30.07.2014

Rozdział 36 – The Wreckage Of Your Past


                Gdy jechałam już z Sebastianem do jego nowego mieszkania nadal nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Może mi się przewidziało? Nie, to niemożliwe. To na pewno była Faye i Collin, to nie mógł być przypadek. W końcu pracowała u ojca Bena, poza tym była w związku z jego synem. Dobrze się znali, a ona dokładnie wiedziała z kim ma do czynienia. Obydwoje nie mieli jednak wyrzutów sumienia, by zdradzić Bena.
                Zaczęłam się zastanawiać, czy się w to wtrącać. Wiedziałam, że gdybym powiedziała o tym Benowi to ciężko byłoby mu w to uwierzyć. Szczerze mówiąc, gdybym nie widziała tego na własne oczy, pewnie sama bym nie uwierzyła. Bałam się, że mnie wyśmieje albo pomyśli, że chcę zniszczyć jego związek. Ale nawet to byłam gotowa przeżyć. Najgorsze było to, że zraniłoby go to podwójnie – nagle dowiedziałby się, że zdradził go i jego ojciec, i dziewczyna.
                - Jesteś jakaś nieobecna. – powiedział Sebastian, wyrywając mnie z przemyśleń. – Podoba ci się mieszkanie?
                Dopiero teraz rozejrzałam się po wnętrzu. Był to loft, całkowicie różnił się od jego mieszkania w Nowym Jorku. Po wejściu od razu lądowało się w salonie z dużym telewizorem i regałami z książkami do samego sufitu na drugim piętrze. Był połączony z jadalnią, a niska ścianka odgradzała ją od kuchni. Mieszkanie było bardzo nowocześnie urządzone, całe w oknach od podłogi do sufitu, a wewnętrzne ściany zrobiono z ozdobnej czerwonej cegły. Do góry prowadziły szklane spiralne schody. Mieścił się tam gabinet, łazienka i przestronna sypialnia. Ściany na górze były szare, mahoniowe panele takie same jak na dole, meble białe lub czarne, a dodatki oczywiście turkusowe.
                - Jest przepiękne. – powiedziałam szczerze.
                Sebastian się uśmiechnął i mnie przytulił.
                - Cieszę się, że ci się podoba. – odparł zadowolony. – Może pójdziemy na jakiś spacer czy coś? Ostatni raz w Londynie byłem wieki temu.
                Sebastian był ode mnie starszy o trzy lata, dlatego wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że mam tak młodego faceta. Oczywiście po Jaredzie nie było widać, że zbliżał się do czterdziestki – ani mentalnie, ani fizycznie. Jednakże wiele razy myślałam wtedy, jak to będzie za kilka lat. Zdawałam sobie sprawę, że gdy ja byłabym w jego wieku, on miałby już prawie sześćdziesiątkę, co trochę mnie przytłaczało. Teraz nie musiałam się już tym przejmować, ale postanowiłam nie planować na razie przyszłości. Ostatnim razem wyobrażałam sobie mnie i Jareda za kilkanaście lat, a skończyło się to fiaskiem szybciej, niż oczekiwałam.
                - Możemy się gdzieś wybrać. – zgodziłam się.
                Mieszkanie było blisko centrum, więc nie mieliśmy problemów z dojazdem. Szliśmy najpopularniejszymi ulicami, które zazwyczaj były na liście wszystkich turystów.
                - Co powiesz na jakąś małą parapetówkę? – zaproponowałam. – Zaprosilibyśmy moich znajomych, chciałabym żebyś ich poznał.
                - Jasne, zapytaj ich tylko kiedy im pasuje. – powiedział Sebastian z uśmiechem.
                Chciałam żeby nie czuł się tu samotny, a wiedziałam, że się z nimi dogada. Był przyjazny i towarzyski, ponadto nigdy nie był nieuprzejmy. Lubiłam w nim to, że w stosunku do wszystkiego był pozytywnie nastawiony i nie narzekał. Z pewnością najwięcej wspólnych tematów będzie miał z Tomem, jako że łączył ich ten sam zawód, ale i z resztą zapewne znajdzie tematy do rozmów. Moi znajomi byli mniej więcej w naszym wieku, co też było bardzo pomocne.
                Znów zaczęłam się zastanawiać co zrobić w związku z Benem. Chciałam go zaprosić, ale nie wiedziałam czy wytrzymam widok Faye udającej, że nic się nie stało. Może mu powiedziała, albo się dowiedział? Może już ze sobą zerwali, a ja niepotrzebnie panikowałam?
                Chciałam też zaprosić Jacka i Amber, ale obawiałam się o reakcję Rebeki. Nie chodziło już tylko o ich związek, bardziej przejmowałam się tym, czy nie będzie miała mi za złe, iż z nimi rozmawiam. Wciąż lubiłam Jacka, a jego dziewczyna po dłuższym poznaniu nie była taka zła, jak uważałam. Nie musiałam być jej przyjaciółką, ale nie chciałam jej unikać tylko dlatego, że Rebecca jej nienawidziła. Ich sprawy nie powinny mnie dotyczyć, a ciągle mnie w nie wciągano.
                Gdy wróciliśmy po długim spacerze do jego mieszkania wzięliśmy się za gotowanie. Chciał przygotować kurczaka według swojego popisowego przepisu. Ja przygotowywałam do niego sałatkę, ale cały czas zastanawiałam się nad tym, co dziś widziałam. Zamyśliłam się tak bardzo, że przy krojeniu pomidora nóż wyślizgnął mi się z ręki i skaleczył mnie od wewnętrznej strony dłoni. Mimowolnie przeklęłam i szybko włożyłam rękę pod zlew, włączając zimną wodę. Strużka krwi popłynęła do odpływu, a ja poczułam mocne szczypanie.
                - Nic ci się nie stało? – zapytał zaniepokojony Sebastian, szukając w szufladach jakiegoś bandaża. – Mógłbym przysiąc, że kazałem kupić apteczkę.
                W końcu znalazł ją w jednej z szafek. Wyciągnął wodę utlenioną i kazał wyciągnąć mi rękę. Delikatnie ujął moją dłoń i polał ją płynem, a ja zdusiłam w sobie syknięcie. Następnie ją opatrzył bandażem, chociaż krew i tak za chwilę pojawiła się na białym materiale.
                - Dobrze, a teraz powiedz mi, nad czym tak intensywnie dzisiaj myślisz. - Wiedziałam, że tym razem mi nie odpuści. Od kiedy tylko przyjechał, ja bujałam w obłokach. – Chodzi o mój przyjazd, o Jareda…
                Natychmiast mu przerwałam.
                - Co ma do tego Jared? – zdziwiłam się, że o nim pomyślał.
                Sebastian spojrzał na mnie niepewnie.
                - No nie wiem, pomyślałem po prostu, że może zastanawiasz się czy dobrze zrobiłem, że tu przyjechałem.
                Przytuliłam się do niego.
                - Nie gadaj głupot. Pewnie, że się cieszę.
                Sebastian dokończył robić kolacje, łącznie z sałatką. Opowiedziałam mu całą historię przy kolacji tłumacząc, kim jest dla mnie Ben. Sebastian słuchał wszystkiego z zainteresowaniem. Jego danie faktycznie smakowało wyjątkowo dobrze.
                - Powinnaś mu powiedzieć. – stwierdził po usłyszeniu całej historii.
                - Tak myślisz? – upewniłam się. Potrzebowałam rady kogoś bezstronnego.
                - Rozumiem twoje obawy, ale gdybym był na jego miejscu to chciałbym wiedzieć. Lepiej żeby dowiedział się od ciebie, niż przypadkiem.
                Akurat z tym ostatnim zdaniem się nie potrafiłam zgodzić. Wolałabym, żeby sam się dowiedział, wtedy nie musiałabym nic mówić i przejmować się, jak zareaguje.
                Postanowiłam, że zrobię następnego dnia. Wiedziałam, że jeśli będę zwlekać, to nigdy tego nie zrobię.
                Rano wróciłam szybko do domu, a potem od razu na uczelnię. W chwili przerwy zadzwoniłam do Bena prosząc go o krótkie spotkanie. Zgodził się przyjść na lunch do knajpy obok mojej szkoły.
                Czekałam na niego chwilę w środku. Było to nieduże pomieszczenie, ale na szczęście znalazłam wolny stolik zaraz przy oknach. Widziałam przez nie jak Ben idzie przez ulicę – nie wyglądał na zadowolonego, chyba nie miał dziś najlepszego humoru. Przez chwilę ucieszyłam się, bo pomyślałam, że może już wie.
                Zamówiliśmy jakieś sałatki i przyszła pora na wyjaśnienie mu, dlaczego poprosiłam o spotkanie. Serce biło mi jak oszalałe, a w myślach miałam już kilka wersji, jak mu to powiedzieć.
                - Coś się stało? – zapytałam widząc jego zmartwienie. Wolałam się upewnić, że nie powiem mu o czymś, co już wie.
                - Problemy w firmie. – westchnął dłubiąc widelcem w sałatce. – Dobrze, że mnie stamtąd wyciągnęłaś, bo chyba bym zwariował.
                Cholera, powinnam go dobijać? Z drugiej strony żadna okazja nie byłaby dobra do powiedzenia mu czegoś takiego. Gdyby był szczęśliwy to nie chciałabym zepsuć mu nastroju, a tak nie chciałam go pogłębiać. No cóż, jeśli nie teraz, to nigdy.
                - Na pewno dasz sobie z tym radę. – powiedziałam i w myślach zaczęłam się dopingować. – Ben, właściwie to chciałam się z tobą spotkać, bo…
                Wcześniejsze gotowe schematy rozmowy nagle uleciały z mojej głowy, znów nie wiedziałam jak to ubrać w słowa.
                - Bo? – zapytał jeszcze bardziej zmartwiony, widząc moją minę i zdenerwowanie.
                Wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam to z siebie.
                - Widziałam twojego ojca i Faye na mieście… No wiesz, razem.
                Ben spojrzał na mnie jakby nie dotarły do niego moje słowa.
                - No cóż, pracują razem więc pewnie ją podwoził czy coś.
                - Owszem, podwoził ją, ale chyba na wspólną kolację. W dodatku się całowali.
                Ben aż zadławił się swoim jedzeniem. Zaczął głośno kaszleć, aż wszyscy się na nas spojrzeli. Cieszyłam się jedynie z tego, że miałam to już za sobą. Jeśli w ogóle było tu coś, z czego można było się cieszyć.
                - Dzięki, że mi powiedziałaś, ja… wyjaśnię to. Muszę już lecieć do pracy.
                Wstał i wyrzucił połowę swojego lunchu do śmietnika. Ja zjadłam swój do końca i pojechałam do pracy, tym razem zastanawiając się jak Ben to rozwiąże. Miałam nadzieję, że po czymś takim nie będzie już z tą dziewczyną. Dobrze go znałam i wiedziałam, że zasługuje na kogoś lepszego niż Faye.
                Już wieczorem Ben zadzwonił do mnie. Byłam wtedy akurat w domu, ale miałam jechać odwiedzić rodziców w ich wynajętym mieszkaniu. Odebrałam jednak i pozwoliłam mu się wygadać.
                - Rozmawiałem z Faye. Udawała głupią, starała się mi wmówić, że pewnie chcesz zniszczyć nasz związek i że nic takiego nie miało miejsca.
                - Powiedziałeś jej, że to ja? – wolałam zachować anonimowość, ale z drugiej strony i tak pewnie więcej bym jej nie spotkała.
                - Nie, powiedziałem tylko, że wiem to od zaufanej osoby. – miał zmartwiony i zmęczony głos. – Potem pojechałem do ojca. Mówił, że nie wiedział o moim związku z Faye, bo nic mu nie powiedziała. Ja zresztą też nic mu nie mówiłem, bo ostatnio nie widywaliśmy się zbyt często. – westchnął. – W każdym bądź razie przyznał, że ma z nią romans już od jakiegoś czasu. Nieźle to sobie wymyśliła, chciała wyciągnąć kasę i ode mnie, i od ojca. Nie wiem czy mu wierzyć, że o niczym nie wiedział…
                Zastanowiłam się chwilę. Może i Collin nie był świętoszkiem, ale z pewnością sprawiał wrażenie milszego od swojej żony. Mógł mieć wiele innych młodych dziewczyn, które leciały na jego pozycję i pieniądze, dlatego dziwne dla mnie było, że wybrałby akurat dziewczynę swojego syna. W dodatku wątpiłam, by Faye specjalnie się tym chwaliła, a skoro Ben nic mu nie mówił, to mógł faktycznie nie mieć o tym pojęcia.
                - To twój ojciec, więc ty znasz go najlepiej, ale moim zdaniem mówi prawdę. Gdyby miał coś na sumieniu, to pewnie kłamałby jak Faye.
                - Może masz rację. – przyznał. – Przemyślę to jeszcze, dzięki.
                Kiedy rozmowa dobiegła końca, wreszcie mogłam pojechać do rodziców. Nie wiedziałam, jak długo chcieli zostać w Londynie i co nagle sprawiło, że zmienili zdanie. Rozumiałam, że tęsknili za mną i mogli czuć się samotni w Bossier City, ale nigdy wcześniej nawet nie brali pod uwagę tego, by zostać tu dłużej. Nagle po Święcie Dziękczynienia zdecydowali, iż wynajmą tu mieszkanie.
                Na początku myślałam, że może boją się o mnie przez to, o czym się dowiedziałam. Później przyszło mi jeszcze na myśl, iż mogli zmartwić się, że będę mieć im za złe, że wcześniej mi nie powiedzieli i chcieli zostać tu by odbudować nasze relacje.
Nie dawałam im chyba odczuć, że mam do nich żal. Owszem, mama mogła nie wyrzucać listów, które pisał do mnie Jared gdy mieszkałam jeszcze w Luizjanie i prosto z mostu powiedzieć, co się stało. Gdy byłam młodsza mogli martwić się tym, że nie zrozumiem, ale kiedy wyjeżdżałam do Londynu i przestałam być pod ich opieką, byłam już dużą dziewczynką.
Zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła gdybym poznała Jareda wtedy na sesji, ale znała już prawdę. Prawdopodobnie nie pracowałabym teraz w ELLE, bo pewnie rzuciłabym się na niego, nawrzeszczała albo po prostu wyszła ze studia. Nie miałabym tym samym szansy na wyjazd do Nowego Jorku i nie poznałabym Sebastiana. Może byłabym teraz z Benem? Z jednej strony byłam im wdzięczna, że nie powiedzieli mi wcześniej, z drugiej jednak wolałabym nigdy nie zakochać się w Jaredzie, bo wszystko teraz kręciło się wokół niego, nie dając mi spokojnie żyć.
Pukałam do drzwi ich mieszkania, ale nikt nie otwierał. Nie mówiłam im, że przyjadę, ale nie sądziłam, iż nie będzie ich w domu. Pociągnęłam za klamkę – drzwi były otwarte. Było to jednopiętrowe mieszkanie z jednym pokojem i salonem. Dołożyłam im do niego trochę pieniędzy, bo nie chciałam by wpadali przez mieszkanie w długi. Usłyszałam głos matki dobiegający z kuchni, więc od razu tam poszłam.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie to.- mama mówiła ostro i stanowczo. - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Beth. Tyle razy mówiłam ci, że Rhys i ja wiemy, co robimy.
Nie dziwiło mnie, że matka rozmawia z ciotką takim tonem, bo nie było tajemnicą, że się nie lubią. Dziwiło mnie, że w ogóle ze sobą rozmawiają. Stanęłam w korytarzu i podsłuchiwałam, bo chciałam się w końcu dowiedzieć, o co się tak bardzo pokłóciły, że nie rozmawiały ze sobą przez tyle lat. Przynajmniej mi się tak wydawało.
- Pilnuj lepiej swojej córki, dobra? To co zrobiłaś w Święto Dziękczynienia było nie na miejscu, ale to co robisz teraz to już przegięcie. Tłumaczyłam ci wiele razy, że musi zostać tak jak jest. Genevieve umarła i nie ma co tego roztrząsać.
Cofnęłam się do korytarza i trzasnęłam drzwiami, po czym udawałam, że dopiero teraz przyszłam.
- Muszę kończyć, na razie. – rzuciła do słuchawki i uśmiechnęła się do mnie.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytałam żeby sprawdzić, czy powie mi prawdę. Nie spodziewałam się jednak, że to zrobi.
- Z twoim ojcem, wyszedł na zakupy i oczywiście zapomniał, co miał kupić. – zaśmiała się i włożyła komórkę do kieszeni dżinsów. – Co ci się stało w rękę? – zmieniła szybko temat.
Mama umiała dobrze kłamać, w końcu robiła to przez ostatnie lata oszukując mnie, że nie wie kto odpowiada za śmierć mojej siostry. Może gdy byłam dzieckiem to działało, teraz jednak nie byłam na tyle głupia by jej wierzyć.
Postanowiłam przyjąć jej taktykę i również się uśmiechnęłam. Opowiedziałam jej o moim wypadku z nożem, po czym zaczęłam działać.
- Nie żeby nie podobało mi się, że tu jesteście, ale ile jeszcze tu zostaniecie? – zapytałam ją miło, chcąc jakoś wyciągnąć od niej przyczyny ich pobytu.
Mama zastanowiła się chwilę i poprawiła na fotelu w salonie. Ja siedziałam na kanapie i patrzyłam na nią uważnie.
- Nie wiem, słonko. Niedługo pewnie wrócimy do Bossier, bo sąsiedzi nie będą zajmować się naszym domem przez całą wieczność. Poza tym trzeba posprzątać trochę na grobie Genny…
Mama nagle posmutniała, a ja nie chciałam już dalej w to brnąć widząc jej stan.
- No tak, zbliża się rocznica jej śmierci. – przypomniałam sobie. – Może wtedy ja przyjadę do was?
- Byłoby miło, gdybyś z nami tam była. – przyznała mama.

Każdą rocznicę jej śmierci spędzaliśmy razem, to była taka nasza tradycja. Dzień wcześniej sprzątaliśmy jej nagrobek, by następnego przynieść świeże kwiaty i zapalić znicze. Później razem jedliśmy kolację i rodzice opowiadali mi o mojej siostrze, gdyż ja za dużo nie pamiętałam. Przez te wszystkie rocznice udawało im się zwinnie ominąć w swoich opowieściach wszystko co było związane z braćmi Leto. Zastanawiałam się, co będą opowiadać mi w tym roku. Zamierzałam od nich wyciągnąć coś nowego, skoro znałam już prawdę. 

7 komentarzy:

  1. Super rozdział.. nie mogę się doczekać następnego.. i mam nadzieję że wyjdzie szybko <3 ~LamaCorn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co jest mało komentarzy, wiec dodam jak bedzie wiecej :)

      Usuń
  2. oj tam oj tam nie drocz się... ludzie nie komentują, bo nie tylko dech im odbiera ale i władze w palcach ;)
    Tak czy siak czekam na następny... może być później ale nieco dłuższy, nie obrażę się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy bedzie dłuższy, ale biorę pod uwagę dodania go troche pózniej, bo ostatnio mam wiecej pomysłow na ten nowy. W każdym bądź razie u mnie nawet jak zwlekam z rozdziałem to jest to kilka dni pózniej niz zwykle, dlatego chyba nie bedzie takiej tragedii :)

      Usuń
  3. o tyyyyy... wiesz jak zamącić mi w głowie xD Dobry rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak.... Dzieje się, ale jestem ciekawa co ukrywa matka Lei:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)