12.07.2014

Rozdział 30 – Is This The End I Feel?




                - Jared, co ty tutaj robisz? – zapytałam retorycznie z pretensją w głosie. Byłam zmęczona i marzyłam tylko o tym, by wreszcie znaleźć się w domu. Moje zdanie na temat naszego związku się nie zmieniło.
                - Przyszedłem cię jeszcze raz przeprosić. – odparł desperacko i starał się mnie zatrzymać w bramie, pomimo że chciałam iść do wejścia do budynku.
                - Okłamałeś mnie. – rzuciłam trochę zbyt głośno, ale miałam nadzieję, że żaden z sąsiadów nie oglądał naszej kłótni przez okno. – Żadne kwiaty tego zmienią, tak samo twoje przeprosiny.
                Znów ruszyłam przed siebie, a on lekko szarpnął mnie za rękę. Odruchowo obróciłam się w jego stronę.
                - Daj mi jeszcze jedną szansę. – powiedział trzymając w ręku bukiet lilii. Widząc jego minę miałam wrażenie, że jest szczery i naprawdę mnie kocha, ale przypominając sobie co zrobił, wszystkie moje wątpliwości znikały. – Możemy zacząć od nowa.
                 - Nie możemy. – rzekłam z całą stanowczością. – Nie sądzę, bym potrafiła ci znów zaufać, a taki związek nie ma sensu.
                Widziałam, że z trudem udaje mu się zebrać myśli. W końcu jednak spojrzał na mnie z nadzieją mieszającą się ze smutkiem i powiedział:
                - Jeśli taka jest twoja decyzja, nie zmuszę cię byś mnie kochała. – wszystko ledwo przechodziło mu przez gardło. - Chcę tylko żebyś mi zdawała sobie sprawę, że gdy wrócisz z Nowego Jorku, mnie tu już nie będzie.
                Poczułam, że w moich oczach wzbierają się łzy. Wiedziałam, że to ostatnia szansa, by zdecydować co dalej. Dotknęłam wierzchem dłoni jego policzek, a on złapał mnie za nadgarstek.
                - Kocham cię. – powiedziałam, a słony strumyk spłynął po moim policzku. Jared patrzył na mnie zaszklonymi błękitnymi oczyma wielkimi jak spodki. – Ale nie jestem w stanie ci wybaczyć, to koniec. Zapomnij o mnie. – pocałowałam go w policzek i pobiegłam w stronę drzwi wejściowych, chociaż wszystko we mnie krzyczało, bym została.
Nie obejrzałam się w tył, a on nie ruszył za mną. Zatrzasnęłam drzwi do klatki i stanęłam do nich plecami płacząc tak mocno, że aż się dusiłam. Z mieszkania na dole wyszła starsza kobieta i spojrzała na mnie zmartwiona. Spytała mnie o coś, pewnie czy wszystko w porządku, nie słuchałam. Wytarłam twarz rękawem płaszcza i pobiegłam na górę.
Siedziałam na schodach jeszcze z dobre dziesięć minut, bo nie chciałam w takim stanie wchodzić do domu. Nie chciałam by rodzice się o mnie martwili. W końcu zebrałam się w sobie i pobiegłam do pokoju, starając się niepostrzeżenie przejść przez korytarz. Gdy zamknęłam drzwi, natychmiast rzuciłam się na łóżko i starałam się poduszkami stłumić szloch.
Najwyraźniej nie byłam tak cicha jak mi się wydawało. Do pokoju zakradła się moja mama i usiadła na skraju łóżka. Spojrzałam na nią z trudem i rzuciłam się jej na szyję. Poczułam, że muszę się komuś wypłakać.
- Widziałam przez okno co się stało. – powiedziała głaszcząc mnie po głowie. – Tak będzie lepiej.
Nie zrozumiałam do końca o co jej chodziło, ale nie to zajmowało teraz moje myśli. Myślałam tylko o tym, co powiedziałam Jaredowi i co to tak naprawdę oznacza. Nigdy go już nie zobaczę, choć tak naprawdę będzie wszędzie – w telewizji, na billboardach, w radiu… Nigdy się od niego nie uwolnię, a jednocześnie nie będzie już mój. Zdawałam sobie jednak sprawę, że gdybym postąpiła inaczej, to i tak nasz związek długo by nie przetrwał, ale nie zmieniało to faktu, że pozwoliłam odejść komuś, na kim tak bardzo mi zależało.
Czułam jak triada na mojej szyi płonie i wtapia mi się w skórę, ale nie potrafiłam jej zdjąć. A może nie chciałam. Poczułam, jak zmierza w stronę serca, zostawiając po sobie krwawą ścieżkę. Wołałam jego imię, ale nikt nie przychodził na ratunek.
Obudziłam się zlana potem i spojrzałam w dół – na mojej szyi spokojnie spoczywał naszyjnik z triadą, którego nawet na jawie nie potrafiłam zdjąć. Słońce rzucało smugi światła przez zasłonięte do połowy żaluzje. Spojrzałam na telefon – ósma rano i wciąż pokazujące się stare nieodebrane połączenia od Jareda, kilka wiadomości głosowych. Wśród nich jedna nowa – od nieznanego numeru. Pomyślałam, że to może być coś ważnego z pracy, dlatego postanowiłam ją odsłuchać.
- Leanne, wiem że pewnie jestem ostatnią osobą na świecie, którą chcesz teraz słuchać, ale proszę, nie wyłączaj tego… - odezwał się męski głos, którego początkowo nie rozpoznałam, później jednak domyśliłam się, kto nagrał mi się na pocztę. – To wszystko moja wina, a nie Jareda, dlatego nie każ go proszę za moje błędy. On nie chciał…
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i skasowałam wiadomość głosową. W mojej skrzynce pozostały jeszcze nieodsłuchane wiadomości od Jareda, jednakże nie zdobyłam się ani na to, by je otworzyć, ani też na to by je skasować. Po prostu odłożyłam telefon na miejsce i wstałam z łóżka. Spojrzałam na ramkę z naszym zdjęciem wiszącą na ścianie. Wzbudzało we mnie za dużo wspomnień i wywoływała w mojej głowie za dużo zamieszania, dlatego chwyciłam za nie i umieściłam je pod łóżkiem.
W pracy Aaron nie do końca radził sobie z obowiązkami, jakimi obarczyła go Marie-Ann. Dzwoniłam do niej by zapytać, co nowego, ale nie odbierała – pewnie była w trakcie jakiegoś badania. Po skończeniu wszystkich zadań musiałam jechać na uczelnię, przez co znów byłam zbyt zajęta by myśleć o Jaredzie, a przynajmniej starałam się odepchnąć go jak najdalej.
June była dziś nie w humorze, gdyż pokłóciła się z Tomem. Nie wspominałam nic o Jaredzie (zresztą i tak nie dałaby mi dojść do słowa), a ona nie pytała. Zaproponowałam jej kawę w lokalu naprzeciwko uczelni o zabawnej nazwie „Look mum no hands!”, bo nie miałyśmy za dużo okazji by porozmawiać na osobności, gdyż co jakiś czas ktoś się do nas dołączał. Na zajęciach z grafiki wymieniała spojrzenia z Tomem, ale ani razu się do niego nie odezwała.
W kawiarni nie było za dużego tłoku, ponieważ większość klientów zamawiała kawę na wynos, ale było przynajmniej ciszej niż na uczelni. Była duża, urządzona w kolory francuskiej flagi, a w oknach i nad barem wisiały powieszone rowery. Wnętrze było przyjemne i ciepłe, a kawa całkiem dobra. Usiadłyśmy przy stoliku najbliżej okna, a na parapecie ciągnącym się przez całą ścianę stały poustawiane w doniczkach słoneczniki. June gadała bez końca, nie była jednak zasmucona, a wręcz pobudzona. Wyglądała, jakby chciała udusić Tom'a gołymi rękoma. Mówiła tak szybko, że z trudem nadążałam, ale z tego co zrozumiałam, jako jej nauczyciel stwierdził, że zaczną się spotykać dopiero gdy ona skończy studia.
Piła swoją kawę równie szybko jak mówiła, dlatego gdy ona już skończyła ja jeszcze miałam ponad połowę latte. Zadzwoniła do niej jej siostra i poprosiła, aby ją gdzieś zawiozła (April nie zdała już trzeci raz na prawo jazdy), dlatego pożegnała się ze mną i zostałam w kawiarni sama by dopić kawę.
Nagle poczułam, że ktoś stoi za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Bena stojącego z papierowym kubkiem z kawą. Miał na sobie ten sam płaszcz, gdy się poznaliśmy, a przynajmniej na początku tak mi się wydawało. Później zauważyłam jednak, że jest nieco grubszy od tamtego i ciemniejszy. Pod spodem miał garnitur i szary krawat – wyglądał jak prawdziwy biznesmen.
- Mogę się dosiąść? – zapytał z uśmiechem, a ja przytaknęłam. Zaczęłam już w głowie układać sobie wszystkie odpowiedzi, a raczej kłamstwa na temat Jareda i nie zapominać o pokerowej twarzy.
- Co tu robisz? – rzuciłam byle nie zejść na temat Jareda. Wiedziałam, że jeśli powiem mu o naszym rozstaniu to się rozkleję.
                - Zrobiłem sobie krótką przerwę w pracy, moja firma jest niedaleko. – odparł już bez uśmiechu, co mnie zaniepokoiło. Spojrzał na mnie ciemnymi oczyma jakby sprawdzał, czy może o tym mówić. – Rozmawiałem przed chwilą z Jaredem w firmie… bardzo mi przykro, nie życzyłem wam źle.
                - Dzięki. – odparłam. Chciałam coś jeszcze dodać, ale się powstrzymałam w obawie, że powiem za dużo i wybuchnę płaczem.
                - Przepraszam. – powiedział kiedy spuściłam wzrok. – Nie chciałem zaczynać tego tematu. Zrobiłem tylko dlatego, żebyś nie musiała już dłużej przede mną udawać.
                Kiwnęłam głową i postanowiłam zacząć mówić o jego życiu miłosnym, a nie moim. Trochę mi ulżyło, że nie będę musiała już kombinować i przybierać maski szczęśliwie zakochanej dziewczyny, a on nie będzie już pytał o Jareda.
                - Nie ma sprawy. Powiedz lepiej co u ciebie i twojej dziewczyny… - chciałam nazwać ją po imieniu, ale zapomniałam jak się nazywa. Ben to zauważył i mi je podpowiedział.
                - Faye. – powiedział to normalnie, ale lekko drgnęły mu kąciki ust.
                - Właśnie, co u Faye? – zapytałam tak naprawdę o zupełnie obcą mi osobę. – Jaka ona jest?
                Ben spojrzał na mnie, jakby upewniał się czy na pewno mnie to interesuje.
                - Ona jest… - zastanowił się. – Jest specyficzna. Chyba najlepiej byłoby, gdybyś sama ją poznała i oceniła.
                Wydawało mi się to odrobinę dziwne, żeby jego niedoszła i teraźniejsza dziewczyna się spotkały. Pomyślałam jednak, że prędzej czy później by to nastąpiło, a ja potrzebowałam teraz jak najmniej wolnego czasu, bo wtedy za dużo myślałam o Jaredzie.
                Wyszliśmy na zewnątrz, bo Ben powoli musiał wracać już do pracy, dlatego postanowiłam odprowadzić go pod firmę, choć nalegał, bym tego nie robiła, bo nie chciał abym wracała sama z powrotem. Poczułam chłodny jesienny wiatr i otuliłam się mocniej szalem w kratkę, który należał do Jareda. Wciąż nie potrafiłam pozbyć się wszystkich jego rzeczy.
                - Może masz rację. – odparłam i zobaczyłam, że się ucieszył. Zapewne obawiał się, jak odbiorę jego propozycję.
                - To super. Kiedy wyjeżdżasz do Nowego Jorku? – dopiero teraz przyznałam przed sobą, że tęskniłam za jego promiennym uśmiechem.
                - Za dwa tygodnie.
                Ben upił łyk swojej kawy z papierowego kubka i zamyślił się na chwilę. Szliśmy wzdłuż Old Street, by następnie skręcić w Goswell Road. Minęliśmy przynajmniej pięć kawiarni po drodze.
                - Dlaczego poszedłeś tak daleko po kawę? – zapytałam odbiegając od tematu, patrząc na logo Costa Coffee i Starbucksa zaraz obok.
                - W knajpach przy firmie jest za dużo moich współpracowników w czasie lunchu, poza tym miałem trochę czasu i chciałem się przejść. – powiedział patrząc z niesmakiem na Costę. – Wracając do tematu – jeśli chcesz poznać Faye, to w sobotę organizujemy małą imprezę z okazji pierwszego dużego sukcesu. – zauważywszy moją minę na słowo „impreza” dodał pospiesznie: - Nie martw się, nie taka impreza jak ostatnio.
                Cieszyłam się, że wreszcie doszliśmy do punktu, w którym mogłam się z nim śmiać z tego, co się stało na balu maskowym.
                - Czy będzie tam… - jego imię nie przychodziło mi łatwo. - … Jared?
                Ben spojrzał na mnie z zagadkową miną, jakby do ostatniej chwili wahał się nad odpowiedzią.
                - Nie, mówił że jest wtedy w Los Angeles.
                Czyli jednak Jared nie kłamał. Dziś rano naprawdę widziałam go po raz ostatni w Londynie.
                - Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie chcę iść tam sama i z nikim nie rozmawiać. – odparłam, bo jako szef firmy z pewnością będzie rozchwytywany, a ja zapewne nikogo innego nie będę znać.
                - Będzie Rebecca, Jack, Amber… - zaczął, a mi już włączyła się czerwona lampka.
                - Rebecca? – zapytałam zdziwiona. Rozumiałam, że jego rodzice mogli się tam pojawić by świętować sukces syna, ale Becky pracowała w firmie jego ojca, a nie jego.
                Ben wydawał się być zbity z tropu.
                - Pracuje u mnie, więc raczej przyjdzie, to też poniekąd jej sukces… - zauważył, że nie nadążam. – Czekaj, nie mówiła ci, że już nie pracuje z moim ojcem?
                - Nie, od dawna? – zapytałam wciąż zdziwiona.
                - Od kiedy moja matka wtargnęła do firmy ojca i… wiesz co było dalej. Nie wyobrażałem sobie, żeby dalej mogła tam pracować i natykać się na moją matkę, dlatego zaproponowałem jej pracę u mnie na podobnym stanowisku. Jeśli chodzi o to, że będzie tam też Jack i Amber – ona o tym wie. Powiedziała, że da sobie radę, ale może to dobry pomysł żebyś przyszła z nią.
                Nawet nie zauważyłam, że przeszliśmy całą ulicę i znajdowaliśmy się już na Aldergate Street. Zatrzymaliśmy się przed wielkim, nowoczesnym białym budynkiem z kilkoma rzędami wielkich okien, przez które dało się zobaczyć wnętrze firmy – czarne biurka, ludzi chodzących między piętrami budynku i kilkanaście regałów. Jedynie w niektórych pomieszczeniach były zasłonięte rolety. Biurowiec był zaokrąglony, gdyż umiejscowiony był na skrzyżowaniu dwóch ulic. Nad wielkim oszklonym wejściem widniała wykonana z połyskującego metalu nazwa „Hall Industries Ltd.”.
                - Firma twojego ojca nie ma takiej samej nazwy? – zapytałam, bo nie pamiętałam jak się nazywała. Ben spojrzał z roztargnieniem na napis.
                - Nie, jego nazywa się „Hall Enterprises Holdings”. – spojrzał szybko na zegarek. – Muszę już wracać. Daj mi znać odnośnie tej imprezy, Rebecca wszystko ci powie. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Do zobaczenia.
                - Zastanowię się, dzięki. Pa.
                Pożegnawszy się z nim, wróciłam z powrotem tą samą drogą, po czym pojechałam prosto do domu.
                 Kiedy Rebecca wróciła wieczorem do domu, zasypałam ją tysiącem pytań odnośnie pracy. Stwierdziła, że trzymała wszystko w tajemnicy, bo nie wiedziała na jakim gruncie jestem z Benem. Zaczęła namawiać mnie na imprezę, co mnie zaskoczyło. Nie wiedziałam dlaczego tak jej na tym zależy.
                - Nie wiem, Becky. Nie chcę iść tam bez osoby towarzyszącej. – odparłam, siedząc na wysokim krześle przy blacie. Rebecca robiła jakąś sałatkę – od kiedy dostała się do agencji modelek zaczęła bardziej uważać na swoją dietę. – Poza tym, dlaczego tak bardzo chcesz tam iść?
                Wciąż stojąc do mnie tyłem i nie odrywając się od krojenia pomidorów, rzuciła:
                - Kogoś ci znajdziemy. Chcę zobaczyć, jak wygląda nowa dziewczyna Jacka.
                Nie musiała na mnie patrzeć, bym wiedziała, jaką ma minę.
                - Becky… - westchnęłam. – Nic nie tracisz, serio.
                Dopiero teraz się odwróciła.
                - Widziałaś ją? – zapytała zaciekawiona.
                Postanowiłam nie mówić jej, że widziałam Amber tamtego dnia na ognisku zanim jeszcze Jack jej o tym powiedział. Zamiast tego opowiedziałam jej historię z Jasmine i że właśnie wtedy zobaczyłam nową dziewczynę Jacka po raz pierwszy.
                - Naprawdę nie musimy tam iść. – próbowałam odwieść ją od tego pomysłu, ale nie dawała za wygraną.
                - Ale chcemy. Biorę ze sobą mojego znajomego z agencji. – powiedziała pewnie i wiedziałam, że już nie odpuści.
                - Model? – zapytałam, choć było to oczywiste.
                - Yhm. – przytaknęła z dumą. – Zobaczysz, jaki Jack będzie zazdrosny. Dla ciebie też kogoś znajdę.
                Zastanowiłam się.

                - Nie musisz, chyba już znalazłam kogoś odpowiedniego. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po krótkim czasie od napisania tego rozdziału wpadłam na pomysł, by dodać także one shot'a. Początkowo miał on tylko zabić nudę, w końcu jednak zdecydowałam się go opublikować. Jest on powiązany z tym rozdziałem, dlatego najpierw radzę go przeczytać, a dopiero potem w.w. one shot. 
Znajdziecie go w górnym pasku pod nagłówkiem bloga lub po prostu klikając TUTAJ.

14 komentarzy:

  1. Złamałaś mi serce </3 Chyba się popłaczę ;_; Nie mam nic do dodania .. Ciekawe z kim tam pójdzie :v nie mam pomysłu :/ TERAZ TYLKO CHCE MI SIĘ PŁAKAĆ ;________;

    OdpowiedzUsuń
  2. Też chyba zaraz się popłaczę ;___; Też nie mam pojęcia z kim by mogła pójść na tą imprezę. CZEKAM NA WIĘCEJ!! ♥ Prosze, byle szybko bo zwariuje jak się nie dowiem XD
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ben na pewno znowu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpowiedź: Ben idzie tam ze swoją dziewczyną :)

      Usuń
  4. Mi też jest smutno ale może po jakimś czasie do siebie wrócą. Dłuższa przerwa by im nie zaszkodziła a jak to mówią..., czas leczy rany. A Lea pewnie przyjdzie z tym kolegą z pracy któremu się podobała. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. nigdy nie zawodzisz :) jak zwykle po przeczytaniu mysle sobie: jeszcze jeszcze jeszcze i mam niedosyt co jest dobra rzecza. Teraz bede czytac one shota ;) zal mi bardzo Jareda bo pewnie sama bym chciala ukryc tak straszna prawde (mimo ze by bylo mi z tym ciezko) i przeciez to nie on zrobil tylko Shann :( /S.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam przeczucie, że w czasie tej sesji Lei w NY coś się stanie. I to "coś" będzie związane z Jayem.
    Wiadomo, że Lea nie może wybaczyć Shannonowi czynu z przeszłości, tyle, że według mnie nie powinno to rzutować na całą rodzinę Leto, choć nadal jest z nią związane... tym bardziej, że już tak pięknie się układało.
    One shota skomentuję choćby zaraz :)
    Weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
  7. płaczę znów =( niech wybaczy Jaredowi, on nie zawinił tylko jego brat, on chciał chronić rodzine . Błagam wszyscy tylko nie Ben, od 1 rodziału go nie lubię XD kiedy będzie nowy ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co dodałam one shot, wiec nie wiem kiedy nowy...

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)