Wpadłam do domu jakby się paliło, Jared zaraz
za mną. Przy drzwiach od łazienki stał Jack i walił w nie, wołając imię Rebeki.
Ta jednak nie odezwała się nawet jednym słowem.
Kazałam
mu się odsunąć i sama zaczęłam pukać do drzwi, delikatniej niż Jack i
spokojniejszym głosem wołałam jej imię oraz prosiłam, by powiedziała chociaż,
że wszystko jest w porządku. Po chwili ciszy zrozpaczonym tonem wrzasnęła, żeby
wszyscy zostawili ją w spokoju.
Gestem
pokazałam Jackowi, aby wyszedł, a ten nawet nie zaprotestował. Podeszłam do
Jareda i szepnęłam mu, by poczekał na mnie w moim pokoju.
-
Rebecca otwórz, zostałam tutaj tylko ja. – powiedziałam jak do małego dziecka i
cierpliwie czekałam na jej ruch. Odetchnęłam, gdy usłyszałam dźwięk otwieranego
zamka.
Niepewnie
uchyliła drzwi i spojrzała na mnie skruszona. Tusz do rzęs spłynął jej czarnymi
strumykami po policzkach, a włosy były związane w niechlujny kok. Dziewczyna
stojąca przede mną w wielkim, rozwleczonym swetrze w niczym nie przypominała
mojej kuzynki.
-
On po ciebie zadzwonił? – zapytała i znów zbierało jej się na płacz.
-
Tak, martwił się o ciebie. – odparłam i weszłam do łazienki, po czym usiadłam
obok niej na posadzce, opierając się plecami o wannę.
-
Nie musiał… przecież nie zrobiłabym nic głupiego.
Trochę
mi ulżyło, bo widziałam, że mówi to szczerze. Nie chciałam odwoływać wyjazdu do
Włoch, ale jeśli ze względu na Rebekę byłoby to wskazane, zrobiłabym to bez
zastanowienia. Zaczęła mnie jednak uspokajać mówiąc, że po prostu zaskoczyło ją
wyznanie Jacka i najzwyczajniej się zdenerwowała. Pragnęła się wypłakać w
samotności, a on bał się ją zostawić w takim stanie i po prostu wyjść, dlatego
spanikował i do mnie zadzwonił.
Już
miałam z nią zostać i pojechać do Jareda dopiero rano, ale ubłagała mnie, bym
jechała z powrotem i nie zamartwiała się o nią. Stwierdziłam, że przystanę na
jej warunki, bo w końcu była dorosła i nie potrzebowała ciągłej opieki.
Wiedziałam, że inteligentna i nie zrobi nic bezmyślnego, dlatego postanowiłam
jej zaufać. Nie chciała ze mną rozmawiać o Jacku, a ja też nie naciskałam, bo
nie chciałam żeby wydało się, że wiedziałam o jego romansie. Gdy poszła do
swojego pokoju, zawołałam Jareda i pojechaliśmy do niego.
Z
samego rana ruszyliśmy na lotnisko. Przejeżdżaliśmy przez most, który przywołał
wspomnienia, nie potrafiłam jednak teraz zdecydować, czy po tym, co się
wydarzyło są one szczęśliwe. Wpatrywałam się w poręcze, gdzie stali turyści i w
głowie miałam tylko jeden obraz – Bena ratującego mnie przed deszczem. Gdy
pojawiło się to w mojej wyobraźni, zalała mnie fala mieszanych uczuć.
-
Widzisz tam coś ciekawego? – zapytał Jared widząc, że patrzę się w jeden punkt
podczas gdy staliśmy w korku. Siedzieliśmy na tylnich siedzeniach, a Shannon
prowadził auto.
-
Zamyśliłam się. – odparłam i odwróciłam wzrok w jego kierunku.
Heathrow przywoływało u mnie już
jednoznacznie miłe wspomnienia, u Jareda najwyraźniej także, bo uśmiechał się
do mnie znacząco przy bramkach, gdzie jeszcze nie tak dawno temu powstrzymałam
go od wyjazdu i pocałowałam na oczach wszystkich podróżnych. Teraz było tu
trochę mniej tłumów, jednakże kilka osób patrzyło się na nas podejrzliwie, pomimo
czarnego kapelusza na głowie Jareda i ciemnych okularów. Jeden młody chłopak
podszedł do niego po autograf i zdjęcie, ale na szczęście tylko na nim jednym
się skończyło. Co dziwne, poprosił o fotografię także ze mną, a ja z
grzeczności nie odmówiłam.
Niemalże
przez cały lot spałam. Całą noc rozmyślałam nad tym, jak czuje się moja
kuzynka, dlatego nie przespałam zbyt wielu godzin, a jeśli już to niespokojnie.
Teraz z głową opartą o ramię mojego mężczyzny drzemało mi się o wiele lepiej.
Poczułam się wręcz zawiedziona, kiedy cicho wyszeptał mi do ucha, że pora się
obudzić.
Po
opuszczeniu samolotu uderzyło we mnie od razu chłodne powietrze. Nie
spodziewałam się upałów o tej porze roku, ale miałam cichą nadzieję na nieco
wyższą temperaturę. Z lotniska udaliśmy się od razu do hotelu, gdzie
przebraliśmy się i odświeżyliśmy po podróży. Hotel był pięciogwiazdkowy,
położony na wyspie Guidecca. Był niezwykle bogato urządzony, a nasz pokój tak
naprawdę był apartamentem. Wszystko łączyło w sobie wenecki przepych, antyki i
piękne dzieła, ale także dozę nowoczesności i designu. W każdym pokoju podłoga
była drewniana i wyłożona dużym, perskim dywanem, a ściany były jasne; jedynie
w sypialni przyciemniono je do szarości.
Z
dużych okien rozpościerał się widok na piękną Wenecję, a z balkonu w sypialni
można było dostrzec Santa Maria della Salute i Canal Grande. Niebo zaczęło się
rozpogadzać, a po turkusowej wodzie wolno płynęli gondolierzy, a tramwaje wodne
dryfowały w kierunku portów. Jared stanął za mną na balkonie i objął mnie w
talii, kładąc głowę na moim ramieniu. Od razu czuć było od niego zapach
jaśminowego mydła, a wiatr muskał moją skórę kosmykami jego zmierzwionych
włosów.
-
Jak ci się podoba? – zapytał cicho, bo usta miał zaraz przy moim uchu.
-
Jest jak w bajce. – odparłam z zachwytem i odwróciłam się do niego, obierając
się o balustradę balkonu.
Zarzuciłam
mu ręce na szyję, a on wciąż mnie obejmował. Przebrał się w szary t-shirt z
dekoltem w kształcie litery „V” i dżinsy. Na szyi jak zwykle miał swój
naszyjnik z triadą. Zaczęliśmy się całować, przez co jeszcze bardziej poczułam
się jak we śnie. Wszystko wreszcie zaczynało się układać po mojej myśli, a
chwile jak te pragnęłam zatrzymać w czasie i żyć w nich jak najdłużej.
Jak zwykle
nie skończyło się na pocałunkach, ponieważ postanowiliśmy skorzystać z
bliskości balkonu z sypialnią. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a znaleźliśmy się
znów wewnątrz, obściskując się na łóżku. Zaczynałam się zastanawiać, po co
przebieraliśmy się po podróży, skoro teraz ponownie wszystko rzucaliśmy gdzie
popadnie. Mój top poleciał przez pół pokoju, a jego szary t-shirt wylądował
niemalże na balkonie. Czułam się tak szczęśliwa, że uśmiech nie schodził z
mojej twarzy, z Jareda także. Mogłabym tak spędzić cały dzień, zapewne on też
nie miałby nic przeciwko. Ponieważ nie chcieliśmy opuszczać łóżka, Jared
sięgnął po telefon i zamówił jakiś deser do pokoju.
Kiedy w
końcu w zdecydowaliśmy się opuścić wreszcie próg sypialni i wyjść z łóżka, było
już południe. Ubrałam się w cienką kurtkę i szalik, a Jared założył krótki
płaszcz i gruby szal. Postanowiliśmy wybrać się do centrum Wenecji, dlatego by
dostać się na drugą stronę musieliśmy skorzystać z tramwaju wodnego.
Dziękowałam sobie w duchu, że nie miałam już choroby morskiej.
Na lądzie zaczęliśmy
przechadzać się wąskimi uliczkami. Wszystkie były do siebie podobne, co jakiś
czas wchodziliśmy na mały mostek, z którego widok rozlegał się na kanał. Pomimo
podobieństwa, każda z nich miała swój urok – wszędzie roiło się od najróżniejszych
weneckich masek rozmieszczonych w witrynach sklepów bądź małych stoiskach, drogich
butików czy rozmaitych sklepów i kawiarni. Kupiliśmy parę pamiątek, a także
małe maski. Przechodziliśmy obok Bazyliki Świętego Marka, do której wrót
ustawiła się spora kolejka turystów, postanowiliśmy więc obejrzeć ją tylko z
zewnątrz. Nie mogłam się powstrzymać i co chwila robiłam jakieś zdjęcia.
Zachwycała mnie tutejsza architektura, zdobienia i detale, a całe miasto
wydawało się być całkowicie oderwane od rzeczywistości.
Powoli się
już ściemniało, a my wciąż chadzaliśmy wąskimi uliczkami. Zaczęłam się
zastanawiać, czy Jared wie, dokąd tak właściwie zmierzamy. Skręciliśmy, a zaraz
za rogiem moje oczy zostały oślepione. Światło pochodziło z małej restauracji,
która obwieszona została drobnymi światełkami, przez co jeszcze bardziej raziła
w oczy. Była pełna, ale jemu to nie przeszkadzało. Usiedliśmy na jednym ze
stołów na zewnątrz, pomimo chłodu bijącego od wody. Jared zdjął swój gruby szal
i zarzucił mi go na ramiona, przez co zrobiło mi się cieplej. Siedzieliśmy
zaraz obok kanału, wsłuchując się w odgłosy pluskającej wody i fal wywoływanych
przez małe łódki.
Kelner
wydawał się być zaskoczony tym, że siedzimy na dworze o tej porze dnia i roku.
Nic jednak nie powiedział na ten temat, jedynie zapytał nas z wyraźnym włoskim
akcentem o zamówienie. Jared poprosił o najlepsze czerwone wino i specjalność
kuchni, ale zaznaczył, że dla niego musi być w wersji wegańskiej. Kelner
przytaknął i zapalił małą świeczkę w czarnym lampionie, który stał na stoliku.
Kiedy otworzył drzwi restauracji, przez chwilę słyszałam spokojną muzykę, która
ucichła jednak wraz z ich ponownym zamknięciem.
- Byłeś tu
już kiedyś? – zapytałam otulając się mocniej dużym szalem, który wyglądał teraz
jak koc w kratkę. Światło padało na jego twarz tak, że wyraźnie było widać mu
tylko lewą część twarzy, odsłaniając dokładnie wystające żyłki pod okiem,
których tak nie cierpiał. Dla mnie one zawsze wydawały się urocze, było w nich
coś takiego, co dodawało mu jeszcze więcej tajemniczości.
- Trafiłem
kiedyś na to miejsce przypadkiem, kiedy zgubiłem się w tym labiryncie uliczek. –
zaśmiał się. – Ale to było dawno temu, w dodatku za dnia. Nocą jeszcze tu nie
byłem.
Nie
potrafiłam sobie wyobrazić, jak to miejsce musiało wyglądać w ciągu dnia.
Podejrzewałam, że nie miało tyle uroku co teraz, a może to wcale nie ta
restauracja sprawiała, że było tu tak pięknie. Może to on sprawiał, że wszystko
stawało się o niebo lepsze.
Kelner
przyniósł nalał nam wina do kieliszków i przyniósł jakieś danie na
śnieżnobiałych talerzach. Różniły się od siebie, zapewne dlatego, iż jego
przyrządzono po wegańsku.
- Tortelli z
gruszką i serem w maśle szałwiowym. – powiedział kładąc talerze na stole. - Na
pewno nie chcą państwo usiąść w środku? Zwolnił się właśnie jeden stolik.
Jared
spojrzał na mnie pytająco. Widziałam, że nie chce iść do środka, ale ze względu
na mnie mógłby się przesiąść. Pomimo chłodu siedzenie na zewnątrz było lepsze,
bardziej intymne i nastrojowe. Odmówiliśmy więc kelnerowi, a ten przytaknął i
wrócił do wnętrza restauracji.
Jedzenie
było pyszne, a wino pasowało do niego idealnie, ponadto rozgrzewało mnie
przyjemnie od środka. Na niebie zawisł już sierpowaty księżyc, a światła w
oknach zaczęły po kolei gasnąć. Obserwowałam ludzi wewnątrz restauracji –
siedzieli, jedli, rozmawiali zupełnie jak my, jednakże tutaj, gdzie
siedzieliśmy było więcej prywatności, jakby nie oddzielała nas szyba, a wielki
mur.
- Jesteś
taka piękna. – powiedział Jared po czym upił łyk wina, cały czas patrząc mi w
oczy i delikatnie się uśmiechając. Jego błękitne oczy wesoło błyszczały w
migoczących światłach. – Nawet nie wiesz, jakim jestem szczęściarzem, że cię
mam.
Wciąż nie
mogłam przywyknąć, że dla kogoś mogę być piękna. Nie było we mnie nic
specjalnego, tym bardziej dziś, kiedy tylko lekko się umalowałam, a włosy
jedynie rozczesałam i zarzuciłam na bok.
- Nie
przesadzaj. – powiedziałam zarumieniona, choć zdawałam sobie sprawę, że mówi to
na poważnie. – Mogłabym tak spędzać każdy wieczór do końca życia.
- W końcu
byś się przyzwyczaiła i nie byłoby już tak wyjątkowo. – powiedział.
- Z tobą
zawsze byłoby wyjątkowo. – odparłam.
Jared
chwycił mnie za dłoń, którą położyłam obok kieliszka i zaczął gładzić mnie po
kostkach opuszkami palców.
- I vice
versa.
Nie chciałam
by ten wieczór się kończył. Było cudownie; rozmawialiśmy, śmialiśmy się i nie
myśleliśmy o niczym, o chłodzie panującym na zewnątrz, o kłopotach zostawionych
w Londynie, zupełnie jakbyśmy mieli już tu zostać na zawsze.
Rzeczywistość
jednak okazała się okrutna, bo ostatni tramwaj wodny był za dwadzieścia minut,
a inaczej nie dostalibyśmy się z powrotem na wyspę. Jared nie pozwolił mi nawet
zerknąć na rachunek, ale podejrzewałam, że był wysoki. Wcisnął banknoty do
zakładki tak, że znów nic nie widziałam i wstał, po czym chwycił mnie za rękę.
Wciąż byłam okryta jego szalem, a on obejmował mnie ramieniem i znów szliśmy w
kierunku portu. Wszędzie paliły się pomarańczowe światła, rzucające poświatę na
wodę i wszystko wokół.
Zatrzymaliśmy się na chwilę na moście Rialto,
by podziwiać kamienice wyglądające jak zatopione w kanałach, markizy sięgające
aż do linii wody i ukryte pod nimi gondole. Niektóre jeszcze pływały wolno po
kanałach. Ulice były wyludnione, jedynie na końcu mostu stała jakaś para. Tafla
wody unosiła się delikatnie i błyszczała jak szkło. Światła w witrynach się
paliły, rzucały pojedyncze promienie w stronę wody. Nie mogłam nie uwiecznić
tak pięknego widoku, niczym obraz najlepszego malarza. Zaczynałam rozumieć,
dlaczego najwybitniejsi malarze pochodzili z Włoch – mając taką inspirację każdy
mógł zostać artystą.
Jared oparł
się o balustradę mostu i przypatrywał wszystkiemu w spokoju, podczas gdy ja
robiłam zdjęcia. Wyglądał teraz jak część tego cudownego obrazka, dlatego i
jemu zrobiłam fotografię. Na dźwięk migawki odwrócił się i uśmiechnął, co dało
mi kolejną okazję do dobrego zdjęcia. Wyrwał mi aparat z rąk wciąż się śmiejąc.
- Teraz moja
kolej. – powiedział, i zaczął robić zdjęcia mnie.
Nigdy nie
lubiłam być przed obiektywem, czułam się pewniej w roli fotografa. Jednakże gdy
on robił zdjęcia, mogłam zrobić wyjątek. Wpadło jeszcze kilka wspólnych
fotografii, po czym postanowiliśmy iść do portu, bo nie chcieliśmy utknąć po
tej stronie do rana.
Następnego
dnia udaliśmy się do Padwy. Dziś było już cieplej, mogliśmy więc w cienkich
swetrach przechadzać się po rynku. Kupiliśmy największe truskawki jakie
widziałam w życiu i usiedliśmy przy fontannie, z której rozlegał się widok na
centrum miasta i wielką wieżę zegarową. Karmiliśmy się owocami nawzajem,
brudząc się co chwila czerwonym sokiem i śmiejąc. W ataku śmiechu kawałek
truskawki poczułam nawet na nosie, przez co Jared chichotał jeszcze bardziej i
palcem strącił resztki z czubka mojego nosa. Największą zaletą jedzenia
wspólnie truskawek było to, że pocałunki po nich były jeszcze słodsze niż
zazwyczaj.
Przez cały
dzień czułam na sobie spojrzenia ludzi, widziałam wyjmowane telefony i aparaty
by zrobić nam zdjęcia. Trudno było to ignorować, ale starałam się jak mogłam,
ponieważ zdawałam sobie sprawę, że zwracając uwagę jednej osobie nic nie
zdziałam, bo za chwilę przyjdzie w jej miejsce następna. Po wpadce z video
rozmową nie byłam już tak anonimowa jak wcześniej, ludzie pisali do mnie na
najróżniejszych portalach społecznościowych, a filmik z feralnej rozmowy krążył
po sieci jako hit Echelonu. Większość podeszła do niego z humorem, jednakże
byli też tacy, którym nie podobało się to wystąpienie. Nie zamierzałam sobie
psuć nastroju obraźliwymi opiniami, dlatego na czas pobytu tutaj rzadko
sprawdzałam jakiekolwiek portale.
Niedzielę
spędziliśmy w Weronie. Miasto Romea i Julii nie było dla mnie aż tak
romantyczne jak Wenecja, jednakże trzeba było przyznać, że i tam było pięknie.
Idąc w stronę domu Julii po drodze zatrzymaliśmy się na lody, które pomimo dość
chłodnego powietrza smakowały znakomicie.
- Na tę
ścianę wpisują się wszyscy, którzy poszukują prawdziwej miłości, albo chcą
uwiecznić tą, którą już znaleźli. – powiedział Jared kiedy stanęliśmy przed
bramą do domu Kapuletów. By przejść na podwórze należało minąć najpierw krótki
przedsionek, którego ściany były całe w napisach – nie dało się przeczytać ani
słowa, bo wszystko zlewało się w jedno i gęsto nachodziło na siebie. Jedynie
najwyżej dało się odczytać inicjały w sercach, ale sięgnąć tam można było tylko
dzięki drabinie lub wchodząc na czyjeś głowy. Kilkadziesiąt kobiet i mężczyzn w
różnym wieku wypisywało właśnie wyznania miłosne i prośby na kolorowych
ścianach.
- Nie mam
żadnego markera. – rzuciłam do Jareda zrezygnowana, bo chciałam nas wpisać na
ścianę. Nie chodziło o to, by wszyscy to widzieli. Zależało mi tylko na tym,
żebyśmy oboje wiedzieli, że to zostało tu przez nas zapisane.
Jared
spojrzał na młodą dziewczynę piszącą coś na samym dole czerwonym pisakiem. Obok
niej stała jej koleżanka i przyglądała się wszystkiemu z uśmiechem. Obydwie miały
hinduską urodę. Kiedy dziewczyna skończyła pisać i już mieli iść w stronę
podwórza, Jay zapytał ją, czy pożyczy nam na chwilę marker. Ta dała mu pisak i spojrzała
na niego z konsternacją, po czym z ekscytacją zapytała go z wyraźnym obcym
akcentem:
- Czy moja
prośba została tak szybko wysłuchana? – uśmiechała się, a na jej szyi
zobaczyłam srebrny naszyjnik z triadą. Dziewczyna obok niej patrzyła na Jareda
jakby zobaczyła ducha.
- To chyba
nie działa aż tak szybko. – Jared zaśmiał się, po czym odwrócił na chwilę do
mnie, i znów spojrzał na hinduskę. – Poza tym ja mam już swoją Julię.
Przyszedł do
mnie i wziął na głowę, bym wpisała nas jak najwyżej się dało. Zapisałam nasze
inicjały w wielkim sercu i dopisałam rok naszego poznania się, czyli ten, kiedy
miałam trzy lata. Gdy tylko Jared to zobaczył, zaczął się śmiać, ale nic nie
powiedział.
Oddając
dziewczynom marker oczywiście musiał użyć go jeszcze by się im podpisać. Nie
miały żadnych kartek, więc zrobił to na ich płóciennych torbach, tak jak
prosiły. Później zrobiłam im jeszcze z nimi zdjęcie i poszliśmy pod słynny
balkon Julii. W tamtejszym sklepiku kupiliśmy jeszcze różową kłódkę,
napisaliśmy na niej nasze imiona i przypięliśmy do bramy, gdzie zaginęła w
tysiącu innych kolorowych kłódeczek.
Zjedliśmy
obiad w jednej z restauracji niedaleko centrum miasta i musieliśmy już wracać
do hotelu, ponieważ droga tam trochę zajmowała. Było mi strasznie smutno, że
już następnego dnia z samego rana musieliśmy wracać do domu. Tęskniłam już
trochę za Londynem, ale nie chciałam opuszczać tego magicznego miejsca.
Wieczorem
zaczęło intensywnie padać, dlatego zostaliśmy w hotelu. Przez godzinę
rozmawiałam z mamą, która zastanawiała się co wziąć ze sobą do Londynu.
Powiedziałam jej, że jestem teraz we Włoszech, ale kiedy próbowała wypytać mnie
o mojego towarzysza, zbyłam ją tym, że pozna go już niebawem. Po skończonej rozmowie
oglądaliśmy z Jaredem do późna jakiś thriller, którego tytułu nawet nie znałam,
ale już w połowie znaleźliśmy lepsze zajęcie. Postanowiliśmy po raz ostatni
przetestować wytrzymałość zabytkowego, drewnianego łóżka i tym bardziej ogarnęło
mnie wewnętrzne przygnębienie, że to już ten ostatni raz w tym miejscu. Nie
zmieniało to jednak faktu, iż w tej chwili byłam tak szczęśliwa, jak chyba jeszcze
nigdy w życiu. Wreszcie poczułam, że żyję i nic nie jest w stanie zniszczyć
tego, co jest tu i teraz, a także że nikt nie może mi już odebrać tych
radosnych chwil.
Jaki kochany jest ten rozdział. Jestem ciekawa reakcji mamy lee na jareda. Życzę weny i czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, starałam się aby taki był :)
UsuńHmmmmm. Testowanie wytrzymałości łóżka, powiadasz...
OdpowiedzUsuńWłochy, Włochy, czyżby pomysł przyszedł po Twoim wyjeździe? Tak, ja mam dobrą pamięć ;)
Naprawdę mi się podoba, co będzie dalej, zgadywać nie będę.
Jeśli chcesz, zajrzyj do Elci - zostawiłam tam dość cenną informację :)
Pozdrawiam, dużo weny, cierpliwości,
S.
Po czesci tak, będąc w Wenecji spotkałam sie z wieloma miejscami, ktore mnie do tego zainspirowały :)
UsuńStwierdziłam, ze najlepiej oddam klimat miejsca, w którym byłam i przekaże tez to, co tam mi sie podobało.
Dziekuje, do Elci juz zajrzałam i zostawiłam po sobie ślad.
Stwierdzam, że opublikowałam kolejny rozdział :) Zapraszam, myślę, że warto by było, gdybyś na spokojnie zaobserwowała bloga - nie będę ci w ten sposób spamu tworzyła :)
UsuńJak dla mnie to mogłabyś codziennie pisać te rozdziały :)
OdpowiedzUsuńTen jest taaaki romantyczny :3 A Jay <3
Weny :* I miłego odpoczynku :D
Tez bym chętni pisała codziennie :))
UsuńDzieki <3
Świetny rozdział! Delikatny i romantyczny.. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, miłego wyjazdu ;)
Dziekuje bardzo :3
UsuńMiło zacząć wakacje z nowym blogiem, szkoda tylko, że nie nauczyłam się odpowiednio dawkować dobrych rzeczy i już wszystko przeczytałam. :( Ciekawy pomysł i przede wszystkim inny niż wszystkie, za co wielgachny plus! Kolejny za to, że w końcu J. znał od małego główną bohaterkę oraz to, że nie był on jedynym adoratorem, a to już zaczyna nudzić. Nie szkoda mi B., chłopak zachowuje się jak baba i robi z siebie ofiarę, a na dodatek nie podoba mi się jego wygląd. :D Za to jego brat to inna bajka, mm. Mam nadzieję, że R. wyjdzie z tego załamania i ponownie uda im się stworzyć fajną parkę.
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział, jak tu inni pisali, jest delikatny i romantyczny, ale jak dla mnie za mało wrażeń! Potrzebuję emocji, akcji i takich tam, dlatego mam nadzieję, że coś ciekawego już dla nas szykujesz. Jednak opisy bardzo mi się spodobały. Przeniosłaś mnie wraz z bohaterami do tego magicznego miejsca i za to Ci dziękuję. :)
Czekam na więcej, pozdrawiam i życzę weny oczywiście.
Nie martw się, juz niedługo nowy rozdział :)
UsuńDziekuje bardzo za taka rozbudowaną i pozytywną opinię. Ten rozdział mozna tak powiedzieć był taką ciszą przed burzą, dlatego doczekakasz się akcji i mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję.
Dzieki jeszcze raz :3