- Leanne, wszystko w porządku? – Sebastian
dobijał się do łazienki, w której siedziałam już z jakąś godzinę udając, że
tyle zajmuje mi prysznic. W rzeczywistości jednak odkręciłam wodę i zaczęłam
płakać jak małe dziecko, a szum wody miał to stłumić.
Dopiero
teraz przyszły do mnie wyrzuty sumienia. Bałam się, że jeśli zobaczę twarz
Sebastiana, albo będę miała go pocałować, to nie wytrzymam. Postąpiłam pod
wpływem emocji, alkoholu, jakkolwiek by to wytłumaczyć, zrobiłam źle i
wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie mi za to zapłacić.
Z
trudem wyszłam z łazienki owinięta jedynie ręcznikiem, a woda z mokrych włosów
kapała na podłogę, zostawiając za mną ślady. Nie zdążyłam jednak nawet dojść do
schodów, kiedy Sebastian znalazł się przy moim boku. Objął mnie i rękoma wodził
po wilgotnym ciele.
-
Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? – nie był już wściekły, może jedynie
trochę zły. Nigdy nie potrafił się na mnie długo gniewać, ale gdyby znał
prawdziwy powód nieodbierania przeze mnie połączeń, z pewnością tak szybko by
mu nie przeszło.
-
Nie słyszałam komórki. – skłamałam i poczułam się jeszcze gorzej niż minutę
temu.
-
Dzwoniłem do Amber i mówiła, że jesteś w łazience ale przekaże ci, że
dzwoniłem. – Sebastian nie powiedział tego z podejrzliwością, a raczej wyrzutem
do Amber, iż nie wywiązała się z danej mu obietnicy.
-
Musiała zapomnieć. Trochę wypiłyśmy. – odparłam jeszcze lekko bełkocząc, choć
od prysznica zrobiło mi się nieco lepiej. Cały czas czułam się beznadziejnie
patrząc mu w oczy, ale przez jego ramiona nie mogłam zrobić żadnego ruchu.
-
Zostawiłaś samochód na jakimś parkingu? Chyba nie prowadziłaś w takim stanie.
Wiedziałam,
że moje kłamstwa nie potrwają długo. Nie miałam już nawet siły wymyślać nowych,
chciałam po prostu iść na górę i położyć się spać.
-
Nie prowadziłam. Pogadamy o tym jutro, dobrze? Jestem wykończona, chcę iść do
łóżka.
Sebastian
spojrzał na mnie z troską, przez co jeszcze bardziej zaczęłam zastanawiać się,
jak mogę robić coś takiego tak dobrej osobie. Ucałował mnie delikatnie i
wypuścił z objęć. Dopiero teraz zauważyłam, że pomimo późnej pory nadal był
normalnie ubrany, w dżinsy i koszulę w kratkę.
-
Dobranoc. Ja mam jeszcze trochę pracy.
Z
tego wszystkiego nawet nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się lekko, choć
przyszło mi to z trudem, i poszłam na górę. Nałożyłam na siebie ciepłą piżamę i
natychmiast wpełzłam do łóżka. Kiedy zostałam sama w ciemnej sypialni, jeszcze
bardziej zebrało mi się na refleksje. Ponieważ mieszkanie Sebastiana było tak
naprawdę loftem, sypialnia znajdowała się na oszklonej antresoli. Wpadało tu
trochę światła z salonu, choć nie za dużo, bo Sebastian zazwyczaj pracował przy
małej lampce, albo w całkowitych ciemnościach. Zazwyczaj kończył jakieś
projekty na komputerze, toteż kładł się do łóżka kiedy ja już spałam.
Tym
razem było inaczej, bo przez chaos w mojej głowie nie mogłam zmrużyć oka.
Słyszałam kiedy Sebastian otwierał drzwi i wchodził do sypialni, po czym
położył się obok mnie myśląc, iż już dawno zasnęłam. Zarzucił rękę na moją
talię i przysunął się bliżej. Po mojej twarzy mimowolnie spłynęły łzy, bo znów
zaczęłam wyrzucać sobie, jak dziś go zdradziłam. Postanowiłam, że mu o tym nie
powiem, a z Jaredem raz na zawsze dam sobie spokój. Tak będzie lepiej dla nas
wszystkich.
Rano
Sebastiana już nie było, zniknął w pracy. Ja w soboty nie chodziłam ani do
szkoły, ani do pracy. Postanowiłam więc w porze lunchu pojechać do domu Amber,
by podziękować jej za to, co dla mnie zrobiła. Jared dzwonił do mnie
przynajmniej z pięć razy, ale postanowiłam póki co nie odbierać. Wolałam zrobić
to dopiero, gdy ochłonę i zaprosić go wtedy na spotkanie, na którym powiem mu,
że to koniec.
Amber
mieszkała na niedużym osiedlu, które niedawno wybudowano w Kings Cross.
Właściwie było to kilka nowoczesnych siedmiopiętrowych białych bloków. Dziwiłam
się, że nie mieszkała jeszcze z Jackiem, ale najwidoczniej postanowili się nie
spieszyć. Tak czy siak musiało to być kłopotliwe, tym bardziej, że Amber
częściej bywała w domu Jacka i Bena, niż u siebie. Upewniłam się wcześniej, iż
będzie w domu, dlatego spotykałyśmy się u niej. Cieszyłam się z tego faktu, bo
wolałam, żebyśmy były same.
-
Dziękuję ci, że mnie kryłaś nie wiedząc nawet, o co chodzi. Naprawdę uratowałaś
mi życie. – powiedziałam, gdy siedziałyśmy już przy kawie w jej małym salonie.
Całe jej mieszkanie było raczej monochromatyczne, utrzymane w bieli i czerni z
czerwonymi dodatkami.
Amber
machnęła tylko ręką, a jej loki aż podskoczyły. Ostatnio ufarbowała włosy na
nieco ciemniejszy kolor, niż zazwyczaj. Wcześniej miała raczej płomienny rudy
kolor, teraz jednak wpadał on bardziej w czerwień, przez co jej szare oczy
nabierały trochę żywszego wyrazu. Minusem tej barwy był jednak fakt, że
podkreślała ona jej podłużną bliznę ciągnącą się po policzku, choć ona zdawała
się nie mieć z nią problemu. Kiedyś zdradziła mi jej pochodzenie. Opowiedziała
mi, że jej mąż był furiatem i pewnego razu poniosło go trochę bardziej, niż
zwykle. Po tym zdarzeniu rozwiodła się z nim i wyjechała z Sydney do Londynu,
by zacząć nowe życie. Powiedziała, że przyzwyczaiła się do niej i praktycznie
stała się dla Amber niezauważalna, a wręcz cieszyła się, że ją ma, bo
przypominało jej to o tym, jak silna się stała. Poza tym dzięki tej bliźnie
zrozumiała, w jakim toksycznym związku była i dodała jej odwagi, by zostawić swojego
męża. Jack twierdził, że dodaje jej ona charakteru, a ja musiałam przyznać, że
coś w tym było.
-
Nie ma sprawy. Nie chciałaś mówić wtedy jakie były powody, ale może chcesz
powiedzieć mi teraz? – widziałam, że nie napierała na mnie, ale byłam jej winna
wyjaśnienia.
-
Musiałam się z kimś spotkać i nie chciałam, żeby Sebastian był zazdrosny.
Amber
spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-
Niech zgadnę… Jared? – powiedziała z wyraźnym australijskim akcentem, który z
biegiem czasu stawał się trochę bardziej brytyjski. Nie podejrzewałam, że tak
łatwo przyjdzie jej mnie przejrzeć.
-
Skąd wiedziałaś? – zapytałam pijąc kawę z mlekiem.
Amber
wzruszyła ramionami.
-
Widziałam jak na niego zareagowałaś na przyjęciu. Później musiałam wyjść, ale
zapewne nadal tak samo się na ciebie wpatrywał.
Nawet
nie zauważyłam, że wyszła z przyjęcia. Byłam tak przejęta, iż nie zwracałam
uwagi na takie szczegóły.
-
Dlaczego wyszłaś?
Amber
się wzdrygnęła.
-
Na stole były jakieś muffinki. Nic nie jadłam przez cały dzień i zanim weszłaś,
chciałam zjeść jednego. Kiedy go ugryzłam, Sebastian akurat cię wprowadził.
Poczułam w tym ciastku orzechy, na które mam uczulenie i szybko pobiegłam do
łazienki je wypluć, byle nie przełknąć ani jednego orzeszka. Oczywiście Jack
się zmartwił i pobiegł za mną, chociaż kazałam mu zostać. – Amber wzruszyła
ramionami. Jack zawsze robił wszystko po swojemu i nie słuchał innych, dlatego w
przeszłości tak często kłócili się z Rebeką, mieli takie same charaktery. – Ale
dobra, wróćmy do tematu. Dlaczego to spotkanie miało być tak ściśle tajne?
Sebastian ma powody do zazdrości?
Przypomniałam
sobie wczorajszy wieczór i znów zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia. Amber
była w porządku i wątpiłam, by chciała zdradzić moje sekrety, ale wolałam się
tym z nikim nie dzielić, bo sama nie byłam dumna z tego, co zrobiłam.
-
Jakby nie patrzeć Jared jest moim byłym, a spotkanie się z byłym może wprawić obecnego
faceta w zazdrość. – odpowiedziałam ogólnikowo.
-
W sumie tak… Ale skoro tylko przyjaźnisz się z Jaredem, to Sebastian nie powinien
mieć do ciebie pretensji. Mówiłaś mi przecież, że między tobą a nim wszystko
skończone i nigdy nie mogłabyś z nim znów być. Powiedz Bastianowi to samo, na
pewno zrozumie. Chyba, że…
Tak,
z pewnością zrozumie kiedy powiem mu, że całowałam się z moim byłym, z którym
wszystko powinno być już dawno skończone. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy
właściwie złość na Jareda zmieniła się w coś zupełnie innego i znowu coś do
niego poczułam. A może nigdy nie przestałam czuć? Tak naprawdę byłam już nawet
gotowa wybaczyć mu kłamstwo, ale pozostawała jeszcze inna kwestia, której nie
potrafiłam tak łatwo rozstrzygnąć.
-
Chyba, że co?
Amber
spojrzała na mnie niepewnie.
-
Chyba, że nie wszystko jednak skończone i zastanawiasz się, czy dobrze
wybrałaś. Może jednak mogłabyś mu wybaczyć, cokolwiek zrobił.
Pomyślałam,
że Amber nie była dobrą osobą do zwierzeń. Powinna zostać psychologiem albo
śledczym, a nie lekarką. Chociaż gdyby nie wybrała takiej ścieżki kariery,
nigdy nie poznałaby Jacka, a jednocześnie ja nie poznałabym jej. Nie chciałam
mówić jej, co Jared zrobił, bo im mniej osób wiedziało jak naprawdę zginęła
moja siostra, tym lepiej. Nie miałam zamiaru rujnować życia Shannona tylko
dlatego, że nie był złym człowiekiem i naprawdę kochał Genevieve, a spowodował
wypadek w którym zginęła przypadkiem i wyrzuty sumienia były dla niego
wystarczającą karą. Nie podejrzewałam, aby Amber mogła to komuś powiedzieć, ale
wolałam nie ryzykować.
-
Jared mnie okłamał, ale próbował ochronić brata… W każdym bądź razie, mogłabym
mu to wybaczyć, właściwie już to zrobiłam. Jedyną kwestią pozostaje to, że nie
obecność jego brata była już całkiem inną sprawą. Moi rodzice nie znoszą ich
obu, ale Shannona jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie, abym na przykład,
czysto teoretycznie – podkreślałam te słowa jakbym naprawdę miała coś na
sumieniu, ale nie mogłam się powstrzymać. – wzięła ślub z Jaredem i na weselu
pojawiliby się moi rodzice i Shannon. Sama bym go tam nie chciała, ale gdyby
oni go tam zobaczyli… byłoby nieprzyjemnie. Najgorsze jest to, że tak byłoby
cały czas, a ja też nie chcę oglądać jego brata. Jared jest strasznie
przywiązany do Shannona i nigdy nie chciałabym, aby musiał wybierać pomiędzy
mną, a nim. Gdyby moja siostra żyła i miałabym podjąć taką decyzję, z pewnością
wybrałabym ją. Głównie dlatego nie mogę mu tego zrobić. – słowa płynęły z moich
ust jak potok, a ja sama się sobie dziwiłam, że potrafiłam ominąć całą historię
z wypadkiem Gen, ale wciąż mówić w miarę zrozumiale. – Czy cokolwiek z tego co
powiedziałam, ma dla ciebie jakiś sens?
Amber
zastanawiała się nad tym chwilę, jakby próbowała odtworzyć w głowie wszystko co
powiedziałam, ale na swój sposób. Nie było to łatwe, ale w końcu chyba się
udało, bo zaczęła znów się odzywać.
-
Ma sens… - powiedziała trochę nieobecnym tonem. – Rozumiem twoje obawy. Gdybym
była w twojej sytuacji i to wszystko dotyczyło Bena i Jacka, też miałabym
problem. Już nawet nie chodzi tu o twoich rodziców, bo oni mogliby to jakoś
przełknąć, w końcu nie widzieliby brata Jareda codziennie. Gorzej z tobą, bo
skoro oni mają zespół i są tak blisko ze sobą, to faktycznie często byś go
widywała. Musiał coś poważnie przeskrobać, że tak go nie lubisz.
Wcześniej
naprawdę lubiłam Shannona. Ale to wszystko zmieniło się w jeden dzień, w
pamiętne Święto Dziękczynienia, którego od tamtego czasu już nie obchodzę.
-
Żebyś wiedziała. – powiedziałam patrząc w pustą filiżankę.
Kiedy
wróciłam do mieszkania, było puste. Czasami brakowało mi w nim Rebeki, która
ciągle biegała po całym domu i zostawiała po sobie bałagan. Sebastian był
raczej pedantem, więc nawet nie miałam nic do roboty. Siedziałam na kanapie w
salonie wpatrując się w telewizor, który w ogóle mnie nie ciekawił. Snułam się
jak duch po lofcie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Postanowiłam zrobić jakiś
obiad, zaskoczyć tym Sebastiana i cóż, jakimś sposobem uciszyć swoje sumienie i
stać się panią domu. Kiedy byłam na zakupach w pobliskim markecie dostałam od
mojego narzeczonego (wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do tego miana) esemesa,
że mam nie czekać na niego z kolacją. Nie dość, że nie miał być na obiedzie, to
jeszcze na kolacji. Wyszłam ze sklepu zostawiając pełny koszyk przy jakimś
regale i postanowiłam zjeść na mieście.
Chciałam
zaprosić Rebekę, ale była w Mediolanie na jakimś pokazie, na który udało jej
się dostać, wyjechała tam zaraz po przyjęciu. Moje koleżanki ze studiów były
raczej tylko znajomymi od notatek, z June właściwie się już nie spotykałam poza
szkołą. Tom pracował teraz ciężej, bo awansował wraz z odejściem Marie-Ann. Wzięłam
więc jedzenie na wynos i zjadłam je samotnie w pustej jadalni naszego
mieszkania.
Jared
przestał już dzwonić, chyba zrozumiał moją aluzję. Wieczorem postanowiłam, że
wybiorę się do niego w odwiedziny. Chciałam to zrobić zanim miał wyprowadzić
się do hotelu. Miałam nadzieję, iż po naszej rozmowie wyjedzie i między nami
wszystko się skończy. Cieszyłam się, że obecnie nocował u Bena, bo przynajmniej
przy świadkach nie mogłam zrobić niczego głupiego. Nigdy wcześniej nie byłam w
podobnej sytuacji, nie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłabym zdradzić
osobę, którą kocham. A teraz nie dość, że stawałam się patologicznym kłamcą, to
jeszcze nie ufałam samej sobie i potrzebowałam przyzwoitek, które będą mnie
pilnować.
-
Dzień dobry, Panno Montgomery. – powiedział starszy portier miłym tonem.
Pomyślałam, że niedługo nie będę już „panną”. Nie będę też nazywać się
Montgomery, choć zastanawiałam się nad zostawieniem nazwiska i połączeniem go z
nazwiskiem Sebastiana. Niebawem portier powita mnie jako „Panią Stone”,
ewentualnie Montgomery-Stone.
Niepewnie
wysiadłam z windy. Wciąż zastanawiałam się, jak porozmawiać z Jaredem na
osobności, ale jednocześnie przy świadkach. W dodatku wciąż nie wiedziałam, co
mam mu właściwie powiedzieć.
Siedział
na kanapie i brzdąkał coś na gitarze. Stojąc u stóp schodów rozejrzałam się
dookoła i zaczęłam się martwić, że nikogo prócz niego nie ma w domu. Chciałam
już się cofnąć, kiedy przestał grać i mnie zauważył. Nie było już odwrotu,
musiałam wejść do salonu.
Uśmiechnął
się do mnie i odłożył gitarę na fotel obok. Wstał, ale się nie odezwał. Ja
także tego nie zrobiłam, a kiedy zobaczył moją poważną minę, przestał się
uśmiechać. Wiedział już, co chciałam powiedzieć, ale miał pewnie jeszcze
nadzieję, że przyszłam mu powiedzieć, iż zerwałam zaręczyny. Teraz już był
pewny, że nie mam dla niego dobrych wieści.
-
Jest ktoś w domu? – zapytałam wreszcie, uciekając od tego, co miałam zrobić.
-
Nie, jesteśmy sami. – odparł i spojrzał na mnie wyczekująco. Spochmurniał i
nerwowo poprawiał okulary na nosie.
Wzięłam
głęboki wdech i pomyślałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nigdy się na to
nie zdobędę.
-
To co wczoraj się zdarzyło… - zaczęłam patrząc mu w oczy, ale po wypowiedzeniu
tych kilku słów natychmiast spojrzałam w dół, na drewnianą podłogę. -… to nie
może się nigdy więcej powtórzyć.
-
Przepraszam, nie powinienem… Mogłem domyślić się, że przemawiało przez ciebie
mojito, a nie… cokolwiek innego. – odparł smutno, ale wiedziałam, iż niczego
nie żałował.
-
Nie przemawiało przeze mnie mojito. – przyznałam szczerze, bo chociaż tyle
mogłam mu dać. Znów patrzyłam mu w oczy. – Ale to nie znaczy, że coś z tego
będzie.
Widziałam,
że na chwilę jego oczy rozbłysły. Znów namieszałam mu w głowie, co było
kolejnym powodem, bym czuła się podle.
-
Kochasz go? – wypalił nagle, jakby to nie było oczywiste.
-
Gdybym go nie kochała, nie przyjęłabym oświadczyn. – odparłam natychmiastowo.
-
Kochasz go tak bardzo, jak kochałaś mnie? – nie spuszczał mnie z oczu i
wydawało mi się, że potrafi przejrzeć mnie na wylot, a jakiekolwiek kłamstwo
nie ujedzie jego uwadze.
-
Ja… nie wiem… - zaczęłam dukać zaskoczona jego pytaniem. Jak mogłam
odpowiedzieć na cos, na co sama nie znałam odpowiedzi? Chociaż w tym momencie
chyba ją poznałam. Patrząc teraz na Jareda, zrozumiałam. – Tak. Kocham go
bardziej niż ciebie. – oczywiście skłamałam.
-
Jesteś tego pewna? – Jared zbliżył się do mnie i wiedziałam, że powinnam zrobić
krok w tył. Właśnie, powinnam. Ale tego nie zrobiłam.
-
Tak. Właściwie, to po wczorajszym cię nienawidzę. – odpowiedziałam zaskoczona
własnymi słowami. Widziałam jednak, że kąciki ust Jareda drgnęły. Bawiło go to,
a mnie jego zachowanie jeszcze bardziej wytrąciło z równowagi. Przysunął się
jeszcze bliżej. Teraz dzieliło nas kilka centymetrów, czułam jego oddech i
jeszcze kawałek, a poczułabym bicie serca.
-
Nienawidzisz mnie? – zapytał patrząc mi w oczy tak, bym nie mogła uniknąć jego
wzroku. Chwycił mnie za jedną rękę, a potem za drugą, aż przeszedł mnie znajomy
prąd. Taki sam, jak wczoraj. Wiedziałam, że nie mogę się mu oprzeć, a słowa,
które wypowiadałam nie były prawdą. Nie uwierzyłam w nie, Jared najwyraźniej
też.
-
Bardzo. Brzydzę się tobą. – odparłam podejmując jego grę.
Jared
przeszedł przez ostatnią dzielącą nas barierę w postaci kilku centymetrów i
pocałował mnie delikatnie, ale z miłością i pożądaniem. Stałam jak wryta nie
mogąc się poruszyć.
-
A teraz? – zapytał.
Wciąż
nie otwarłam oczu. Kiedy mnie całował, automatycznie je zamknęłam.
-
Jeszcze bardziej. – odparłam.
Jared
potraktował to jako zaproszenie i znów zaczął mnie całować, tym razem dłużej i
jeszcze bardziej namiętnie, aż odebrało mi dech. Powtarzałam w myślach
wszystkie możliwe przekleństwa, będąc na siebie okropnie zła. Ale nic nie
pomagało. Żadne z tych słów mnie nie powstrzymało, nie zmusiło do odejścia.
-
Nawet nie wiesz, jak w tym momencie cię nie cierpię. – rzuciłam kiedy całował
mnie po szyi i obejmował w pasie, choć właściwie było to bardziej mruczenie.
-
Teraz znienawidzisz mnie jeszcze bardziej. – powiedział podekscytowany i powoli
zdjął kardigan z moich ramion, który opadł na podłogę u moich stóp. Spojrzał na
mnie niepewnie, ale kiedy nie napotkał w moich oczach sprzeciwu, wziął się
także za ściąganie cienkiej bluzki. Kiedy złapałam za brzegi jego t-shirta,
zobaczyłam u niego wahanie. Kiedy poczułam jego wystające kości już wiedziałam,
o co chodzi.
-
Nie przeszkadza mi to. – wyszeptałam i złożyłam na jego ustach pocałunek, po
czym zdjęłam z niego koszulkę. Zauważyłam, że ręce trzęsą mi się
niemiłosiernie, a serce bije jak oszalałe, zupełnie tak, jakbym robiła to
pierwszy raz w życiu. Chociaż może robiłam to pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie
zdradziłam swojego partnera z innym.
Wszystko
potoczyło się tak, jak zwykle między
nami bywało. Nawet nie zauważyłam, kiedy przekroczyłam próg sypialni dla gości.
Miałam jeszcze szansę zrezygnować, tym samym nie pogłębiając swoich wyrzutów
sumienia. Jednak najwyraźniej bardzo lubiłam komplikować życie swoje, i innych.
Czując dotyk Jareda na swoim ciele, jego usta i oddech naprawdę ciężko było się
temu wszystkiemu oprzeć. Kiedy ściągał moją spódnicę, jeszcze próbowałam go
zatrzymać. Jednak napotykając jego spojrzenie, natychmiast się poddałam.
Kiedy
się obudziłam, Jared jeszcze spał u mojego boku, obejmując mnie ramieniem.
Wyciągnęłam rękę do jego komórki leżącej na stoliku. O kurwa. Była ósma rano!
Wstałam
z łóżka jak poparzona, a Jared niemalże natychmiast otworzył oczy. Pospiesznie
się ubrałam, naznaczona wstydem i paniką. On przyglądał mi się z uśmiechem,
zupełnie nie zdając sobie sprawy, co mnie czeka gdy wrócę do domu.
-
Wychodzisz? – zapytał zmartwiony tym faktem.
-
A jak myślisz?! To był ogromny błąd! Nic się wczoraj nie wydarzyło, jasne?! –
rzuciłam wkurzona zarówno na siebie, jak i na niego i wyszłam z sypialni.
W salonie
wpadłam na Bena, który znacząco na mnie spojrzał i zawadiacko się uśmiechnął.
-
Ani słowa. – zastrzegłam ostro i chwyciłam za swoją torebkę leżącą na podłodze
przy kanapie.
Pobiegłam
do windy i z prędkością światła dotarłam do auta, gdzie zaczęłam się
zastanawiać, czy w ogóle mam cokolwiek powiedzieć Sebastianowi, czy nie
spakować walizek i wyjść. Zaczęłam płakać jak małe dziecko, obrzucając samą
siebie obraźliwymi epitetami. Czułam się strasznie i wiedziałam, że do końca
życia nie wybaczę sobie, że tak potraktowałam osobę, która mnie kochała i
chciała spędzić ze mną resztę swojego życia. Opanowałam się dopiero, gdy
znalazłam się na mojej ulicy. Kiedy wparowałam do budynku, zaczęłam czuć
rosnące napięcie.
W
salonie nikogo nie zastałam. Zaczęłam wołać mojego narzeczonego, ale nikt nie
odpowiadał. Pomyślałam, że może zaszył się w gabinecie na górze, ale i tam go
nie było. Musiał wyjść do pracy. Miałam tylko nadzieję, że gdy wróci, jego
gniew trochę opadnie. Dzwonił do mnie kilka razy, ale ponieważ zostawiłam
torebkę w salonie, nic nie słyszałam. Natychmiast się wykąpałam, jakby to mogło
zmyć ze mnie cały wstyd i wyrzuty sumienia. Kiedy wyszłam z łazienki, Sebastian
stał przy oknie w salonie i przyglądał mi się z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy.
Starałam
się nie wpaść w panikę, ale mimowolnie zaczęłam drżeć.
Matko, Cass, swietny rozdzial, zaraz przeczytam go 2 raz (: idealny, szkoda mi Lea'i, ale coz, KOCHA Jareda (:
OdpowiedzUsuńWIEDZIAŁAM ❤️ TEAM JARED FOREWA, A SEBASTIAN NIECH SIĘ WYNOSI DALEKOOOO ;-;
OdpowiedzUsuńMola
Nie chwalimy dnia przed zachodem słońca.. :)
UsuńKocham Cię <3 Fantastyczny rozdział :D Więcej takich :3
OdpowiedzUsuńOjej, tyle milosci <3 dziękuję!
Usuńwow =) chce już nowy :*
OdpowiedzUsuń:) dzięki za komentarz
UsuńSię porobiło:) Nawet nie wiesz jak się cieszę bo oczywiście uważam że Lea powinna być z Jaredem, natomiast smutno mi się zrobiło kiedy opowiadała o powodach dla których nie może z nim być. Boli mnie to, że prawdopodobnie nigdy nie bedzie mogła wybaczyć Shannonowi tego co zrobił, bo jak tu wybaczyc komuś kto zabił twoją siostrę... Ale jestem ciekawa co będzie dalej:):) Weny:*:*:*
OdpowiedzUsuńDziękuję, wena bardzo się przyda :)
Usuń*.* Po co ten Sebastian, on juz niepotrzebny. :D Tylko męczysz tą biedna Leanne. :P
OdpowiedzUsuńRozdział swietny! :*
Ach, lubię męczyć ludzi :) dzięki!
Usuńoh. tak piekny rozdzial... piekny i smutny w jednym. idealnie wszystko opisujesz tak ze wszystko sobie moge wyobrazic i przechodza mnie ciarki. Tobie chyba nie trzeba zyczyc weny bo piszesz idealnie... ale mimo wszystko- zycze weny i czasu abys mogla nas rozpueszczac jeszcze bardziej <3 /S,
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wena się zawsze przyda, bo bez niej nic by nie powstało... A czas to już w ogóle :)
UsuńNo to już mamy... momencik: Bastian, Jay, Ben... Pozwolisz, że leciutko się zirytuję: ilu tych facetów jeszcze?
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, co jeszcze nam wymyślisz.
I czy Bastian w obecnej sytuacji nie zerwie zaręczyn.
Weny!
I czasu, bo widziałam, że o niego prosiłaś :)
S.
Hm, trochę życie. Nie zawsze spotykamy od razu tego jedynego ;)
UsuńOch, mam mnóstwo jeszcze niespodzianek w zanadrzu.
Dziękuję ;)
No, przerobiłam wszystko już wczoraj ale nie miałam zbytnio możliwości skomentowania - nie lubię tego robić na tablecie.
OdpowiedzUsuńJeju, nie wiem który Twój blog jest lepszy. Doprawdy, opowiadania są cudne.
Tak myślałam, że Gen zginie, bo (chyba niepotrzebnie) czytałam komentarze pod pierwszymi postami na tamtym blogu i tak coś myślałam, że to nie jest szczęśliwa historia. Czy Shannon ją zabił - w to wątpię, sam mówił, że pamięta tylko jak wsiada do samochodu, wcale to nie musiał być on (ale ze mnie detektyw...).
Co do tego bloga tak stricte:
Na początku (chyba 20 rozdziałów) czułam się jakbym widziała sytuację z Diabelskich Maszyn - dwóch przyjaciół zakochuje się w dziewczynie, oboje są wspaniali i ona nie wie, którego wybrać. Potem jednak jakoś to rozwiązujesz pojawieniem się Sebastiana (matko, nie znoszę tego imienia... XDDD).
Ok, czekam na dalej i tutaj, i tam.
pozdrawiam :)