18.06.2014

Rozdział 24 – Where The Streets Have No Name




                Cały dzień czekałam, by przekazać dobre wieści Jaredowi. Pomimo tego, że Rebecca była na mnie jeszcze trochę zła, to gdy wyszedł Jack  i powiedziałam jej o mailu, ucieszyła się i gratulowała mi. Poprosiła mnie także o zrobienie jej kilku zdjęć do portfolio, bo miała niedługo jakiś ważny casting do reklamy marki odzieżowej. Zgodziłam się, bo i mi kilka dodatkowych zdjęć w portfolio by nie zaszkodziło, poza tym musiałam zrobić parę na zaliczenie.
                Kolejnym powodem, dla którego tak nie mogłam się doczekać wieczoru, była niespodzianka Jareda. Strasznie mnie ciekawiło, co wymyślił. Postanowiłam pojechać do Shannona i tam poczekać na powrót jego brata. Pukałam do drzwi, ale nikt nie otwierał. Przypomniałam sobie, że Jared jeszcze przed balem dał mi klucz, gdybym na przykład zapomniała czegoś ważnego czy w jakiś innych nagłych przypadkach.
                Mieszkanie było puste i było w nim chłodno. Powodem panującej tu temperatury były otwarte drzwi balkonowe, które najwyraźniej Shannon i Constance zapomnieli zamknąć, kiedy wychodziliśmy. Shannon także miał klucz, dlatego zdziwiłam się, że nawet tu nie zajrzał. Automatycznie podeszłam do dużych szklanych drzwi by je zamknąć, kiedy usłyszałam rozmowy na balkonie obok, odgrodzonym jedynie jedną kolumną, przez co wszystko było dobrze słychać, a nic nie było widać.
                - Źle mnie zrozumiałeś. Lubię ją i cieszę się, że Jared w końcu znalazł sobie kogoś na stałe. – powiedziała Constance matczynym tonem. Domyśliłam się, że rozmawiali o mnie i już chciałam zamknąć drzwi, bo możliwe, że wolałam nie wiedzieć co sądzi o mnie matka braci Leto. Jednakże jej kolejne zdanie na tyle mnie zaintrygowało, że pozostałam w mieszkaniu, ale na tyle blisko balkonu, iż słyszałam każde słowo. – Ale nie podoba mi się to, co dzieje się przez nią z tobą. - Usłyszałam głębokie westchnienie, ale żadnej odpowiedzi. – Myślałam, że wszystko masz już za sobą, że pogodziłeś się z tym, co się wydarzyło, zapomniałeś…
                - Nigdy nie zapomnę, dobrze o tym wiesz, mamo. – powiedział Shannon obcym mi głosem. Było w nim coś dziwnego, nigdy wcześniej nie słyszałam go mówiącego w ten sposób.
                - Może i nie, ale widzę, co to miejsce i jej obecność z tobą robi. Powinieneś wrócić do Los Angeles, myślę że twój brat to zrozumie.
                - Nie zrozumie, bo nigdzie nie jadę. – powiedział stanowczo. – Uciekanie od tego w nieskończoność nic mi nie da. Prędzej czy później to wraca.
                Miałam teraz ochotę pobiec do niego i go przytulić, ale musiałam w sobie to zwalczyć, ponieważ wiedziałam, jak niezręcznie by się poczuł ze świadomością, że słyszałam jego poufną rozmowę z matką.
                - Wiem, Shanny. – wymówiła jego imię tak, jakby miał pięć lat. – Tylko proszę cię, nie rób niczego głupiego, dobrze?
                - Nie wiem jak długo dam sobie z tym radę. – rzekł zrozpaczonym głosem, jakby zaraz miał się rozpłakać, ale dusił to w sobie. – To już za długo trwa.
                - Tyle lat dawałeś radę, nie rujnuj tego. Musisz być silny, tak jak byłeś do tej pory.
                Miałam dość słuchania tej rozmowy, bo wiedziałam, że nie powinnam. Delikatnie i cicho zamknęłam drzwi, ponieważ nie chciałam po raz kolejny popełniać tego samego błędu i usłyszeć czegoś, czego nie chciałabym wiedzieć. Usiadłam przy fortepianie, bo nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przypomniałam sobie jedną z piosenek zespołu braci Leto, którą słuchałam tego dnia w domu. Dostałam w prezencie wszystkie ich płyty, dlatego przy każdej możliwej okazji ją włączałam. Zaczęłam grać tę, która najbardziej zapadła mi w pamięć, na tyle że potrafiłam zagrać ją ze słuchu.
                - Do you really want me? – zaśpiewał głos za mną, w rytmie i bez fałszu. Podskoczyłam na stołku, odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Jareda. Był ubrany zupełnie tak samo jak rano – w czarny t-shirt z białym symbolem w kółku, którego nie potrafiłam rozszyfrować, luźne ciemne spodnie i workery.
                - Jeszcze pytasz. – powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Kiedy w końcu odkleiliśmy się od siebie, postanowiłam powiedzieć mu o mailu. Odezwał się w tym samym momencie co ja, ale kazał mi mówić jako pierwsza.
                - Dostałam zlecenie. Zaproponowali mi zrobienie zdjęć nowej kolekcji Topshop, na stronę internetową, reklamy i tak dalej. – byłam tak szczęśliwa, że ledwo dokończyłam zdanie. Jared podzielał mój entuzjazm i ucieszył się razem ze mną.
                - Nie wiem czy moja niespodzianka to przebije, ale spróbuję. – powiedział tajemniczo. – Pamiętasz licytację na balu?
- Wylicytowałeś jakieś obrazy. – odpowiedziałam. Shannon licytował wycieczkę do Włoch dla dwojga, chociaż zastanawiałam się czy zamierza udać się tam z Emmą, czy z Constance.
- Tak, ale nie tylko to. Kazałem Shannonowi licytować weekend we Włoszech, żebyś się nie domyśliła. Wylatujemy w piątek. – odparł uradowany, a ja osłupiałam. Nie spodziewałam się, że wszystko tak dokładnie zaplanował. – Właśnie to dzisiaj załatwiałem.
Znów rzuciłam mu się na szyję, tym razem jednak zaczęłam go całować ze szczęścia. Od dawna nie czułam się tak beztrosko, wreszcie mogłam odetchnąć i nie przeżywać ciągłych życiowych dramatów.
- Nie zapytasz nawet dokąd dokładnie lecimy? – zapytał pomiędzy pocałunkami.
- Nieważne dokąd, ważne z kim. – odpowiedziałam i pocałowałam go znienacka.
                - Muszę wam przeszkodzić. – powiedział Shannon nagle zza pleców brata głośno chrząkając, a ja odruchowo odskoczyłam od niego przestraszona, po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem. – Wychodzę, mama poszła do kina z jakimiś starymi koleżankami, ale jakby co ma klucze do mieszkania.
                - Dokąd idziesz? – zainteresował się Jared i spojrzał na niego z podejrzliwym uśmieszkiem, a Shannon lekko zaczerwienił się na jego pytanie.
                - Miłego wieczoru. – uśmiechnął się do nas tajemniczo i pośpiesznie pobiegł w stronę drzwi.
                - Może raczej z kim? – krzyknął do brata gdy ten już był niemalże za drzwiami.
                - Na razie dzieciaczki! – wrzasnął Shannon w odpowiedzi i wyszedł.               
Jared spojrzał na mnie roześmiany i widać było, że cieszy się szczęściem brata. Ja również czułam się lepiej wiedząc, że Shannon wreszcie zaczyna żyć normalnie i nie myśleć o przeszłości.
                - Odnoszę dziwne wrażenie, że to ma coś wspólnego z kobietą. – powiedział to, co było oczywiste.
                - Chyba nawet wiem jaką. – dla mnie to również było retoryczne, ale dla Jareda najwyraźniej nie do końca. Po jego spojrzeniu widziałam, że nie nadąża za moim tokiem myślenia. – Emmą.
                Mój chłopak nie wiedział, jak się zachować – wyglądał, jakby chciał się roześmiać, ale coś go powstrzymywało. Nie miałam pojęcia, co może oznaczać jego reakcja.
                - Shannon i Emma? – zapytał z niedowierzaniem. – Jakoś mi się to nie klei.
                Przed chwilą był zadowolony, że jego brat idzie na randkę, teraz jednak całkowicie zmienił nastawienie.
                - A dlaczego nie? – zdziwiłam się. Widziałam już, że Jared coś przede mną ukrywa. On także już wiedział, iż musi mi powiedzieć, bo zaczynam się domyślać co jest grane.
                - No dobra. – odetchnął i usiadł na kanapie, a ja obok niego. – Kiedy szukałem asystentki, było dużo bardziej doświadczonych kandydatek. Prawda jest taka, że gdyby nie wyglądała, tak jak wygląda, nie przyjąłbym jej do pracy. – nie patrzył mi w oczy jakby bał się, że zacznę go negatywnie oceniać. – Nie powiem, że nie próbowałem jej poderwać, bo bym skłamał. Ona jednak jest niezwykle profesjonalna i już chciała odejść, kiedy zrozumiała co się dzieje. Namówiłem ją jednak by została i przestałem się jej narzucać. Teraz ma trochę inne stanowisko, ale wciąż razem pracujemy. I nic poza tym.
                Naprawdę lubiłam Emmę i z tego, co zdążyłam zauważyć, trzymała Jareda na dystans i traktowała jako przyjaciela, ale także jako szefa. Poza tym rozmawiając ze mną na jego temat nigdy nie widziałam u niej jakiejś zazdrości czy zainteresowania jego osobą. Bałam się jednak, że to działa tylko w jedną stronę.
                - Czujesz coś do niej? – zapytałam prosto z mostu. Dopiero teraz na mnie spojrzał.
                - Nie, i nigdy nie czułem, po prostu mi się podobała. – powiedział przekonywująco, wydawał się być trochę oburzony moim pytaniem. – Traktuję ją teraz jak siostrę. Nic między nami tak naprawdę nie było i nie będzie.
                - W takim razie dlaczego przeszkadza ci to, że spotyka się z nią Shannon?
                Zaczął się zastanawiać, nie odpowiadał już tak pewnie. Zaczęłam się obawiać, że moje założenia były słuszne i Jaredowi zależy na Emmie trochę bardziej niż twierdzi.
                - Nie chodzi o mnie. Po prostu nie chcę się jej pozbywać, a jeśli by im nie wyszło to bym musiał, bo nie sądzę by chcieli się widywać, a w tych okolicznościach często by się to zdarzało.
                Miał w tym trochę racji i ufałam mu, że mówi prawdę.
                - To ich sprawa. Shannon jest dorosły, Emma także. Jeśli jego obecność kiedykolwiek będzie jej przeszkadzać, to sama odejdzie i nic na to nie poradzisz. – próbowałam przemówić mu do rozumu, bo nie chciałam żeby martwił się o brata. – Po prostu ciesz się ich szczęściem, tak jak on cieszy się naszym.
                - Masz rację. – przyznał.
                Dochodziła dziewiąta, kiedy zadzwoniła do mnie June. Na uczelni pochwaliłam się jej propozycją, jaką otrzymałam i pomimo, że widziałam na jej twarzy nutę zazdrości, to nie była to jakaś wredna reakcja. Pogratulowała mi i powiedziała, że „musimy to opić”. Nie spodziewałam się wtedy, że mówiła na serio.
                - Lily, wpadaj na domówkę. Musimy w końcu wypić za twoje sukcesy! – po jej głosie było już słychać, że jest już lekko wstawiona. Poza tym nazwała mnie „Lily”, czego nigdy wcześniej nie robiła. W tle szumiała muzyka i wrzaski ludzi. – Wyślę ci adres, musisz tu przyjść. Weź kogoś ze sobą!
                Rozłączyła się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Jared na początku nie był zadowolony z faktu, że chcę tam z nim iść. Domyślałam się, że spotkanie chodzącej za nim krok w krok April nie było przyjemną perspektywą, ale chciałam z nim wreszcie wyjść z domu jak normalna para, a nie na wystawne przyjęcia czy rozdania nagród, które zbliżały się nieubłaganie, napawając mnie niepokojem.
                Po moich namowach i małym szantażu w końcu zgodził się tam ze mną pójść. Adres, który wysłała mi June był mi całkowicie nieznany, nie miałam nawet pojęcia gdzie może znajdować się taka ulica. Nie miałam już wyjścia i zamiast jechać do domu się wykąpać i przebrać zrobiłam to u niego, znów biorąc z garderoby kupione dla mnie ubrania. Widziałam, że Jaredowi sprawia satysfakcję, że je noszę.
                Założyłam ciemne wąskie spodnie i jasny miękki sweter, do tego wygodne motocyklowe buty. Jared ubrał się w jeansową koszulę, czarne spodnie i buty, które nosił tego samego dnia. Wzięliśmy taksówkę i dojechaliśmy gdzieś poza miasto, na zupełne przedmieścia. Dzielnica była dość spokojna, a małe domki poustawiane w równych rządkach niemalże takie same. Kierowca odnalazł właściwy numer i zatrzymał się pod drobnym domkiem z brązowej cegły, było jednak tak ciemno, że nie dało się dostrzec większych szczegółów, prócz mrugających świateł w oknach. Ze środka słychać już było taneczną muzykę.
                Po wejściu zobaczyliśmy kilkunastu studentów rozrzuconych po całym domu. Niektórzy grali w Guitar Hero, inni grali w bilard przy stole w salonie, a jeszcze inni obściskiwali się na kanapach. Wszystko wyglądało jak typowa, studencka impreza, przez co wreszcie poczułam się jak prawdziwa studentka.
                - Czuję się, jakbym znów wrócił na studia. – powiedział Jared z nieodgadnioną miną.
                Z salonu było widać kuchnię, a przy blacie stała June. Postanowiłam się z nią przywitać, a także z Tomem, który stał obok niej. Po chwili dołączył do nas Finlay, który skrzywił się na widok Jareda. Miał mocno kręcone, blond włosy i wyglądał jak archanioł, dzisiaj jeszcze bardziej niż zwykle. W ustach trzymał papierosa, a dym unosił się w całej kuchni tworząc mgłę.
                June zapytała nas, co chcemy wypić. Jared mówił mi, że raczej unika alkoholu, co było spowodowane jego zdrowym trybem życia. Jednakże moi znajomi byli na tyle uparci, że dał się namówić na whisky z colą, a ja postanowiłam wypić małego drinka.
                Rozmawialiśmy przy stole o studiach; Jared też czasami coś mówił na temat swoich, na wydziale fotografii, których ostatecznie nie ukończył. Głównie jednak odpowiadał na pytania któregoś z nich, albo rozmawiał z Tomem, który był z nas najstarszy, nie licząc oczywiście Jareda. Domyślałam się, że nie czuje się tu do końca swobodnie, ale po drugim kieliszku był już nieco bardziej wyluzowany.
 Jedynym, który z nim nie zamienił ani jednego słowa był Finn. Do rozmowy włączył się jednak Giles i Libby, a później niestety także April. Wszyscy jednak zaczęli krzywo na nią patrzeć gdy zadawała kolejne pytania Jaredowi zupełnie nie na temat, na który rozmawialiśmy. Wciąż gadała o jego zespole, a mi aż uszy więdły od jej pochlebstw w jego kierunku. Widziałam, że i jego zaczynały one denerwować, ale starał się być uprzejmy i nie potrafił jej zwrócić uwagi.
- Ile on ma lat? – zapytała nagle June, kiedy Jared rozmawiał z jej siostrą.
- Trzydzieści dziewięć. – odpowiedziałam szczerze, bo i tak łatwo mogłaby to sprawdzić.
June spojrzała na mnie tak, jakby upewniała się, czy mówię prawdę.
- Serio? Nie wygląda. – zdziwiła się. –To musi być dziwne być z o tyle starszym gościem.
Właściwie na co dzień nie zauważałam sporej różnicy wieku pomiędzy nami. Jared potrafił myśleć, jak dojrzały i dorosły facet, ale jednocześnie zachowywał się jakbyśmy byli rówieśnikami. Kiedy jednak June tak to ujęła i przypomniałam sobie, że nie czuł się najlepiej w towarzystwie moich znajomych z roku, zaczęłam rozmyślać czy faktycznie wiek nie gra między nami żadnej roli.
Moje przemyślenia przerwał Jared, który oswobodził się wreszcie macek April. Postanowiliśmy wyjść na zewnątrz, by odetchnąć na chwilę i pogadać sam na sam.
                W ogrodzie rozpalono ognisko, przy którym na niskich ławeczkach siedziało parę nieznajomych mi twarzy, ktoś grał nawet na gitarze. Wszyscy śmiali się, rozmawiali i ogrzewali się przy płomieniach, które wesoło tańczyły w lekkim wietrze i oświetlały dość duży jak na ten mały dom ciemny ogród. Zaczęliśmy się po nim przechadzać, wzdłuż dróżek oświetlanych punktowymi światełkami.
                - Powiedz mi, ale szczerze – dobrze się tu bawisz? – zapytałam, choć odpowiedź była dla mnie jasna. Jared spojrzał na mnie jak zbity pies, zapewne próbował mnie rozczulić, bym nie poczuła się urażona.
                - Szczerze mówiąc, to nie. – odparł i obejrzał się za ramię, spoglądając na ludzi przy ognisku. – Rozumiem, że wszyscy tu są młodzi i chcą się zabawić, ale to nie moje klimaty. Może dwadzieścia lat temu byłoby fajnie, ale teraz po prostu nie mogę się tu odnaleźć.
                Cieszyłam się, że chociaż nie owija w bawełnę i mówi to, co czuje.
                - Przypominam ci, że jestem w ich wieku. – odparłam, ponieważ mówił jakbym była co najmniej po trzydziestce.
                - Wiem, ale ty jesteś inna. – szukał słów, bo widział, że nie nadążam. – Jesteś od nich bardziej dojrzała. Im tylko zależy na tym, co tu i teraz. Chcą się schlać, potańczyć, przelecieć panienki i za tydzień zrobić to samo. Przechodziłem już przez ten etap życia, Lea.
                Nie wiem czemu, ale zdenerwował mnie swoim stwierdzeniem. To, że nie bywałam na takich imprezach za często nie świadczyło o tym, że jestem bardziej dorosła od swoich znajomych. Po prostu miałam za dużo pracy, obowiązków i problemów. Byłam pewna, iż gdyby nie ten natłok zajęć i obecność Jareda w moim życiu, nie różniłabym się wiele od June, Libby i reszty towarzystwa.
Usiedliśmy w małej altance schowanej za licznymi choinkami.
                - Może i ty przechodziłeś, ale ja nie. – starałam się mówić spokojnie, ale jego słowa mnie rozjuszyły na tyle, że nie mogłam. – Jestem młoda i niedojrzała, przez co czasami chcę się wyszaleć i pójść na jakąś głupią pijacką, studencką imprezę. Nie mogę zmarnować teraz całej mojej młodości, bo będę miała jeszcze sporo czasu na bycie dojrzałą kobietą po trzydziestce wspinającą się po szczeblach kariery.
                Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale złapał mnie za ramię i starał się opanować mój niekontrolowany potok słów. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ich głębia i błękit sprawiały, że naprawdę zaczynałam się uspokajać.
                - Właśnie to w tobie kocham. – powiedział delikatnie się uśmiechając. – Sprawiasz, że znów chcę mieć dwadzieścia lat i na tyle się czuję. Nie chciałbym, żebyś przeze mnie była nudną panną w średnim wieku, kiedy tak naprawdę chcesz zupełnie czegoś innego. Chcę, żebyś była sobą, tak jak teraz. Mogę siedzieć na jakiejkolwiek nudnej imprezie słuchając tej dziewczyny, której nie zamykają się usta i gada o moim zespole, jeśli to cię uszczęśliwia. Przepraszam, jeśli czasami zachowuję się jak staruszek, po prostu cały czas ludzie wmawiają mi, że powinienem być już bardziej dojrzały w tym wieku i zaczynam się do nich dostosowywać.
                Nie potrafiłam się na niego długo gniewać, bo z każdym kolejnym słowem zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej.
                - Skoro ja pozostaję niedojrzałą sobą, to ty też. – odparłam i złożyłam mu pocałunek na ustach. Wstał i pociągnął mnie za rękę w stronę domu, a właściwie zatrzymaliśmy się przy palącym się ognisku.
                Jared chwycił mnie za ramiona i posadził na ławce, a sam podszedł do chłopaka obok grającego na czarnej akustycznej gitarze i szepnął mu coś do ucha. Tamten uśmiechnął się i podał mu swój instrument.
                Usiadł pomiędzy nami i sprawdzał gitarę, struna po strunie. Po chwili zaczął wydobywać z niej pierwsze dźwięki, a wszyscy słuchali tego uważnie szepcząc do siebie. Podejrzewałam, że dopiero teraz niektórzy go rozpoznali i przekazywali swoje odkrycie reszcie.
                - Napisałem tę piosenkę niedawno. Jest o kimś szczególnie dla mnie ważnym. – powiedział w trakcie gry i znacząco na mnie spojrzał, a ja się zaczerwieniłam, ponieważ wszyscy na mnie spojrzeli. Uśmiechnął się, po czym zaczął śpiewać:

Vacant, vapid, stupid, perfect
You are the one

A new day, a new age, a new face, a new lay
A new love, a new drug, a new me, a new you

Bright lights, big city
She dreams of love
Bright lights, big city
He lives to run

                Ludzie zaczęli wołać znajomych siedzących w środku i wsłuchiwali się w piosenkę jak zaczarowani. Niektórzy wyjęli telefony i kręcili filmiki. Jak zwykle w jego głosie nie było nic wymuszonego, wszystko brzmiało harmonijnie i naturalnie. Nie mogłam wyjść z podziwu, że napisał dla mnie piosenkę i śpiewał ją patrząc mi w oczy, całkowicie ignorując otoczenie.

                Za jego plecami, na tarasie oświetlonym zewnętrznymi lampami stała całująca się para, która odwróciła się słysząc piosenkę. Dziewczyna wciąż była przez niego obejmowana, a ja zamarłam, kiedy ujrzałam znajomą twarz.

8 komentarzy:

  1. O jej, a kto to moze byc (; shannon, czy kto? :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albi nie, to moze byc ben, rebecca lub jack! XD

      Usuń
    2. Wszystko okaze sie niebawem, cierpliwości :)

      Usuń
  2. Twarz Bena? Dalej będę się męczyć nie wiedząc co będzie dalej. Bardzo przyjemny rozdział oby więcej takich. Pisz dalej bo świetnie ci to wychodzi. Ile nasz tak około potrzymasz w niepewności? Weny! :** /nami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ze przeze mnie musisz sie męczyć :3
      Dziekuje bardzo. Tak jak prosiliscie, nowy rozdział za około 2-3 dni.

      Usuń
  3. Geneviewe powstała z martwych?
    Cóż, czekam na kolejny, nie będę prorokowała, bo ostatnio nie skończyło się to zbyt dobrze.
    Dziękuję za miłe słowa, obiecuję, że jak znajdę wreszcie więcej czasu, na pewno coś ogarnę i już niedługo pojawi się nowe opowiadanie ;)
    Pozdrawiam, weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że zrobiłam sobie przerwę od komentowania, ale trochę zastanowiłam się nad reakcją, gdy je zobaczysz, ale teraz nie mogę, bo po prostu kocham Bright lights. Kocham, kocham, kocham. A ta znajoma twarz to Gen, prawda?
    Z poważaniem,
    J.B

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)