21.09.2014

Rozdział 42 – A Land That Time Can’t Change





                - O czym ty mówisz? Nie wspominałam przecież o Jaredzie. – odparłam grając na zwłokę, ale znając moją matkę podejrzewałam, że się na to nie nabierze.
                Mama spojrzała na mnie spode łba i przyglądała mi się badawczo, jakby starała się znaleźć we mnie jakąkolwiek nutę desperacji, która miałaby świadczyć o tym, że zdenerwowałam się wpadając w pułapkę. Żałowałam, iż nie odziedziczyłam po mojej siostrze talentu do aktorstwa. Rodzice opowiadali mi, że kochała odgrywać najróżniejsze role i kłamstwo zawsze przychodziło jej z łatwością. Ja jednak nie miałam takich zdolności, a patrząc na to, jak kiepsko szło mi okłamywanie Sebastiana i wszystkich dookoła wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, aż mój romans wyjdzie na jaw.
                - Powiedziałaś „Jared” zamiast „Sebastian”. Szczerze mówiąc, zdziwiła mnie jego obecność na twoim przyjęciu zaręczynowym, ale nie chciałam wszczynać wtedy kłótni. – mama odgarnęła jasny kosmyk za ucho i założyła na nos okulary, co jeszcze bardziej mnie zestresowało. Teraz już nic nie mogłam przed nią ukryć.
                - Możliwe, że się przejęzyczyłam. – przyznałam w końcu, chociaż nadal starałam się zgrywać niewiniątko. – Spotkałam go na lotnisku i powiedział, że przyjeżdża do Londynu. Wiedział, że zbliżają się moje urodziny, więc go zaprosiłam. Skąd mogłam wiedzieć, że Bastian mi się oświadczy?
                Moja rodzicielka pokiwała głową z konsternacją, jakby starała się przeanalizować moje słowa. Czułam się gorzej niż na spowiedzi, jakbym miała co najmniej odpowiadać w szkole przed surową nauczycielką, a przez jeden błąd mogłam się nieźle pogrążyć.
                - No dobrze, ale przyjęcie przecież nie odbyło się wczoraj. Dlaczego tak nagle rzuciłaś jego imię?
                Widziałam, że mama stara się ukryć, jak bardzo boli ją sam fakt poruszania tematu tej rodziny. Mówiąc Jared, natychmiast widziała także Shannona i nie dziwiłam się jej, że martwiła się o mnie. Oczywiście nie miała ku temu powodów, bo to moje życie i mogę z nim robić co zechcę, a mój kochanek w żaden sposób mi nie zagrażał. Jednakże moja matka wiedziona swoim nieomylnym instynktem, musiała wciąż traktować mnie jak nastolatkę, która nie potrafi wybrać tego, co dla niej najlepsze. Chociaż może miała trochę racji. Ostatnimi czasy wybierałam wszystkie najgorsze możliwe opcje, ale cokolwiek by mi powiedziała, i tak wiedziałam, iż zrobię po swojemu i znów popełnię te same błędy.
                - Spotkałam się z nim wczoraj. Wpadliśmy na siebie w kawiarni. – skłamałam, choć nie do końca. No dobra, może było w tym więcej kłamstwa niż prawdy, ale chociaż wmawiając sobie, że to półprawda, łganie szło mi odrobinę lepiej.
                - „Wpadliście na siebie”? – powtórzyła moja matka z niedowierzaniem. – Leanne, wiesz jak to brzmi? Jesteś dorosła, sama potrafisz o siebie zadbać. Ale bardzo dobrze cię znam, dlatego to powiem. Nie pakuj się w to znów, przypomnij sobie ile ostatnim razem cię to kosztowało. Wiem, że gdyby nie jego brat… – wiedziałam, że mama celowo nie wypowiedziała na głos jego imienia - … nadal byście byli razem. Ale pomyśl o naszej rodzinie, jak ucierpiała przez nich. Zrozum, że jesteś naszą jedyną córką i nie możemy dopuścić do tego, by i ciebie stracić.
                W jej oczach wzbierały łzy, a ja znów poczułam, jakby przygniótł mnie olbrzymi głaz. Gdyby moi rodzice wiedzieli, co wyprawiam, zapewne natychmiast pogawędziliby sobie z Jaredem i zamartwiali się o mnie. Już niemalże słyszałam w głowie, jak ojciec podczas męskiej rozmowy daje mu do zrozumienia, że ma mnie zostawić w spokoju, a matka prawi mi kazania. Rozumiałam, że byłam teraz ich jedyną córką. Rozumiałam także ich niechęć do Jareda i całej jego rodziny. Ale jedyne, czego nie potrafiłam pojąć był fakt, że według mojej matki powinnam całkowicie odciąć się od Jareda.
Owszem, jeszcze niedawno mówiłam przeróżne dziwne rzeczy, w które nawet ja nie wierzyłam. Oskarżałam Jareda o śmierć Genevieve, choć była to wina jego brata. Nie umiałam mu wybaczyć kłamstwa, ale później zrozumiałam, że każdy na jego miejscu by tak postąpił, nawet ja. Jedyną rzeczą, którą miałam mu za złe było to, iż wiedząc, że mnie okłamie, nadal nalegał na poznanie mnie. Ale z czasem i to zeszło na drugi plan.
Spojrzałam na Jareda z innej perspektywy. W tym wszystkim to on był największą ofiarą. Oczywiście Shannon miał na sumieniu dziewczynę, którą podobno kochał i musiał z tym żyć. Ale to Jared ucierpiał na czymś, z czym nie miał nic wspólnego. Przez błąd swojego brata nie mógł nigdy odwiedzić swojego rodzinnego miasta, musiał trzymać się ode mnie z daleka i chronić cudze sekrety, które zapewne cały czas na nim ciążyły, kiedy patrzył mi w oczy. Przez niego też miał sobie odpuścić i po sesji zdjęciowej - która była całkowitym przypadkiem - odejść udając, że było to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Nie dziwiłam się, dlaczego w pewnym momencie miał tego dość i postanowił złamać jeden z zakazów, przez co poznaliśmy się bliżej. Jednak to nic nie pomogło, a wręcz pogorszyło sprawę.
Teraz byliśmy w punkcie wyjścia, gdzie żaden pomysł nie wydawał się być dobry, a każde rozwiązanie prowadziło do unieszczęśliwienia jednego z nas.
- Mamo, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym się z nim przyjaźniła. Całkowicie rozumiem, że nie chcesz widzieć Shannona. Ja też nie. Ale Jared nic nie zrobił i uważam, że nie należy go karać za to, co zrobił jego brat.
Mama chciała coś jeszcze powiedzieć, ale drzwi wejściowe szeroko się otworzyły i do środka wszedł ojciec z zakupami. Udawałyśmy, że nasza rozmowa dotyczyła przyjęcia zaręczynowego, ponieważ mama nie chciała już tego roztrząsać. Wiedziała, że i tak zrobię po swojemu i jej argumenty na nic się nie zdadzą.
Gdy tylko wyszłam od rodziców, pojechałam natychmiast do mieszkania, w którym zatrzymywał się Jared. W salonie zastałam Jacka z Amber siedzących na kanapie i oglądających jakiś film.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam. Jest może Jared? – zapytałam czując się niezręcznie.
Pomyślałam, że obydwoje już wiedzą o naszym romansie. Ben widział, jak w popłochu uciekam z sypialni Jareda, a na mojej twarzy malowały się wyrzuty sumienia. Podejrzewałam, że opowiedział im o tym, zresztą pewnie i tak Amber domyślała się, że coś się kroi, po tym jak prosiłam ją o krycie mnie przed narzeczonym.
- Jest z Benem w firmie. Połączyli swoje siły i teraz razem prowadzą spółkę, a Jared ma swój własny gabinet u niego w budynku. – odparł Jack widząc moje zdziwienie nieobecnością Jareda.
Podziękowałam mu za informacje i wyszłam, wciąż zawstydzona. W samochodzie rozmyślałam o tym, co powiem Jaredowi. Właściwie sama nie wiedziałam, po co jadę się z nim spotkać. Było mi głupio po tym, jak Rebecca nie potrafiła trzymać języka za zębami, ale on doskonale zdawał sobie sprawę, jaka ona jest. Wiedziałam, że jego szybkie opuszczenie mojego mieszkania miało drugie dno. Jeszcze rok temu zareagowałby normalnie, usiadłby z nami i wypił kawę. Teraz jednak uświadomił sobie, że był w moim domu tylko gościem. Ponadto krępował się podejść do mnie, pocałować mnie czy przytulić na oczach mojej kuzynki. Wiedział, jakby to wyglądało. Dopiero teraz zrozumiał, że bycie tym drugim wcale nie jest takie przyjemne, jak podejrzewał.
W firmie panowała napięta atmosfera. Ciemnoskóra recepcjonistka już z daleka mnie rozpoznała i zapytała, czy zadzwonić do Bena. Poprosiłam ją jednak, by powiadomiła Jareda o moim przyjściu.
- Przykro mi, ale pan Leto jest właśnie na spotkaniu w sali konferencyjnej.
Już miałam coś powiedzieć, ale w holu pojawił się Ben ze stosem jakiś plików. Był tak zabiegany, że nawet mnie nie zauważył.
- Tyra, zanieś te dokumenty do konferencyjnej. I gdzie do cholery jest Melanie?
Pierwszy raz miał okazję zobaczyć Bena w wersji apodyktycznego szefa i szczerze powiedziawszy, nie pasowało mi do niego to oblicze.
- Oczywiście, panie Hall. – odparła recepcjonistka z uprzejmością. – Melanie wyszła na chwilę do toalety, zaraz tu przyjdzie.
Recepcjonistka posłała mi spojrzenie chcąc pokazać Benowi, że tu jestem. Ten natychmiast zmienił nastawienie, gdy tylko spostrzegł moją osobę. Uśmiechnął się i natychmiast odciągnął mnie na stronę.
- Przyszłaś do mnie czy do Jareda? – zapytał z dwuznacznym rozbawieniem. Wiedziałam, że starał się przypomnieć mi o ucieczce z gościnnej sypialni w jego domu, którą zajmował teraz jego przyjaciel.
- Do Jareda, Jack powiedział mi, że ma tu teraz swój gabinet. Recepcjonistka już mi powiedziała, że jest na spotkaniu. Przyjdę innym razem.
 - Nie, poczekaj. Spotkanie trwa już godzinę, zaraz powinno się skończyć. Zaczekaj tutaj albo w jego gabinecie.
Zastanowiłam się, jaka opcja będzie lepsza. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, choć sądziłam, że jest wyjątkowo beznadziejny i nie powinnam nawet pomyśleć o czymś takim, a co dopiero to wdrożyć w życie. Jednakże moja umiejętność podejmowania kiepskich decyzji jak zwykle wygrała.
- Poczekam w gabinecie.
Ben powiedział Tyrze, że ma wziąć klucze od gabinetu Jareda i zaprowadzić mnie do niego, a gdy będzie wracać ma zostawić dokumenty w sali konferencyjnej i nie mówić Jaredowi, że przyszłam. Ciemnoskóra recepcjonistka rzuciła mi zagadkowe spojrzenie i widziałam, że lekko się uśmiecha, wcale nie tak sztucznie jak to bywa w jej zawodzie. Razem pojechałyśmy windą na najwyższe piętro, po czym poprowadziła mnie korytarzem do jednego z pomieszczeń. Widziałam, że drzwi dalej znajdowała się oszklona sala konferencyjna, ale nie chciałam podchodzić bliżej obawiając się, że Jared mógłby mnie zauważyć.
Weszłam do pokoju wyglądającego niemalże identycznie, jak gabinet Bena. Jedyną różnicą było kilka detali. Na jego białym biurku stała jakaś powykręcana rzeźba w czerwonym kolorze, a na ścianie wisiał ogromny obraz Hirsta, przedstawiający kolorowe kropki w śnieżnobiałej ramie. Poznałam go, ponieważ poprzednio wisiał on w mieszkaniu Jareda. Usiadłam na skórzanym obrotowym fotelu i zaczęłam lekko się na nim bujać. Uderzyłam butem o biurko, przez co myszka od komputera drgnęła i ekran rozjaśnił się z czerni. Spojrzałam na tapetę jego pulpitu. Było to nasze zdjęcie z Wenecji, to samo, które wisiało niegdyś w moim pokoju. Szybkim ruchem wygasiłam ekran i tępo spoglądałam na obraz Hirsta nad czarną kanapą.
Po dziesięciu minutach, które trwały jak godzina, zaczęło mi się robić niewygodnie. Okrążyłam więc biurko i usiadłam na nim, twarzą do drzwi. Spojrzałam na siebie w lustrze po mojej prawej. Ubrałam się spódniczkę oraz cienką koszulę, której odpięłam kilka guzików, odsłaniając dekolt. Włosy miałam związane w luźny kucyk, a usta pomalowałam ciemniejszą szminką. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że podświadomie założyłam na siebie wszystkie rzeczy, które kiedyś podarował mi Jared. Miałam na sobie nawet bieliznę, którą on kupił i zostawił pod drzwiami mojego poprzedniego mieszkania.
Drzwi od gabinetu bezszelestnie się otworzyły, a Jared spojrzał na mnie zaskoczony. Był ubrany bardzo elegancko, co z kolei dla mnie było niecodziennym zjawiskiem. Liczyłam na jakiś uśmiech z jego strony, ale wciąż zachowywał powagę. Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi na klucz i nie odrywał ode mnie wzroku. Zeskoczyłam z biurka i stanęłam przed nim. Chciałam coś powiedzieć, ale ta napięta atmosfera studziła mój zapał.
Jego błękitne oczy zdawały się przeszywać mnie na wylot. Pomimo odrastających już brwi, wciąż nosił okulary z czarnymi oprawkami, przez co wyglądał jeszcze poważniej. Przeraził mnie ten widok, był niezwykle opanowany i szorstki. Bałam się, co może myśleć, co chce powiedzieć.
- Co tu robisz? – zapytał chłodno, a ja wbiłam wzrok w podłogę rumieniąc się ze wstydu.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po co ja tu właściwie przychodziłam? Mogłam to zostawić i dać mu spokojnie żyć.
- Chciałam cię przeprosić za Rebekę. – wybąknęłam w końcu wciąż przyglądając się jego butom, a nie twarzy.
- Nie musiałaś się fatygować. Właściwie to powinienem jej podziękować, bo uświadomiła mi coś bardzo ważnego. A mianowicie to, że nigdy nie będziemy razem.
Podniosłam głowę. Jego mina się nie zmieniła, ale oczy owszem. Nie były już zimne i puste. Były równie smutne jak moje.
- Wiedziałeś to już od początku, postawiłam sprawę jasno. – odparłam cicho.
- Liczyłem, że ten tydzień coś zmieni. Ale teraz wiem, że nie.
Staliśmy dwa metry od siebie, a ja i tak czułam, iż się duszę. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu, choć chętnie bym się do niego przytuliła i powiedziała, że wszystko się ułoży. Ale obydwoje wiedzieliśmy, że tak się nie stanie, a Jared miał rację.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź.
Jared zrobił krok do przodu, a ja chciałam zrobić jeden do tyłu, ale napotkałam biurko. Stałam więc w miejscu i patrzyłam, jak niepewnie się do mnie zbliża. Nagle zrobił większy krok i znalazł się przede mną, zmniejszając odległość do minimum.
- Chciałbym ci móc powiedzieć, że nie obchodzi mnie twój związek i mogę być tym drugim bez problemu. Ale tak nie jest i nigdy nie będzie. To rozpierdala mnie od środka i nic nie mogę z tym zrobić. Ale i tak najgorsze jest to, że mimo wszystko zostawienie ciebie zniszczy mnie jeszcze bardziej, tak samo jak świadomość, że przeze mnie jesteś nieszczęśliwa i samotna, gdybyś go zostawiła.
Słona łza popłynęła po moim policzku, a za nią następna. Jared jedną z nich wytarł dłonią, a drugą scałował z moich ust delikatnym pocałunkiem. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mu całować mnie gdzie popadnie, choć wciąż miałam w głowie jego bolesne słowa. Miał rację, ale ja także nie mogłam z tym nic zrobić. I tak było źle, i tak niedobrze.
Jared przesuwał dłonią wzdłuż moich pleców, a po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Już nie całował mnie delikatnie jak przed momentem. Teraz były to znów zachłanne i brutalne pocałunki, pełne desperacji i namiętności. Chwycił mnie w pasie i posadził na biurku, wciąż nie przestając mnie całować. Zaczął odpinać guziki mojej koszuli, a ja szybkim ruchem zrzuciłam z niego marynarkę. Przesunął rękoma po moich udach, rozsuwając mi nogi i przysuwając się bliżej. Jego smutne oczy zaczęły płonąć, gdy szybko pozbawiał mnie stanika, a ja ściągałam mu koszulę. Znajomy zapach jego perfum unosił się w powietrzu. Jared pociągnął za rajstopy tak szybko i nieuważnie, że natychmiast powstała w nich dziura. Oczywiście się tym nie przejmował, ja także.
Kiedy całował mój dekolt jednocześnie ściągając mi spódnicę, napotkałam swoje odbicie w lustrze. Dziwka, pomyślałam. Nie mogłam na siebie patrzeć, miałam ochotę rozbić to lustro, bylebym nie musiała w nie spoglądać. Odwróciłam wzrok wracając do niego. Zaczęłam odpinać mu spodnie, a on mi w tym pomógł, bo ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Wiedziałam, że to z niepewności i wyrzutów sumienia, ale wolałam to zignorować, niż z tym walczyć. I tak wiedziałam, że bym przegrała.
Objęłam go mocniej i jedną rękę wplotłam w jego włosy, a druga spoczęła na jego plecach. Całował mnie wszędzie, a ja wbijałam długie paznokcie w jego skórę, przejeżdżając dłonią po plecach. Zacisnęłam powieki by skupić się tylko na nim i na tym, co robi, choć i tak nie potrafiłam już myśleć o niczym innym. Jęknęłam cicho, ale szybko się pohamowałam przypominając sobie, gdzie jesteśmy. Jeździł ręką po moim brzuchu, w końcu znalazła się jednak na szyi, przez co zmusił mnie bym na niego spojrzała. Żyły pod jego okiem były teraz bardziej widoczne, jak zawsze gdy się kochaliśmy. Zaczęłam go całować, bo nie mogłam znieść gdy choć przez chwilę tego nie robił. Chwycił mnie za kucyk i odciągnął moją głowę do tyłu, a jego język wędrował od po mojej szyi w dół, po czym znów wrócił do góry i znalazł się za moim uchem.
- Jesteś tylko moja. – wyszeptał mi do ucha zdyszany.

- Tylko twoja. – odparłam i znów cicho jęknęłam z rozkoszy.

_____________________________________________________________________________________________________

Rozdział dedykuję demon pox, która przywiązała mnie do krzesła i kazała szczegółowo opisać "seksy" Jareda i Leanne :D 

+ Dziękuję Bright_Universe za inspirujące seksowne fotki Jareda <3 
Co ja bym bez Was zrobiła? 

10 komentarzy:

  1. *_________*
    AKDJFKEFKRJFKEJFIVJRNGHBIFMEMFVIFJEMFV
    jak ty w ogóle mogłaś sądzić, że mi się nie spodoba? genialne, matko, genialne. ostatni moment to jakieś arcydzieło (3 ostatnie zdania), więc nie wiem nawet co napisać. nie wiem, nie wiem, nie wiem... zachwycać się mogę w nieskończoność, bo nieopisywalny jest twój talent. naprawdę. dosłownie każde słowo tu pasuje, wszystko się uzupełnia, jak przepiękne puzzle...
    a teraz przejdźmy do sceny w biurze:
    OMG W BIURZE OMG NA STOLE OMG OMG OMG - ja teraz
    nie potrafię sklecić porządnego zdania, za co przepraszam, po prostu mam wszechogarniające mnie feelsy, które rozpierdalają mnie od środka. ta scena była taka pełna emocji, "gęsta" w napięcie, że aż miałam ciarki na rękach... tylko się zachwycać, no.

    jeszcze raz dziękuję za dedykację, pewnie teraz wszyscy pomyślą, że jestem jakimś erotomanem, czy coś... tak czy inaczej kocham cię za ten rozdział (i idę teraz ochłonąć po tym wszystkim)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku jak miło <3 cieszę się, że cie nie rozczarowalam i dziękuję :3

      Usuń
  2. siedzę, zamulam sobie przed laptopem i już mam iść spać, ale nagle postanawiam sprawdzić, czy ktoś dodał jakiś rozdział. Dodał i to na jednym z moich ulubionych blogów <3
    oni powinni pieprznąć to wszystko i uciec razem jak najdalej się da. Nie potrafią być osobno, ciągnie ich do siebie niemiłosiernie i w ogóle nie powinni z tym walczyć. Mam nadzieję, że mimo wszystko jednak im się uda, a rodzice zrozumieją, że jeśli chcą by ich jedyna córka była naprawdę szczęśliwa, to muszą pogodzić się z przeszłością.
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatkało mnie.. ja nie wiem jak mam opisać twoje ff. Jestem totalnie w nim zakochana.. ♥
    Proszę cię pisz go więcej bo ja nie wytrzymam.. XD
    Dużo weny ci życzę i proszę o więcej takich rozdziałów :* (taak chodzi mi o seksy ^^) /LamaCorn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi :3 pisz najcześciej jak moge, ale niestety czasu brak. Dzięki!

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)