18.11.2014

Rozdział 48 – Nothing Is Over

- Sądzę, że kompletnie cię pojebało. - wysyczał do niego Jared, a ja już wiedziałam, że cały gotuje się w środku. Rzadko przeklinał pod czyimś adresem, ale kiedy to robił, zwiastowało to kłopoty.
- Sebastian, lepiej stąd wyjdź. I najlepiej już się nie pokazuj, bo nie zamierzam się teraz denerwować. - starałam się mówić spokojnie, bo nie chciałam prowokować ich do bójki. Powstrzymywałam się od płaczu i udawałam, że zbagatelizowałam jego groźbę, choć tak naprawdę wciąż nie mogłam uwierzyć, iż mógł powiedzieć coś takiego.
Sebastian spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- Masz rację, nie powinnaś się denerwować. W końcu nie chcemy, żeby nasze dziecko miało jakieś problemy. - rzucił z przekąsem, a ja nie wytrzymałam i zdzieliłam go w twarz.
Był to dość mocny policzek wymierzony mu znienacka. Zaskoczyłam go, ale przynajmniej uśmieszek zszedł mu z twarzy. Wolałam zrobić to ja, niż miałby uderzyć go Jared. Wtedy Sebastian by mu oddał, a w tej sytuacji mógł tylko wyjść. Jared stanął u mojego boku i objął mnie w pasie, co jeszcze bardziej rozzłościło mojego byłego.
- Dobrze wiesz, że tak tego nie zostawię. - zagroził mi palcem i ruszył w stronę drzwi.
Jared odsunął się ode mnie nagle, a ja nie zdążyłam go złapać. Zastąpił drogę Sebastianowi i spojrzał mu prowokująco w oczy.
- Nigdy więcej nie waż się jej grozić.
Zrobił mu przejście, a Sebastian posłusznie opuścił mieszkanie. Nie zauważyłam nawet, kiedy po moich policzkach spłynęły słone łzy.

xxx

- Jesteś pewna, że chcesz tam pojechać? Tyle się wydarzyło, możemy zostać w domu.
Stałam przed lustrem i próbowałam założyć piękne kolczyki, które od niego dostałam jako prezent urodzinowy. Właściwie kojarzyły mi się teraz tylko z feralnymi zaręczynami, ale kiedy myślałam o nich jako podarunku od Jareda przywiezionym z Wenecji, gdzie spędziliśmy przepiękne chwile, zapominałam o okolicznościach ich otrzymania. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, aż w końcu mój chłopak nie wytrzymał i wyrwał mi je z rąk. Stanął przede mną i bez słowa dotknął mojego policzka, obracając moją głowę w przeciwną stronę. Zaczął zakładać mi kolczyki nie pytając o pozwolenie, a ja wciąż drżałam ze zdenerwowania.
- Taka okazja nie zdarza się codziennie. Co jeśli moja matka zmieni zdanie i już nigdy nas nie zaprosi?
Znałam mamę całe życie i wiedziałam, że jej humor zmieniał się jak w kalejdoskopie. Jedynego dnia coś kochała, drugiego nienawidziła. Dlatego mogłabym nawet umierać, ale i tak skorzystałabym z jej zaproszenia. Widziałam jednak, że Jared nie był tak entuzjastycznie nastawiony, jak ja. Szybko zrozumiałam, o co chodzi.
- Chcesz im powiedzieć?
Kiedy założył mi już kolczyki, spojrzałam na jego zmartwioną twarz.
- A więc o to chodzi. Ty się po prostu boisz tam iść.
Chwycił mnie obiema rękami za policzki, bym patrzyła mu prosto w oczy.
- Posłuchaj mnie. Mam gdzieś, czy mnie skrzyczą, czy nie. Nie jestem nastolatkiem i nie mogą mi zabronić być z tobą, jak zabronili mojemu bratu i twojej siostrze. Nie chcę tylko, żebyś się zawiodła i znów zaczęła się denerwować, że coś poszło nie tak.
Dotknęłam jego dłoni wciąż przywartych do mojej twarzy i starałam się wypaść jak najbardziej przekonywująco.
- W porządku. Możemy nic nie mówić. Pójdziemy tam tylko na kolację i spokojnie z nimi pogadamy, jakbym dopiero cię im przedstawiła. Nie wspomnę nic o ciąży, przynajmniej na razie. Zrobię to w swoim czasie, może po dzisiejszym dniu moi rodzice bardziej oswoją się z myślą, że jesteśmy razem i już będziemy.
Jared wreszcie się uśmiechnął i zatopił usta w moich. Chciałam się cieszyć tym, że mnie wspiera i mogę na niego liczyć, ale wciąż miałam w pamięci słowa Sebastiana i jego niebezpieczny uśmiech. Był tak zdeterminowany, że zaczęłam się go bać. Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że może spełnić takie plany, ale kiedy mi groził poczułam, iż tak naprawdę go nie znam i teraz sama już nie wiedziałam, do czego był zdolny. To przerażało mnie najbardziej. Gdyby coś takiego jakimś cudem wypłynęło z ust Jareda wiedziałabym, iż jest po prostu wzburzony i nie mówi poważnie. W przypadku Sebastiana wszystko było możliwe.
Zostawiłam Rebece kartkę oznajmiającą, że wrócę późno. Nie napisałam jej gdzie idziemy, i tak by nie uwierzyła. Wcale by mnie to nie zdziwiło, bo zanim matka złożyła nam wizytę, nigdy bym nie przypuszczała, że zaprosi mnie z Jaredem do ich mieszkania.
Przed drzwiami nabrałam wątpliwości. Bałam się, że może poczuję się nienajlepiej i wszystko się wyda, albo zdradzę coś przypadkiem. Przede wszystkim jednak martwiłam się, jak moi rodzice dogadają się z Jaredem.
- Już myślałam, że nie przyjdziecie. - powiedziała mama, otwierając drzwi. Trudno było mi stwierdzić, czy udawała zadowolenie, czy nie. Wiedziałam jednak, że nie jest wniebowzięta.
Kiedy weszliśmy do środka, ojciec od razu mnie uściskał. To z nim miałam zawsze lepszy kontakt, częściej rozmawiałam i to jemu zwierzałam się z problemów. Czułam z nim pewną nić porozumienia, którą zazwyczaj ma się z matką. Moja była jednak bardzo wymagająca, a to często zniechęcało mnie do poruszania niektórych tematów. Nigdy nie miałam z rodzicami jakiś większych kłótni, jakoś zawsze się dogadywaliśmy. Nawet jeśli by tak nie było, to chyba nic nie potrafiło przebić zatargu, jaki miała z nimi niegdyś Genevieve, przynajmniej z tego, co słyszałam.
Ojciec uścisnął rękę Jareda, a ja odetchnęłam z ulgą. Widziałam niepewność w oczach mojego faceta, ale starał się wyglądać na pewnego siebie. Właściwie nie potrafiłam postawić się w jego sytuacji, ponieważ niewiele pamiętałam z czasów, kiedy mieszkał w Bossier City i z nimi rozmawiał. Nie miałam pojęcia, w jakich okolicznościach się pożegnali i jak się wcześniej dogadywali. Oczywiście musieli go kiedyś lubić, skoro pozwalali mu się mną opiekować. Jednak gdy Genevieve zaczęła spotykać się z jego bratem, moi rodzice musieli zmienić co do niego nastawienie.
Na prośbę mamy usiedliśmy przy stole. Jak zwykle zastawiła stół tak obficie, jakbyśmy obchodzili dziś święta Bożego Narodzenia, albo nieszczęsne Święto Dziękczynienia. Wszystko intensywnie pachniało, a ja dziękowałam sobie w duchu, że nie mam już (albo jeszcze) mdłości.
- Jared, grałeś niedawno w filmie, prawda? Mówili coś o tym w telewizji. - zaczął mój tata, a ja telepatycznie składałam mu pokłony, że odezwał się jako pierwszy, w dodatku rozpoczynając całkowicie neutralny temat.
Jared zaczął rozmawiać z nim o roli, fabule filmu i nominacjach. Widziałam, jak nakłada sobie na talerz sałatkę z kawałkami kurczaka. Nie chciał urazić matki i udawał, że z przyjemnością je mięso, choć zapewne ciężko przechodziło mu przez gardło i starał się go unikać. Byłam mu jednak wdzięczna, że tak się stara, a jednocześnie było mi go żal, bo wiedziałam, iż robi to wbrew sobie.
- Nie będziesz teraz musiał często wyjeżdżać przez te wszystkie nagrody? - zapytała mama miło, chociaż ja wiedziałam, że nie zadała tego pytania tylko po to, by rozluźnić atmosferę. Chciała się dowiedzieć, czy jej córka będzie często samotna, czy będzie w ciągłych rozjazdach razem z nim.
- Nie muszę być na każdym rozdaniu. Kilka w zupełności wystarczy, a większość i tak odbywa się w Los Angeles w niewielkich odstępach czasu. - odpowiedział po zjedzeniu kolejnego mięsnego przysmaku przygotowanego przez moją matkę, a ja miałam ochotę się roześmiać widząc, jak z trudem przełyka jedzenie. - Nie zostawię Leanne samej na długo, jeśli o to chodzi. - uśmiechnął się, ale odwzajemnił to tylko ojciec.
„Nie zostawiam cię na długo, Leanne.", usłyszałam w mojej głowie. Nie wiedziałam, skąd nagle wzięło się w niej to wspomnienie. Byłam pewna, że mówił to Jared, ale pamiętałam tylko, że było mi strasznie smutno i chyba płakałam. Było zupełnie tak, jakby przez jego wyznanie nagle odblokował się jakiś mały fragment mojego dzieciństwa, który utkwił w mojej pamięci, ale był na tyle w niej ukryty, że nigdy wcześniej nie dał o sobie znać.
- Powiedziałeś mi kiedyś, jak byłam mała, że nie zostawiasz mnie na długo? - wykorzystałam chwilę ciszy i zapytałam Jareda. Ten spojrzał na mnie zagadkowo zastanawiając się, o czym mówię.
- Powiedział to, kiedy wyjeżdżał z Bossier City na studia. - przypomniał sobie ojciec, a Jared natychmiast przytaknął. - Do Los Angeles, tak?
- Do Waszyngtonu, ale wyjechałem wtedy do szkoły średniej, a nie na studia. - sprostował. - Skończyłem ją jednak dopiero w Virginii. Studiowałem w Filadelfii, ale w końcu przeniosłem się na uczelnię w Nowym Jorku. Do Los Angeles przeprowadziłem się po zdobyciu dyplomu.
Każdy inny człowiek dla świętego spokoju po prostu by przytaknął, ale nie Jared. On musiał być szczery do bólu, choć moi rodzice starali się wszystko uprościć. Nie miałam mu tego za złe, wręcz cieszyłam się, że nie ulega ich wpływom i zachowuje się normalnie, pozostając stuprocentowym sobą. No, może nie licząc jedzenia mięsa.
W każdym razie ja usłyszałam wersję, że mój opiekun wyjechał na studia do Los Angeles, co okazało się kłamstwem. Ojciec chciał sprawiać wrażenie zagubionego, ale podejrzewałam, iż dobrze wiedział, że Jared tak naprawdę wyjechał do Waszyngtonu, w dodatku nie po to, by studiować. Domyśliłam się, że przeniósł się tak daleko do szkoły średniej tylko dlatego, że to oni mu kazali. Nie chcieli oglądać jego rodziny po wypadku Gen, a to był jeden z warunków, by nie wydali Shannona. Inaczej pewnie skończyłby liceum w Bossier City, a wyprowadził się stamtąd dopiero do Filadelfii. Nie chciałam już jednak psuć nastroju, dlatego nic nie mówiłam.
- Dlaczego pytasz? - zapytała mnie mama podejrzliwie.
- Po prostu nagle mi się to przypomniało i chciałam wiedzieć, czy dobrze pamiętam, czy coś mi się pomyliło. - odparłam z wymuszonym uśmiechem, a matka pokiwała tylko głową.
Ojciec chciał już coś powiedzieć, ale z sypialni dobiegł dźwięk komórki. Mama natychmiast się poderwała, co wydawało mi się nieco dziwne. Przeprosiła nas i niemalże pobiegła do pokoju, a tata wstał i wyjął z drewnianej komody butelkę wina. Zaczynały się schody.
Jared nie pijał alkoholu. Oczywiście ojciec inaczej go sobie zapamiętał. Ja natomiast nie mogłam pić, a jednocześnie nie chciałam tego zdradzić. Dlatego powiedziałam, że muszę wyjść do toalety i tam postanowiłam przemyśleć dalszą strategię.
- Nie, nie mogę teraz przyjechać. - powiedziała ściszonym głosem moja matka, rozmawiając przez telefon. Wydawała się być nieco zdenerwowana. Stanęłam za drzwiami łazienki, ale ich nie domknęłam, przez co dokładnie słyszałam jej głos dobiegający z sypialni. - Wiesz, że przyjechałabym, gdybym mogła. Zawsze przyjeżdżam, gdy prosisz. - mówiła co chwilę wzdychając. - Naprawdę cię rozumiem. - cisza, nasłuchuje odpowiedzi. - Tak, Leanne jest tutaj. - odpowiada. - Tak, z nim. Teraz już chyba dobrze wiesz, dlaczego nie przyjadę. - znów wsłuchuje się przez chwilę. - Wciąż tak mówisz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie załamuj się, naprawimy to. Trzymaj się, muszę już kończyć.
Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam bezradnie na krawędzi wanny. Pierwsza myśl, jaka mnie naszła wydawała się całkowicie irracjonalna, ale moja matka zawsze wybierała beznadziejne rozwiązania.
Wyszłam z łazienki jak gdyby nigdy nic i znalazłam się znów w salonie. Teraz miałam kolejny problem na głowie - nie dość, że musiałam jakoś wymigać się od picia wina, to jeszcze chciałam dowiedzieć się podstępem, z kim i dlaczego rozmawiała moja matka.

Najgorsze było to, że nie mogłam o nic zapytać, ponieważ wydałoby się, że ją podsłuchiwałam. Biłam się teraz z własnymi myślami, cały czas nie mogąc zapomnieć o moim pierwszym skojarzeniu. Ale czy to możliwe? Czy ona... rozmawiała z Sebastianem? Wszystko to było mocno naciągane, ale pasowało idealnie do dzisiejszego przedstawienia, jakie nam urządził. Sam fakt, jakim tonem mówiła o Jaredzie sugerował, że to może być prawda. Musiałam się tego dowiedzieć.

21 komentarzy:

  1. Osz Ty!!! Z kim rozmawiała mama Leaanne. Błagam powiedz:) Zawsze sprawiasz, że my pękamy z ciekawości. Oczywiście mam nadzieję, że to dziecko Jareda:):););)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się działo w tym rozdziale. Głupi Sebastian jak może gadać takie rzeczy. A ta rozmowa telefoniczna też jest podejrzana. Błagam Cię zdradź mam z kim ona rozmawiała, bo ja coś czuję, że to nie był Seb... Ciekawe kiedy się dowiemy. Życzę weny i czasu na pisanie 3 genialnych blogów:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz pisze komnetarz, ale no na telefonie się nie dało.... Rozdział cudowny! Bardzo mnie ciekawi z kim rozmawiała matka Leaanne, za pewne znowu się jej do czegoś chce wtrącić.... Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie trzeba będzie tak długo czekać jak na ten, pozdrawiam i dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. ROZDZIAŁ JEST TAKI SUPCIO ŻE NAWET NIE WIEM CO NAPISAĆ, SEBASTIAN TO SKURWIEL, MATKA PEWNIE Z NIM SZPIEGUJE (JUŻ NA ETF SIĘ DOWIEDZIELIŚMY JAKĄ SUKĄ POTRAFI BYĆ), A JARED JEST SŁODKI JAK KSJDFHKZXH CZEKOLATKA :3
    Pisz dalej te rozdziały i nie wahaj się nigdy, bo uwielbiamy wszystko co napiszesz!
    Love <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja komentuje dopiero dzisiaj bo czytałam rozdział rano w autobusie, więc... jest mi strasznie szkoda Lee ale czego sie spodziewać po Sebastianie którego ledwo się znało. Jeśli mama Lee coś knuje a na pewno to robi to jest niewporządku wobec wałasnej córki. No kurde wara od tej pary, co oni im zrobili. Strasznie lubie ojca Leanie jest wyrozumiały i sympatyczny. Nie przestawaj pisać dlatego ze pod jednym rozdzialem jest mniej komentarzy. Niektorzy nie komentuja co rozdzial ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nie poddawaj sie bo jestem i pewnie inni tez mocno ciekawi dalszej akcji. Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo nie od dzis, ze Isabelle zawsze wszystko robiła po swojemu... Czy tak bedzie tym razem, tego nie powiem.
      Dzięki ;)

      Usuń
  6. Brak słów poprostu. Gdy czytam twoje opowiadania to sie czuje się jak bym stała obok nich i wszystko razem z nimi przeżywała. Hdhdujsdhdudhhdhdjd no nie wiem co napisać bo to jest tak genialne. Nie mam pojęcia z kim gadała matka Lei i nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów. Jeżleli zakończysz to opowiadanie to umre na zawał a chyba nie chcesz mieć nikogo na sumieniu, prawda?tak wiec pisz dalej. Życze dużo weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nieskończoność na pewno nie bedzie trwało, ale postaram się jak najdłużej je pisać.
      Dziękuję ;)

      Usuń
  7. Kochana twoje blogi są BOSKIE!!!! Trzymają w napięciu i wzruszają (nie raz mi łezka poleciała). Osobiście oczami wyobraźni widzę jak Lea przytula się do Shannona i mu wybacza... ale to tylko moje wyobrażenie ;) Okrutnie mnie wkurza matka Lei,normalnie bym ją zadźgała... BTW,pisz dalej bo naprawdę odwalasz kawał dobrej roboty. Oby Jared i Lea przetrwali te wszystkie przeciwności losu,a tobie życzę weny,weny i jeszcze raz WENY!!!! NIECH 30STM BĘDZIE Z TOBĄ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to bardzo miłe. A czy przetrwają, czy podzielą los Shannona i Gen... To się okaze :)

      Usuń
  8. Witam, ciężko dodać jakiś konstruktywny komentarz -bo ile razy można pisać super - no ale nic - Super- czekam na kolejne ps to naprawdę świetnie że szybko dodajesz kolejne rozdziały, bardzo ułatwia to odbiór dzieła, które tworzysz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, choć ostatnio publikuję tu dość rzadko w porównaniu do reszty moich blogów.

      Usuń
  9. aaaa kiedy nowy?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym odpowiedziała, ale niestety nie wiem kiedy najdzie mnie ochota i wena na napisanie czegokolwiek.

      Usuń
  10. mam pewną konkluzję , zawsze jak któraś zachodzi z J. w ciąże kończy się wena - więc postuluję aby nie iść w tym kierunku :-) choć teraz już na to za późno , pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy coś nowego ? ;( - O

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)