17.07.2014

Rozdział 31 – Surrender To Nothing


                - Proszę, zgódź się. – siedziałam na biurku w jego gabinecie, a on na obrotowym krześle przy nim. Celowo zasłaniałam mu monitor laptopa, byle tylko mnie nie spławił.
                - Wiesz, że nie lubię takich nadętych imprez. – powtarzał już chyba trzeci raz znużonym głosem.
                - Tom, proszę cię… Jesteś moją jedyną nadzieją.
                Spojrzał mi prosto w oczy i widząc w nich moją desperację, głęboko westchnął.
                - No dobra… O której mam przyjechać?
                Właściwie sama nie wiedziałam jeszcze gdzie i o której godzinie Ben wyprawia przyjęcie. Ku mojemu zdziwieniu Rebecca także nie miała pojęcia. Kiedy próbowałam się do niego dodzwonić, nie odbierał. Postanowiłam po wykładach pojechać do jego firmy, skoro i tak była niedaleko.
                Jego firma wyglądała w środku dokładnie tak, jak się spodziewałam – była zadbana, monochromatyczna i pomimo minimalizmu wystrój musiał sporo kosztować. Podeszłam do białego blatu gdzie siedziała recepcjonistka i wstukiwała coś na klawiaturze komputera.
                - Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc? – zapytała miło, choć widać było, że jej ton był sztuczny. Obok niej znajdowało się jeszcze jedno stanowisko z komputerem, ale nikogo tam nie było.
                - Dzień dobry. – powiedziałam z równie wymuszoną uprzejmością. – Chciałabym się zobaczyć z Benem… to znaczy panem Hall’em.
                - Była pani umówiona? – zapytała z dziwną nutą w głosie, której nie potrafiłam rozszyfrować.
                - Nie, ale bardzo mi na tym zależy.
                Blondynka przewróciła oczami.
                - Znowu to samo… - powiedziała do siebie pod nosem, ale i tak usłyszałam. – Tyra, chodź tu na chwilę! – zawołała i dopiero teraz zauważyłam ukryte drzwi za pustym krzesłem, z których wyszła kobieta o śniadej karnacji. Obie miały włosy uczesane w gładki kok.
                - Coś się stało? – zapytała i spojrzała na nią, a potem na mnie.
                - Pani chce się zobaczyć z panem Hall’em, ale nie była umówiona. Nie chcę znów nieprzyjemnych sytuacji, ty to załatw. – oświadczyła, po czym usiadła do komputera i kontynuowała pracę. Musiał jej ktoś chyba nieźle zajść za skórę.
Druga recepcjonistka chwyciła za telefon i poprosiła mnie, bym poczekała na skórzanych kanapach po drugiej stronie holu, a jeszcze wcześniej zapytała mnie o moje nazwisko.
                Po chwili spędzonej na kanapie ciemnoskóra kobieta podeszła do mnie i oświadczyła:
                - Pan Hall ma teraz bardzo ważne spotkanie, które kończy się za dziesięć minut. Może chce pani tu poczekać? Pan Hall obiecał panią przyjąć zaraz po jego zakończeniu.
                - Dobrze, dziękuję. Poczekam.
                - Może życzy sobie pani kawę? – ta recepcjonistka była chyba szczerze uprzejma.
                - Jeśli można prosić, to wolałabym wodę.
                - Oczywiście, już przynoszę. Niegazowana?
                - Tak, dziękuję.
                Recepcjonistka zniknęła na chwilę w ukrytym pomieszczeniu, w którym była wcześniej i przyniosła mi wodę w wysokiej szklance. Później wróciła na swoje stanowisko i rozmawiała o czymś cicho z blondynką.
                Z dziesięciu minut zrobiło się dwadzieścia. Kiedy już robiłam się niecierpliwa, blondynka podeszła do mnie i powiedziała, że spotkanie się skończyło i mogę już zobaczyć się z Benem.
                Wjechałyśmy windą na trzecie piętro, po czym w ciszy blondynka zaczęła prowadzić mnie korytarzem. Starałam się nie rozglądać, ale wszyscy pracownicy siedzący w pomieszczeniach oddzielonych szybami patrzyli na mnie ukradkiem, przerywając swoje zajęcia. Dobrze, że akurat dzisiaj ubrałam się dość elegancko, bo czułabym się teraz skrępowana.
                Recepcjonistka zapukała do czarnych drzwi, a po usłyszeniu „proszę” otworzyła je i puściła mnie przodem.
                - Przyprowadziłam pana gościa. – powiedziała z powagą, ale w jej zachowaniu i głosie dostrzegłam nutę kokieterii. Zapewne wygląd i pozycja jej pracodawcy nie była jej obojętna.
                - Dziękuję, Melanie. – rzucił Ben zza dużego, białego biurka typowym służbowym tonem. Ona jednak nadal stała bez ruchu. – Możesz już iść. – dodał, a blondynka zamknęła za sobą drzwi.
                Ben jak się tego spodziewałam był ubrany w garnitur, jednakże nie miał już swojego zarostu, przez co znów wyglądał młodziej.
                - Co jest? – zapytał wstając z fotela przy biurku i wskazał mi na białą kanapę w rogu, na której usiedliśmy. Teraz, kiedy siedział tak wyluzowany na sofie nie przypominał już prezesa, a zwykłego chłopaka, jakim był poza pracą.
                - Dzwoniłam, ale nie odbierałeś. Byłam w pobliżu więc wpadłam się zapytać, gdzie i kiedy w ogóle jest to przyjęcie.
                Ben spojrzał na mnie zaskoczony, ale uradowany. Zapewne spodziewał się, że nie przyjdę.
                - To tajemnica. – powiedział z uśmiechem zadowolenia.
                - Nie żartuj, mówię serio.
                - Nie żartuję. – odparł nadal roześmiany i podszedł do biurka. Wyjął coś z szuflady i znów usiadł obok mnie, podając mi srebrną kopertę. – W środku jest zaproszenie.
                - Rozumiem, że to dla mnie i mojej osoby towarzyszącej? – wolałam się upewnić.
                - Tak, ale Rebecca i tak dostała już swoje.
                - Nie mówiłam o niej. – odparłam, a on znów się zdziwił.
                Spojrzał na mnie niepewnie.
                - W takim razie o kim? – zapytał skonsternowany.
                - To tajemnica. – odpowiedziałam naśladując jego ton i się uśmiechnęłam. – To gdzie jest ta impreza?
                - To dotyczy właśnie pierwszego sukcesu mojej firmy, dlatego nie mogę na razie nic zdradzić. W zaproszeniu masz tylko godzinę i weź je ze sobą w razie czego, chociaż i tak przy wejściu będzie imienna lista. Dwie godziny przed przyjęciem wyślę ci miejsce esemesem.
                 Kiedy wróciłam do domu, Rebecca była w cudownym nastroju. Nie patrzyłam optymistycznie na cały ten jej pomysł wzbudzenia zazdrości w Jacku, ale ona najwyraźniej miała inne zdanie na ten temat. Zachowywała się tak, jakby co najmniej już do siebie wrócili, a Amber nie istniała.
                - Gdzie są moi rodzice? – zapytałam wchodząc do jej pokoju.
                - Poszli na zwiedzanie czy coś. – było widać, że mało ją to interesowało. Jej matka wyjechała już kilka dni temu. - Niebieska czy czarna? – zapytała stojąc w samej bieliźnie przy lustrze i pokazując mi dwie sukienki. Jedna była kobaltowa z mocno odsłoniętym dekoltem i wyglądała na mocno obcisłą, druga była po jednej stronie bez ramiączka, a po drugiej miała ¾ rękaw i rozcięcie odsłaniające talię po tej samej stronie, co rękawek. Pomimo, że także odsłaniała spory kawałek ciała i była dość krótka, była jednak rozkloszowana i jej kolor nie raził tak w oczy.
                - Czarna. – odparłam zdecydowanym tonem, a ona spojrzała niepewnie na sukienkę. Rzuciła kobaltową mini w kąt pokoju i zaczęła ubierać się w małą czarną.
                - A ty co zakładasz? – zapytała.
                Właściwie nie zastanawiałam się nad ubiorem. Zaczęłam się martwić, bo byłam niemalże pewna, że nie znajdę nic ciekawego w swojej szafie. Rebecca była ode mnie wyższa i smuklejsza, tym bardziej teraz, gdy odchudzała się jako początkująca modelka. Podejrzewałam jednak, iż nie chodziło jej tylko o modeling, ale robiła to także ze względu na Jacka.
                - Nie wiem, chyba tę sukienkę, którą miałam na imprezie w firmie Collina. – nie chciałam jej zakładać, ale nie zdążyłabym już pójść na zakupy.
                - Chyba żartujesz, wszyscy cię w niej już widzieli. – oburzyła się, jakby to była jakaś zbrodnia. – Nie kupiłaś nic nowego?
                - Dobra, coś wymyślę. – rzuciłam, bo nie chciałam tracić już czasu. – Nic nie kupiłam, nie miałam do tego głowy.
                - Myślałam, że zamówiłaś coś przez internet, bp przyszła do ciebie dzisiaj jakaś przesyłka. – oznajmiła wciąż wpatrując się w swoje odbicie i przeglądając się z każdej strony w czarnej sukience. – Nie było nadawcy, więc nie otwierałam. Zostawiłam ją u ciebie w pokoju.
                Poszłam do pokoju i ujrzałam kilka sporych pudeł stojące na środku sypialni. Faktycznie, nie było na nich nadawcy, ale po otwarciu jednego od razu domyśliłam się, kto je wysłał.
                W środku były ubrania, buty, dodatki… Wszystkie je już widziałam.
                Obiecałam sobie, że po otwarciu jednego kartonu nie otworzę pozostałych, ale nie miałam innego wyjścia. Gdybym miała już jakąś sukienkę, to z pewnością od razu odesłałabym pudła do właściciela. Byłam strasznie zła na Jareda, że podesłał mi do mieszkania wszystkie te ubrania, których nie chciałam przyjąć, ale wiedziałam, iż tak naprawdę nawet nie wiem na jaki adres miałabym je wysłać.
                Znalazłam w jednym z nich piękną, kremową sukienkę. Oczywiście było tam więcej takich perełek, ale ta spodobała mi się najbardziej ze wszystkich. Była dopasowana, ale jednocześnie nie wyzywająca. Miała idealną długość, cała była pokryta koronką układającą się w wielkie kwiaty, a jej podstawę stanowiła krótka halka bez ramiączek, przez co nie wydawałam się aż tak odkryta. Sukienka miała krótki rękaw i ładnie uwydatniała moją talię.
                - Lee, masz może… - zaczęła Rebecca wchodząc do mojego pokoju, a gdy tylko zobaczyła mnie w kremowej sukience, oniemiała. – Wow.
                - Może być? – zapytałam i okręciłam się, by zobaczyła ją w całej okazałości.
                - Chyba za dobrze zarabiasz w tej swojej gazetce. – powiedziała z lekkim przekąsem, ale wiedziałam, że nie ma nic złego na myśli.
                - Dlaczego? – zapytałam, bo dla mnie pomimo swojego piękna sukienka nie wydawała się aż tak droga. Becky spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.
                - Proszę cię, niewiele jest studentek które stać na sukienkę Marchesy za jakieś trzy tysiące funtów. 
                - Ile?! – wrzasnęłam z zaskoczenia. Ten facet miał chyba za dużo pieniędzy. Moja cała szafa tyle nie kosztowała co ta jedna sukieneczka, chociaż teraz mając kilka pudeł takich rzeczy wartość mojej garderoby drastycznie wzrosła.
                Wyjaśniłam Rebece skąd te wszystkie ubrania. Doradziła mi, bym je zatrzymała, chociaż domyślałam się dlaczego. Na sam widok tych rzeczy oczy jej zabłyszczały.
                Buty także znalazłam w jednym z kartonów, tak samo torebkę, ale bałam się sprawdzać ich cen, same marki zdradzały już, że nie były tanie. Czułam się dziwnie, jakbym była w pożyczonych ubraniach, a nie własnych, ale za późno było na jakąkolwiek zmianę zdania. Włosy ułożyłam w łagodne fale i delikatnie się pomalowałam.
                Rebecca umalowała się mocniej ode mnie, ale akurat do jej stroju to pasowało. Podejrzewałam, że chciała wyglądać dla Jacka wyzywająco i kusicielsko, co jej się udało, nie byłam jedynie pewna, czy przyniesie to efekty.
                Około siódmej dostałam esemesa z miejscem imprezy –Hotel Shangri-La. Szybko znalazłam adres na mapie w telefonie – znajdował się on nieopodal London Bridge. Celowo nie sprawdzałam, jak wygląda, bo chciałam mieć niespodziankę. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego to miejsce było owiane taką tajemnicą.
                Półtorej godziny później przyjechał Tom, a zaraz później partner Rebeki. Był to wysoki, przystojny chłopak o widocznie zarysowanych kościach policzkowych. Miał krótkie ciemne włosy i jasną karnację. Przedstawił się jako Xavier. Razem z moim partnerem wyglądali niezwykle elegancko – Tom w czarnym, a Xavier w burgundowym garniturze.
                Kiedy podjechaliśmy srebrnym Audi Tom'a pod hotel, oniemiałam z wrażenia. Wiele razy widziałam ten ogromny, stożkowy wieżowiec z drugiego brzegu Tamizy, ale nigdy nie podejrzewałam, że to własnie tu będzie odbywało się przyjęcie. Pamiętałam, że gdy pierwszy raz zobaczyłam ten budynek pomyślałam, że wygląda jak wielka oświetlona choinka Bożonarodzeniowa.
                W środku wszystko wyglądało dokładnie tak, jak na zewnątrz – nowoczesne, luksusowe i drogie. Przeszliśmy przez wielki hol z błyszczącą podłogą, gdzie postawny ochroniarz sprawdził nasze zaproszenia. Kiedy już upewnił się, że wszystko się zgadza, wskazał nam na srebrną windę za jego plecami.
                - Pięćdziesiąte drugie piętro, życzę miłej zabawy.
                W windzie byliśmy tylko w czwórkę, ale na jednym z pięter dołączyła się jakaś para. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się na wskazanym przez ochroniarza poziomie, doznałam jeszcze większego szoku. Sala była największa, jaką widziałam w życiu. Przy oknach sięgających od sufitu do podłogi stały stoliki czteroosobowe, a na samym środku większe, okrągłe, które mogły pomieścić nawet osiem osób. Przy ścianie w szklanych gablotach były wystawione drogie wina, a ciemna drewniana podłoga dodawała wnętrzu tajemniczości. Sufit był oświetlony licznymi halogenami, a na stolikach paliły się świece. Na sali było już mnóstwo ludzi, uśmiechali się, rozmawiali i pili szampana, niektórzy siedzieli także przy stolikach i coś jedli. Po wielkiej sali roznosiła się przyjemna muzyka.
                Kiedy podeszłam do jednego z okien, zaniemówiłam. Widok z tak wysoko położonego piętra zapierał dech w piersiach. Mogłam dostrzec London Bridge i błyszczącą w blasku świateł Tamizę, a także liczne budynki wokół.
                - Piękny widok. – powiedział Tom w zamyśleniu spoglądając przez okno.
                Rebecca zniknęła z Xavierem z mojego pola widzenia, co trochę mnie zaniepokoiło. Na szczęście znalazł nas Ben, w towarzystwie pięknej brunetki o miodowych oczach. Miała na sobie śliczną bordową sukienkę z drobnej koronki, ale jak u mnie halka była bez ramiączek, a koronka szła aż do rękawów, ponadto miała pasek w kryształki. Trzymali się z Benem za ręce dlatego od razu domyśliłam się, kim jest.
                - Faye Christiansen. – rzuciła do mnie miło dziewczyna i wyciągnęła do mnie rękę. Także się uśmiechnęłam i uścisnęłam jej dłoń.
                Wydawali się pasować do siebie, jednak pomimo okazanej mi uprzejmości, w dziewczynie Bena widziałam coś dziwnego, jakby nie była do końca taka milutka. Może to tylko pierwsze wrażenie.
                W czasie rozmowy dołączył do nas Jack i Amber. Brat Bena spojrzał na mnie niepewnie, ale przywitał się ze mną. Nie miałam mu za złe tego, co ostatnio mi powiedział, bo zrozumiałam, że faktycznie nie powinnam wchodzić między niego, Rebekę. Zastanawiałam się, czy już ją spotkał.
                Nasi partnerzy zaproponowali, że pójdą nam po kieliszek szampana. Zostałyśmy na chwilę same w damskim gronie, a ja poczułam się trochę skrępowana, nie wiedząc jaki temat zacząć.
                - Piękna sukienka. – rzuciła Amber z uśmiechem, a ja z grzeczności go odwzajemniłam. Ona miała na sobie jasną, prostą sukienkę z aplikacjami przy szyi. Włosy do ramion miała skręcone w loki.
                - To Marchesa? – zapytała Faye ze średnim zainteresowaniem, ale przytaknęłam. Czy tylko ja nie śledziłam każdej kreacji od popularnych projektantów? – Och, ja postawiłam dziś na Valentino. – zabrzmiała jak typowa snobka, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że się co do niej nie myliłam. Dopiero gdy Bena nie było w pobliżu, ona pokazywała swoje prawdziwe oblicze. – A ty kochanie co masz na sobie? – zapytała Amber pieszczotliwie, ale zabrzmiało to bardziej sarkastycznie.
                Amber najwyraźniej także to zauważyła, ale była zbyt kulturalna, by zachowywać się jak ona.
                - Diane Von Frustenberg. – prychnęła. - Kochanie. – dodała z przekąsem, a Faye zdziwiła się, że ktoś jej odpyskował. Po raz pierwszy poczułam sympatię do Amber, bo w porównaniu do dziewczyny Bena potrafiła się zachować z klasą i nie dała się sprowokować.
                Kiedy mężczyźni do nas wrócili, Faye na nowo przybrała maskę ładnej i miłej dziewczyny, łasząc się do Bena. Tom patrzył na to z lekkim niesmakiem, a Jack odwrócił wzrok w kierunku Amber. Już zaczęliśmy na nowo normalną rozmowę, kiedy na horyzoncie zobaczyłam Rebeccę idącą z Xavierem w naszym kierunku.
                Wiedziałam już, że szykują się kłopoty.

                

7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdzial. Ciekawe co wykombinuje Rebeca.
    Wszystko opisujesz tak ze widze to w mojej wyobraźni. Sukienki, pomieszczenia itd.
    Czekam na kolejne wydarzenia i życze weny.
    Ps ciagle nie moge pogodzic sie ze Jared odszedł.

    OdpowiedzUsuń
  2. where is Jared ? :(

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział :) kiedy nowy ?
    Jared wróci SOOOON xD mam racje ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :) postaram sie szybko
      Nic nie mowię, bo nie wypada :D

      Usuń
  4. będzie dzisiaj nowy ?

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)