Gdy jechałam już z Sebastianem do jego nowego
mieszkania nadal nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Może mi się
przewidziało? Nie, to niemożliwe. To na pewno była Faye i Collin, to nie mógł
być przypadek. W końcu pracowała u ojca Bena, poza tym była w związku z jego
synem. Dobrze się znali, a ona dokładnie wiedziała z kim ma do czynienia.
Obydwoje nie mieli jednak wyrzutów sumienia, by zdradzić Bena.
Zaczęłam
się zastanawiać, czy się w to wtrącać. Wiedziałam, że gdybym powiedziała o tym
Benowi to ciężko byłoby mu w to uwierzyć. Szczerze mówiąc, gdybym nie widziała
tego na własne oczy, pewnie sama bym nie uwierzyła. Bałam się, że mnie wyśmieje
albo pomyśli, że chcę zniszczyć jego związek. Ale nawet to byłam gotowa
przeżyć. Najgorsze było to, że zraniłoby go to podwójnie – nagle dowiedziałby
się, że zdradził go i jego ojciec, i dziewczyna.
-
Jesteś jakaś nieobecna. – powiedział Sebastian, wyrywając mnie z przemyśleń. –
Podoba ci się mieszkanie?
Dopiero
teraz rozejrzałam się po wnętrzu. Był to loft, całkowicie różnił się od jego
mieszkania w Nowym Jorku. Po wejściu od razu lądowało się w salonie z dużym
telewizorem i regałami z książkami do samego sufitu na drugim piętrze. Był
połączony z jadalnią, a niska ścianka odgradzała ją od kuchni. Mieszkanie było
bardzo nowocześnie urządzone, całe w oknach od podłogi do sufitu, a wewnętrzne
ściany zrobiono z ozdobnej czerwonej cegły. Do góry prowadziły szklane spiralne
schody. Mieścił się tam gabinet, łazienka i przestronna sypialnia. Ściany na
górze były szare, mahoniowe panele takie same jak na dole, meble białe lub czarne,
a dodatki oczywiście turkusowe.
-
Jest przepiękne. – powiedziałam szczerze.
Sebastian
się uśmiechnął i mnie przytulił.
-
Cieszę się, że ci się podoba. – odparł zadowolony. – Może pójdziemy na jakiś
spacer czy coś? Ostatni raz w Londynie byłem wieki temu.
Sebastian
był ode mnie starszy o trzy lata, dlatego wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że
mam tak młodego faceta. Oczywiście po Jaredzie nie było widać, że zbliżał się
do czterdziestki – ani mentalnie, ani fizycznie. Jednakże wiele razy myślałam
wtedy, jak to będzie za kilka lat. Zdawałam sobie sprawę, że gdy ja byłabym w
jego wieku, on miałby już prawie sześćdziesiątkę, co trochę mnie przytłaczało.
Teraz nie musiałam się już tym przejmować, ale postanowiłam nie planować na
razie przyszłości. Ostatnim razem wyobrażałam sobie mnie i Jareda za
kilkanaście lat, a skończyło się to fiaskiem szybciej, niż oczekiwałam.
-
Możemy się gdzieś wybrać. – zgodziłam się.
Mieszkanie
było blisko centrum, więc nie mieliśmy problemów z dojazdem. Szliśmy najpopularniejszymi
ulicami, które zazwyczaj były na liście wszystkich turystów.
-
Co powiesz na jakąś małą parapetówkę? – zaproponowałam. – Zaprosilibyśmy moich
znajomych, chciałabym żebyś ich poznał.
-
Jasne, zapytaj ich tylko kiedy im pasuje. – powiedział Sebastian z uśmiechem.
Chciałam
żeby nie czuł się tu samotny, a wiedziałam, że się z nimi dogada. Był przyjazny
i towarzyski, ponadto nigdy nie był nieuprzejmy. Lubiłam w nim to, że w
stosunku do wszystkiego był pozytywnie nastawiony i nie narzekał. Z pewnością
najwięcej wspólnych tematów będzie miał z Tomem, jako że łączył ich ten sam
zawód, ale i z resztą zapewne znajdzie tematy do rozmów. Moi znajomi byli mniej
więcej w naszym wieku, co też było bardzo pomocne.
Znów
zaczęłam się zastanawiać co zrobić w związku z Benem. Chciałam go zaprosić, ale
nie wiedziałam czy wytrzymam widok Faye udającej, że nic się nie stało. Może mu
powiedziała, albo się dowiedział? Może już ze sobą zerwali, a ja niepotrzebnie
panikowałam?
Chciałam
też zaprosić Jacka i Amber, ale obawiałam się o reakcję Rebeki. Nie chodziło
już tylko o ich związek, bardziej przejmowałam się tym, czy nie będzie miała mi
za złe, iż z nimi rozmawiam. Wciąż lubiłam Jacka, a jego dziewczyna po dłuższym
poznaniu nie była taka zła, jak uważałam. Nie musiałam być jej przyjaciółką,
ale nie chciałam jej unikać tylko dlatego, że Rebecca jej nienawidziła. Ich
sprawy nie powinny mnie dotyczyć, a ciągle mnie w nie wciągano.
Gdy
wróciliśmy po długim spacerze do jego mieszkania wzięliśmy się za gotowanie.
Chciał przygotować kurczaka według swojego popisowego przepisu. Ja
przygotowywałam do niego sałatkę, ale cały czas zastanawiałam się nad tym, co
dziś widziałam. Zamyśliłam się tak bardzo, że przy krojeniu pomidora nóż wyślizgnął
mi się z ręki i skaleczył mnie od wewnętrznej strony dłoni. Mimowolnie przeklęłam
i szybko włożyłam rękę pod zlew, włączając zimną wodę. Strużka krwi popłynęła
do odpływu, a ja poczułam mocne szczypanie.
-
Nic ci się nie stało? – zapytał zaniepokojony Sebastian, szukając w szufladach
jakiegoś bandaża. – Mógłbym przysiąc, że kazałem kupić apteczkę.
W
końcu znalazł ją w jednej z szafek. Wyciągnął wodę utlenioną i kazał wyciągnąć
mi rękę. Delikatnie ujął moją dłoń i polał ją płynem, a ja zdusiłam w sobie
syknięcie. Następnie ją opatrzył bandażem, chociaż krew i tak za chwilę
pojawiła się na białym materiale.
-
Dobrze, a teraz powiedz mi, nad czym tak intensywnie dzisiaj myślisz. - Wiedziałam,
że tym razem mi nie odpuści. Od kiedy tylko przyjechał, ja bujałam w obłokach. –
Chodzi o mój przyjazd, o Jareda…
Natychmiast
mu przerwałam.
-
Co ma do tego Jared? – zdziwiłam się, że o nim pomyślał.
Sebastian
spojrzał na mnie niepewnie.
-
No nie wiem, pomyślałem po prostu, że może zastanawiasz się czy dobrze
zrobiłem, że tu przyjechałem.
Przytuliłam
się do niego.
-
Nie gadaj głupot. Pewnie, że się cieszę.
Sebastian
dokończył robić kolacje, łącznie z sałatką. Opowiedziałam mu całą historię przy
kolacji tłumacząc, kim jest dla mnie Ben. Sebastian słuchał wszystkiego z
zainteresowaniem. Jego danie faktycznie smakowało wyjątkowo dobrze.
-
Powinnaś mu powiedzieć. – stwierdził po usłyszeniu całej historii.
-
Tak myślisz? – upewniłam się. Potrzebowałam rady kogoś bezstronnego.
-
Rozumiem twoje obawy, ale gdybym był na jego miejscu to chciałbym wiedzieć.
Lepiej żeby dowiedział się od ciebie, niż przypadkiem.
Akurat
z tym ostatnim zdaniem się nie potrafiłam zgodzić. Wolałabym, żeby sam się
dowiedział, wtedy nie musiałabym nic mówić i przejmować się, jak zareaguje.
Postanowiłam,
że zrobię następnego dnia. Wiedziałam, że jeśli będę zwlekać, to nigdy tego nie
zrobię.
Rano
wróciłam szybko do domu, a potem od razu na uczelnię. W chwili przerwy
zadzwoniłam do Bena prosząc go o krótkie spotkanie. Zgodził się przyjść na
lunch do knajpy obok mojej szkoły.
Czekałam
na niego chwilę w środku. Było to nieduże pomieszczenie, ale na szczęście
znalazłam wolny stolik zaraz przy oknach. Widziałam przez nie jak Ben idzie
przez ulicę – nie wyglądał na zadowolonego, chyba nie miał dziś najlepszego
humoru. Przez chwilę ucieszyłam się, bo pomyślałam, że może już wie.
Zamówiliśmy
jakieś sałatki i przyszła pora na wyjaśnienie mu, dlaczego poprosiłam o spotkanie.
Serce biło mi jak oszalałe, a w myślach miałam już kilka wersji, jak mu to
powiedzieć.
-
Coś się stało? – zapytałam widząc jego zmartwienie. Wolałam się upewnić, że nie
powiem mu o czymś, co już wie.
-
Problemy w firmie. – westchnął dłubiąc widelcem w sałatce. – Dobrze, że mnie
stamtąd wyciągnęłaś, bo chyba bym zwariował.
Cholera,
powinnam go dobijać? Z drugiej strony żadna okazja nie byłaby dobra do
powiedzenia mu czegoś takiego. Gdyby był szczęśliwy to nie chciałabym zepsuć mu
nastroju, a tak nie chciałam go pogłębiać. No cóż, jeśli nie teraz, to nigdy.
-
Na pewno dasz sobie z tym radę. – powiedziałam i w myślach zaczęłam się
dopingować. – Ben, właściwie to chciałam się z tobą spotkać, bo…
Wcześniejsze
gotowe schematy rozmowy nagle uleciały z mojej głowy, znów nie wiedziałam jak
to ubrać w słowa.
-
Bo? – zapytał jeszcze bardziej zmartwiony, widząc moją minę i zdenerwowanie.
Wzięłam
głęboki oddech i wyrzuciłam to z siebie.
-
Widziałam twojego ojca i Faye na mieście… No wiesz, razem.
Ben
spojrzał na mnie jakby nie dotarły do niego moje słowa.
-
No cóż, pracują razem więc pewnie ją podwoził czy coś.
-
Owszem, podwoził ją, ale chyba na wspólną kolację. W dodatku się całowali.
Ben
aż zadławił się swoim jedzeniem. Zaczął głośno kaszleć, aż wszyscy się na nas
spojrzeli. Cieszyłam się jedynie z tego, że miałam to już za sobą. Jeśli w
ogóle było tu coś, z czego można było się cieszyć.
-
Dzięki, że mi powiedziałaś, ja… wyjaśnię to. Muszę już lecieć do pracy.
Wstał
i wyrzucił połowę swojego lunchu do śmietnika. Ja zjadłam swój do końca i
pojechałam do pracy, tym razem zastanawiając się jak Ben to rozwiąże. Miałam
nadzieję, że po czymś takim nie będzie już z tą dziewczyną. Dobrze go znałam i
wiedziałam, że zasługuje na kogoś lepszego niż Faye.
Już
wieczorem Ben zadzwonił do mnie. Byłam wtedy akurat w domu, ale miałam jechać odwiedzić
rodziców w ich wynajętym mieszkaniu. Odebrałam jednak i pozwoliłam mu się
wygadać.
-
Rozmawiałem z Faye. Udawała głupią, starała się mi wmówić, że pewnie chcesz
zniszczyć nasz związek i że nic takiego nie miało miejsca.
-
Powiedziałeś jej, że to ja? – wolałam zachować anonimowość, ale z drugiej
strony i tak pewnie więcej bym jej nie spotkała.
-
Nie, powiedziałem tylko, że wiem to od zaufanej osoby. – miał zmartwiony i
zmęczony głos. – Potem pojechałem do ojca. Mówił, że nie wiedział o moim
związku z Faye, bo nic mu nie powiedziała. Ja zresztą też nic mu nie mówiłem,
bo ostatnio nie widywaliśmy się zbyt często. – westchnął. – W każdym bądź razie
przyznał, że ma z nią romans już od jakiegoś czasu. Nieźle to sobie wymyśliła,
chciała wyciągnąć kasę i ode mnie, i od ojca. Nie wiem czy mu wierzyć, że o
niczym nie wiedział…
Zastanowiłam
się chwilę. Może i Collin nie był świętoszkiem, ale z pewnością sprawiał
wrażenie milszego od swojej żony. Mógł mieć wiele innych młodych dziewczyn,
które leciały na jego pozycję i pieniądze, dlatego dziwne dla mnie było, że
wybrałby akurat dziewczynę swojego syna. W dodatku wątpiłam, by Faye specjalnie
się tym chwaliła, a skoro Ben nic mu nie mówił, to mógł faktycznie nie mieć o
tym pojęcia.
-
To twój ojciec, więc ty znasz go najlepiej, ale moim zdaniem mówi prawdę. Gdyby
miał coś na sumieniu, to pewnie kłamałby jak Faye.
-
Może masz rację. – przyznał. – Przemyślę to jeszcze, dzięki.
Kiedy
rozmowa dobiegła końca, wreszcie mogłam pojechać do rodziców. Nie wiedziałam,
jak długo chcieli zostać w Londynie i co nagle sprawiło, że zmienili zdanie.
Rozumiałam, że tęsknili za mną i mogli czuć się samotni w Bossier City, ale
nigdy wcześniej nawet nie brali pod uwagę tego, by zostać tu dłużej. Nagle po
Święcie Dziękczynienia zdecydowali, iż wynajmą tu mieszkanie.
Na
początku myślałam, że może boją się o mnie przez to, o czym się dowiedziałam.
Później przyszło mi jeszcze na myśl, iż mogli zmartwić się, że będę mieć im za
złe, że wcześniej mi nie powiedzieli i chcieli zostać tu by odbudować nasze
relacje.
Nie dawałam
im chyba odczuć, że mam do nich żal. Owszem, mama mogła nie wyrzucać listów,
które pisał do mnie Jared gdy mieszkałam jeszcze w Luizjanie i prosto z mostu
powiedzieć, co się stało. Gdy byłam młodsza mogli martwić się tym, że nie
zrozumiem, ale kiedy wyjeżdżałam do Londynu i przestałam być pod ich opieką,
byłam już dużą dziewczynką.
Zaczęłam się
zastanawiać, co bym zrobiła gdybym poznała Jareda wtedy na sesji, ale znała już
prawdę. Prawdopodobnie nie pracowałabym teraz w ELLE, bo pewnie rzuciłabym się
na niego, nawrzeszczała albo po prostu wyszła ze studia. Nie miałabym tym samym
szansy na wyjazd do Nowego Jorku i nie poznałabym Sebastiana. Może byłabym
teraz z Benem? Z jednej strony byłam im wdzięczna, że nie powiedzieli mi
wcześniej, z drugiej jednak wolałabym nigdy nie zakochać się w Jaredzie, bo
wszystko teraz kręciło się wokół niego, nie dając mi spokojnie żyć.
Pukałam do
drzwi ich mieszkania, ale nikt nie otwierał. Nie mówiłam im, że przyjadę, ale
nie sądziłam, iż nie będzie ich w domu. Pociągnęłam za klamkę – drzwi były
otwarte. Było to jednopiętrowe mieszkanie z jednym pokojem i salonem. Dołożyłam
im do niego trochę pieniędzy, bo nie chciałam by wpadali przez mieszkanie w
długi. Usłyszałam głos matki dobiegający z kuchni, więc od razu tam poszłam.
- Słuchaj,
nie obchodzi mnie to.- mama mówiła ostro i stanowczo. - Nie wtrącaj się w nie
swoje sprawy, Beth. Tyle razy mówiłam ci, że Rhys i ja wiemy, co robimy.
Nie dziwiło
mnie, że matka rozmawia z ciotką takim tonem, bo nie było tajemnicą, że się nie
lubią. Dziwiło mnie, że w ogóle ze sobą rozmawiają. Stanęłam w korytarzu i
podsłuchiwałam, bo chciałam się w końcu dowiedzieć, o co się tak bardzo
pokłóciły, że nie rozmawiały ze sobą przez tyle lat. Przynajmniej mi się tak
wydawało.
- Pilnuj
lepiej swojej córki, dobra? To co zrobiłaś w Święto Dziękczynienia było nie na
miejscu, ale to co robisz teraz to już przegięcie. Tłumaczyłam ci wiele razy,
że musi zostać tak jak jest. Genevieve umarła i nie ma co tego roztrząsać.
Cofnęłam się
do korytarza i trzasnęłam drzwiami, po czym udawałam, że dopiero teraz
przyszłam.
- Muszę
kończyć, na razie. – rzuciła do słuchawki i uśmiechnęła się do mnie.
- Z kim
rozmawiałaś? – zapytałam żeby sprawdzić, czy powie mi prawdę. Nie spodziewałam się
jednak, że to zrobi.
- Z twoim
ojcem, wyszedł na zakupy i oczywiście zapomniał, co miał kupić. – zaśmiała się
i włożyła komórkę do kieszeni dżinsów. – Co ci się stało w rękę? – zmieniła szybko
temat.
Mama umiała
dobrze kłamać, w końcu robiła to przez ostatnie lata oszukując mnie, że nie wie
kto odpowiada za śmierć mojej siostry. Może gdy byłam dzieckiem to działało,
teraz jednak nie byłam na tyle głupia by jej wierzyć.
Postanowiłam
przyjąć jej taktykę i również się uśmiechnęłam. Opowiedziałam jej o moim
wypadku z nożem, po czym zaczęłam działać.
- Nie żeby
nie podobało mi się, że tu jesteście, ale ile jeszcze tu zostaniecie? –
zapytałam ją miło, chcąc jakoś wyciągnąć od niej przyczyny ich pobytu.
Mama
zastanowiła się chwilę i poprawiła na fotelu w salonie. Ja siedziałam na
kanapie i patrzyłam na nią uważnie.
- Nie wiem,
słonko. Niedługo pewnie wrócimy do Bossier, bo sąsiedzi nie będą zajmować się
naszym domem przez całą wieczność. Poza tym trzeba posprzątać trochę na grobie
Genny…
Mama nagle
posmutniała, a ja nie chciałam już dalej w to brnąć widząc jej stan.
- No tak, zbliża
się rocznica jej śmierci. – przypomniałam sobie. – Może wtedy ja przyjadę do
was?
- Byłoby
miło, gdybyś z nami tam była. – przyznała mama.
Każdą
rocznicę jej śmierci spędzaliśmy razem, to była taka nasza tradycja. Dzień
wcześniej sprzątaliśmy jej nagrobek, by następnego przynieść świeże kwiaty i
zapalić znicze. Później razem jedliśmy kolację i rodzice opowiadali mi o mojej
siostrze, gdyż ja za dużo nie pamiętałam. Przez te wszystkie rocznice udawało
im się zwinnie ominąć w swoich opowieściach wszystko co było związane z braćmi
Leto. Zastanawiałam się, co będą opowiadać mi w tym roku. Zamierzałam od nich wyciągnąć
coś nowego, skoro znałam już prawdę.
Super rozdział.. nie mogę się doczekać następnego.. i mam nadzieję że wyjdzie szybko <3 ~LamaCorn
OdpowiedzUsuńPóki co jest mało komentarzy, wiec dodam jak bedzie wiecej :)
Usuńoj tam oj tam nie drocz się... ludzie nie komentują, bo nie tylko dech im odbiera ale i władze w palcach ;)
OdpowiedzUsuńTak czy siak czekam na następny... może być później ale nieco dłuższy, nie obrażę się ;)
Nie wiem czy bedzie dłuższy, ale biorę pod uwagę dodania go troche pózniej, bo ostatnio mam wiecej pomysłow na ten nowy. W każdym bądź razie u mnie nawet jak zwlekam z rozdziałem to jest to kilka dni pózniej niz zwykle, dlatego chyba nie bedzie takiej tragedii :)
Usuńo tyyyyy... wiesz jak zamącić mi w głowie xD Dobry rozdział xD
OdpowiedzUsuńDzięki. Hehe lubię Wam mącić w głowach :D
UsuńPowiem tak.... Dzieje się, ale jestem ciekawa co ukrywa matka Lei:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń