8.06.2014

Rozdział 22 – Bad Romance




                Po dość długiej drodze wreszcie wjechaliśmy do Ascot. Było to właściwie miasteczko, pełne budynków budowanych bezpośrednio obok siebie, w trochę starym, wiejskim stylu. Dziwiło mnie, że takie miejsce zainteresowało Jessicę, która bardziej kojarzyła mi się z miejskim trybem życia.
                W końcu wjechaliśmy w ulicę, przy której stały same wielkie domy. Niektóre z nich miały piękne ogrody, inne były mniejsze, ale równie ładne. Cała okolica wydawała się być dość spokojna, było tu mnóstwo zieleni i drzew. Wszystkie domy były ustawione w równych rządkach, ale nagle między jednym a drugim była ogromna przestrzeń.
                Zatrzymaliśmy się, a przez okno widziałam oświetlony dwupiętrowy dom, a właściwie willę z żółtej cegły. Miał obszerny podjazd, na którym znajdowało się mnóstwo drogich samochodów, a z okien wylewało się światło. Była w starym, angielskim stylu, ale z kilkoma nowoczesnymi elementami, które dobrze współgrały z resztą.
                Jared pomógł mi wysiąść z auta, które właściwie było mniejszą limuzyną i wziął mnie pod rękę. Shannon zrobił to samo z Emmą, ale pod drugą rękę wziął swoją matkę i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych, które w ogóle się nie zamykały, ponieważ ciągle ktoś wchodził do środka. Wszyscy mieliśmy już na sobie maski – ja elegancką i wyciętą w ornamenty, Emma z piórami i większymi zdobieniami, którą trzymała za uchwyt, Shannon srebrną, która zasłaniała mu niemalże pół twarzy i sprawiała, że jego nos wyglądał na orli, a Jared czarną i metaliczną, która połyskiwała w świetle. Constance natomiast zdecydowała się na czarno-złotą maskę w takiej samej formie jak ta Emmy, ale bez piór, która pasowała do jej czarnej i prostej sukni.
                Ze środka była słychać już muzykę klasyczną, szybką i energiczną. Przy wejściu stał mężczyzna sprawdzający zaproszenia. Nie miałam pojęcia, że takowe istniały, dopóki Jared nie wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki złotego kawałka papieru wypisanego na jego imię i nazwisko. Mężczyzna życzył nam miłej zabawy i sprawdzał Shannona, potem Constance i resztę ludzi, którzy stali za nami.
                Sala była ciemna, co tworzyło jeszcze bardziej tajemniczą atmosferę. Jedynym oświetleniem w pomieszczeniu były lampki, które przymocowano do balustrady ogromnych schodów, które ciągnęły się wysoko w górę i opierały na dużych kolumnach. Unosił się tu zapach pięknych kwiatów, które stały w wielu miejscach w dużych wazonach. Wszyscy wokół rozglądali się na innych, ale nie mogli rozpoznać się w maskach. Mieli na sobie wieczorowe kreacje, jedne piękniejsze od drugich. Wszystko było absolutnie perfekcyjne.
                Stanęliśmy niedaleko schodów i rozmawialiśmy o wystroju, muzyce i przebraniach. Dobiegła już punktualnie dziewiąta, co podkreśliła cisza, gdyż zespół przestał grać. Po schodach zeszli kolejno Jack i Collin, następnie dołączyła Jessica i… Ben. Wszyscy trzymali w jednej ręce maski, w drugiej kieliszek szampana, który teraz roznosili kelnerzy po sali. Jessica miała na sobie ciemną satynową suknię, która była dopasowana, a jej synowie i mąż czarne garnitury i białe koszule, do tego czarne krawaty, jedynie Collin miał ciemną muszkę. Jack był uczesany jak zazwyczaj, mając lekko nastroszone włosy, natomiast Ben zaczesał je w tył, prawie jak Jared. Stanęli w połowie schodów i Jessica wyszła przed szereg, a wszyscy zamilkli patrząc tylko na nią.
                - Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Jak wiecie, to zaszczyt nie tylko dla naszej rodziny, ale także dla wszystkich dzieci, którym pomaga fundacja „Przylądek”. – mówiła miło, co oczywiście było sztuczne. To było bardzo ironiczne z jej strony, że pomagała akurat fundacji związanej z dziećmi. – Cieszę się, że możemy w ten wieczór zebrać całą moją rodzinę i wszystkich was, a jedną z naszych głównych tradycji jest wspólny taniec, jakim jest oczywiście walc. Zabierzcie swoich partnerów i dołączcie do nas w sali balowej. – uśmiechnęła się i w asyście Collina oraz swoich synów zeszła na dół. Tylko ona i jej mąż się uśmiechali, Jack i Ben mieli raczej posępne miny. Dopiero teraz założyli maski, ale zniknęli w tłumie zanim zdążyłam się im przyjrzeć.
                - O mój boże, ona jest taką hipokrytką. – rzuciłam do Jareda, kiedy Shannon i Emma poszli już do sali balowej, a Constance zniknęła razem z nimi.
                - Nie przejmuj się Jessicą, jesteśmy tutaj żeby się bawić, pamiętasz? - Jared uśmiechnął się ciepło, jakby chciał ukoić moje nerwy. Wyciągnął w moim kierunku rękę, chcąc zaprosić mnie do tańca. – Niegrzecznie byłoby odmówić.
                Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się, widząc jego roześmiane oczy. Chwyciłam jego rękę i ukłoniłam się mu lekko, po czym wziął mnie pod rękę i poprowadził do sali balowej, gdzie wszyscy ustawiali się już do walca. Ucieszyłam się, że wybrali właśnie ten taniec, bo w szkole średniej uczyliśmy się go na bal jesienny i całkiem nieźle mi wtedy szło.
                Ta sala była o wiele większa od poprzedniej. Na suficie zwisał olbrzymi kryształowy żyrandol, a na ścianach wisiały złote lichtarze. Ustawiliśmy się w tłumie ludzi za jakąś parą i czekaliśmy na muzykę.
                Na początku staliśmy obok siebie, a on trzymał mnie za rękę, tak jak to było w walcu, i rytmicznie posuwaliśmy się na przód, by w końcu się obrócić i mieć na wprost siebie inną parę. Weszliśmy między nią i znów obróciliśmy się tak, że widzieliśmy plecy kolejnej pary. Nigdzie nie widziałam Shannona i Emmy, możliwe że jak większość stała z boku i tylko podziwiała taniec.
                - Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć walca. – powiedziałam do Jareda gdy byliśmy już na wprost siebie, ponieważ świetnie prowadził w tańcu. Uśmiechnął się do mnie i patrzył mi w oczy.
                - Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. Mamy dużo czasu, żebyś się dowiedziała. – oznajmił tajemniczo, ponieważ chyba za bardzo wczuł się w klimat tego balu.
                Kręciliśmy się w kółko między innymi tańczącymi, kiedy wszyscy obracali swoje partnerki i następowała zmiana partnera. Wpadłam w ręce mężczyzny w czarnej masce z srebrnymi zdobieniami, a nasze twarze na chwilę były za blisko siebie. Od razu poznałam te oczy, czarne i przyglądające się moim tak, że mógłby czytać mi w myślach.
                - Leanne, ty tutaj? – zapytał zaskoczony, ale zadowolony z tego faktu. On również dobrze tańczył.
                - Mogłabym zapytać cię o to samo, jeszcze niedawno leżałeś w łóżku, a teraz możesz tańczyć? – odpowiedziałam pytaniem.
                - Polepszyło mi się już dwa dni temu, czuję się o wiele lepiej po tym przymusowym odpoczynku. Ale dziękuję za troskę. – powiedział z zaraźliwym uśmiechem. Było dość głośno, dlatego musieliśmy być trochę bliżej siebie niż powinniśmy, a on niemalże szeptał mi do ucha.
                Po kolejnej zmianie trafiłam w ręce jakiegoś mężczyzny. Początkowo ani ja nie rozpoznałam jego, ani on mnie, później jednak zapytał jak mi się podoba przyjęcie i gdy odpowiedziałam, przypomniał sobie mój głos, a ja jego.
                - Pięknie dziś wyglądasz, Leanne. – powiedział miło Collin, choć jego maska wyglądała raczej na diabelską – była czarno-czerwona i z zakrzywionym nosem.
                - Dziękuję panie Hall. – odparłam grzecznie, choć miałam ochotę stąd uciec. Nie miałam nic przeciwko niemu, ale nie wiedziałam tak naprawdę jaki on jest.
                - Podejrzewam, że mój syn jest tobą oczarowany. – domyśliłam się, że niezbyt często rozmawiał ze swoimi synami o sprawach sercowych, jeśli w ogóle rozmawiali na jakiekolwiek tematy.
                - Nie przyszłam tu z nim, tylko z Jaredem, proszę pana.
                - Mów mi Collin, proszę. W każdym bądź razie z pewnością będzie jeszcze bardziej zazdrosny.
                Taniec dobiegł końca i skłoniliśmy się ku sobie. Zaczęłam szukać w tłumie Jareda, ale większość mężczyzn miało ciemne garnitury, a różnorodne maski powoli zaczynały mi się mieszać.
                Postanowiłam nie błądzić dłużej po sali balowej i poszłam do hallu, ale tam także nie było nikogo znajomego. Zapytałam kelnera o toaletę, bo pomyślałam, że gdzieś tam może kręcić się Jared lub Shannon.
                Weszłam schodami do góry i zastałam ogromny korytarz ciągnący się w nieskończoność. Kelner niedokładnie wytłumaczył mi, które drzwi prowadzą do toalety, dlatego zaczęłam otwierać wszystkie drzwi po prawej stronie. Wszystkie były zamknięte na klucz, jedynie jedne nie odmówiły mi posłuszeństwa, jednakże nie prowadziły one do łazienki.
                Słabe światło zewnętrzne odbijało się od szyb i widziałam tylko zarys biurka i regałów, a pokój wyglądał na gabinet. O krzesło opierał się Jared, rozpoznałam jego uczesanie, które widziałam od tyłu. Nie miał na sobie marynarki, jedynie koszulę. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, odwrócił się w moją stronę i zobaczyłam połyskującą maskę, choć nie widziałam dokładnie twarzy.
                - Wszędzie cię szukałam po naszym tańcu. – powiedziałam i postanowiłam skorzystać z odrobiny prywatności, jaką tu mieliśmy.
                Objęłam go i zaczęłam całować, a po chwili on zrobił to samo. Cała ta sekretna atmosfera, zamknięty pokój i maski sprzyjały temu, że poczuliśmy się tu swobodnie. Zsunął mi kawałek sukni na ramionach. Poczułam na plecach zimną ścianę, ale nie przeszkadzało mi to. Jared błądził rękoma po moim ciele i odsłoniętych obojczykach oraz szyi, a ja nie miałam nic przeciwko będąc całowana w tych miejscach.
                Gładziłam go po włosach i policzkach, ale także chciałam mieć z nim równe szanse, dlatego odpięłam do połowy jego koszulę i zaczęłam go tam całować i dotykać. Gdy moja ręka zeszła nieco niżej, poczułam wybrzuszony pasek w okolicy pępka, którego wcześniej tam nie było. Gdy zrozumiałam co to, odepchnęłam go od siebie. To była blizna.
                - Jak mogłeś?! – starałam się nie krzyczeć, by nikt mnie nie usłyszał i tu nie przyszedł. – Jak mogłeś nie przyznać się, że to ty?!
                - Myślałem, że wiesz. – powiedział zaskoczony i zaczął zapinać koszulę, a ja poprawiłam sukienkę. – Leanne przysięgam, myślałem że to mnie szukałaś po tańcu i wiedziałaś, że to nie Jared. – mówił pospiesznie ze zdenerwowaniem.
                - Niech to pozostanie między nami, Ben. Najlepiej przyjmijmy, że to nigdy się nie stało. – powiedziałam i wyszłam z pokoju z powrotem na korytarz, po czym pobiegłam schodami w dół, jak najdalej stąd.
                Na ostatnim stopni spotkałam Jareda rozmawiającego z Shannonem i Emmą. Postanowiłam udawać, że byłam tylko w toalecie, gdy tylko zapytali mnie, gdzie byłam. Jared odciągnął mnie na stronę.
                - Wszystko w porządku? Masz dziwną minę. – zapytał przejęty.
                - Tak, wszystko okej. – skłamałam i strasznie źle się z tym czułam. Nie mogłam jednak powiedzieć mu prawdy, bo to tylko by go skrzywdziło. – Po prostu denerwuje mnie Jessica, to wszystko.
Chciałam już wrócić do domu, ale Jared powiedział, że chciałby zostać jeszcze do czasu licytacji, bo chciał wziąć w niej udział. Była ona charytatywna, dlatego nie chciałam protestować i zgodziłam się, by do tego czasu tu jeszcze zostać.
Jared poprosił mnie do kolejnego tańca, wolnego i tym razem bez przymusowych zmian partnerów. Tańczyliśmy spokojnie, blisko siebie i romantycznie, zupełnie jak ludzie wokół. Kątem oka zobaczyłam, że Shannon także tańczył z Emmą i śmiali się cicho z czegoś, wciąż rozmawiając.
- Nawet nie wiesz jak seksownie ci w tej masce. – szeptał mi do ucha, a ja się śmiałam. Powoli zaczynałam odpychać od siebie to, co stało się jeszcze przed chwilą między mną, a Benem. W końcu to nie była z mojej strony zdrada, a jeśli była, to całkiem nieświadoma.
Muzyka trochę przyspieszyła, a na scenie zaczęła śpiewać jakaś kobieta soulowym głosem.
- Odbijany. – powiedział Ben do Jareda z uśmiechem, a ten podał mu moją rękę i zaczęłam z nim tańczyć. Jared szepnął mi tylko, że będzie przy schodach i odszedł.
- Leanne, przepraszam. – chciałam się wtrącić, ale mnie zagłuszył. – Naprawdę nie chciałem cię wykorzystać, myślałem że wiesz z kim się całujesz. – mówił mi cicho do ucha.
Nie chodziło mi o to, że mu nie wierzyłam. Ufałam mu na tyle, że nie podejrzewałam go o coś takiego.
- Co nie zmienia faktu, że chciałeś zdradzić swojego przyjaciela. – odparłam, a on na sekundę odwrócił wzrok. Wiedział, że mam rację.
- Wiem. Ale gdy dawałem Rebece korepetycje powiedziała mi przypadkiem, że się pokłóciliście. Myślałem, że już nie jesteście ze sobą.
To nie do końca go usprawiedliwiało.
- Nic nie rozumiesz. – powiedziałam, wciąż z nim tańcząc. – To, że mnie nie powstrzymałeś dowodzi tylko, że nie potrafimy być jednak przyjaciółmi. Wciąż czekasz tylko na to, aż rozstanę się z Jaredem. Ale Ben, to się nie stanie.
Posmutniał, ale wiedziałam, że tak trzeba.
- Przepraszam, ale nie potrafię w tak krótkim czasie zapomnieć o tym, co do ciebie czuję.
- Wiem. Dlatego nasza przyjaźń nie ma już sensu.
Cokolwiek byśmy nie zrobili, nie mogliśmy udawać, że nigdy między nami nie było nic więcej prócz przyjaźni. Bardzo go lubiłam i zależało mi na nim, ale musiałam to zrobić dla jego dobra, bo inaczej nigdy nie ruszyłby dalej.
                - Co masz na myśli? – zapytał przerażony.
                Serce mi pękało, a słowa nie chciały przejść przez gardło. Wmawiałam sobie jednak, że to dla wszystko dla niego, że nie da się inaczej.
                - Między nami wszystko skończone, Ben. Nie możemy dłużej się spotykać. Tak będzie lepiej dla nas obojga. – powiedziałam stanowczo, z trudem powstrzymując łzy.
                - Nie, Lea… - zaczął, ale piosenka dobiegła końca, a ja odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia z sali balowej, a pojedyncze łzy spływały mi pop policzku, na szczęście pod maską nie było tego aż tak widać.
                Całkiem już zapomniałam o moim planie wygarnięcia wszystkiego Jessice, ale ktoś postanowił zrobić to za mnie.
                Na scenie stanął Jack i poprosił o uwagę. Cofnęłam się do sali balowej i zaczęłam go słuchać, zresztą jak wszyscy zgromadzeni. Jessica stała pod sceną i się uśmiechała, spodziewając się zapewne jakiś ciepłych słów i pochwał z jego strony.
                Jack uniósł kieliszek swojego szampana i wygłosił mowę.
                - Wznieśmy toast za moją cudowną matkę, która przekupiła moją dziewczynę by usunęła moje dziecko! – wykrzyknął, a wszyscy w sali zamarli i stracili dobry humor, łącznie z samą Jessicą, co akurat sprawiło mi niemałą satysfakcję. – Twoje zdrowie, mamusiu. – rzucił do niej i szybko wypił szampana, bo widział już, jak jacyś mężczyźni idą w jego kierunku po scenie. Odepchnął ich, gdy chcieli pomoc mu wyjść i sam opuścił podest. Po sali rozległ się pomruk, wszyscy szeptali coś do siebie zaskoczeni całym tym przedstawieniem.
                Jessica weszła na jego miejsce i zmieszana zaczęła się tłumaczyć.
                - Wybaczcie proszę mojemu synowi, wypił chyba dziś za dużo szampana. Za dziesięć minut zaczynamy licytację, proszę zająć powoli miejsca.
                Gdy później byliśmy z Jaredem na balkonie, na zewnątrz przy jeziorze Jack kłócił się w altance z Jessicą.  Widziałam, jak dostał od niej w twarz. Powiedział coś jeszcze wściekły i zostawił ją tam samą, po czym ruszył w stronę przejścia na podjazd. Shannon i Emma, którzy przechadzali się tam wzdłuż jeziora spojrzeli na niego zdumieni, ale nie zatrzymywali go.
                Postanowiliśmy wrócić do domu, po tym jak Jared wylicytował jakiś obraz i weekend we Włoszech dla dwojga. Ludzie nie zmienili tematu rozmów już do końca imprezy, wszyscy zszokowani zachowaniem Jacka, ale także jego słowami. Sam Jack zniknął, prawdopodobnie wyszedł z budynku. Jared spojrzał na mnie i już wiedziałam, co chciał powiedzieć. Tak jak ja nie spodziewał się, że Jack jest zdolny do przeciwstawienia się swojej matce, w dodatku w taki sposób, upokarzając ją na oczach wszystkich. Musiałam przyznać, że jego plan był o wiele lepszy od mojego, tak samo wykonanie.
                Kiedy czekaliśmy na samochód, Jared rozmawiał z Emmą, a Shannon odciągnął mnie na chwilę na bok.
                - Zdradzasz mojego brata? – zapytał Szpetem prosto z mostu, a ja przerażona obejrzałam się na Jareda, by upewnić się, iż jest wystarczająco daleko by nas nie słyszeć. – Widziałem ciebie i Bena w gabinecie, tylko przez chwilę, a to co zobaczyłem mi wystarczyło.

                Spojrzałam na niego zaskoczona i z paniką w głosie zaczęłam mu się tłumaczyć.

13 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia jak mogła ich pomylić. :0 trochę się porobiło. Czemuuu kończysz w tak nieodpowiednich momentach HAHAH NO CZEMU? Oby Shannon zrozumiał Lee i jej uwierzył. Musisz dodać szybko podkreślam SZYYYYBKO kolejny rozdział. Weny :* /Nami

    OdpowiedzUsuń
  2. ojezu szaną tylko nie niszcz związku!!!!
    btw czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ben jest najbardziej irytującą postacią w opowiadaniu. Leanie chyba jest ślepa skoro nie potrafi rozpoznać własnego chłopaka. :O Na jej miejscu od razu opowiedziałabym wszystko Jaredowi, przecież każdy mógł to zobaczyć, nawet niechcący - jak w przypadku Shannona. Mam tylko nadzieję,że ten jej uwierzy i zostanie to między nimi.
    Weny kochana oby nowy rozdział pojawił się jak najszybciej bo z ciekawości umieram.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ten Ben mnie irytuje. Czemu on żyje. Lepiej jakby zginął. Lea? Jak można nie poznać własnego chłopaka? Niech idzie do okulisty. Shannon pls zachowaj info dla siebie i jej uwierz chociaż ja bym ja wysmiala że nie wie kogo całuje. Oby rozdział był szybko. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy tylko ja zrobiłam wielki facepalm jak okazało się ze to nie jared tylko ben????? Nie wierzę że go nie poznała. Ale drama teraz. Boże jak jared się dowie? A ben? To że się poklocili musi znaczyć że nie są razem? Jak ja go nienawidzę. Gdzie tak się na nią od razu rzucił. Idiota. Oby wszystko się wyjaśniło i oby to jakoś nie wpłynęło na związek jareda i lee. A Shannon hahah zawsze wie co kto z kim. :) oby dał jej się wytłumaczyć i oby jakoś jej uwierzył. No tego to ja się nie spodziewałam. Pisz,pisz. Weny no i kolejny ma być niedługo. Pozdrawiam :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. ŁOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOH!!!!!!!!!!!! TYLE AKCJI!!!!!!!!! OMG!!!!!!! I TAK NAJLEPSZA PRZEMOWA JACKA!!!!! Mam nadzieję że wytłumaczy się jakoś Shannonowi a ten jej uwierzy...... Tylko tak strasznie mnie smuci Ben ;( Ale pisz pisz! Akurat gdy akcja jest najciekawsza postanowiłaś dawać rzadziej rozdziały..... Ale w sumie sama mówiłam że to dobrze, więc moja wina :/ No cóż.... Pozdrawiam i życzę weny i super pomysłu na rozwinięcie następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam, że coś się stanie... dobrze, że Lea się w porę opamiętała. Ja mam nadzieję, że wytłumaczy Shannowi to zamieszanie... bo Jared przecież jest dla niej ważny, jeśli nie najważniejszy, prawda? A Ben... dobrze, że chciałaś go usunąć, wreszcie się bym doczekała chwili spokoju, a tu nie, nie będzie sielanki...
    Wierzę, że wszystko się jakoś poukłada :) Życzę weny, pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)