Wiedziałam,
że to trochę dziwne cieszyć się w rocznicę śmierci mojej siostry, ale
oczywiście to nie było powodem mojej radości. Byłam zadowolona z faktu, że
odwiedzę Bossier City chociaż na kilka dni, bo tak czy inaczej był to mój dom.
W dodatku miałam spędzić czas z rodzicami i co ważniejsze, Sebastian miał
okazję poznać ich lepiej.
Na
początku nie był przekonany co do wyjazdu. Nie chciał burzyć mi rodzinnych
chwili, ale chciałam mieć jego wsparcie, a także pokazać mu trochę mojej przeszłości.
Moja rodzina i tak już go polubiła, a mama sama namawiała go, by pojechał z
nami, więc nie miał innego wyjścia jak się zgodzić.
Miałam
ochotę się popłakać ze szczęścia, gdy zobaczyłam znajomą ulicę, a na niej mój
dawny dom. Nic się nie zmienił, wszystko było na swoim miejscu – śliczny,
ceglany piętrowy domek z ładnym ogródkiem. Spojrzałam za siebie, na dawny dom
rodziny Leto – nie stał już tam parterowy dom, który jeszcze pamiętałam. Matka
wytłumaczyła mi, że niedawno go zburzono i błyskawicznie postawiono w jego
miejsce jednorodzinny duży dom, który ledwo mieścił się na małej działce.
Kiedy
wysiadałam z taksówki, zobaczyłam znajomą twarz wychodzącą przez bramę nowego
domu.
-
Dzień dobry, panie West. – powiedziałam miło do naszego sąsiada. Jeszcze
niedawno mieszkał na piętrze w swoim domu rodzinnym z matką i ojcem, ale
postanowili spędzić resztę życia w swoim domku w Springhill, więc sprzedali
tamten dom, a Ethan West zbudował sobie własny, gdzie zamieszkał z żoną i
dwójką dzieci.
-
Dzień dobry, Leanne. – uśmiechnął się do mnie starszy mężczyzna i uścisnął mi
dłoń. Moi rodzice i Sebastian wnosili właśnie walizki do domu, a ja stałam z
nim sama na chodniku. Niewiele się zmienił od kiedy ostatni raz go widziałam. –
Co cię sprowadza z powrotem do Bossier?
-
Chciałam odwiedzić tu rodziców, poza tym jutro rocznica śmierci Genevieve. –
odparłam z posępnym uśmiechem, a on spuścił na chwilę głowę, po czym znów na
mnie spojrzał.
-
No tak, zupełnie zapomniałem. Miałem ostatnio tyle na głowie przez te
przeprowadzkę… Zabiorę jutro rodzinę na spacer i zapalimy jej znicz, zostawimy
kwiaty. To już tyle czasu minęło, a wciąż czuję jakby to było wczoraj.
Pomyśleć, że do dzisiaj nie znaleźli tego gnojka, który to zrobił. – powiedział
z nostalgią drapiąc się po zaroście. – No cóż, nie będę cię dłużej zatrzymywał.
Do zobaczenia.
Pomyślałam
o „gnojku”, o którym mówił. Pomimo, że wiedziałam kto jest sprawcą, wciąż
wolałam myśleć, że nigdy nie został znaleziony. Tak było łatwiej.
Następnego
dnia rano wysprzątaliśmy dokładnie grób Genevieve z Sebastianem, a później po
południu zanieśliśmy z rodzicami kwiaty i znicze. Ethan musiał już tu być, bo
stał tu jeden większy znicz, którego jeszcze rano nie było i kilka chryzantem w
wazonie. Przypomniałam sobie, jak zawsze gdy miałam jakiś problem biegłam na
cmentarz, siadałam przy jej marmurowym nagrobku i rozmawiałam z nią, a raczej
mówiłam do niej w nadziei, że słucha. To była jedna z tych rzeczy, której
brakowało mi najbardziej w Londynie. Wiele razy chciałam tu przyjść i wyżalić
się mojej nieżyjącej siostrze, ale było to niemożliwe.
Opowiadałam
Sebastianowi co stało się z Gen, ale nie mówiłam mu nic o Shannonie. Nie
chciałam, by za dużo osób o tym wiedziało. Nie chodziło tu o zaufanie, a raczej
podświadomie starałam się chronić Jareda i Shannona, pomimo że nie powinno mi
na tym zależeć. Nie chciałam rozdrapywać starych ran, tylko iść do przodu i nie
oglądać się za siebie.
Przy
obiedzie jak zwykle przyszedł czas na wspominanie Genevieve. Po raz pierwszy
nie byliśmy tylko rodzice i ja, ale także Sebastian. Nic to jednak nie
zmieniało, bo mama i tak opowiadała te same historie co zawsze. Spodziewałam
się czegoś o Jaredzie, ale się nie doczekałam. Znów zwinnie omijała ten temat,
pomimo że tym razem nie musiała, gdyż wszystko już wiedziałam. Ponadto wyjęła
album z moimi i Gen zdjęciami z dzieciństwa, ale na żadnym z nich nie było
żadnego z braci Leto.
-
To jest młody Ethan West i Genevieve. – matka wskazała na zdjęcie przyjaciół
nad rzeką, moja siostra mogła mieć wtedy z trzynaście lat. – Tessa robiła tę
zdjęcie.
Sebastian
przyglądał się zdjęciom z zaciekawieniem, ja widziałam je już milion razy.
-
A gdzie są jakieś zdjęcia, na których jest ktoś z nami prócz West'ów i naszej
rodziny? – zapytałam wymownie mamę, gdy wertowała karki albumu. Spojrzała na
mnie zza okularów do czytania i próbowała zmrozić wzrokiem, ale się nie
speszyłam. Ojciec wrócił teraz do salonu i usiadł na fotelu obok, ale byłam
pewna, że słyszał co mówiłam.
-
Rhys, przynieś ten czerwony album ze strychu. – powiedziała mama do ojca, a on
westchnął i ruszył na górę. – Nie wiem czy to dobry pomysł, Leanne.
Nie
zastanawiałam się wcześniej nad tymi zdjęciami. Nigdy ich nie widziałam, a na
większości mogłam być tak mała, że nawet nie pamiętałam momentu ich
wykonywania. Poza tym Sebastian nie wiedział, że znałam Jareda od tak dawna.
Miałam mu zamiar to powiedzieć wcześniej, ale to chyba była lepsza okazja.
Ojciec
po kilku minutach wrócił z okurzonym albumem z czerwoną okładką. Podał go mojej
mamie, a ona westchnęła wymownie i mi go dała. Spojrzałam na Sebastiana, który
był trochę zagubiony. Niepewnie otworzyłam album.
Pierwsze
zdjęcie było odbitką tego, które znalazłam w swoich kartonach w Londynie.
Przedstawiało mnie u Jareda na kolanach, grających przy pianinie. Miałam może z
trzy latka i to była jedyna fotografia z Jaredem, jaką pokazała mi mama, choć
pamiętałam, że znalazłam ją przypadkiem.
-
Genevieve zrobiła wam to zdjęcie. – powiedziała do mnie mama z tęsknotą w
głosie. – Wyjmij je i zobacz, co jest z tyłu napisane.
Zrobiłam
to, co poleciła. Sebastian przypatrywał się zdjęciu, ale chyba nie był do końca
pewien, czy słusznie ten młody chłopak z fotografii przypomina mu Jareda.
„Pomimo, że nie umiałaś nic zagrać Jared
powiedział, że chce zarazić Cię miłością do muzyki. Pragnął byś kiedyś przypomniała
sobie jak uczył Cię grać i zachciała znów spróbować. Zrobiłam więc to zdjęcie,
abyś zawsze pamiętała tę chwilę.”
Na dole napisano jeszcze datę, ale niebieski
tusz rozmazał się w tym miejscu, zostawiając tylko zlane cyferki i odcisk jej
palca. Nawet nie zauważyłam, kiedy po moim policzku spłynęła łza. Nie tylko
dlatego, że napisała to Genevieve, ale też z powodu Jareda. Postanowiłam jednak
udawać, że powód był tylko jeden i była nim wiadomość od mojej siostry.
-
Znałaś Jareda od dziecka? – zdziwił się Sebastian i widząc, że zbiera mi się na
płacz, przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem. Cieszyłam się, że nie jest
zły.
-
Zajmował się mną gdy byłam mała, potem wyjechał i spotkałam go znów dopiero po
przyjeździe do Londynu. – powiedziałam skrótowo, omijając wszystkie
najważniejsze fakty. Mama spojrzała na mnie z wdzięcznością, jakby chciała
pochwalić mnie za to, że nic więcej mu nie powiedziałam. Ojciec siedział tylko
ze spuszczoną głową i oglądał album ze zdjęciami Genevieve i West'ów.
Zaczęłam
przeglądać album dalej. Były tam różne zdjęcia starszej Genevieve, które nie
wiadomo czemu nie trafiły do rodzinnego albumu. Podejrzewałam, że pochodziły z
okresu, w którym poznała Shannona, dlatego matka wolała ich nie oglądać. Może
nawet były wykonane przez niego, bo na niektórych stała całkiem sama. Na
kolejnym była z Jaredem, obydwoje się z czegoś śmiali. Na jeszcze innym Jared
wziął mnie na głowę i stał ze mną i Genevieve w zoo. Po obejrzeniu połowy
albumu miałam już dosyć, dlatego zamknęłam go i oddałam ojcu. Poprosiłam go
jednak, by go nie odnosił. Chciałam obejrzeć go później w samotności.
-
Twoja siostra była do ciebie podobna. – stwierdził Sebastian. Nigdy nie
uważałam, by to była prawda. Ona miała ciemne włosy a ja blond, jej rysy twarzy
były zbliżone do ojca, a moje do matki. Jedyne co nas łączyło to zielonkawe
oczy, choć i jej miały bardziej czysty odcień, przynajmniej tak mówiła matka i
to było widać na zdjęciach. Jeśli miałabym ją do kogoś porównać, to bardziej przypominała mi Rebekę. Może
poniekąd dlatego traktowałam ją jak starszą siostrę. Chyba największym
podobieństwem między mną i Genevieve była słabość do niewłaściwych mężczyzn,
którzy w dodatku byli ze sobą spokrewnieni.
-
Zostajecie tu już z ojcem, prawda? – zapytałam mamę gdy zmywałyśmy naczynia po
kolacji. Sebastian rozmawiał o czymś z moim tatą w salonie, najwyraźniej dobrze
się dogadywali.
-
Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, ale raczej tak. Mieszkanie komuś wynajmiemy,
zostawimy je sobie na wizyty u ciebie, przynajmniej nie będziemy ci siedzieć na
głowie albo tułać się po hotelach. – odpowiedziała mama nie przerywając pracy.
Następnego
dnia musieliśmy już wracać do Londynu, zarówno ze względu na moją pracę, jak i
na Sebastiana. Wybraliśmy się jeszcze na ostatni spacer, wzdłuż Red River. Przechadzaliśmy
się piaszczystą plażą, trzymając się za ręce. Tak przywykłam do chłodnego
Londynu, że zdziwiło mnie dwadzieścia sześć stopni panujące w Bossier City w połowie
jesieni. Z daleka widać już było ogromny most umożliwiający połączenie z lądem
i wysokie budynki Shreveport.
-
Jak ci się tu podoba? – zapytałam Sebastiana z ciekawości.
-
Wiesz, jako urodzony Nowojorczyk nie przywykłem do takiej ilości zieleni i
dzikiej natury. – zaśmiał się. – Jest tu bardzo ładnie, ale chyba nie mógłbym
tu mieszkać po tylu latach w dużym mieście.
Nie
wyobrażałam sobie Sebastiana mieszkającego w Bossier City, a nawet w
Shreveport. Szczerze mówiąc, sama nie mogłabym już tu mieszkać. Przywykłam do
życia w Londynie i było mi tam dobrze, tu za dużo miejsc i ludzi było mi znane
i przypominało o różnych rzeczach, które wolałabym zapomnieć.
Kiedy
wróciliśmy do Londynu, znów trudno było mi się przestawić. Poczułam jednak, że
wracam do domu, co było pozytywnym uczuciem tym bardziej, iż wyjeżdżałam z
Bossier City, gdzie mieszkałam większą część mojego życia. Najtrudniejsze było dla
mnie pożegnanie z rodzicami, ale wiedziałam, że w każdej chwili mogą przyjechać
do Londynu i mnie odwiedzić, albo ja pojechać do nich.
PONAD ROK PÓŹNIEJ
- Jared? –
zapytałam niepewnie, kiedy napotkałam znajomą twarz na lotnisku. Był wychudzony,
ukrywał się pod czarnymi korekcyjnymi okularami z grubym obramowaniem, a włosy
urosły mu na tyle, że zawiązał je w krótki kucyk. Gdyby nie jego niebieskie
oczy i znajomy płaszcz, w życiu bym go nie poznała. Wracałam właśnie do Londynu
z Los Angeles, gdzie przez ostatnie dwa tygodnie przygotowywałam sesję
zdjęciową do jednego z popularnych magazynów.
- Leanne?
Jak miło cię widzieć! – uścisnął mnie natychmiast i szeroko się uśmiechnął.
Zaczęłam się niepokoić gdy zobaczyłam, że pod okularami ukrywa brak brwi.
- Ciebie
też, ale Boże, co ci się stało? Jesteś chory? – zapytałam bezpośrednio, bo
zaczęłam się martwić słysząc jego zachrypnięty głos. On zaczął się śmiać, co
trochę mnie pocieszyło.
- Nie, to do
filmu. Jakiś czas temu skończyliśmy kręcić, więc już niedługo będę wyglądał jak
kiedyś. Mam tylko nadzieję, że brwi mi odrosną. – zażartował. – Teraz wracam
właśnie z Nowego Jorku. A co u ciebie słychać?
Odprężyłam
się. Pomyślałam, że trzeba być nienormalnym aby tak zagłodzić się do filmu, ale
to był Jared. Kto inny jak nie on mógł zrobić coś takiego?
- Wracam z
kontraktu. Na szczęście zdążę na swoje urodziny być w domu.
- No tak, to
za trzy dni. – zdziwiłam się, że jeszcze to pamiętał. Chociaż ja jemu też
wysłałam życzenia gdy niedawno miał urodziny. – Dobrze się składa, bo jutro
wybieram się do Londynu na wręczenie nagród filmowych. Osobiście złożę ci
życzenia.
- Możesz to
zrobić na przyjęciu urodzinowym, na które cię zapraszam. Miało być
niespodzianką, ale Rebecca się wygadała. Wyślę ci wszystko esemesem.
W duchu
ucieszyłam się, że porozmawiamy trochę dłużej. Ciekawiło mnie, co robił od
naszego ostatniego spotkania, jak potoczyło się jego życie. U mnie wszystko
zmierzało we właściwym kierunku, zarówno w pracy jak i w życiu osobistym.
Miałam nadzieję, że i jemu się udało. Skoro jechał na rozdanie nagród
filmowych, to pewnie wszystko szło jak po maśle.
-
Kochanie, jestem w domu! – wrzasnęłam przechodząc przez próg. Sebastian od razu
przybiegł z kuchni i wziął mnie w objęcia.
Pół roku
temu zaproponował, abyśmy razem zamieszkali. Początkowo miałam co do tego
obawy, ale ostatecznie się zgodziłam i nie żałowałam tej decyzji. Żal było mi
zostawiać Rebekę, ale zapewniała mnie, że sobie poradzi. Rzuciła pracę u Bena,
gdyż jej kariera modelki zaczęła się rozkręcać. Wyjeżdżała co jakiś czas na
różne sesje fotograficzne, reklamy czy pokazy. Nie miała faceta, ale była tak
zajęta pracą, że nie miała nawet na to czasu. Jack wciąż był z Amber, która o
dziwo zaprzyjaźniła się ze mną i Rebeką, choć podejrzewałam, że moja kuzynka
chciała po prostu być dla niej miła.
Pomimo, że
Rebecca wygadała się co do przyjęcia, to wciąż nie powiedziała mi gdzie się ono
odbędzie. Poprosiłam ją, by zaprosiła Jareda i obiecała mi, że to zrobi. Kazała
mi się elegancko ubrać, dlatego podejrzewałam jakiś drogi lokal. Posłuchałam
jej rad i zrobiłam się na bóstwo, zakładając sukienkę, którą kupiłam sobie w
Los Angeles i najładniejsze szpilki, jakie miałam. Sebastian również ubrał się
elegancko, a gdy błagałam go o zdradzenie mi, gdzie będzie przyjęcie, droczył
się ze mną i nie pisnął ani słowem.
Zamówił
limuzynę pod budynek, jakbyśmy byli jakimiś gwiazdami. W środku zawiązał mi
oczy przepaską, bym nie widziała dokąd jedziemy.
- To
naprawdę konieczne? – zapytałam posępnie, bo nie mogłam już wytrzymać z
ekscytacji.
- Tak. –
słyszałam w jego głosie, że jest równie przejęty jak ja. – Zobaczysz, będzie
warto.
Postanowiłam
więcej nie drążyć tego tematu, bo wiedziałam, że i tak się nie złamie. Cały
czas pilnował, bym nie podglądała dokąd jedziemy, więc mogłam jedynie zgadywać
po czasie spędzonym w drodze. Nic mi on jednak nie mówił, ponieważ wszędzie
roiło się od miejsc, gdzie można było urządzić przyjęcie.
W końcu limuzyna
się zatrzymała. Sebastian wysiadł z auta i podał mi obie ręce pilnując, bym
ostrożnie opuściła pojazd. Na dworze było okropnie zimno, a moje szpilki
ślizgały się na zmarzniętym asfalcie. Wiedziałam, że nie ujdę w nich po takiej
nawierzchni w dodatku z zawiązanymi oczami. Sebastian wciąż jednak nie pozwolił
zdjąć mi opaski, zamiast tego wziął mnie na ręce i przeniósł do jakiegoś
pomieszczenia.
Wokół nie
słyszałam żadnych ludzi. Później usłyszałam dźwięk windy, do której wsiedliśmy.
Gdy wysiadaliśmy już na górze, Sebastian wciąż mówił mi, jak mam iść i na co
uważać. Serce biło mi jak oszalałe z podekscytowania, a czas biegł strasznie
wolno. Nagle poczułam, że jest chłodniej, choć tu nie wiało aż tak bardzo, a
odgłosy aut były jakby stłumione. Jakim cudem jadąc w górę znaleźliśmy się na
dworze? Dach, pomyślałam. Byliśmy na jakimś dachu. Ale po co? Jak można zrobić
przyjęcie na dachu w środku zimy? Chociaż może mi się tylko wydawało, na dachu
byłoby przecież zimno.
Nagle
usłyszałam dźwięki skrzypiec. Poczułam, że Sebastian ściąga mi przepaskę.
Znajdowaliśmy się na ogromnym dachu, który był otoczony szklanymi parkanami,
przez co było tu cieplej. Niebo było ciemne, a wszędzie paliły się świece i
stały okrągłe stoliki, przy których stali wszyscy zaproszeni goście. Była
Rebecca, Jared, Ben, Jack i Amber, Tom, June i April, same znajome twarze… zdziwiłam
się widząc tam też rodziców moich i Sebastiana, których wcześniej znałam tylko
z fotografii. Spojrzałam na Sebastiana, który był uśmiechnięty, ale jakby zdenerwowany.
Może obawiał się, czy mi się spodoba?
- Pewnie
zastanawiasz się, dlaczego znajdujemy się na dachu w środku zimy. – powiedział,
a ja się zaśmiałam, tak jak wszyscy zgromadzeni. – Otóż właśnie tak się
poznaliśmy. Po raz pierwszy zobaczyłem cię na dachu wieżowca podczas sesji w
Nowym Jorku i od razu się w tobie zakochałem. – powiedział spięty i poważny. Ja
zrobiłam się cała czerwona będąc w centrum uwagi, ale nerwowo się uśmiechnęłam
i patrzyłam mu cały czas w oczy. Skrzypce wciąż grały spokojną, ale podniosłą
muzykę. – Od tamtej pory wiedziałem, że kiedyś zadam ci to pytanie, i właśnie
przyszła na to pora. – Sebastian przykucnął, a mi zamarło serce. Zerknęłam na
tłum – wszyscy byli równie zaskoczeni, najwyraźniej tylko Sebastian o tym
wiedział. Napotkałam także wzrok Jareda, ale szybko wróciłam wzrokiem do
Bastiana. Odruchowo zakryłam usta dłonią, jakbym obawiała się, że krzyknę. –
Leanne Montgomery, czy zostaniesz moją żoną?
Pytanie
zawisło w powietrzu, a on wyciągnął kwadratowe pudełeczko z połyskującym
pierścionkiem. Zarówno Sebastian jak i goście wyczekiwali mojej odpowiedzi. Teraz
wszystko zależało ode mnie.
__________________________________________________________________________________________________
Ciąg dalszy możecie poznać w One Shocie, który dodałam. Znajdziecie go w menu bloga, zapraszam :)
O w ciapkę. Ja ci nie dam zawiesić tego bloga, nie w tym momencie i nie teraz!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, już tak dobrze się układa między nią i Bastianem, że ja opcji innej nie widzę. Lea, zgódź się, do jasnej!
Wiem, że jakiś czas temu napisałam o tym, że podoba mi się relacja Jay-Lea, ale jeśli ona ma być szczęśliwa, lepiej chyba, żeby zostali tylko przyjaciółmi.
Jeśli jednak musisz, zawieś NDR, choć ja będę tym mocno niepocieszona.
Weny na oba blogi!
S.
PS Mam duże spóźnienie z rozdziałem, bo ostatnimi czasy wypadki się mnie trzymają i nie mam głowy do pisania przy bólu nogi, a szczególnie wykręconej kostki, jaki sobie zafundowałam... Przepraszam. Możliwe, że coś uda mi się naskrobać, ale nie obiecuję.
To wciąż niepotwierdzone info, ale fakt, zastanawiam się nad tym. Mam już plan na kolejny rozdział, ale nie zmienia to faktu, że zawieszenie wisi w powietrzu. Chcę zająć się bardziej drugim blogiem, więc nawet jeśli tego nie zawieszę to na pewno będę tu rzadziej pisać.
UsuńDziękuję, a co do twojego bloga to czekam, kuruj się i wróć z nowymi siłami i pomysłami ;) Wiem co znaczy mieć skręconą kostkę, nawet dwukrotnie, więc rozumiem.
O MATKO! nie mozesz tego zrobic, nie zawieszaj NDR :( super rozdzial, mimo ze L nie jest z J na co zawsze mialam nadzieje :) jakbym byla Toba to bym napisala taki "ostateczny" rozdzial gdzie sie okaze czy wyjdzie za niego czy nie i na tym bym zawiesila. ALE NIE TERAZ ! /S.
OdpowiedzUsuńPomysle jeszcze nad tym, dziękuję za sugestie :3
UsuńBoże w jakiej ona jest beznadziejnej sytuacji. Nie lubie kiedy ktoś oświadcza się komuś przy takiej liczbie osób. Co jeśli powie tak? A co jeśli powie nie? Rok znajomości a Sebastian już o małżeństwie myśli.. szalony. Weny
OdpowiedzUsuńDzięki :3
UsuńNie,nie, nie i tysiąc razy nie... Nie chcę żebyś zawieszała tego bloga a także nie chcę, żeby Lea przyjęła te oświadczyny.... Super mi się czyta twoje opowiadania:) to drugie jest moim absolutnie ulubionym, ale to też lubię dlatego proszę Cię pisz nadal:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńNieee, ona nie może się zgodzić :C I nie zawieszaj bloga, bo znajdzimey Cię i zjemy 8)) Także bój się XD
OdpowiedzUsuńBoję się :(
UsuńA ja muszę nadrobić [jak zawsze] zaległości :) w następnym tygodniu mam luz, więc będę nałogowo wszystkie niedokończone przeze mnie blogi czytać, Twój też, więc oczekuj moich długich komentarzy niebawem :D i nie opuszczaj nas! No jak to tak? Nie ładnie Cassandro :3
OdpowiedzUsuńU mnie nowy:
this-is-love-30stm.blogspot.com
O, to bardzo mi miło i z pewnością każdy przeczytam ;) Opuszczam jedynie chwilowo, zawsze pozostaje jeszcze mój drugi blog, jeśli masz niedosyt. Z pewnością zajrzę i do ciebie.
UsuńMożesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć nam za ile pojawi sie nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuń