24.06.2014

Rozdział 25 – Oblivion


                On najwyraźniej też mnie zauważył, bo wyglądał jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Kiedy tylko Jared skończył swoją piosenkę, przeprosiłam go na chwilę i ruszyłam w stronę tarasu.
                - Cześć Lea, nie spodziewałem się ciebie tutaj. – powiedział zakłopotany spoglądając na rudowłosą kobietę stojącą obok niego, wciąż obejmowaną jego ramieniem. Była średniego wzrostu, wyglądała na miłą i była całkiem ładna, a na prawym policzku miała małą bliznę, choć nie była aż tak zauważalna. Miała szare, przenikliwe oczy i naturalny makijaż, wyglądała na całkiem skromną, ale wydawało mi się że jest o wiele starsza od Jacka.
                - Cześć Jack, ja też się tego nie spodziewałam. – odparłam dwuznacznie i z sarkazmem, ale dziewczyna chyba tego nie zauważyła, w przeciwieństwie do Jacka.
                - To jest Amber. – przedstawił mi ją. – A to Leanne. – powiedział do dziewczyny i uścisnęliśmy sobie dłonie.
                Amber spojrzała na mnie w taki sposób, jakby pospiesznie chciała znaleźć się jak najdalej nas. Pomyślałam, że pewnie wzięła mnie za obecną lub byłą Jacka. Po krótkiej ciszy powiedziała nagle, że idzie do środka po kurtkę, ponieważ jest jej zimno. We mnie krew tak się gotowała, iż nie czułam chłodu panującego na zewnątrz. Gdy tylko dziewczyna opuściła taras, wzięłam Jacka pod ramię i przeprowadziłam w bardziej ustronne miejsce, między wysokimi drzewkami.
                - Rebecca wie? – zapytałam go upewniwszy się, że nikt za nami nie poszedł i mogłam spokojnie mówić głośniej.
                Pomimo ciemności widziałam, że Jackowi jest głupio i gdyby nie zbieg okoliczności, nigdy nie dowiedziałabym się o jego nowym romansie.
                - Rebecca nie jest już moją dziewczyną i nic nie muszę jej mówić. – odparł siląc się na obojętność, ale widziałam, że stara się przez to ukryć prawdziwe emocje. – Obiecałem ci, że jej nie zostawię i będę się z nią przyjaźnił, ale to wszystko co mogę dla niej zrobić.
                Może i miał rację, ale mógł powiedzieć to Rebece, a nie dawać jej złudne nadzieje.
                - Okej. Po prostu dziwi mnie, że tak szybko znalazłeś sobie pocieszenie. – wiedziałam, że nie powinnam się wtrącać, ale zawsze robiłam wszystko w obronie mojej rodziny i tym razem także nie zamierzałam się powstrzymywać.
                Jack zaczynał się coraz bardziej denerwować.
                - Dobrze to ujęłaś, „pocieszeniem”. Dzięki Amber chociaż  przez chwilę nie myślę o Rebece i o tym, co zrobiła. Muszę o niej zapomnieć i póki co, to jest najlepszy sposób jaki znalazłem. Rozumiem, że jest twoją kuzynką i będziesz po jej stronie, ale postaw się w mojej sytuacji. Gdyby Jared, powiedzmy cię zdradził czy jakoś oszukał, wybaczyłabyś mu?
                To była zupełnie inna sytuacja. Z Jaredem znałam się od niedawna, dlatego zupełnie inaczej bym na to spojrzała. Oni byli już ze sobą bardziej zżyci, ale w gruncie rzeczy nie zmieniało to mojej odpowiedzi, ponieważ byłam pewna swoich uczuć do Jareda.
                - Myślę, że bym mu wybaczyła. – odparłam, a Jack parsknął prześmiewczo.
                - Nie wybaczyłabyś. Zostawiłaś Bena przez jego jeden głupi błąd, a potrafiłabyś odpuścić coś takiego Jaredowi?
                Zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem. Starałam się nie myśleć o Benie, bo to tylko mnie dołowało, ale tak naprawdę kilka razy złapałam się na tym, że zaczynałam zastanawiać się, co u niego. Nie sądziłam jednak, iż Jack wie o wszystkim, co wydarzyło się na balu.
                - Usłyszałeś wersję Bena, dlatego nie wiesz, że to nie był tylko mały błąd. – zboczyłam z tematu, ale czułam, że muszę to sprostować.
                - Usłyszałem wersję, w której Ben faktycznie postąpił jak ostatni dupek, ale wciąż nie sądzę, aby to było aż tak niewybaczalne. - westchnął, po czym zaczął mówić spokojniej. - Jak widzisz, każdy z nas broni swojej rodziny i chyba nie dojdziemy do porozumienia, tym bardziej, że nie potrafisz postawić się w mojej sytuacji. – znów zaczął powoli zmieniać ton, tym razem na bardziej smutny, wręcz rozpaczliwy. - Wciąż kocham Rebekę, ale nie potrafię wybaczyć jej wszystkiego, co mi zrobiła. Przez nią nasze dziecko nie żyje, a moja cała rodzina zaczyna się rozpadać. Mogę się z nią przyjaźnić, ale już nigdy nie będę w stanie jej zaufać. Możesz powiedzieć jej o Amber, szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi, bo jeśli jest moją przyjaciółką, to nic jej do tego.
                Wszystko co powiedział wydawało się być szczere, z wyjątkiem ostatniego zdania.
                - Byłeś u nas dzisiaj, sam mogłeś jej powiedzieć. – stwierdziłam, a on zaczął nerwowo drapać się po głowie.
                - Poznałem Amber godzinę temu. – odparł zakłopotany, a ja uniosłam brwi. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł dziewczynę poznaną przed chwilą stawiać ponad Rebekę, z którą łączyło go coś o wiele większego i dłuższego. – Myśl co chcesz Lea, ale pamiętaj, że to nie twoje życie i sprawy.
                - Jeśli Rebecca coś sobie zrobi z twojego powodu, to będą moje sprawy. Lepiej jeśli sam jej powiesz, a nie jeśli dowie się o tym przypadkiem. A co do Bena, to zostawiłam go tylko dlatego, by nie cierpiał z mojego powodu, bo wiedziałam, że nie opuszczę Jareda.
                Jack spojrzał na mnie z politowaniem.
                - Jakie to ironiczne. – pokręcił głową. – Teraz cierpi o wiele bardziej, niż przedtem. Tak samo będzie z Rebeką jeśli powiesz jej, że znalazłem kogoś nowego. Ale rób co chcesz, to twój wybór. Wracam do środka, bo pewnie Ammie mnie szuka. Sugeruję ci zrobić to samo.
                To były jego ostatnie słowa zanim zostawił mnie w ciemnościach i poszedł z powrotem w stronę domu. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedział. Pierwszy raz pomyślałam, że może to nie był najlepszy pomysł by potraktować w ten sposób Bena. Owszem, zrobił coś nie fair w stosunku do mnie i Jareda, ale z drugiej strony porównując to z tym, jaką krzywdę Rebecca wyrządziła jego bratu, właściwie to ja wychodziłam na tą, która postąpiła nieuczciwie.
                Stanęłam tak, że widziałam ognisko, przy którym siedział Jared i rozmawiał z ludźmi, już bez gitary. Widziałam, że z niektórymi robił sobie zdjęcia. Podeszłam do niego i szepnęłam na ucho, że wolałabym już stąd iść. Widziałam, że nie wiedział dlaczego, ale widząc moją minę i tłum ludzi, którzy się nam przypatrywali, postanowił nie wnikać w szczegóły i pożegnawszy się ze wszystkimi wyszliśmy przez dom. Po drodze, w salonie widziałam jeszcze Jacka jak rozmawiał z Amber na kanapie, ale mnie nie zauważył.
                - Co tam się stało? Dlaczego nagle wyszliśmy? – zapytał Jared kiedy czekaliśmy na podjeździe na taksówkę.
                - Mówiłeś, że i tak ci się tam nie podobało. – odparłam stojąc ze skrzyżowanymi ramionami.
                Myślałam, że taka odpowiedź będzie dla niego wystarczająco, ale najwyraźniej się pomyliłam, bo on jak zwykle nie potrafił odpuścić. Przysunął się do mnie bliżej i spojrzał tak, żebym nie mogła odwrócić wzroku.
                - Widzę, kiedy coś jest nie tak. – powiedział, ale kiedy nie doczekał się żadnego słowa z mojej strony, kontynuował. – Gdzie wtedy poszłaś, że wróciłaś taka zdenerwowana?
                Musiałam wyglądać na naprawdę wkurzoną, skoro to zauważył. Starałam się nie okazywać emocji, chciałam zostawić je dla siebie i pomyśleć o wszystkim na spokojnie w domu, jednak z jego wieczną chęcią troszczenia się o wszystkich nie mogłam.
                - Spotkałam Jacka. – odparłam zgodnie z prawdą, bo prędzej czy później kłamstwo i tak by się wydało. – Pokłóciłam się z nim o Rebekę, bo widziałam go z inną dziewczyną.
                - To jej życie i Jacka. Powinnaś przestać się zamartwiać o nich, tylko o siebie. – powiedział niby z troską w głosie, ale czułam zarzut z jego strony. Gdyby nie nadjechała taksówka powiedziałabym coś więcej, ale dałam sobie spokój posłusznie wsiadłam do środka.
                Jared upierał się, abym spała dziś u niego, ale postanowiłam chociaż jedną noc przespać we własnym łóżku. Nie chciałam się spieszyć, a powoli zaczynało to wyglądać tak, jakbym przeprowadzała się do niego. Z wielkimi bólami i narzekaniem w końcu się ze mną pożegnał przed moim domem i wsiadł z powrotem do taksówki, po czym odjechał.
                W domu zastałam całkowitą ciszę, a kiedy delikatnie uchyliłam drzwi od pokoju Rebeki, spała już w łóżku. Dla mnie było to jak zbawienie, bo wciąż nie wiedziałam, czy powiem jej o dzisiejszym odkryciu, a nie chciałam przed nią niczego udawać.
                Rano obudził mnie telefon od mamy. Wciąż zapominała, że dzieliły nas kilometry i tutaj była inna strefa czasowa. Dzwoniła po to, by poinformować mnie, iż za tydzień przyjedzie na święto dziękczynienia.
                - Mamo, w Anglii nie ma święta dziękczynienia. – powiedziałam zaspanym głosem, leżąc na plecach w łóżku.
                - Jesteś Amerykanką, nie Brytyjką. – oburzyła się. – To rodzinne święto i niezależnie od tego, gdzie jesteś, spędzimy je razem. Jeśli wolisz, możesz przyjechać do nas.
                Stwierdziłam, że o wiele lepszą opcją jest ich przyjazd tutaj. Pomyślałam, że to będzie dobra okazja do poznania Jareda, poza tym miałam nadzieję, iż ciocia Beth przyjmie nasze zaproszenie i wreszcie pogodzą się z mamą.
                Wychodziło na to, że zaraz po powrocie z Włoch moi rodzice przyjadą do mnie na kilka dni. Cieszyłam się z tej wizyty, bo zaczynałam za nimi tęsknić. Żałowałam czasem, że nie mieszkają bliżej, chociażby tak jak matka Rebeki. Wiedziałam jednak, iż byli za bardzo przywiązani do Luizjany, by w ogóle pomyśleć o przeprowadzce gdziekolwiek, a co dopiero do innego kraju i kontynentu.
                Zamierzałam nie mówić nic Jaredowi o tej wizycie. Wiedziałam, że zacznie panikować i się martwić na zapas, a nie chciałam psuć naszego wyjazdu. Postanowiłam tylko tym obarczyć swoją głowę i nie zaprzątać jej niczym innym, dlatego przez cały tydzień unikałam Rebeki jak mogłam i spędzałam całe dnie z Jaredem.
                Kiedy pewnego dnia siedzieliśmy na kanapie w jego salonie, postanowiłam wejść na swoje stare konto na Instagramie, którego dawno nie odwiedzałam, najzupełniej o nim zapomniałam. Ostatni raz logowałam się na nie jeszcze w Luizjanie, niedługo przed wyjazdem, ale od tamtego czasu nie działo się na nim nic ciekawego.
                Wyszukałam szybko konto Jareda i go zaobserwowałam, ale mojej uwadze nie uszło też pewne zdjęcie. Zostało nam zrobione przed balem maskowym, obydwoje mieliśmy maski na twarzach. Jared obejmował mnie w talii, a ja zarzuciłam rękę na jego ramię i od razu było widać, że łączy nas coś więcej. Podpisał zdjęcie niewinnie, dodając jedynie „Leanne + Ja”. Nie mogłam się opanować i zaczęłam czytać komentarze.
                Większość z nich była obraźliwa. Ludzie, którzy mnie nie znali rzucali we mnie takimi epitetami, że aż sama dziwiłam się jak można w ogóle kogokolwiek tak nazwać. Znaleźli się także tacy, którzy gratulowali nam lub pisali w naszej obronie, albo którzy totalnie ignorowali moją obecność na zdjęciu i mówili, jak seksowny jest Jared i tak dalej. Postanowiłam dolać oliwy do ognia i napisałam komentarz: „Dziękuję za miłe słowa”, dodając na końcu serduszko.
                Następnie zrobiłam sobie szybkie zdjęcie z Jaredem, z głową opartą o jego ramię i dodałam je na swoje konto, z podpisem „Kocham cię”. Oczywiście najpierw mu o tym powiedziałam, a on stwierdził, że to nic takiego i nawet uznał, że to dobry pomysł. Po chwili dodał te samo zdjęcie, z identycznym podpisem. Czekałam tylko na lawinę wyzwisk, i się nie pomyliłam. Nikt z komentujących mnie nie znał, ale wiedzieli już, że nie pasujemy do siebie. Śmiałam się z tego, a Jared całkowicie ignorował takie opinie, dopóki nie zaczęły się naprawdę poważne wyzwiska. Wtedy zaczynał się wściekać i odpisywał co poniektórym, niezbyt miło, ale w końcu odwdzięczał się tym samym. Na szczęście pojawiły się też gratulacje, co przywróciło mi wiarę w ludzi.
                Nie chodziło mi o to, by wywołać skandal. Chciałam tylko zaprzestać plotkom na nasz temat, oficjalnie potwierdzić, że jesteśmy razem i liczyłam, że dzięki temu ludzie oswoją się z naszym związkiem, przez co takich niemiłych komentarzy będzie coraz mniej.
                Sesję dla Topshop ustalono za miesiąc w Nowym Jorku. Myślałam, że Jared nie będzie zadowolony z faktu, że wyjadę. On jednak ucieszył się i zaproponował, iż pojedziemy tam razem, bo dla niego był to drugi dom. Spodobała mi się ta propozycja, ponieważ nigdy tam nie byłam i przydałby mi się jakiś przewodnik, poza tym nie musiałam się rozstawać z Jaredem, co było jeszcze lepsze.
                W czwartek zaczęłam pakować się do wyjazdu do Włoch. W końcu dowiedziałam się, że pojedziemy do Wenecji, Padwy i Werony. Jared był już kilka razy we Włoszech, co wcale mnie nie dziwiło zważając na jego koncerty dookoła świata, jednakże ja w swoim życiu nigdy nie byłam za granicą, nie licząc oczywiście Londynu. Na wakacje wyjeżdżałam zawsze do cioci na Florydę, jedynie raz udało mi się być w Meksyku z rodzicami i siostrą, ale byłam wtedy na tyle mała, że nic nie pamiętam z tej podróży.
                Spakowałam to, co najważniejsze, ale i tak przez cały czas miałam wrażenie, że czegoś zapomniałam. Późnym południem przyjechał po mnie Jared, ponieważ uznaliśmy, iż lepiej jeśli będę dziś spała u niego, bo nie będzie musiał po mnie rano jechać. Zadeklarowałam się, że zrobię dziś kolację, ale Jared strasznie mnie rozpraszał, wciąż przychodząc do kuchni i odciągając mnie od gotowania. Kiedy zaczął całować mnie po karku niemal nie przecięłam sobie palca, dlatego ze śmiechem na niego nawrzeszczałam i w końcu poszedł do gabinetu na górze.
                Ponieważ Jared był wymagający co do jedzenia, zdecydowałam że sałatka będzie najbezpieczniejszą opcją. Zaprosiłam Shannona i Constance oraz zawołałam Jareda. Nie przychodził, dlatego postanowiłam sama po niego pójść uznawszy, że nie słyszy.
                Siedział przy biurku w małym gabinecie, z otwartym komputerem i pisał coś uporczywie.
                - Shannon i Constance już czekają, chodź. – powiedziałam, a on nawet nie obrócił głowy.
                - Już idę. – odparł cicho, wciąż patrząc w ekran.
                Wpadłam na pomysł, by inaczej go zachęcić. Wiedziałam, że tego nie zignoruje.
                Nie patrząc w ogóle na ekran odsunęłam obrotowy fotel, na którym siedział i usiadłam rozkrokiem na jego kolanach. Zaczęłam go całować, a on śmiać. Zdziwiła mnie jego reakcja, dlatego odsunęłam swoją twarz od jego i zapytałam, o co chodzi.
                - Odwróć głowę. – spełniłam jego prośbę i spojrzałam na ekran laptopa. Zobaczyłam nas w kamerce, a po prawej stronie szybko przesuwające się wiadomości.
                - Z kim ty rozmawiasz? – wystraszyłam się, że były to jakieś firmowe sprawy, a ja tak się ośmieszyłam. Jared jednak się śmiał, co dodawało mi otuchy.
                - Z Echelonem, to jest VyRT. – odpowiedział, a ja nie zrozumiałam z tego ani słowa.
                - Co? – zapytałam, patrząc raz na niego, raz na kamerkę. Chciałam coś przeczytać, ale wszystko przewijało się strasznie szybko.
                - Z fanami, Leanne. Wszyscy cię teraz widzą… i słyszą. – znów się ze mnie śmiał.
                Odskoczyłam od niego i oblałam się rumieńcem. Nie wiedziałam, jak się zachować. Pomachałam do ekranu, po czym zakryłam twarz rękoma i uciekłam z pokoju. Dla fanów mogło to wyglądać na ustawioną akcję, jednakże gdybym miała jakiekolwiek podejrzenia, że tysiące ludzi może zobaczyć mnie namiętnie całującą Jareda, nigdy w życiu nie podjęłabym się czegoś takiego.
                Wróciłam na dół i usiadłam do stołu jak gdyby nigdy nic. Shannon i Constance patrzyli na mnie podejrzliwie, a ja się nie odzywałam. Emma także do nas dołączyła, siedziała teraz między nimi. Ona również nie miała pojęcia, dlaczego jestem cała czerwona.
                - Gdzie Jared? – zapytał w końcu Shannon, a ja spojrzałam na niego z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy.
                - Zaraz przyjdzie. – odparłam.
                Jared przyszedł po kilku minutach wciąż rozbawiony. Kiedy Shannon zapytał go, o co chodzi, ten tylko jeszcze bardziej zaczął chichotać. Doszłam do wniosku, że to naprawdę musiało wyglądać komicznie i sama także wybuchnę łam śmiechem. Emma, Constance i jej drugi syn patrzyli tylko na nas zaskoczeni, a ja patrzyłam tylko w wesoły oczy Jareda i nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Wyobraziłam już sobie reakcje ludzi, którzy to widzieli i tych, którzy zapewne niebawem to zobaczą.
                - Może mi ktoś w końcu wyjaśnić, o co chodzi? – zapytała Constance zdezorientowana.
                - Wejdź na Twittera. – powiedział Jared do Emmy, próbując się trochę opanować.
                Jego asystentka zrobiła to, co jej polecił i oniemiała. Podała komórkę Shannonowi, a on popatrzył najpierw na Jareda, a potem na mnie zdziwiony, ale sam też zaczął się śmiać.
                Zadzwonił mój telefon i odrzuciłam połączenie, gdy tylko zobaczyłam, że to Jack. Nie dawał jednak za wygraną, więc pomyślałam, że to coś ważnego, dlatego odeszłam na bok i odebrałam.
                - Leanne, możesz przyjechać do domu? – powiedział dziwnym, trzęsącym się głosem.
                - Nie bardzo. Coś się stało? – zapytałam, bo zaczęłam się martwić.
                - Powiedziałem jej. Pobiegła do łazienki, zamknęła się tam i się nie odzywa, boję się, że może coś…

                Nie dałam mu dokończyć. Rozłączyłam się i zapytałam Jareda, czy zawiezie mnie do domu.

9 komentarzy:

  1. Hahahahahahaha szkoda że takich VyRT ów nie robią :''') oby Rebecca nic głupiego nie zrobiła. Jack trochę się pospieszyl ale go rozumiem. Jak koncert? Życzę weny i czekam na kolejny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję :D
      Koncert przecudowny jak zawsze, stałam blisko sceny i wybiegu więc już w ogóle pięknie ;) Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi i już czekam na kolejny <3
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Fantastyczny rozdzial pelen dobrego humoru, moze za wyjatkiem koncowki, ale i ja przeboleje, a Jackowi bym strzelila (: jared i lea sa rozkoszni (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny:) Coś czuję że jak przyjadą rodzice Leanne to będzie dym:) bo mama nie lubi Jareda. No nic trzeba czekać

    OdpowiedzUsuń
  4. cos mi sie wydaje ze rodzice nie lubia rodziny Leto poniewaz obwiniaja Shannona za smierc corki

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)