak gdy
Genevieve zaczęła spotykać się z jego bratem, moi rodzice musieli zmienić co do
niego nastawienie.
Na prośbę
mamy usiedliśmy przy stole. Jak zwykle zastawiła stół tak obficie, jakbyśmy
obchodzili dziś święta Bożego Narodzenia, albo nieszczęsne Święto
Dziękczynienia. Wszystko intensywnie pachniało, a ja dziękowałam sobie w duchu,
że nie mam już (albo jeszcze) mdłości.
- Jared,
grałeś niedawno w filmie, prawda? Mówili coś o tym w telewizji. - zaczął mój
tata, a ja telepatycznie składałam mu pokłony, że odezwał się jako pierwszy, w
dodatku rozpoczynając całkowicie neutralny temat.
Jared zaczął
rozmawiać z nim o roli, fabule filmu i nominacjach. Widziałam, jak nakłada
sobie na talerz sałatkę z kawałkami kurczaka. Nie chciał urazić matki i udawał,
że z przyjemnością je mięso, choć zapewne ciężko przechodziło mu przez gardło i
starał się go unikać. Byłam mu jednak wdzięczna, że tak się stara, a
jednocześnie było mi go żal, bo wiedziałam, iż robi to wbrew sobie.
- Nie
będziesz teraz musiał często wyjeżdżać przez te wszystkie nagrody? - zapytała
mama miło, chociaż ja wiedziałam, że nie zadała tego pytania tylko po to, by
rozluźnić atmosferę. Chciała się dowiedzieć, czy jej córka będzie często
samotna, czy będzie w ciągłych rozjazdach razem z nim.
- Nie muszę
być na każdym rozdaniu. Kilka w zupełności wystarczy, a większość i tak odbywa
się w Los Angeles w niewielkich odstępach czasu. - odpowiedział po zjedzeniu
kolejnego mięsnego przysmaku przygotowanego przez moją matkę, a ja miałam
ochotę się roześmiać widząc, jak z trudem przełyka jedzenie. - Nie zostawię
Leanne samej na długo, jeśli o to chodzi. - uśmiechnął się, ale odwzajemnił to
tylko ojciec.
„Nie
zostawiam cię na długo, Leanne.", usłyszałam w mojej głowie. Nie
wiedziałam, skąd nagle wzięło się w niej to wspomnienie. Byłam pewna, że mówił
to Jared, ale pamiętałam tylko, że było mi strasznie smutno i chyba płakałam.
Było zupełnie tak, jakby przez jego wyznanie nagle odblokował się jakiś mały
fragment mojego dzieciństwa, który utkwił w mojej pamięci, ale był na tyle w
niej ukryty, że nigdy wcześniej nie dał o sobie znać.
-
Powiedziałeś mi kiedyś, jak byłam mała, że nie zostawiasz mnie na długo? -
wykorzystałam chwilę ciszy i zapytałam Jareda. Ten spojrzał na mnie zagadkowo
zastanawiając się, o czym mówię.
- Powiedział
to, kiedy wyjeżdżał z Bossier City na studia. - przypomniał sobie ojciec, a
Jared natychmiast przytaknął. - Do Los Angeles, tak?
- Do
Waszyngtonu, ale wyjechałem wtedy do szkoły średniej, a nie na studia. -
sprostował. - Skończyłem ją jednak dopiero w Virginii. Studiowałem w
Filadelfii, ale w końcu przeniosłem się na uczelnię w Nowym Jorku. Do Los
Angeles przeprowadziłem się po zdobyciu dyplomu.
Każdy inny
człowiek dla świętego spokoju po prostu by przytaknął, ale nie Jared. On musiał
być szczery do bólu, choć moi rodzice starali się wszystko uprościć. Nie miałam
mu tego za złe, wręcz cieszyłam się, że nie ulega ich wpływom i zachowuje się
normalnie, pozostając stuprocentowym sobą. No, może nie licząc jedzenia mięsa.
W każdym
razie ja usłyszałam wersję, że mój opiekun wyjechał na studia do Los Angeles,
co okazało się kłamstwem. Ojciec chciał sprawiać wrażenie zagubionego, ale
podejrzewałam, iż dobrze wiedział, że Jared tak naprawdę wyjechał do
Waszyngtonu, w dodatku nie po to, by studiować. Domyśliłam się, że przeniósł
się tak daleko do szkoły średniej tylko dlatego, że to oni mu kazali. Nie
chcieli oglądać jego rodziny po wypadku Gen, a to był jeden z warunków, by nie
wydali Shannona. Inaczej pewnie skończyłby liceum w Bossier City, a wyprowadził
się stamtąd dopiero do Filadelfii. Nie chciałam już jednak psuć nastroju,
dlatego nic nie mówiłam.
- Dlaczego
pytasz? - zapytała mnie mama podejrzliwie.
- Po prostu
nagle mi się to przypomniało i chciałam wiedzieć, czy dobrze pamiętam, czy coś
mi się pomyliło. - odparłam z wymuszonym uśmiechem, a matka pokiwała tylko
głową.
Ojciec
chciał już coś powiedzieć, ale z sypialni dobiegł dźwięk komórki. Mama
natychmiast się poderwała, co wydawało mi się nieco dziwne. Przeprosiła nas i
niemalże pobiegła do pokoju, a tata wstał i wyjął z drewnianej komody butelkę
wina. Zaczynały się schody.
Jared nie
pijał alkoholu. Oczywiście ojciec inaczej go sobie zapamiętał. Ja natomiast nie
mogłam pić, a jednocześnie nie chciałam tego zdradzić. Dlatego powiedziałam, że
muszę wyjść do toalety i tam postanowiłam przemyśleć dalszą strategię.
- Nie, nie
mogę teraz przyjechać. - powiedziała ściszonym głosem moja matka, rozmawiając
przez telefon. Wydawała się być nieco zdenerwowana. Stanęłam za drzwiami
łazienki, ale ich nie domknęłam, przez co dokładnie słyszałam jej głos
dobiegający z sypialni. - Wiesz, że przyjechałabym, gdybym mogła. Zawsze
przyjeżdżam, gdy prosisz. - mówiła co chwilę wzdychając. - Naprawdę cię
rozumiem. - cisza, nasłuchuje odpowiedzi. - Tak, Leanne jest tutaj. -
odpowiada. - Tak, z nim. Teraz już chyba dobrze wiesz, dlaczego nie przyjadę. -
znów wsłuchuje się przez chwilę. - Wciąż tak mówisz. Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz. Nie załamuj się, naprawimy to. Trzymaj się, muszę już kończyć.
Zamknęłam za
sobą drzwi i usiadłam bezradnie na krawędzi wanny. Pierwsza myśl, jaka mnie
naszła wydawała się całkowicie irracjonalna, ale moja matka zawsze wybierała
beznadziejne rozwiązania.
Wyszłam z
łazienki jak gdyby nigdy nic i znalazłam się znów w salonie. Teraz miałam
kolejny problem na głowie - nie dość, że musiałam jakoś wymigać się od picia
wina, to jeszcze chciałam dowiedzieć się podstępem, z kim i dlaczego rozmawiała
moja matka.
Najgorsze
było to, że nie mogłam o nic zapytać, ponieważ wydałoby się, że ją
podsłuchiwałam. Biłam się teraz z własnymi myślami, cały czas nie mogąc
zapomnieć o moim pierwszym skojarzeniu. Ale czy to możliwe? Czy ona...
rozmawiała z Sebastianem? Wszystko to było mocno naciągane, ale pasowało
idealnie do dzisiejszego przedstawienia, jakie nam urządził. Sam fakt, jakim
tonem mówiła o Jaredzie sugerował, że to może być prawda. Musiałam się tego
dowiedzieć.
Osz Ty!!! Z kim rozmawiała mama Leaanne. Błagam powiedz:) Zawsze sprawiasz, że my pękamy z ciekawości. Oczywiście mam nadzieję, że to dziecko Jareda:):););)
OdpowiedzUsuńNie mogę nic powiedzieć, przykro mi (;
UsuńAle się działo w tym rozdziale. Głupi Sebastian jak może gadać takie rzeczy. A ta rozmowa telefoniczna też jest podejrzana. Błagam Cię zdradź mam z kim ona rozmawiała, bo ja coś czuję, że to nie był Seb... Ciekawe kiedy się dowiemy. Życzę weny i czasu na pisanie 3 genialnych blogów:)
OdpowiedzUsuńDowiecie się w swoim czasie :) dziękuję!
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz pisze komnetarz, ale no na telefonie się nie dało.... Rozdział cudowny! Bardzo mnie ciekawi z kim rozmawiała matka Leaanne, za pewne znowu się jej do czegoś chce wtrącić.... Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie trzeba będzie tak długo czekać jak na ten, pozdrawiam i dużo weny życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńROZDZIAŁ JEST TAKI SUPCIO ŻE NAWET NIE WIEM CO NAPISAĆ, SEBASTIAN TO SKURWIEL, MATKA PEWNIE Z NIM SZPIEGUJE (JUŻ NA ETF SIĘ DOWIEDZIELIŚMY JAKĄ SUKĄ POTRAFI BYĆ), A JARED JEST SŁODKI JAK KSJDFHKZXH CZEKOLATKA :3
OdpowiedzUsuńPisz dalej te rozdziały i nie wahaj się nigdy, bo uwielbiamy wszystko co napiszesz!
Love <3
tfu, miało być spiskuje* XD
UsuńOjej, dziękuję Ci bardzo <33
UsuńJa komentuje dopiero dzisiaj bo czytałam rozdział rano w autobusie, więc... jest mi strasznie szkoda Lee ale czego sie spodziewać po Sebastianie którego ledwo się znało. Jeśli mama Lee coś knuje a na pewno to robi to jest niewporządku wobec wałasnej córki. No kurde wara od tej pary, co oni im zrobili. Strasznie lubie ojca Leanie jest wyrozumiały i sympatyczny. Nie przestawaj pisać dlatego ze pod jednym rozdzialem jest mniej komentarzy. Niektorzy nie komentuja co rozdzial ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nie poddawaj sie bo jestem i pewnie inni tez mocno ciekawi dalszej akcji. Weny :*
OdpowiedzUsuńWiadomo nie od dzis, ze Isabelle zawsze wszystko robiła po swojemu... Czy tak bedzie tym razem, tego nie powiem.
UsuńDzięki ;)
Brak słów poprostu. Gdy czytam twoje opowiadania to sie czuje się jak bym stała obok nich i wszystko razem z nimi przeżywała. Hdhdujsdhdudhhdhdjd no nie wiem co napisać bo to jest tak genialne. Nie mam pojęcia z kim gadała matka Lei i nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów. Jeżleli zakończysz to opowiadanie to umre na zawał a chyba nie chcesz mieć nikogo na sumieniu, prawda?tak wiec pisz dalej. Życze dużo weny i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńW nieskończoność na pewno nie bedzie trwało, ale postaram się jak najdłużej je pisać.
UsuńDziękuję ;)
Kochana twoje blogi są BOSKIE!!!! Trzymają w napięciu i wzruszają (nie raz mi łezka poleciała). Osobiście oczami wyobraźni widzę jak Lea przytula się do Shannona i mu wybacza... ale to tylko moje wyobrażenie ;) Okrutnie mnie wkurza matka Lei,normalnie bym ją zadźgała... BTW,pisz dalej bo naprawdę odwalasz kawał dobrej roboty. Oby Jared i Lea przetrwali te wszystkie przeciwności losu,a tobie życzę weny,weny i jeszcze raz WENY!!!! NIECH 30STM BĘDZIE Z TOBĄ :)
OdpowiedzUsuńDzięki, to bardzo miłe. A czy przetrwają, czy podzielą los Shannona i Gen... To się okaze :)
UsuńWitam, ciężko dodać jakiś konstruktywny komentarz -bo ile razy można pisać super - no ale nic - Super- czekam na kolejne ps to naprawdę świetnie że szybko dodajesz kolejne rozdziały, bardzo ułatwia to odbiór dzieła, które tworzysz :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć ostatnio publikuję tu dość rzadko w porównaniu do reszty moich blogów.
Usuńaaaa kiedy nowy?!
OdpowiedzUsuńChętnie bym odpowiedziała, ale niestety nie wiem kiedy najdzie mnie ochota i wena na napisanie czegokolwiek.
Usuńmam pewną konkluzję , zawsze jak któraś zachodzi z J. w ciąże kończy się wena - więc postuluję aby nie iść w tym kierunku :-) choć teraz już na to za późno , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-K.B.
kiedy coś nowego ? ;( - O
OdpowiedzUsuń