19.07.2014

Rozdział 32 – Red Changes In The Sky


                - Cześć wszystkim. – powiedziała uśmiechnięta do wszystkich jak gdyby nigdy nic. Jack wydawał się być zaskoczony, chociaż chyba tak naprawdę jak we śnie poczuł się po jej kolejnym nieoczekiwanym ruchu.
Wszyscy patrzyliśmy na nią osłupiali, jedynie Faye zdawała się być obojętna, a Tom nie wiedział co się dzieje. Xavier natomiast miał do twarzy przyklejony uśmiech, który zapewne był częścią gry.
– Rebecca Mason. A ty pewnie jesteś Amber? – rzuciła sztucznie do kobiety stojącej u boku Jacka, ale musiałam przyznać, że była niezłą aktorką i wyszło jej to naturalnie.
                Amber podała jej niepewnie rękę, ale po tym geście coś w jej postawie się zmieniło. Jakby zaufała Rebece, że ta naprawdę nie chce zająć jej miejsca. Jack wciąż był spięty i nie wierzył w dobre intencje swojej byłej.
                - Tak, Amber Weston. – odparła miło.
                - A to jest mój chłopak Xavier. – powiedziała dumnie do tłumu, a ja udawałam, że mnie to nie wzrusza. Cały ten plan mi się nie podobał, ale postanowiłam się nie wtrącać. Piłam tylko szampana przyniesionego przez Tom'a i słuchałam innych.
                Jack na stwierdzenie Rebeki również wydawał się zmienić nastrój. Już zanim Xavier się przedstawił chłopak mierzył go wzrokiem, teraz jednak cały czas patrzył na Rebekę, jakby jej partner nie istniał.
                - Nie chwaliłaś mi się, że masz faceta. – rzuciła do niej Faye neutralnym tonem, a ja zaczęłam się zastanawiać, skąd się znają.
                - Chciałam zostawić to na taką właśnie okazję. – odpowiedziała jej moja kuzynka i spojrzała z udawaną miłością na Xaviera. Wszyscy pewnie wzięli ich za piękną i szczęśliwą parę, bo tak właśnie wyglądali, jedynie ja nie dałam się zwieść.
                Zrobiło mi się niedobrze gdy Becky zaczęła słodzić Amber. Mówiła, że ma ładną fryzurę, sukienkę, makijaż… Później zaczęła ją wypytywać o różne rzeczy, na przykład o jej australijski akcent (którego wcześniej nawet nie zauważyłam). W końcu Jack nie wytrzymał i poprosił ją na słówko. Byłam ciekawa, o czym rozmawiali, ale zniknęli gdzieś w korytarzach hotelu i jego partnerka oraz Xavier zostali teraz sami. Chłopak poszedł na chwilę do baru, a Amber powiedziała, że idzie do toalety.
                Ich rozmowa trwała długo. Wszyscy zdążyliśmy zjeść przy stole wyśmienitą kolację. Amber jadła z nami, jedynie Xavier nie wrócił z baru. Kiedy po jedzeniu Ben wznosił toast, ich nadal nie było.
                - Wielu z was pewnie zastanawia się, dlaczego postanowiłem zachować w tajemnicy miejsce przyjęcia aż do ostatniej chwili. – przez salę przeszedł pomruk, który miał świadczyć, że publika się zgadza ze słowami Bena, który stał teraz na podeście na końcu sali, mówiąc do mikrofonu. Za nim znajdował się zespół muzyczny, który chwilowo nie grał. – Otóż znajdujemy się tutaj, by uczcić pierwszą wygraną mojej firmy, naszej firmy. Kiedy zakładałem „Hall Enterprises” nie spodziewałem się tak szybkiego sukcesu, ale o to on. – objął gestem całą salę, ale wciąż nikt nie rozumiał sedna. – Tak, ten hotel jest naszym sukcesem, gdyż właśnie wszedł w posiadanie naszej firmy. – wszyscy na sali zaczęli wyrażać podziw, łącznie ze mną, bo ten hotel był wyjątkowo piękny i z pewnością wyjątkowo drogi. – Pamiętajmy, że to jednak nie koniec, a dopiero początek. Wznieśmy toast za ten sukces i za kolejne, które na pewno wkrótce odniesiemy! – Ben uniósł kieliszek z szampanem, który podał mu jeden z kelnerów. Ludzie na sali zrobili to samo, upili łyk po czym zaczęli klaskać.
Odeszłam od stołu chcąc iść po drinka, ponieważ Tom akurat wyszedł odebrać jakiś ważny telefon. Rozumiałam, że podczas nieobecności Marie-Ann miał więcej obowiązków, ale nie chciałam siedzieć sama z Faye i Amber, bo Bena ktoś zatrzymał w drodze do stolika. Sama podeszłam do podświetlanego, drewnianego baru. Na stołku siedział Xavier i rozmawiał z jakimś gościem, przysuwając się do niego trochę za blisko.
                Nawet nie zauważył, że poprosiłam barmana o napój. Jego rozmowa wyglądała dziwnie, w pewnej chwili wydawało mi się, że flirtuje z mężczyzną siedzącym obok niego. Nagle za jego plecami pojawiła się Rebecca i zaczęła mówić do niego ściszonym, ale zdenerwowanym głosem.
                - Xavier, co ty wyprawiasz, zwariowałeś?! – podniosła go pod łokieć i zauważyła mnie kątem oka. – Idź do naszego stolika i nikogo nie zaczepiaj po drodze. Pamiętaj, że mieliśmy umowę.
                Jej partner wydawał się być zły i zawiedziony, ale wypełnił jej polecenie. Becky podeszła do mnie i gdy wzięłam swój drink, odciągnęła mnie na stronę tak, że przysłaniały nas wysokie rośliny na niskim murku oddzielającym bar od reszty sali.
                - O co tu chodzi? – zapytałam nieco rozbawiona jej zachowaniem.
                - Xavier jest gejem. Zgodził mi się pomóc, a teraz podrywa sobie jakiś kolesi. Jeśli to się wyda, to Jack… - zaczęła wyjaśniać zdenerwowana.
                - Dlaczego on ci w ogóle pomaga? O jakiej umowie mówiłaś?
                Becky spojrzała na mnie, po czym odwróciła wzrok wpijając go w swoją złotą bransoletkę.
                - Obiecałam mu, że zrobisz mu zdjęcia do portfolio… - odpowiedziała cicho udając skruszoną. Nie podobało mi się, że wciągnęła mnie w to wszystko. Kiedy widziała już moją minę, dodała szybko: - Ty będziesz miała większe portfolio i on będzie miał… Wszyscy będą szczęśliwi. No i ja gdy już odzyskam Jacka będę szczęśliwa.
                Nie potrafiłam się na nią dłużej gniewać.
                - Co Jack ci powiedział?
                Stanęłyśmy pod jednym z okien, bo wokół nas zaczęło przechodzić za dużo ludzi.
                - Powiedział, że cokolwiek planuję zrobić, mam się wycofać. Zaczął się wymądrzać, jak to on… - przewróciła oczami. – Mówił, że i tak nie rozdzielę go z Amber i jeśli coś jej zrobię, to już nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Rozumiesz to, jakbym była jakąś psychopatką, która mogłaby zepchnąć ją ze schodów! – zrobiła pauzę, ale kontynuowała. – Powiedziałam mu, że mnie nie obchodzi, bo mam Xaviera, a on na to, że cytuję – w tym momencie zaczęła udawać głos Jacka. – „Nie udawaj, że czujesz coś do tego lalusia”. – uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie.
                - Cieszy cię to? – zapytałam zaskoczona i zaczęłam pić drinka, bo nie mogłam znieść jej intryg na trzeźwo.
                - Oczywiście, że mnie cieszy! – odparła jakby to było proste jak dwa dodać dwa. – Zaczął podważać moją miłość do Xaviera i go obrażać, zupełnie jak ja tę jego lalunię, a to oznacza, że wciąż coś do mnie czuje. Inaczej nie obchodziłoby go z kim jestem, albo nawet by się cieszył, że dam mu spokój.
                Może Rebecca miała rację co do uczuć Jacka. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że miłość to nie wszystko. Ja też wciąż kochałam Jareda, jednak nie potrafiłam z nim być i mu zaufać. Podejrzewałam, że Jack myślał dokładnie tak samo odnośnie Rebeki, ale nie miałam serca jej tego powiedzieć. Zresztą i tak powiedziała, iż musimy wracać do stolika, ponieważ bała się zostawić Xaviera samego.
                Postanowiłam wjechać z Tomem na taras znajdujący się na dachu hotelu, bo przy stole panowała napięta atmosfera. Widok był niesamowity, ale od wysokości aż kręciło mi się w głowie. Wiał chłodny wiatr, ale na szczęście Tom użyczył mi swoją marynarkę. Kilkanaście ludzi podziwiało panoramę miasta bądź siedziało na kanapach pod ścianą. Był tam także basen, ale oczywiście nikt się nie kąpał. Rozmawialiśmy o pracy, później temat zszedł na Rebekę. Zauważył, że coś było nie tak, a ja wytłumaczyłam mu, iż Rebecca i Jack rozstali się niedawno.
                - Rozstali się? – zapytał zaskoczony opierając się o metalową balustradę.
                - No tak, Jack jest teraz z Amber. – wyjaśniłam, a on spojrzał w dół i się zamyślił. – Coś nie tak? – zapytałam, bo widziałam, że coś go trapiło.
                - Widziałem, jak się całowali dzisiaj na przyjęciu. – wydusił w końcu z siebie, a ja osłupiałam.
                - Jesteś pewien, że to byli oni?
                - Tak, na sto procent. Szukałem toalety i się na nich natknąłem. Słyszałem jak obiecali sobie, że to będzie ich tajemnica. – patrzył na mnie granatowymi oczami, ale musiał schylać lekko głowę, bo był ode mnie o wiele wyższy.
                Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Zaskoczyło mnie, że Rebecca mi o tym nie powiedziała, w końcu i tak wszystko mi wyjaśniała. Postanowiłam jednak dać jej jeszcze szanse na opowiedzenie mi tej historii. Chciałam zapytać Tom'a o co coś jeszcze, ale niespodziewanie dołączyła do nas Amber. Wyjaśniła, że Jack gdzieś zniknął, a ona liczyła, że go tu znajdzie. Najwyraźniej już nie miała na to ochoty, bo zaczęła z nami rozmawiać. Nie wiedziałam o co ją zapytać, dlatego korzystając z okazji, że w końcu nie wyjaśniła istnienia swojego australijskiego akcentu, zapytałam ją właśnie o niego.
                - Moi rodzice umarli gdy skończyłam liceum. Przeprowadziłam się wtedy z Bristolu do Sydney, tam skończyłam studia i przez jakiś czas pracowałam.
                - Przykro mi. – powiedziałam ze współczuciem., a ona podziękowała. – Dlaczego wróciłaś? – zapytałam byle by zmienić temat jej rodziców.
                Amber spojrzała na nas niepewnie, ale odpowiedziała na moje pytanie.
                - Rozwiodłam się i postanowiłam zacząć od nowa w innym miejscu.
                Zaskoczyła mnie, ale nic nie powiedziałam, ani nie pytałam dalej. Oznajmiłam, że mi zimno i wróciliśmy do środka.
                Przy stole Rebecca cały czas rozmawiała z Xavierem, a Jack (który wreszcie się odnalazł) trzymał Amber blisko siebie. Ani razu nie spojrzeli na siebie z Rebeką.
                Gdy wróciłyśmy do domu nie pisnęła ani słowem. Od razu pomaszerowała do swojego pokoju i poszła spać. Nie chciałam jej już o nic pytać, ponieważ stwierdziłam, że jeśli będzie chciała, to sama to zrobi. Poczułam się jednak trochę rozczarowana, bo zazwyczaj mówiłyśmy sobie wszystko, zwłaszcza jeśli chodziło o facetów.
                Później zapomniałam już o całym zdarzeniu. Skupiłam się wyłącznie na podróży do Nowego Jorku. Pakowałam się kilka dni, ale wciąż miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Moi rodzice postanowili zostać u nas jeszcze trochę, ale stwierdzili, iż po moim powrocie ze Stanów zamieszkają w hotelu lub coś sobie wynajmą. Zdziwiło mnie, że nie chcieli wrócić do Luizjany, tym bardziej teraz, gdy miałam opuścić na jakiś czas Londyn. Nie chciałam jednak by poczuli się wyproszeni, dlatego nic nie mówiłam.
                Moja walizka ledwo dała się dopiąć, ale wciąż czegoś mi w niej brakowało. Kilka razy upewniałam się, czy na pewno wszystko mam. Po chwili zrozumiałam, o co chodziło. Na szafce nocnej leżał naszyjnik z triadą. Zaczęłam się zastanawiać, czy wziąć go ze sobą. W końcu jednak postanowiłam wrzucić go do kieszeni dżinsów, by mieć go przy sobie, ale nie nosić go na widoku.
Teraz, kiedy rozstałam się z Jaredem, paparazzi i gazety jeszcze bardziej się mną interesowały i nie chciałam, by Jared zobaczył gdzieś, że noszę jego wisiorek. Nie wydaliśmy żadnego oficjalnego oświadczenia odnośnie statusu naszego związku, jednakże to jeszcze bardziej sprawiało, że ludzie zaczynali węszyć chcąc dowiedzieć się, jak jest między nami naprawdę.
Rodzice żegnali się ze mną niemalże tak długo, jak gdy wyjeżdżałam do Londynu. Rebecca życzyła mi miłej podróży już dzień wcześniej, ponieważ rano musiała jechać na uczelnię. Na szczęście ja dostałam coś na zasadzie urlopu, gdyż po przedstawieniu powodów mojego wyjazdu zarząd szkoły uznał, iż to dla nich dobra reklama, że ich studentka odnosi takie sukcesy, dlatego bez przeszkód mogłam udać się do Nowego Jorku. To samo było z pracą – już wcześniej załatwiłam trochę spraw na zapas, dlatego nie musiałam się niczym martwić, jedynie wykonać dobrze swoją pracę.
Podejrzewałam, że wizyta na lotnisku i podróż samolotem przywoła we mnie wspomnienia. Na pokładzie brakowało mi ramienia, na którym mogłabym zasnąć i przez chwilę wyobrażałam sobie, że wszystko było tylko złym snem i zaraz obudzę się wtulona w Jareda, który oznajmi mi, iż wylądowaliśmy we Włoszech. Tak się jednak nie stało.
                Nowy Jork wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam, jedynie znacznie większy i bardziej zatłoczony. Wszędzie trąbiły auta, żółte taksówki kursowały w tę i z powrotem, a drzewa mieniły się barwami żółci, czerwieni i pomarańczy. Powietrze było dość chłodne, ale po Londyńskiej jesieni nic nie było mi już straszne.
                Spotkałam się z przedstawicielami marki, którzy zlecili mi sesję zdjęciową. Dokładnie opowiedzieli mi o miejscach, w których mieliśmy robić zdjęcia, przedstawili mi ekipę i powitali w Nowym Jorku. Dali mi dwa dni na pozwiedzanie miasta, oswojenia się z nim, poszukaniu inspiracji i pokonaniu jet lagu.
                Udałam się do hotelu, pod który zawiózł mnie wynajęty przez nich kierowca. Neonowa czerwona nazwa nad wejściem brzmiała „Empire” i znajdował się w samym sercu Manhattanu. Było on równie luksusowo urządzony jak ten, który należał do Bena. Dominował tu jednak inny styl, bardziej amerykański, a nowoczesność łączyła się z klasyką. Wszystko było w kolorach mahoniowego drewna i ciemnego brązu, co dawało równie zjawiskowy efekt.
                Dostałam pokój 505. Był dość duży, utrzymany w tych samych barwach co reszta hotelu. Po wejściu trafiałam do przedpokoju z potrójną brązową kanapą, biało-brązowym fotelem i płaskim telewizorem. Na drugiej ścianie znajdowała się komoda z dużym lustrem, a naprzeciwko mały stolik z czterema krzesłami. Przez kwadratowy łuk można było przejść do sypialni. Na środku pod ścianą stało wielkie podwójne łóżko, a nad nim srebrna metalowa lampa wyglądająca jak słońce. Pokój był absolutnie cudowny, a widok z okna w sypialni rozpościerał się na nowojorskie wieżowce. Poczułam, że mogłabym tu zamieszkać już na zawsze, chociaż gdy później pomyślałam o Londynie, nie byłam już tego taka pewna. Oba te miasta miały w sobie coś tajemniczego i nadzwyczajnego, dlatego taka decyzja byłaby niesamowicie trudna.
Moje zwiedzanie polegało na sprawdzaniu w mapach na komórce najciekawszych miejsc. Odwiedziłam te najbardziej interesujące pierwszego dnia, a drugi zostawiłam sobie na zakupy. Central Park o tej porze roku był przepiękny, wszystkie liście zmieniły już barwy, a woda pod małym mostem mieniła się tą rewią kolorów. Kiedy tak przechadzałam się ścieżkami parku czułam na sobie spojrzenia niektórych ludzi, ale na szczęście nikt do mnie nie podszedł, nie licząc paparazzi robiących mi zdjęcia na każdym kroku. Zdecydowałam się nimi nie przejmować i najzwyczajniej zwiedzać Nowy Jork.
Zjadłam lunch w miejscu o nazwie „Shake Shack”, bo akurat mijałam to miejsce, gdy zgłodniałam. Wnętrze było przytulne i czyste, a jedzenie nie najgorsze. Tęskniłam za prawdziwym amerykańskim jedzeniem, bo pomimo tego, że w Anglii było mnóstwo amerykańskich restauracji, to żadna z nich w stu procentach nie potrafiła przyrządzić takiego jedzenia. Może też fakt, że znajdowałam się w USA  podświadomie sprawiał, że wszystko smakowało mi tu inaczej, jak w domu.
Jak zwykle robiłam mnóstwo zdjęć, nawet poza pracą. Po raz pierwszy w życiu mogłam też sobie pozwolić na zakupy w drogich butikach, chociaż wszystko kupowałam z rozsądkiem. Nie byłam taką zakupoholiczką jak Rebecca, dlatego nawet najmniejszy zakup był u mnie dobrze pomyślany. Nie przypomniałam także niektórych kobiet w tych sklepach, które nie patrząc na metki brały wszystko do przebieralni, po czym płaciły za stos ubrań złotą kartą.
Trzeci dzień był już przeznaczony stricte do wzięcia się do pracy. Plan zdjęciowy znajdował się na dachu jednego z wyższych budynków w Nowym Jorku. Widok był faktycznie powalający, w tle było widać same wieżowce i liczne knajpy na dachach. Udział w sesji brały dwie modelki i dwóch modeli. Jedna była niesamowicie blada i miała platynowe, krótkie włosy, druga natomiast była jej całkowitym przeciwieństwem – miała ciemne loki spadające kaskadą na ramiona i ciemną karnację. Jeden z mężczyzn był młodym blondynem, drugi starszym facetem z gęstą brodą.
Pomimo, że taka sesja była dla mnie nowością, doskonale sobie radziłam. Miałam mnóstwo pomysłów na wykorzystanie tej scenerii i wcielałam je w życie. Wszyscy byli niesamowicie profesjonalni, co dodatkowo ułatwiało mi zadanie. Co jakiś czas przebierano modelki i modelów w kolejne ubrania, które były już na sezon wiosenny. Po każdej serii zdjęć musieli na chwilę przykrywać się kocem, bo na dachu strasznie wiało i było chłodno jak na takie ubrania. Najważniejsze było jednak to, że żaden z nich nie dał po sobie poznać, iż czuje się niekomfortowo.
Wszystko szło wspaniale, a Nowy Jork z każdym dniem napawał mnie coraz większym optymizmem i dawał coraz więcej inspiracji. W ogóle nie odczuwałam samotności, wychodziłam z ekipą pomagającą mi przy sesjach na imprezy, obiady czy po prostu spacery. Jeden z przystojnych grafików o imieniu Alexander oprowadzał mnie po mieście zabierając do mniej znanych miejsc, gdyż był stąd i doskonale znał NY. Całkowicie nie myślałam o problemach, o życiu które wiodłam przed przyjazdem tutaj, zupełnie jakbym miała zostać tu na zawsze.
Nagle jednak bańka mydlana w której się do tej pory znajdowałam pękła. Idąc z Alexem zatłoczoną ulicą zobaczyłam plakat promujący jutrzejszy koncert 30 Seconds To Mars w Hammerstein Ballroom. Gdy zobaczyłam na nim twarz Shannona i Jareda natychmiast obróciłam głowę. Mój towarzysz spojrzał na mnie zaskoczony, ale starałam się ukrywać emocje.

Złapałam się nawet na tym, że przemknęła mi przez głowę myśl, by pójść na ten koncert.

10 komentarzy:

  1. Mam nadzieję ze pójdzie na ten koncert i pogodzi się z Jaredem ;')

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale będą jaja jak pójdzie na ten koncert. O.o haha Rebeca jest szalona haha strasznie przypomina mi moją koleżankę. Nie będę ci za każdym razem pisać że super piszesz bo to już trochę nudne więc życzę tylko weny i oby tak dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Manhattan, Empire- od razu skojarzenia z GOSSIP GIRL <3
    Kolejny super rozdział! Ciekawe czy Lea pojdzie na koncert :) Weny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieje że pójdzie na koncert a Jared zobaczy ją w tłumie i się pogodzą *__* kiedy nowy ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko sie niedługo okaze. Nie mam pojęcia, im wiecej komentarzy tym szybciej :)

      Usuń
  5. weny weny dużo weny!!! <3 jak zwykle potrafisz człowieka zaskoczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo spodobało mi się twoje opowiadania, choć muszę przyznać, że poczatkowe rozdziały nie były aż tak ciekawe jak teraźniejsze, aczkolwiek to zrozumiałe, bo akcja musiała się rozwinąć :)
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejną część tej historii

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)