21.07.2014

Rozdział 33 – Searched For You


                Wieczór spędziłam z poznanym przy pracy grafikiem w barze na parterze Empire. Nie było tu za dużo gości, a ci którzy przyszli siedzieli jak najbliżej barmana. My usiedliśmy na końcu długiego blatu by mieć trochę prywatności.
                Zdawałam sobie sprawę, że mój towarzysz ze mną flirtował. Kilka miesięcy temu pewnie byłabym wniebowzięta, iż ktoś taki jak on się mną zainteresował. Był przystojny, ciemnoblond włosy i niebiesko-zielone oczy. Dokładnie odpowiadał amerykańskiemu kanonowi piękna, z tą swoją męską szczęką i wyraźnie zarysowanymi kościami policzkowymi. W dodatku miał seksowny głos, nowojorski akcent i chłopięcy uśmiech. Wszystko byłoby idealne, gdybym wciąż nie miała przed oczami innego faceta – starszego, z błękitnymi oczami oraz równie zabójczym uśmiechem i głosem.
Zdradził mi, że Alexander to tylko jego przezwisko, które się tak przyjęło, że zaczął już odruchowo się tak przedstawiać. Ktoś na ulicy go tak kiedyś nazwał myląc go ze swoim znajomym i jego przyjaciele postanowili tak na niego mówić. Naprawdę miał na imię Sebastian, co pasowało mi do niego o wiele bardziej.
- Widziałem, że zainteresował cię ten koncertowy plakat. Masz ochotę pójść? – zapytał pijąc whisky z colą, która tak bardzo kojarzyła mi się z Jaredem. Znów musiałam udawać obojętność, co przychodziło mi coraz łatwiej.
                - Sama nie wiem, znam tylko kilka ich piosenek. – skłamałam. Miałam w domu wszystkie ich płyty i znałam na pamięć każdy utwór, a od naszego rozstania nie było dnia, bym nie słuchała ich do poduszki i płakała. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo złym pomysłem byłoby pójście na ten koncert, w dodatku z Sebastianem.
                - To tak jak ja. – zaśmiał się niczego nieświadomy mężczyzna. – Ale chyba to nie przeszkoda?
                Musiałam się z tego jakoś inteligentnie wyplątać.
                - Chyba nie ma już biletów, to jutro.
                - Zawsze się znajdzie ktoś, kto sprzedaje pod halą na ostatnią chwilę. – Boże, on naprawdę myślał, że to mój największy problem. – Chodź, może być fajnie.
                Cholera. Nie było już innego wyjścia.
                - Może masz rację. Czemu nie.
                Postanowiłam się zgodzić, bo wiedziałam, że gdybym tam nie poszła to później bym tego żałowała. Nie uważałam, aby pomógł mi jego widok, ale chciałam zobaczyć go uśmiechniętego i świetnie bawiącego się na koncercie, co mogło mi faktycznie przynieść ulgę. Zamierzałam oczywiście pozostać w ukryciu, nie przepychać się do przodu i oglądać wszystko z bezpiecznej odległości wtapiając się w tłum.
                Gdy byłam już w hotelowym łóżku wyobrażałam sobie ten koncert. Jedyne, czego się obawiałam to moja reakcja na jego głos. Skoro słuchanie go przez słuchawki było dla mnie takie bolesne, to co dopiero gdy go usłyszę na żywo… No i oczywiście co zrobię, gdy ujrzę jego twarz, roześmianą i jego, bawiącego się z tłumem? A co się stanie, gdy ktoś mnie rozpozna? Im więcej nad tym myślałam, tym bardziej chciałam się z tego wyplątać.
                Tego dnia na szczęście nie było nic do zrobienia, ponieważ cały poranek i popołudnie padał deszcz, a zaplanowaliśmy zdjęcia plenerowe, do których potrzebna była dobra pogoda. Zdecydowano więc zrobić je później, przez co mój pobyt w Nowym Jorku wydłużył się już o jeden dzień, co nie specjalnie mi przeszkadzało.
                Cały dzień poświęciłam więc na zastanawianie się czy pójdę na koncert. Kiedy już zebrałam się w sobie i postanowiłam się tam wybrać, pozostała mi jeszcze kwestia ubioru. Chciałam jednocześnie się nie wyróżniać, a z drugiej strony wyglądać jedynie na fankę. Obawiałam się, że jeśli ktoś mnie rozpozna i poda to dalej, ludzie nie dadzą mi żyć. Mogli zareagować entuzjastycznie lub zacząć mnie obrażać. Obie te opcje były nie do przyjęcia, ponieważ gdyby mnie zdemaskowano zauważyłby mnie Jared, a do tego nie chciałam dopuścić.
                Szukałam inspiracji i wymyśliłam wreszcie strój – zwykłe czarne spodnie, cienki rozwleczony sweter i motocyklowa kurtka. Chciałam ukryć się pod jakimś makijażem, ale wyobraziłam sobie minę Sebastiana i od razu wykluczyłam ten pomysł. Zamiast tego po prostu mocniej się umalowałam, o wiele ciemniejszymi cieniami niż zwykle i mocną szminką, przez co nie przypominałam siebie tak bardzo. Założyłam też naszyjnik z triadą, by wyglądać jak jedna z fanek.
                Gdy zeszłam do holu gotowa, Sebastian siedział już na kanapie bawiąc się telefonem. Na mój widok nieco się zdziwił, ale później się uśmiechnął. Sam też był dość rockowo ubrany, również miał skórzaną kurtkę a pod spodem jakiś poszarpany t-shirt. Dłuższe blond włosy miał w wystylizowanym nieładzie, przez co wyglądał jakby był liderem grunge’owej kapeli. Zaśmiałam się, bo wcześniej nie ustalaliśmy, jak się ubierzemy, a i tak pasowaliśmy do siebie idealnie. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręku luźną czapkę i dwa bilety.
                Sebastian oznajmił, że taksówka już czeka, więc od razu wyszliśmy na zewnątrz.
                - Hammerstein Ballroom. – rzucił do kierowcy żółtej taksówki. – To tylko dziesięć minut drogi stąd… - zwrócił się do mnie, po czym spojrzał przez szybę. - W tych korkach może z dwadzieścia. – zaśmiał się. – Do twarzy ci w takim stylu.
                - Dzięki. Tobie też. – odparłam, bo faktycznie pasował do niego taki wygląd. W sumie już wcześniej ubierał się i czesał by wyglądać jak niegrzeczny chłopiec, po prostu dopiero teraz było to tak bardzo zauważalne. – Wyglądasz trochę jak fan Nirvany. – zaśmiałam się, a on się uśmiechnął.
                - Może faktycznie trochę przesadziłem, powinienem chyba pójść bardziej w Jareda Leto, a nie Kurta Cobain’a. – tym razem to on zażartował, a ja udałam, że mnie to rozśmieszyło. Tak naprawdę w duchu dziękowałam mu, że nie wyglądał jak on, bo to byłoby już całkowite przegięcie. Na szczęście Sebastian w niczym nie przypominał Jareda – prawie dwadzieścia lat mniej, całkiem inna twarz, inny kolor oczu, inny kolor włosów, styl ubierania bardziej pospolity, zupełne przeciwieństwo. Ale to właśnie było mi potrzebne.
                - Skąd wziąłeś bilety? – zapytałam by zmienić temat.
                - Mam swoje kontakty. – uśmiechnął się szelmowsko.
                Tak jak podejrzewał mój towarzysz, podróż do miejsca docelowego zajęła nam jakieś dwadzieścia minut. Stanęliśmy pod olbrzymim budynkiem, nad wejściem którego widniał neonowy napis „Manhattan Center”. I tak byliśmy tam na ostatnią chwilę, przez co praktycznie nie staliśmy w kolejce. Spojrzałam na bilet, który dał mi Sebastian – mieliśmy miejsca w sektorze VIP. Pomyślałam, że to pewnie gdzieś z tyłu na trybunach i niezmiernie się ucieszyłam.
                Sebastian chwycił mnie za rękę, bym nie zgubiła go w tłumie. Na wielkiej hali roiło się od ludzi w najróżniejszych kolorowych makijażach i strojach. Wszyscy byli tak przejęci koncertem, że nikt nie zwrócił na nas uwagi, kiedy wchodziliśmy przez bramy. Zdziwiłam się, że nie idziemy schodami do góry, gdzie reszta ludzi z trybun. Zamiast tego ochroniarz prowadził nas jakimś korytarzem odgrodzonym od płyty barierkami. Obejrzałam się z tyłu na kilka rzędów trybun niczym w teatrze, na bogato zdobiony malunkami sufit i rzędy świateł. Na scenie była już ogromna biała triada i instrumenty. Już teraz było tu gorąco i duszno, a ludzie rozmawiali tak głośno, że nie mogłam spytać Sebastiana dokąd idziemy. Za nami i przed nami ciągnął się sznurek ludzi, którzy jednak byli jeszcze później niż my.
                Minęliśmy już całą płytę, a także Golden Circle. Zaczęłam się coraz bardziej martwić o nasze miejsca.
                Okazało się, że zaraz przy scenie wydzielono jeszcze jedną strefę o nazwie VIP. Była mniejsza niż Golden, mieściło się na niej może z setka ludzi. Starałam się pociągnąć Sebastiana na sam koniec, ale kiedy spojrzałam na scenę stwierdziłam, że to na nic – i tak byliśmy blisko.
                Za blisko.
                - Skąd bilety na takie miejsca? – wykrzyczałam do Sebastiana gdy już staliśmy w naszej strefie.
                - Mam znajomego w Mars Crew. – wrzasnął z uśmiechem, którego nie odwzajemniłam. Sebastian pomachał do jakiegoś młodego dźwiękowca, który grzebał przy jakiś przełącznikach na scenie. Ten mu odmachnął i zniknął na backstage’u. – Jeśli chcesz, to załatwi nam też Meet & Greet…
                - Nie! – wrzasnęłam trochę zbyt gwałtownie. – To znaczy, nie zależy mi na tym…
                Mój towarzysz spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic już nie powiedział. Ludzie w naszym sektorze patrzyli się na mnie, ale nikt nic nie powiedział. Modliłam się tylko o zgaszenie świateł, by tylko nikt mi się już nie przyglądał. Moja prośba została natychmiast spełniona, a scenę rozświetlała tylko triada, która zmieniła kolor na niebieski.
                Wszyscy zaczęli wrzeszczeć i machać rękoma, więc by się nie wyróżniać zaczęłam robić to samo, tak samo Sebastian. Usłyszałam dźwięki „Escape” i już moja pewność siebie uleciała gdzieś daleko, a łzy zaczęły cisnąć mi się jeszcze zanim Jared zaczął śpiewać pierwszą linijkę tekstu zza sceny. Time to escape… O tak, miałam ochotę stąd uciec.
                Zobaczyłam go po raz pierwszy od naszego rozstania pod moim domem. Zdziwiłam się, jak bardzo się przez ten czas zmienił – jego twarz i ręce były o wiele chudsze, oczy lekko podkrążone ze zmęczenia, włosy były jakieś dłuższe. Był ubrany w czarne poncho, którym okrywaliśmy się w chłodne wieczory i siedzieliśmy na jego balkonie oglądając gwiazdy, w swoje ulubione czarno-srebrne adidasy i luźne czarne spodnie. Wyglądał nie jak gwiazda rocka, ale mój chłopak, tak jak pamiętałam, że zawsze wyglądał. Były chłopak.
                Gdy skończył pierwszą piosenkę, od razu zaczął kolejną – Vox Populi. Biegał po całej scenie z ogromną latarką, był zadowolony i na moje szczęście najwięcej przemieszczał się po długim wybiegu, który był daleko od nas, a nie po scenie.
                Spojrzałam w kąt sceny na faceta stojącego przy klawiszach i trzymającego w ręku gitarę. Miał długie czarne włosy, które zasłaniały mu twarz – domyśliłam się, że to Tomo. W kącie zaraz obok nas Shannon uderzał w bębny z taką pasją, że nie zwracał uwagi na to, co działo się dookoła. Ludzie podskakiwali i śpiewali, a ja tylko kołysałam się razem z nimi udając, że dobrze się bawię. Sebastian był rozweselony, podśpiewywał i patrzył raz na mnie, raz na Jareda.
                Nagle gdy skończyła się piosenka, Jared stanął z powrotem na scenie i zaczął mówić o tym, jak cieszy się że może tu znów być. Widać było, że mówi to szczerze.
                Jakimś cudem przetrwałam kolejne piosenki bez zdemaskowania.
Nieoczekiwanie po Search & Destroy Jared zaczął jednak mówić o wiele poważniej i smutniej, krążąc po całej scenie i patrząc na ludzi, a ja prosiłam Boga by nie spojrzał w naszym kierunku.
                - Następną piosenkę napisałem ostatnio dla bardzo ważnej osoby w moim życiu. Mam nadzieję, że kiedyś ją usłyszy, więc zadbajcie o to, by znalazła się na YouTube. – zaśmiał się. – Jej tytuł to Searched For You.
                Wszyscy byli zaskoczeni, ale cieszyli się z nowego utworu i z faktu, że słyszą go jako pierwsi. Wyjęli telefony i zaczęli nimi machać, chcąc nakręcić film.
                Gdy usłyszałam tytuł wiedziałam już, że tego nie wytrzymam i się popłaczę. Postanowiłam się stąd jak najszybciej wydostać, choć nie było to łatwe.
                - Sebastian, niedobrze mi. – krzyknęłam mu do ucha, bo tylko to przyszło mi na myśl. – Muszę stąd wyjść, bo zemdleję.
                Mój towarzysz był zaniepokojony, dlatego chwycił mnie pod ramię. Zaczął coś krzyczeć do ludzi obok nas, a oni się rozstępowali na boki i patrzyli na mnie, a ja tylko udawałam że mdleję. Sebastian prowadził mnie coraz bliżej, co mnie przeraziło.
                - Chodź, przy barierkach jest chłodniej i mniej duszno. – wrzasnął do mnie, a ja skorciłam się w myślach, że nie pomyślałam, iż tak może zareagować. Chciałam być jak najdalej od sceny, a w rezultacie stałam zaraz pod nią, niemal na wprost Jareda stojącego już w cienkim t-shircie wyciętym po bokach.

I'm crawling in the sea, now alone
Ooou all the way ooou, all day
all night, all day


                Jared śpiewał najpierw acapella z zamkniętymi oczyma, ale po chwili jako podkład dołączył Tomo na akustycznej gitarze, a później Shannon spokojnie uderzając w bębny. Odruchowo spojrzałam w jego kierunku i nasze spojrzenia się spotkały. Był zdumiony i chyba trochę przerażony, ale starając skupić się na grze odwrócił wzrok zmieszany. Ludzie wokół piszczeli, a Jared na szczęście miał cały czas zamknięte powieki wczuwając się w wolną piosenkę i kołysał się lekko z mikrofonem w ręce.

Grave wide open
From the land to see
From the grave wide open
Crossed the land and the sea


                Założyłam, że skoro do tej pory mnie nie zobaczył, to uda mi się stąd wyjść przed końcem piosenki, zanim Shannon powie mu, że tu jestem. Zauważyłam już wyjście ewakuacyjne i wymyśliłam, że zacznę już mdleć, przez co Sebastian na pewno pomoże mi się wydostać z hali. Teraz obejmował mnie od tyłu ponieważ bał się, że padnę tu jak mucha, choć oczywiście fizycznie czułam się dobrze, a jedynie udawałam.

I searched for you
I searched for you
My heart, my truth
I searched for you


                Nie udało się. Przy ostatniej linijce Jared otworzył oczy i spojrzał po tłumie, napotykając moje oczy, na których się zatrzymał. Wymownie zaśpiewał w moją stronę i na początku pomimo szoku wydawał się być uradowany z mojej obecności. Jego uśmiech zbladł, kiedy zobaczył Sebastiana mówiącego mi z uśmiechem do ucha, że sam Jared Leto patrzy się na nas. Serce waliło mi jak oszalałe i zaczęło mi się robić gorąco.
                Jared zawrócił i zaczął krążyć po scenie, odwracając się na pięcie i idąc w kierunku wybiegu. Wyciągnął mikrofon do widowni, by śpiewali z nim ochoczo O o o o o o o! o o o o o o o!
                Później na zmianę śpiewał zwrotkę od początku i krzyczał z widownią, by wreszcie zakończyć piosenkę:

Don’t leave me, Don’t leave me
Looking at me you wanna leave me
Looking at me - you - don’t leave, don’t leave
Looking at me you wanna leave me
Looking my way when I see you
You better go, you wanna go, you wanna go, don’t you


                               Gdy to śpiewał, znów patrzył się na mnie, a później na mój naszyjnik, który należał do niego. Sebastian krzyknął mi do ucha, że chyba mu się spodobałam, a ja się sztucznie zaśmiałam obracając się do niego. Ludzie wokół patrzyli się na mnie, ale chyba nikt mnie nie rozpoznał.
                Jared skończył piosenkę nagrodzony brawami i okrzykami radości, schodząc w kierunku perkusji Shannona po wodę, chociaż wiedziałam, o czym przez chwilę przerwy rozmawiali. Ja powiedziałam Sebastianowi, że chcę wyjść jak najszybciej, bo dłużej już nie wytrzymam. Krzyknął coś do ochroniarza, który pomógł nam przejść przez barierki i ruszyliśmy w stronę wyjścia, trzymając się za ręce, gdyż wciąż musiałam udawać, że źle się czuję.
                Zrobiłam duży błąd przychodząc tu. Największym błędem jednak okazało się to, iż się odwróciłam w stronę sceny. Jared wyjrzał między perkusję i spojrzeniem pełnym bólu odprowadził mnie do wyjścia. Znów ostatni raz kiedy go widziałam był przypieczętowany tym rozpaczliwym wzrokiem, którego nie potrafiłam znieść.
                Nie chciałam wyjść tylko dlatego, że popłakałabym się jak dziecko. Chodziło także o to, iż gdybym została do samego końca, Jared mógłby za mną pobiec, a tak nie mógł opuścić koncertu i mnie dogonić. Nie widział w jakim hotelu nocuję, gdzie pracuję, nie było żadnej szansy na to, że znów się spotkamy. Chociaż po tym jak zobaczył mnie w towarzystwie Sebastiana wątpiłam, by chciał mnie jeszcze widzieć. Może tak było lepiej, pozbawiłam go wszelkich nadziei i szybciej o mnie zapomni.
                - Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada. – zmartwił się Sebastian gdy zobaczył mnie w świetle latarni ulicznych. Musiałam faktycznie zdenerwować się tą sytuacją na tyle, że nie musiałam już udawać złego samopoczucia.
                - Już mi lepiej. – powiedziałam wdychając chłodne jesienne powietrze. Staliśmy znów pod budynkiem Hammerstein Ballroom, ale od innej strony, gdyż wyprowadzono nas wyjściem ewakuacyjnym. – Przepraszam, że nie mogłeś do końca posłuchać koncertu.
                Sebastian machnął ręką.
                - Spokojnie, ważniejsze, że już z tobą w porządku. Tak bardzo oszołomiło cię spojrzenie boskiego Leto? – zaśmiał się. Och, gdyby miał pojęcie.
                - Nie, pop prostu było tam tak duszno… - zaczęłam pospiesznie się tłumaczyć.
                - Spokojnie, tylko żartowałem. – spojrzał na zegarek. – Jest dopiero 22:30, może skoczymy na jakiegoś drinka? – zapytał pełen nadziei.
                - Chyba mam dość wrażeń na dziś, wolałabym odpocząć.
                - No to może pojedziemy do mnie? Mieszkam niedaleko, na Piątej Alei.
                Pewnie zwariowałam, ale potrzebowałam odskoczni od dzisiejszych wydarzeń.
                - Jasne, czemu nie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli chcecie poznać szczegółową historię Shannona i Genevieve, zapraszam na mojego nowego bloga z takim właśnie fanfiction - link znajduje się TUTAJ oraz w menu bloga :)

10 komentarzy:

  1. Wiedziałam! Czułam na kilometr, że zdarzy się TO. Aż szkoda, że nie zdecydowałaś się na opisanie meet&greet, bo to mogłoby być całkiem ciekawe, jak zachowałaby się Lea przy chłopakach... Czy to byłaby totalna ignorancja, czy może raczej... Sama nie wiem, prorokować nie będę o tym, co się zdarzyło.
    Jestem strasznie ciekawa, co stanie się między Leą a Sebastianem, bo wygląda mi to całkiem ciekawie. Może i przelotna relacja, ale ukojenie nerwów jej z pewnością się przyda :)
    Weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki, nie moze byc zawsze tak przewidywalnie :3

      Usuń
  2. ojejku... rozdział świetny, bardzo mi się podoba i nadal mam nadzieję że Lea i Jared się spotkają. Życzę weny i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial fajny, jednak mam nadzieje, ze Lea zejdzie sie z Jaredem, na zawsze pozostane TeamLeto 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku.. prawie się popłakałam jak czytałam ten rozdział.. boże jak Lea musiała walczyć ze samą sobą żeby się nie rozryczeć.. świetny rozdział ♥
    Mam nadzieję że między Leą a Jaredem się ułoży.. bo oni są dla siebie stworzeni.. ja chce już następny rozdział.. i wiem że na pewno nie tylko ja.. :c
    Mam nadzieję że będziesz miała wenę.. bo jakbym ja była na twoim miejscu to nic bym nie wymyśliła.. zazdroszczę ci tego talentu do pisania XD ~LamaCorn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dzieki wielkie :) wenę to ja mam zawsze, gorzej z czasem, ale postaram się napisac jak najszybciej :) nie ma czego zazdoscic, naprawdę!

      Usuń
  5. będzie dziś nowy?

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)