22.08.2014

Rozdział 39 – If You Dare Come A Little Closer




                - Leanne, wszystko w porządku? – Sebastian dobijał się do łazienki, w której siedziałam już z jakąś godzinę udając, że tyle zajmuje mi prysznic. W rzeczywistości jednak odkręciłam wodę i zaczęłam płakać jak małe dziecko, a szum wody miał to stłumić.
                Dopiero teraz przyszły do mnie wyrzuty sumienia. Bałam się, że jeśli zobaczę twarz Sebastiana, albo będę miała go pocałować, to nie wytrzymam. Postąpiłam pod wpływem emocji, alkoholu, jakkolwiek by to wytłumaczyć, zrobiłam źle i wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie mi za to zapłacić.
                Z trudem wyszłam z łazienki owinięta jedynie ręcznikiem, a woda z mokrych włosów kapała na podłogę, zostawiając za mną ślady. Nie zdążyłam jednak nawet dojść do schodów, kiedy Sebastian znalazł się przy moim boku. Objął mnie i rękoma wodził po wilgotnym ciele.
                - Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? – nie był już wściekły, może jedynie trochę zły. Nigdy nie potrafił się na mnie długo gniewać, ale gdyby znał prawdziwy powód nieodbierania przeze mnie połączeń, z pewnością tak szybko by mu nie przeszło.
                - Nie słyszałam komórki. – skłamałam i poczułam się jeszcze gorzej niż minutę temu.
                - Dzwoniłem do Amber i mówiła, że jesteś w łazience ale przekaże ci, że dzwoniłem. – Sebastian nie powiedział tego z podejrzliwością, a raczej wyrzutem do Amber, iż nie wywiązała się z danej mu obietnicy.
                - Musiała zapomnieć. Trochę wypiłyśmy. – odparłam jeszcze lekko bełkocząc, choć od prysznica zrobiło mi się nieco lepiej. Cały czas czułam się beznadziejnie patrząc mu w oczy, ale przez jego ramiona nie mogłam zrobić żadnego ruchu.
                - Zostawiłaś samochód na jakimś parkingu? Chyba nie prowadziłaś w takim stanie.
                Wiedziałam, że moje kłamstwa nie potrwają długo. Nie miałam już nawet siły wymyślać nowych, chciałam po prostu iść na górę i położyć się spać.
                - Nie prowadziłam. Pogadamy o tym jutro, dobrze? Jestem wykończona, chcę iść do łóżka.
                Sebastian spojrzał na mnie z troską, przez co jeszcze bardziej zaczęłam zastanawiać się, jak mogę robić coś takiego tak dobrej osobie. Ucałował mnie delikatnie i wypuścił z objęć. Dopiero teraz zauważyłam, że pomimo późnej pory nadal był normalnie ubrany, w dżinsy i koszulę w kratkę.
                - Dobranoc. Ja mam jeszcze trochę pracy.
                Z tego wszystkiego nawet nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się lekko, choć przyszło mi to z trudem, i poszłam na górę. Nałożyłam na siebie ciepłą piżamę i natychmiast wpełzłam do łóżka. Kiedy zostałam sama w ciemnej sypialni, jeszcze bardziej zebrało mi się na refleksje. Ponieważ mieszkanie Sebastiana było tak naprawdę loftem, sypialnia znajdowała się na oszklonej antresoli. Wpadało tu trochę światła z salonu, choć nie za dużo, bo Sebastian zazwyczaj pracował przy małej lampce, albo w całkowitych ciemnościach. Zazwyczaj kończył jakieś projekty na komputerze, toteż kładł się do łóżka kiedy ja już spałam.
                Tym razem było inaczej, bo przez chaos w mojej głowie nie mogłam zmrużyć oka. Słyszałam kiedy Sebastian otwierał drzwi i wchodził do sypialni, po czym położył się obok mnie myśląc, iż już dawno zasnęłam. Zarzucił rękę na moją talię i przysunął się bliżej. Po mojej twarzy mimowolnie spłynęły łzy, bo znów zaczęłam wyrzucać sobie, jak dziś go zdradziłam. Postanowiłam, że mu o tym nie powiem, a z Jaredem raz na zawsze dam sobie spokój. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
                Rano Sebastiana już nie było, zniknął w pracy. Ja w soboty nie chodziłam ani do szkoły, ani do pracy. Postanowiłam więc w porze lunchu pojechać do domu Amber, by podziękować jej za to, co dla mnie zrobiła. Jared dzwonił do mnie przynajmniej z pięć razy, ale postanowiłam póki co nie odbierać. Wolałam zrobić to dopiero, gdy ochłonę i zaprosić go wtedy na spotkanie, na którym powiem mu, że to koniec.
                Amber mieszkała na niedużym osiedlu, które niedawno wybudowano w Kings Cross. Właściwie było to kilka nowoczesnych siedmiopiętrowych białych bloków. Dziwiłam się, że nie mieszkała jeszcze z Jackiem, ale najwidoczniej postanowili się nie spieszyć. Tak czy siak musiało to być kłopotliwe, tym bardziej, że Amber częściej bywała w domu Jacka i Bena, niż u siebie. Upewniłam się wcześniej, iż będzie w domu, dlatego spotykałyśmy się u niej. Cieszyłam się z tego faktu, bo wolałam, żebyśmy były same.
                - Dziękuję ci, że mnie kryłaś nie wiedząc nawet, o co chodzi. Naprawdę uratowałaś mi życie. – powiedziałam, gdy siedziałyśmy już przy kawie w jej małym salonie. Całe jej mieszkanie było raczej monochromatyczne, utrzymane w bieli i czerni z czerwonymi dodatkami.
                Amber machnęła tylko ręką, a jej loki aż podskoczyły. Ostatnio ufarbowała włosy na nieco ciemniejszy kolor, niż zazwyczaj. Wcześniej miała raczej płomienny rudy kolor, teraz jednak wpadał on bardziej w czerwień, przez co jej szare oczy nabierały trochę żywszego wyrazu. Minusem tej barwy był jednak fakt, że podkreślała ona jej podłużną bliznę ciągnącą się po policzku, choć ona zdawała się nie mieć z nią problemu. Kiedyś zdradziła mi jej pochodzenie. Opowiedziała mi, że jej mąż był furiatem i pewnego razu poniosło go trochę bardziej, niż zwykle. Po tym zdarzeniu rozwiodła się z nim i wyjechała z Sydney do Londynu, by zacząć nowe życie. Powiedziała, że przyzwyczaiła się do niej i praktycznie stała się dla Amber niezauważalna, a wręcz cieszyła się, że ją ma, bo przypominało jej to o tym, jak silna się stała. Poza tym dzięki tej bliźnie zrozumiała, w jakim toksycznym związku była i dodała jej odwagi, by zostawić swojego męża. Jack twierdził, że dodaje jej ona charakteru, a ja musiałam przyznać, że coś w tym było.
                - Nie ma sprawy. Nie chciałaś mówić wtedy jakie były powody, ale może chcesz powiedzieć mi teraz? – widziałam, że nie napierała na mnie, ale byłam jej winna wyjaśnienia.
                - Musiałam się z kimś spotkać i nie chciałam, żeby Sebastian był zazdrosny.
                Amber spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
                - Niech zgadnę… Jared? – powiedziała z wyraźnym australijskim akcentem, który z biegiem czasu stawał się trochę bardziej brytyjski. Nie podejrzewałam, że tak łatwo przyjdzie jej mnie przejrzeć.
                - Skąd wiedziałaś? – zapytałam pijąc kawę z mlekiem.
                Amber wzruszyła ramionami.
                - Widziałam jak na niego zareagowałaś na przyjęciu. Później musiałam wyjść, ale zapewne nadal tak samo się na ciebie wpatrywał.
                Nawet nie zauważyłam, że wyszła z przyjęcia. Byłam tak przejęta, iż nie zwracałam uwagi na takie szczegóły.
                - Dlaczego wyszłaś?
                Amber się wzdrygnęła.
                - Na stole były jakieś muffinki. Nic nie jadłam przez cały dzień i zanim weszłaś, chciałam zjeść jednego. Kiedy go ugryzłam, Sebastian akurat cię wprowadził. Poczułam w tym ciastku orzechy, na które mam uczulenie i szybko pobiegłam do łazienki je wypluć, byle nie przełknąć ani jednego orzeszka. Oczywiście Jack się zmartwił i pobiegł za mną, chociaż kazałam mu zostać. – Amber wzruszyła ramionami. Jack zawsze robił wszystko po swojemu i nie słuchał innych, dlatego w przeszłości tak często kłócili się z Rebeką, mieli takie same charaktery. – Ale dobra, wróćmy do tematu. Dlaczego to spotkanie miało być tak ściśle tajne? Sebastian ma powody do zazdrości?
                Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i znów zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia. Amber była w porządku i wątpiłam, by chciała zdradzić moje sekrety, ale wolałam się tym z nikim nie dzielić, bo sama nie byłam dumna z tego, co zrobiłam.
                - Jakby nie patrzeć Jared jest moim byłym, a spotkanie się z byłym może wprawić obecnego faceta w zazdrość. – odpowiedziałam ogólnikowo.
                - W sumie tak… Ale skoro tylko przyjaźnisz się z Jaredem, to Sebastian nie powinien mieć do ciebie pretensji. Mówiłaś mi przecież, że między tobą a nim wszystko skończone i nigdy nie mogłabyś z nim znów być. Powiedz Bastianowi to samo, na pewno zrozumie. Chyba, że…
                Tak, z pewnością zrozumie kiedy powiem mu, że całowałam się z moim byłym, z którym wszystko powinno być już dawno skończone. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy właściwie złość na Jareda zmieniła się w coś zupełnie innego i znowu coś do niego poczułam. A może nigdy nie przestałam czuć? Tak naprawdę byłam już nawet gotowa wybaczyć mu kłamstwo, ale pozostawała jeszcze inna kwestia, której nie potrafiłam tak łatwo rozstrzygnąć.
                - Chyba, że co?
                Amber spojrzała na mnie niepewnie.
                - Chyba, że nie wszystko jednak skończone i zastanawiasz się, czy dobrze wybrałaś. Może jednak mogłabyś mu wybaczyć, cokolwiek zrobił.
                Pomyślałam, że Amber nie była dobrą osobą do zwierzeń. Powinna zostać psychologiem albo śledczym, a nie lekarką. Chociaż gdyby nie wybrała takiej ścieżki kariery, nigdy nie poznałaby Jacka, a jednocześnie ja nie poznałabym jej. Nie chciałam mówić jej, co Jared zrobił, bo im mniej osób wiedziało jak naprawdę zginęła moja siostra, tym lepiej. Nie miałam zamiaru rujnować życia Shannona tylko dlatego, że nie był złym człowiekiem i naprawdę kochał Genevieve, a spowodował wypadek w którym zginęła przypadkiem i wyrzuty sumienia były dla niego wystarczającą karą. Nie podejrzewałam, aby Amber mogła to komuś powiedzieć, ale wolałam nie ryzykować.
                - Jared mnie okłamał, ale próbował ochronić brata… W każdym bądź razie, mogłabym mu to wybaczyć, właściwie już to zrobiłam. Jedyną kwestią pozostaje to, że nie obecność jego brata była już całkiem inną sprawą. Moi rodzice nie znoszą ich obu, ale Shannona jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie, abym na przykład, czysto teoretycznie – podkreślałam te słowa jakbym naprawdę miała coś na sumieniu, ale nie mogłam się powstrzymać. – wzięła ślub z Jaredem i na weselu pojawiliby się moi rodzice i Shannon. Sama bym go tam nie chciała, ale gdyby oni go tam zobaczyli… byłoby nieprzyjemnie. Najgorsze jest to, że tak byłoby cały czas, a ja też nie chcę oglądać jego brata. Jared jest strasznie przywiązany do Shannona i nigdy nie chciałabym, aby musiał wybierać pomiędzy mną, a nim. Gdyby moja siostra żyła i miałabym podjąć taką decyzję, z pewnością wybrałabym ją. Głównie dlatego nie mogę mu tego zrobić. – słowa płynęły z moich ust jak potok, a ja sama się sobie dziwiłam, że potrafiłam ominąć całą historię z wypadkiem Gen, ale wciąż mówić w miarę zrozumiale. – Czy cokolwiek z tego co powiedziałam, ma dla ciebie jakiś sens?
                Amber zastanawiała się nad tym chwilę, jakby próbowała odtworzyć w głowie wszystko co powiedziałam, ale na swój sposób. Nie było to łatwe, ale w końcu chyba się udało, bo zaczęła znów się odzywać.
                - Ma sens… - powiedziała trochę nieobecnym tonem. – Rozumiem twoje obawy. Gdybym była w twojej sytuacji i to wszystko dotyczyło Bena i Jacka, też miałabym problem. Już nawet nie chodzi tu o twoich rodziców, bo oni mogliby to jakoś przełknąć, w końcu nie widzieliby brata Jareda codziennie. Gorzej z tobą, bo skoro oni mają zespół i są tak blisko ze sobą, to faktycznie często byś go widywała. Musiał coś poważnie przeskrobać, że tak go nie lubisz.
                Wcześniej naprawdę lubiłam Shannona. Ale to wszystko zmieniło się w jeden dzień, w pamiętne Święto Dziękczynienia, którego od tamtego czasu już nie obchodzę.
                - Żebyś wiedziała. – powiedziałam patrząc w pustą filiżankę.
                Kiedy wróciłam do mieszkania, było puste. Czasami brakowało mi w nim Rebeki, która ciągle biegała po całym domu i zostawiała po sobie bałagan. Sebastian był raczej pedantem, więc nawet nie miałam nic do roboty. Siedziałam na kanapie w salonie wpatrując się w telewizor, który w ogóle mnie nie ciekawił. Snułam się jak duch po lofcie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Postanowiłam zrobić jakiś obiad, zaskoczyć tym Sebastiana i cóż, jakimś sposobem uciszyć swoje sumienie i stać się panią domu. Kiedy byłam na zakupach w pobliskim markecie dostałam od mojego narzeczonego (wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do tego miana) esemesa, że mam nie czekać na niego z kolacją. Nie dość, że nie miał być na obiedzie, to jeszcze na kolacji. Wyszłam ze sklepu zostawiając pełny koszyk przy jakimś regale i postanowiłam zjeść na mieście.
                Chciałam zaprosić Rebekę, ale była w Mediolanie na jakimś pokazie, na który udało jej się dostać, wyjechała tam zaraz po przyjęciu. Moje koleżanki ze studiów były raczej tylko znajomymi od notatek, z June właściwie się już nie spotykałam poza szkołą. Tom pracował teraz ciężej, bo awansował wraz z odejściem Marie-Ann. Wzięłam więc jedzenie na wynos i zjadłam je samotnie w pustej jadalni naszego mieszkania.
                Jared przestał już dzwonić, chyba zrozumiał moją aluzję. Wieczorem postanowiłam, że wybiorę się do niego w odwiedziny. Chciałam to zrobić zanim miał wyprowadzić się do hotelu. Miałam nadzieję, iż po naszej rozmowie wyjedzie i między nami wszystko się skończy. Cieszyłam się, że obecnie nocował u Bena, bo przynajmniej przy świadkach nie mogłam zrobić niczego głupiego. Nigdy wcześniej nie byłam w podobnej sytuacji, nie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłabym zdradzić osobę, którą kocham. A teraz nie dość, że stawałam się patologicznym kłamcą, to jeszcze nie ufałam samej sobie i potrzebowałam przyzwoitek, które będą mnie pilnować.
                - Dzień dobry, Panno Montgomery. – powiedział starszy portier miłym tonem. Pomyślałam, że niedługo nie będę już „panną”. Nie będę też nazywać się Montgomery, choć zastanawiałam się nad zostawieniem nazwiska i połączeniem go z nazwiskiem Sebastiana. Niebawem portier powita mnie jako „Panią Stone”, ewentualnie Montgomery-Stone.
                Niepewnie wysiadłam z windy. Wciąż zastanawiałam się, jak porozmawiać z Jaredem na osobności, ale jednocześnie przy świadkach. W dodatku wciąż nie wiedziałam, co mam mu właściwie powiedzieć.
                Siedział na kanapie i brzdąkał coś na gitarze. Stojąc u stóp schodów rozejrzałam się dookoła i zaczęłam się martwić, że nikogo prócz niego nie ma w domu. Chciałam już się cofnąć, kiedy przestał grać i mnie zauważył. Nie było już odwrotu, musiałam wejść do salonu.
                Uśmiechnął się do mnie i odłożył gitarę na fotel obok. Wstał, ale się nie odezwał. Ja także tego nie zrobiłam, a kiedy zobaczył moją poważną minę, przestał się uśmiechać. Wiedział już, co chciałam powiedzieć, ale miał pewnie jeszcze nadzieję, że przyszłam mu powiedzieć, iż zerwałam zaręczyny. Teraz już był pewny, że nie mam dla niego dobrych wieści.
                - Jest ktoś w domu? – zapytałam wreszcie, uciekając od tego, co miałam zrobić.
                - Nie, jesteśmy sami. – odparł i spojrzał na mnie wyczekująco. Spochmurniał i nerwowo poprawiał okulary na nosie.
                Wzięłam głęboki wdech i pomyślałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nigdy się na to nie zdobędę.
                - To co wczoraj się zdarzyło… - zaczęłam patrząc mu w oczy, ale po wypowiedzeniu tych kilku słów natychmiast spojrzałam w dół, na drewnianą podłogę. -… to nie może się nigdy więcej powtórzyć.
                - Przepraszam, nie powinienem… Mogłem domyślić się, że przemawiało przez ciebie mojito, a nie… cokolwiek innego. – odparł smutno, ale wiedziałam, iż niczego nie żałował.
                - Nie przemawiało przeze mnie mojito. – przyznałam szczerze, bo chociaż tyle mogłam mu dać. Znów patrzyłam mu w oczy. – Ale to nie znaczy, że coś z tego będzie.
                Widziałam, że na chwilę jego oczy rozbłysły. Znów namieszałam mu w głowie, co było kolejnym powodem, bym czuła się podle.
                - Kochasz go? – wypalił nagle, jakby to nie było oczywiste.
                - Gdybym go nie kochała, nie przyjęłabym oświadczyn. – odparłam natychmiastowo.
                - Kochasz go tak bardzo, jak kochałaś mnie? – nie spuszczał mnie z oczu i wydawało mi się, że potrafi przejrzeć mnie na wylot, a jakiekolwiek kłamstwo nie ujedzie jego uwadze.
                - Ja… nie wiem… - zaczęłam dukać zaskoczona jego pytaniem. Jak mogłam odpowiedzieć na cos, na co sama nie znałam odpowiedzi? Chociaż w tym momencie chyba ją poznałam. Patrząc teraz na Jareda, zrozumiałam. – Tak. Kocham go bardziej niż ciebie. – oczywiście skłamałam.
                - Jesteś tego pewna? – Jared zbliżył się do mnie i wiedziałam, że powinnam zrobić krok w tył. Właśnie, powinnam. Ale tego nie zrobiłam.
                - Tak. Właściwie, to po wczorajszym cię nienawidzę. – odpowiedziałam zaskoczona własnymi słowami. Widziałam jednak, że kąciki ust Jareda drgnęły. Bawiło go to, a mnie jego zachowanie jeszcze bardziej wytrąciło z równowagi. Przysunął się jeszcze bliżej. Teraz dzieliło nas kilka centymetrów, czułam jego oddech i jeszcze kawałek, a poczułabym bicie serca.
                - Nienawidzisz mnie? – zapytał patrząc mi w oczy tak, bym nie mogła uniknąć jego wzroku. Chwycił mnie za jedną rękę, a potem za drugą, aż przeszedł mnie znajomy prąd. Taki sam, jak wczoraj. Wiedziałam, że nie mogę się mu oprzeć, a słowa, które wypowiadałam nie były prawdą. Nie uwierzyłam w nie, Jared najwyraźniej też.
                - Bardzo. Brzydzę się tobą. – odparłam podejmując jego grę.
                Jared przeszedł przez ostatnią dzielącą nas barierę w postaci kilku centymetrów i pocałował mnie delikatnie, ale z miłością i pożądaniem. Stałam jak wryta nie mogąc się poruszyć.
                - A teraz? – zapytał.
                Wciąż nie otwarłam oczu. Kiedy mnie całował, automatycznie je zamknęłam.
                - Jeszcze bardziej. – odparłam.
                Jared potraktował to jako zaproszenie i znów zaczął mnie całować, tym razem dłużej i jeszcze bardziej namiętnie, aż odebrało mi dech. Powtarzałam w myślach wszystkie możliwe przekleństwa, będąc na siebie okropnie zła. Ale nic nie pomagało. Żadne z tych słów mnie nie powstrzymało, nie zmusiło do odejścia.
                - Nawet nie wiesz, jak w tym momencie cię nie cierpię. – rzuciłam kiedy całował mnie po szyi i obejmował w pasie, choć właściwie było to bardziej mruczenie.
                - Teraz znienawidzisz mnie jeszcze bardziej. – powiedział podekscytowany i powoli zdjął kardigan z moich ramion, który opadł na podłogę u moich stóp. Spojrzał na mnie niepewnie, ale kiedy nie napotkał w moich oczach sprzeciwu, wziął się także za ściąganie cienkiej bluzki. Kiedy złapałam za brzegi jego t-shirta, zobaczyłam u niego wahanie. Kiedy poczułam jego wystające kości już wiedziałam, o co chodzi.
                - Nie przeszkadza mi to. – wyszeptałam i złożyłam na jego ustach pocałunek, po czym zdjęłam z niego koszulkę. Zauważyłam, że ręce trzęsą mi się niemiłosiernie, a serce bije jak oszalałe, zupełnie tak, jakbym robiła to pierwszy raz w życiu. Chociaż może robiłam to pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie zdradziłam swojego partnera z innym.
                Wszystko potoczyło się  tak, jak zwykle między nami bywało. Nawet nie zauważyłam, kiedy przekroczyłam próg sypialni dla gości. Miałam jeszcze szansę zrezygnować, tym samym nie pogłębiając swoich wyrzutów sumienia. Jednak najwyraźniej bardzo lubiłam komplikować życie swoje, i innych. Czując dotyk Jareda na swoim ciele, jego usta i oddech naprawdę ciężko było się temu wszystkiemu oprzeć. Kiedy ściągał moją spódnicę, jeszcze próbowałam go zatrzymać. Jednak napotykając jego spojrzenie, natychmiast się poddałam.
                Kiedy się obudziłam, Jared jeszcze spał u mojego boku, obejmując mnie ramieniem. Wyciągnęłam rękę do jego komórki leżącej na stoliku. O kurwa. Była ósma rano!
                Wstałam z łóżka jak poparzona, a Jared niemalże natychmiast otworzył oczy. Pospiesznie się ubrałam, naznaczona wstydem i paniką. On przyglądał mi się z uśmiechem, zupełnie nie zdając sobie sprawy, co mnie czeka gdy wrócę do domu.
                - Wychodzisz? – zapytał zmartwiony tym faktem.
                - A jak myślisz?! To był ogromny błąd! Nic się wczoraj nie wydarzyło, jasne?! – rzuciłam wkurzona zarówno na siebie, jak i na niego i wyszłam z sypialni.
W salonie wpadłam na Bena, który znacząco na mnie spojrzał i zawadiacko się uśmiechnął.
                - Ani słowa. – zastrzegłam ostro i chwyciłam za swoją torebkę leżącą na podłodze przy kanapie.
                Pobiegłam do windy i z prędkością światła dotarłam do auta, gdzie zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle mam cokolwiek powiedzieć Sebastianowi, czy nie spakować walizek i wyjść. Zaczęłam płakać jak małe dziecko, obrzucając samą siebie obraźliwymi epitetami. Czułam się strasznie i wiedziałam, że do końca życia nie wybaczę sobie, że tak potraktowałam osobę, która mnie kochała i chciała spędzić ze mną resztę swojego życia. Opanowałam się dopiero, gdy znalazłam się na mojej ulicy. Kiedy wparowałam do budynku, zaczęłam czuć rosnące napięcie.
                W salonie nikogo nie zastałam. Zaczęłam wołać mojego narzeczonego, ale nikt nie odpowiadał. Pomyślałam, że może zaszył się w gabinecie na górze, ale i tam go nie było. Musiał wyjść do pracy. Miałam tylko nadzieję, że gdy wróci, jego gniew trochę opadnie. Dzwonił do mnie kilka razy, ale ponieważ zostawiłam torebkę w salonie, nic nie słyszałam. Natychmiast się wykąpałam, jakby to mogło zmyć ze mnie cały wstyd i wyrzuty sumienia. Kiedy wyszłam z łazienki, Sebastian stał przy oknie w salonie i przyglądał mi się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

                Starałam się nie wpaść w panikę, ale mimowolnie zaczęłam drżeć. 

16 komentarzy:

  1. Matko, Cass, swietny rozdzial, zaraz przeczytam go 2 raz (: idealny, szkoda mi Lea'i, ale coz, KOCHA Jareda (:

    OdpowiedzUsuń
  2. WIEDZIAŁAM ❤️ TEAM JARED FOREWA, A SEBASTIAN NIECH SIĘ WYNOSI DALEKOOOO ;-;
    Mola

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię <3 Fantastyczny rozdział :D Więcej takich :3

    OdpowiedzUsuń
  4. wow =) chce już nowy :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Się porobiło:) Nawet nie wiesz jak się cieszę bo oczywiście uważam że Lea powinna być z Jaredem, natomiast smutno mi się zrobiło kiedy opowiadała o powodach dla których nie może z nim być. Boli mnie to, że prawdopodobnie nigdy nie bedzie mogła wybaczyć Shannonowi tego co zrobił, bo jak tu wybaczyc komuś kto zabił twoją siostrę... Ale jestem ciekawa co będzie dalej:):) Weny:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  6. *.* Po co ten Sebastian, on juz niepotrzebny. :D Tylko męczysz tą biedna Leanne. :P
    Rozdział swietny! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. oh. tak piekny rozdzial... piekny i smutny w jednym. idealnie wszystko opisujesz tak ze wszystko sobie moge wyobrazic i przechodza mnie ciarki. Tobie chyba nie trzeba zyczyc weny bo piszesz idealnie... ale mimo wszystko- zycze weny i czasu abys mogla nas rozpueszczac jeszcze bardziej <3 /S,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wena się zawsze przyda, bo bez niej nic by nie powstało... A czas to już w ogóle :)

      Usuń
  8. No to już mamy... momencik: Bastian, Jay, Ben... Pozwolisz, że leciutko się zirytuję: ilu tych facetów jeszcze?
    Zastanawiam się, co jeszcze nam wymyślisz.
    I czy Bastian w obecnej sytuacji nie zerwie zaręczyn.
    Weny!
    I czasu, bo widziałam, że o niego prosiłaś :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, trochę życie. Nie zawsze spotykamy od razu tego jedynego ;)
      Och, mam mnóstwo jeszcze niespodzianek w zanadrzu.
      Dziękuję ;)

      Usuń
  9. No, przerobiłam wszystko już wczoraj ale nie miałam zbytnio możliwości skomentowania - nie lubię tego robić na tablecie.
    Jeju, nie wiem który Twój blog jest lepszy. Doprawdy, opowiadania są cudne.
    Tak myślałam, że Gen zginie, bo (chyba niepotrzebnie) czytałam komentarze pod pierwszymi postami na tamtym blogu i tak coś myślałam, że to nie jest szczęśliwa historia. Czy Shannon ją zabił - w to wątpię, sam mówił, że pamięta tylko jak wsiada do samochodu, wcale to nie musiał być on (ale ze mnie detektyw...).
    Co do tego bloga tak stricte:
    Na początku (chyba 20 rozdziałów) czułam się jakbym widziała sytuację z Diabelskich Maszyn - dwóch przyjaciół zakochuje się w dziewczynie, oboje są wspaniali i ona nie wie, którego wybrać. Potem jednak jakoś to rozwiązujesz pojawieniem się Sebastiana (matko, nie znoszę tego imienia... XDDD).
    Ok, czekam na dalej i tutaj, i tam.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)