5.07.2014

Rozdział 28 – Everybody Run Now







                - To prawda? – rzuciłam patrząc Shannonowi prosto w oczy, a on uciekł wzrokiem wbijając go w podłogę. Było to najlepszym potwierdzeniem, że moja mama nie kłamie.  
                - Leanne… - zaczął Jared widząc minę brata, mówiąc tak, jakby chciał ukoić całą sytuację. Tym razem jednak nie uległam jego urokowi.
                - Nie, Jared. – przerwałam mu ostro, bo nie zamierzałam odjeść stąd bez wyjaśnień. – Tu i teraz chcę usłyszeć od Shannona, jak było naprawdę.
                Wszyscy zerkali na siebie, łącznie z moimi rodzicami, ale nikt się nie odzywał. Stałam obok mamy, naprzeciwko siebie mając całą rodzinę Leto, ponieważ najwyraźniej Jared po moim ostatnim zdaniu wypowiedzianym w jego kierunku uznał, że bezpieczniej będzie stanąć przy bracie i matce.
                - Nie zrobiłem tego specjalnie. – wydukał wreszcie Shannon, wciąż jednak nie patrzył na mnie. Miał zamknięte oczy, jakby starał się powstrzymać łzy i zaciskał nerwowo pięści.
                - Nie o to pytałam. Chcę usłyszeć, jak to się stało. – powiedziałam znów stanowczo, bo już za długo słyszałam tylko okrojoną wersję wydarzeń.
                - Shann, nie musisz nic mówić jeśli… - zaczął mówić do niego Jared, co niezmiernie mnie rozjuszyło.
                - Zamknij się! – wrzasnęłam na niego, a on spojrzał na mnie zaskoczony moim zachowaniem. – Mam dość waszych kłamstw! Zasługuję na to, żeby dowiedzieć się, jak zginęła moja siostra!
                Mama chwyciła mnie za ramię myśląc, że mnie to uspokoi. Myliła się. Wszystko w środku się we mnie gotowało, krzyczało, chciało dowiedzieć się prawdy.
                - Możemy porozmawiać na osobności? – zapytał Shannon dziwnym tonem. Początkowo Jared i moi rodzice stawiali opór, ale w końcu Constance przekonała syna do wyjścia, a ja upewniłam rodziców, że będziemy  tylko w pokoju obok.
                Udałam się z nim do mojej sypialni. Nie obchodziło mnie, czy przy tej rozmowie będą jacyś świadkowie. Chciałam tylko wreszcie to usłyszeć.
                - Słucham. – powiedziałam oschle gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, a Shannon zamknął drzwi.
                - Na początek musisz wiedzieć, że wszystko co mówiłem ci na temat Gen było prawdą. Kochałem ją… nadal kocham. I nigdy nie zrobiłbym jej umyślnie krzywdy. – zrobił się cały czerwony, pocił się i chodził w kółko po pomieszczeniu. – Byłem wtedy młody i głupi. Za dużo piłem, za dużo ćpałem… Ona początkowo we wszystkim starała się mi dorównać, żebym tylko zwrócił na nią uwagę. Chciała mi zaimponować. – parsknął i pokręcił głową. – Kiedy już osiągnęła swój cel, staczała się ze mną coraz bardziej. Pewnego dnia przesadziła z alkoholem, musieli zabrać ją do szpitala. Twoi rodzice znienawidzili mnie za to jeszcze bardziej. Zabronili się nam spotykać już wcześniej, ale tym razem gdy tylko widzieli mnie w pobliżu twój ojciec wychodził przed dom z kijem bejsbolowym. – tata był raczej spokojnym człowiekiem, jednakże byłam w stanie uwierzyć, iż w obronie rodziny zrobiłby wszystko. – Po tym wszystkim Genevieve zrozumiała, że na dłuższą metę nie da się tak lekko żyć. Widziała jak nie daję sobie z tym wszystkim rady, jak spadam na dno. – Shannon odsunął krzesło od biurka i usiadł na nim chyląc się ku mnie, wreszcie patrząc mi w oczy. Ja wciąż stałam ze skrzyżowanymi rękoma i słuchałam go uważnie. Widziałam, ile bólu sprawia mu to, o czym mówi. – Chciała mi pomóc, chciała wyciągnąć mnie z tego bagna. Wymykała się z domu byle tylko mnie zobaczyć. Pewnego dnia przyszła do mnie do domu po szkole. Starała się przemówić mi do rozumu, mówiła, że jeśli naprawdę ją kocham to zerwę z tym wszystkim. Obiecałem jej wtedy, że tak właśnie zrobię.
                Nastąpiła cisza, jakby pierwsza część opowieści się skończyła. Teraz przyszła pora na tę, która sprawiała mu jeszcze więcej cierpienia i nie przychodziła już tak łatwo do opowiedzenia.
                - Shannon, co było dalej? – rzuciłam zaborczo by się ocknął i kontynuował. Znów wyglądał, jakby walczył ze łzami, a w jego głosie było słychać rozpacz.
                - Nie wytrzymałem długo. Już wieczorem poszedłem do klubu, do którego zawsze razem chodziliśmy i sporo wypiłem, w dodatku coś jeszcze chyba wziąłem, w każdym bądź razie ledwo trzymałem się na nogach. Genny znów wymknęła się rodzicom, tym razem nie zastała mnie w domu, ale od razu wiedziała, gdzie mogę być. Kiedy zobaczyła mnie w takim stanie, natychmiast wzięła ode mnie wszystkie narkotyki i pobiegła spłukać je w toalecie. Wkurzyłem się, bo nie były moje, przez co mogłem mieć spore kłopoty. Nakrzyczałem na nią przy wszystkich, a ona powiedziała, że z nami koniec i wybiegła z klubu. Chciałem ją zatrzymać, ale przez mój stan byłem powolny, obijałem się o ściany i kiedy byłem w końcu na zewnątrz, jej już nie było. Wtedy postanowiłem wziąć samochód i za nią pojechać. Wiesz, co stało się dalej. – zamknął oczy i zmarszczył czoło, po czym ukrył twarz w dłoniach.
                Przez chwilę zrobiło mi się go żal. Potem jednak uświadomiłam sobie, że mam przed sobą zabójcę mojej siostry, który w dodatku próbował się ze mną zaprzyjaźnić.
                - Chcę usłyszeć od ciebie co było dalej. – sama z trudem powstrzymywałam płacz.
                - Uderzyłem w nią, okej?! Nawet nie wiem kiedy to się stało, ostatnia rzecz jaką pamiętam to wsiadanie do auta! Nie chciałem tego zrobić, rozumiesz?! Nie chciałem…
                Wpadł w szał i pomimo, że nadal zakrywał twarz dłońmi podejrzewałam, że płacze. Nie obchodziło mnie to. Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami, bo nie chciałam być z nim ani minuty dłużej w jednym pomieszczeniu.
                Moi rodzice, Jared i Constance wciąż byli w salonie. Zastanawiałam się, czy i jeśli tak to o czym rozmawiali przez ten cały czas. Nawet nie zauważyłam kiedy moje policzki zrobiły się mokre.
                Constance pobiegła do pokoju, w którym siedział Shannon. Mama spojrzała na mnie ze współczuciem i chciała mnie objąć, ale odmówiłam. Ona także mnie okłamała, pozwoliła mi żyć w błędzie. Największy żal czułam jednak do Jareda, ponieważ i on nie był ze mną szczery. Teraz zrozumiałam, dlaczego przy naszym pierwszym spotkaniu skłamał, że pochodzi z Nowego Jorku.
                - Jak mogłeś to przede mną ukrywać? – zapytałam z wyrzutem i spojrzałam mu prosto w oczy. Kiedyś wydawały mi się one piękne i szczere, teraz jednak wiedziałam, co naprawdę się za nimi kryło przez cały ten czas.
                - Lea zrozum, starałem się tylko chronić moją rodzinę. – powiedział skruszony. Najbardziej zdenerwowało mnie, że nie czuł się niczego winny. Poprosiłam rodziców o wyjście, a oni spełnili moją prośbę.
                - Rozumiem, że nie wydałeś brata. Nie potrafię tylko pojąć, po cholerę zacząłeś się ze mną spotykać. Wtedy na sesji. – przypomniałam sobie dokładnie ten moment. – Mogłeś odejść i nigdy więcej mnie nie zobaczyć. Ale nie, ty namówiłeś mnie na spotkanie, później na kolejne i następne… Robiłeś wszystko, by mnie zdobyć chociaż wiedziałeś, jaką krzywdę twój brat wyrządził mojej siostrze. Ukrywałeś to wszystko i nie miałeś żadnych skrupułów, aby mnie wykorzystać.
                - To nie tak. – zaczął w myślach układać sobie argumenty świadczące na jego korzyść, ale najwyraźniej nie mógł znaleźć żadnych sensownych. – Zrobiłabyś to samo na moim miejscu, gdyby to twoja siostra…
                - Nigdy się nie przekonamy, bo twój brat ją zabił! – wrzasnęłam na niego i wybuchłam płaczem, bo nie wytrzymałam już jego paplania bezsensu. Jak mogłam postawić się w jego sytuacji, skoro moja siostra była martwa?
                - Przepraszam, Lea… nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Zakochałem się w tobie, nie mogłem przejść obok ciebie obojętnie kiedy znów się spotkaliśmy. Nie mogłem znów cię stracić. Byłem gotów poświęcić dla ciebie wszystko, sprzeciwiłem się mojej rodzinie chociaż wiedziałem, jakie mogą być tego konsekwencje. Shannon błagał mnie, żebym odpuścił, ale ja go nie posłuchałem. – widziałam, że jest już nie tylko zdenerwowany, ale wręcz rozpaczliwie starał się mnie zatrzymać. Jedyne co kłębiło się teraz w mojej głowie to fakt, że Shannon naprawdę zabił Genevieve, nie ważne czy naumyślnie czy nie, ale to zrobił, a Jared nie wspomniał o tym ani słowem.
                - Mam być ci za to wdzięczna? – zadrwiłam wycierając łzy wierzchem dłoni. – Mogłeś przejść obojętnie, mogłeś się nie sprzeciwiać rodzinie, mogłeś nic nie poświęcać. Zrobiłbyś tym wszystkim ogromną przysługę!
                Nie mówiłam tego szczerze. Naprawdę go kochałam i wcześniej byłam wniebowzięta, że tak bardzo się o mnie starał. Wiedziałam tylko o tym, że poświęcił swoją przyjaźń dla mnie i wtedy to już wiele dla mnie znaczyło. Jednakże wszystkie te jego poświęcenia nie miały teraz znaczenia. Nie potrafiłam tak po prostu wybaczyć mu takiego kłamstwa.
                - Naprawdę tak myślisz? – zapytał podniesionym głosem, ale nie chciał usłyszeć odpowiedzi, jakby bał się, że złamie mu to serce. Podszedł do mnie bliżej i patrzył mi nadal w oczy. – Ja nie żałuję niczego. Może i jestem pieprzonym egoistą, ale gdybym wiedział, co się wydarzy zrobiłbym to jeszcze raz. – chwycił mnie za rękę, a ja wyrwałam ją z jego uścisku.
                - Wyjdź. – powiedziałam przez łzy nie patrząc mu w oczy, bo nie mogłam znieść tego spojrzenia. Wiedziałam, że jeśli podniosę wzrok, nie będę na tyle silna by go stąd wygonić. – Wyjdź!
                Czułam na sobie jego spojrzenie jeszcze przez dobrą minutę.
                - Moja córka kazała ci wyjść. Myślę, że na was wszystkich już pora. – rzekł nagle mój ojciec za moimi plecami. To nie była prośba, a rozkaz, i Jared to zrozumiał.
- Jared, poczekaj. – powiedziałam, kiedy mijał mnie w drodze do wyjścia. Spojrzałam na niego – był pełen nadziei, jakby liczył, że teraz rzucę mu się na szyję i poproszę go, by został. – Weź to, resztę rzeczy oddam ci później. – rzuciłam i wyciągnęłam do niego rękę ze złotym zegarkiem, który mi dał. Niepewnie go ode mnie wziął i wyszedł.
Tata podszedł do mnie i zapytał, czy dobrze się czuję. Oczywiście, że nie czułam się dobrze. Pomimo tego, że i on ukrywał przede mną prawdę, był moim ojcem. Objął mnie tak, jakbym znów miała sześć lat i skaleczyła się w kolano, a ja rozpłakałam się jak dziecko.
- Chcieliśmy ci powiedzieć, ale liczyliśmy na to, że zapomniałaś już jak wyglądają i kim byli. Nie chcieliśmy ci o nich przypominać i myśleliśmy, że nigdy więcej ich nie spotkasz. – powiedział cicho tata, wciąż trzymając mnie w swoich ramionach. Nie byłam już na nich zła, raczej zawiedziona, że milczeli przez tyle lat.
Usiadłam z ojcem przy stole i nie mogłam patrzeć na całe to jedzenie. Mama dołączyła do nas i siedziałam teraz pomiędzy nimi, cały czas roztrzęsiona.
- Dlaczego to ukrywaliście? Czemu nie poszedł za to siedzieć? – zapytałam z wyrzutem. Nie zależało mi na tym, by Shannon trafił do więzienia. Jeśli to, co mówił na temat uczuć do Genevieve było prawdą, wyrzuty sumienia i strata ukochanej osoby były dla niego o wiele większą karą niż trafienie za kratki.
- Policja nie potrafiła ustalić, kto prowadził. Jedynym świadkiem była nasza sąsiadka, ale nie widziała kierowcy. W jego aucie było mnóstwo innych odcisków palców, a w klubie nikt nie chciał go wsypać. – wytłumaczyła mi mama smutno. Kilka lat temu opowiadając to wybuchła by płaczem, teraz jednak nie chciała załamywać się przy mnie i starała się trzymać wszystko w sobie. – Nie chcieliśmy już drążyć tej sprawy, bo nigdy nie otrząsnęlibyśmy po tym, co się stało. – wciąż nie potrafiła powiedzieć wprost, że Gen nie żyje. – Constance obiecała nam, że już nigdy się nie zobaczymy. Wiele razy miałam ochotę to nagłośnić, kiedy widziałam jaką sławę odnoszą jej synowie, jacy są wybielani w mediach. – mama pokręciła głową.
- Dlaczego tego nie zrobiłaś? – zdziwiło mnie, że nigdy nie posunęła się do oczernienia Shannona. Przez te wszystkie lata płakała, miała w oczach chęć zemsty i w kółko powtarzała, że życie jest niesprawiedliwe.
Mama spojrzała na mnie z nieodgadnioną miną.
- It's time to forget about the past, to wash away what happened last, hide behind an empty face.[1] - gdzieś już słyszałam ten cytat, nie mogłam sobie tylko przypomnieć gdzie. Mama zobaczyła, że nie nadążam, dlatego od razu wyjaśniła: - To ich piosenka. Słuchałam każdego ich utworu gdy tylko wydawali kolejne płyty. W wielu wspominali o tym, co stało się z Genevieve, w niektórych mówili, jak bardzo tego żałują. Chyba to powstrzymywało mnie przed zniszczeniem ich życia. Wiedziałam, że to nic nie zmieni, nie sprawi, że Genny do nas wróci.
Mama miała rację. Nic już nie potrafiło zwrócić życia mojej siostrze, a zrujnowanie kariery Shannona nie miało sensu. Przypomniało mi się jak zwierzył się, że po śmierci Gen całkowicie się zmienił i zerwał ze starymi nawykami. Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno.
Tata i Rebecca przenieśli stół z powrotem do sąsiadów gdy tylko mama go sprzątnęła. Nie kazali mi nic robić, poza pójściem do swojego pokoju i położenia się spać. Nie miałam już siły się sprzeciwiać, poza tym z uporem mojej matki nie było co dyskutować.
Wiedziałam, że tej nocy nie zasnę. Leżałam w łóżku wpatrując się w zdjęcie z Włoch wiszące na ścianie, przedstawiające mnie i Jareda roześmianych na moście Rialto. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej przywołując te wspomnienia. Z jednej strony miałam ochotę je zdjąć, z drugiej jednak wiedziałam, że za chwilę znów bym je powiesiła. W ręku trzymałam jego naszyjnik z triadą, który dał mi zaraz po powrocie z naszej wycieczki. Ściskałam go tak mocno, że aż ranił mnie w rękę i przyciskałam do siebie, łkając jeszcze bardziej.
Mama miała rację – życie nie było sprawiedliwe. Kiedy już myślałam, że znalazłam idealnego mężczyznę, z którym potrafiłam wyjść cało z każdej sytuacji okazało się, iż cały nasz związek był jednym wielkim kłamstwem.
Rano zmusiłam się, by zwlec się z łóżka. Byłam niewyspana, a oczy miałam wyraźnie podpuchnięte. Spojrzałam na wyświetlacz mojej komórki – jedenaście nieodebranych od Jareda. Rzuciłam telefon na łóżko i wyszłam z pokoju.
W salonie Rebecca oglądała coś w telewizji, a moja mama krzątała się po kuchni.
- Gdzie tata? – zapytałam siadając przy wyspie kuchennej na wysokim stołku.
- Poszedł do sklepu. Chcesz coś do jedzenia? – powiedziała mama z troską. Nigdy nie myślałam, że będzie mi tego brakowało.
- Nie, muszę się uszykować i wyjść do pracy. – odparłam, bo nie miałam ochoty na jedzenie. Ona jednak położyła na blacie przede mną talerz z kanapkami i już wiedziałam, że nie ma co protestować.
- Może powinnaś wziąć sobie dzisiaj wolne? – zapytała z politowaniem.
- Nie mogę. Muszę zrobić kilka rzeczy z wyprzedzeniem, bo niedługo wyjeżdżam do Nowego Jorku. – odparłam, a mama wydawała się być zaskoczona. Zapomniałam, że nic jej nie opowiadałam o moim kontrakcie. – Dostałam propozycję do zrobienia zdjęć do kampanii znanej marki odzieżowej. To potrwa tylko tydzień, maksymalnie dwa, ale będę je robić właśnie w NY.
- To wspaniale! – wrzasnęła mama i mnie uściskała. Może podzielałabym jej entuzjazm, gdyby nie mój kiepski nastrój i fakt, że miałam tam jechać z Jaredem. Starałam się jednak chociaż trochę uśmiechnąć, byle tylko mama się o mnie nie martwiła.
Usiadłam obok Rebeki na kanapie i zmusiłam się do jedzenia kanapek. Ona oderwała się od oglądania MTV i spojrzała na mnie.
- Słyszałam co się stało. Tak mi przykro. – powiedziała z wahaniem. Jeszcze niedawno to ja ją pocieszałam.
- Dzięki. A co z twoją mamą? – zapytałam, byle tylko zmienić temat.
Rebecca westchnęła.
- Śpi, leczy kaca. Jeszcze z nią nie rozmawiałam na temat wczorajszego przedstawienia.
Miałam coś jeszcze powiedzieć, kiedy spojrzałam na telewizor i zobaczyłam na nim wielkie zdjęcie Jareda, Shannona i Tomo, którego jeszcze nie poznałam, ale słyszałam o nim parę rzeczy. Później zaczęły przewijać się różne fragmenty teledysków i wesoła prezenterka podała ogłoszenie na temat zespołu.
- Dobre wieści dla fanów 30 Seconds To Mars – zespół ogłosił, że ma w planach rozpoczęcie drugiej części trasy promującej ich album „This Is War”. Tym razem nie zaczną jednak od Europy, a od Stanów Zjednoczonych. Daty koncertów pojawią się na ich oficjalnej stronie internetowej.
Nie wiedziałam, jak się zachować. Powinnam się cieszyć, że nie będę musiała unikać Jareda, czy raczej rozpaczać, że wyjeżdża i jak zwykle chowa głowę w piasek? Najwyraźniej uciekanie od problemów było u nich na porządku dziennym.   
               




[1] To czas, by zapomnieć o przeszłości, wymazać wszystkie ostatnie wydarzenia, przybrać kamienny wyraz twarzy (A Beautiful Lie).

15 komentarzy:

  1. omg. no to sie porobilo.nie wiem czy bym wybaczyla cos takiego ale z drugiej strony rozumiem tez Jareda... czekam na rozwoj sytuacji / S.

    OdpowiedzUsuń
  2. przez Ciebie się popłakałam :( mam nadzieje że ona mu wybaczy bo rozumiem Jareda, na jego miejscu postąpiłabym tak samo . Czekam na nowy .

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby mu wybaczyla. Nie musi to byc teraz juz ale to by byl zwiazek kyory przetrwa wszytko. 💞i mam nadzieje ze taki wlasnie jest. Weny i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znając ja zaraz poleci do Bena (wtedy przestanę czytać)
    Jared nic nie zrobił wiec jeśli go kocha to wybaczy ja bym wybaczyla /ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku rozdzial genialny. Czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając ten rozdział miałam wrażenie że się rozpłacze :C Teraz jestem cała roztrzęsiona ;__; Matko co ona ma teraz zrobić ;_; przecież nie wróci do Jareda ;_____; MATKO ZNISZCZYŁAŚ MI ŻYCIE ;__________________________;

    OdpowiedzUsuń
  7. Spotkają się w USA? Wrócą do siebie... przecież to nie Jareda wina... co się stało to się nie odstanie. Lea przemyśli sprawę i dojdzie do wniosku, że nie może Go obarczać za winy brata-to po pierwsze a po drugie może zrozumie, że w takich sytuacjach, jeśli się czegoś nie wyjaśni na początku to człowiek w to brnie odraczając termin jak egzekucję. I zrozumie, że na jego miejscu postąpiłaby pewnie podobnie... przecież na miłość nie ma lekarstwa. Nie jego wina, że się w niej zakochał. Tylko kiedy? Jak była małą dziewczynką czy teraz, jak się ponownie spotkali? Na mój gust powinna sobie przemyśleć to, co mu powiedziała i docenić jego próbę chronienia rodziny. W dzisiejszych czasach ludzie tym kupczą a Ona jest jeszcze bardzo młoda i mało o życiu wie. Mam nadzieję, że wróca do siebie bez zbędnych dramatów, bo, ok rozumiem jej zdenerwowanie ale serio-moim zdaniem przesadziła.
    A-a tak w ogóle to bardzo czekam na rozwój wątków Rebecci i Bena (nie to, że razem ;)) tylko w ogóle. Tu też, szczególnie u Bena jakiejś pikanterii bym chciała, może też się matce postawi, może pozna kogoś, z kim zestawienie Lei czy Rebecci będzie na korzyść tych drugich i szanowna Mamusia zrozumie...czy coś... np. jakaś dziewczyna, nazwijmy to lekkich obyczajów, albo z dzieckiem....
    No dobra, bo się zachowuje jak wujek dobra rada :) Ale to z sympatii do bloga i autorki :)
    A dramatów w życiu mamy dość ( a Ci co ich nie mają niech się nie boją-życie ich dopadnie z całą swoją stanowczością) zatem reflektuję tylko i wyłącznie na happy endy ;)
    Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie moge zdradzić, bo nie byłoby zabawy... Powiem tylko, ze rozwój w.w. wątków juz niebawem :))
      Oh dziekuje za sympatie, wzajemnie :D tez życzę miłej niedzieli i dzieki za taki długi komentarz.

      Usuń
  8. No nie! Zjadło mi cały komentarz, a bardzo, ale przysięgam, bardzo tego nie lubię. Szczerze mówiąc, nie bardzo pamiętam, co pisałam, ale wygląda na to, że miałam rację, przeczuwając, że wszystko ma związek z Shannonem i jego uzależnieniami.
    Mam nadzieję, że ze względu na ukrywanie przed Leą prawdy o Gen nie rozpadnie się taka piękna para jak Jay i ona... Mam nadzieję, że się jakoś dogadają/może Lea będąc w LA i pracując przy tej sesji jakimś trafem spotka Jareda, tak, żeby mogli sobie wyjaśnić wszystko od samego początku?
    Wierzę, że się poukłada wszystko...
    Weny!
    S.

    PS Aha, jeszcze jedno: dodałam rozdział, zapewne widziałaś, ale i tak zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)