5.06.2014

Rozdział 21 – Stronger

                Kolejną noc spędziłam na pocieszaniu Rebeki. Przez łzy opowiadała mi, że Jack strasznie przyjął jej wiadomość. Nawrzeszczał na nią, powiedział, że nie chce mieć z nią nic do czynienia i nie uwierzył w pomoc jego matki. Zapewne padły z jego ust jeszcze mocniejsze słowa, ale nie chciała ich już powtarzać.
                - Powiedział, że nawet jeśli to prawda i jakkolwiek mnie do tego namówiła, to powinnam mieć swój rozum i do niego z tym przyjść. – mówiła niezrozumiale i wyłapywałam tylko niektóre zdania.
                Gdy wstałam rano spała jak dziecko. Musiałam iść do szkoły, ale nie chciałam zostawiać jej samej w domu. Podejrzewałam, że nie wybiera się uczelnię i choć miała problemy z zaliczeniami, nie powinna tego robić.
                Wpadłam na pomysł by zadzwonić do jej matki. Na początku Rebecca protestowała, potem jednak zgodziła się na jej przyjazd. Znałam dobrze ciotkę Elizabeth i wiedziałam, że nie będzie oceniać swojej córki, a przynajmniej ją przypilnuje. Kiedy tylko zatelefonowałam i powiedziałam jej, że Rebecca bardzo ją potrzebuje nie pytała o nic więcej i obiecała, że niedługo przyjedzie.
                Spóźniłam się nieco na uczelnię, ponieważ czekałam na przyjazd ciotki. Nie mogłam się tego dnia skupić na zajęciach. Ćwiczyliśmy na dworze pracę z oświetleniem, która normalnie nie sprawiłaby mi problemów, teraz jednak niemalże wszystkie kadry wychodziły źle. Na szczęście niektórzy mieli mniej doświadczenia ode mnie, więc nie byłam najgorsza w grupie.
                Nie musiałam jechać dzisiaj do pracy, dlatego prosto ze szkoły postanowiłam pojechać do Bena. Tak naprawdę miałam nadzieję, że spotkam tam jego brata. Początkowo nie chciałam wtrącać się w ich sprawy, ale nie mogłam znieść tego, jak potraktował Rebekę. Rozumiałam, że go to zabolało, aczkolwiek nie powinien załamywać jej jeszcze bardziej swoimi krzywdzącymi słowami.
                Ben znów wpółleżał na kanapie, tym razem z laptopem na kolanach i włączonym kanałem biznesowym. Miał włosy w totalnym nieładzie, które wyglądały teraz jak z anime. Cieszyło mnie jednak, że wyglądał już lepiej, nabrał trochę kolorów i widać było, iż wreszcie zaczął się oszczędzać. Zamknął komputer i odstawił go na stolik, gdy tylko mnie zobaczył.
                - Niezła fryzura. – rzuciłam, a on zaczął się śmiać i przygładzać włosy.
                - Nie opanowałem jeszcze sztuki układania krótkich włosów.
                - Nie da się ukryć. Skąd ta nagła zmiana? Lubiłam twoje dłuższe włosy, wyglądałeś w nich młodziej. – zaczęłam odbiegać trochę od celu mojej wizyty, ale nie mogłam się powstrzymać.
                - Wiem, dlatego je ściąłem. – uśmiechnął się.
                - Dlatego, że je lubiłam czy dlatego, bo wyglądałeś młodziej? – nie zrozumiałam dokładnie, o co mu chodziło.
                - Bo wyglądałem młodziej. Mam teraz własną firmę, chyba lepiej żebym wyglądał na swój wiek, a nie jak świeżo po studiach. Poza tym ty chyba wolisz starszych. – wiedziałam, że żartował, ale i tak krył się w tym podtekst. To stwierdzenie tylko przypomniało mi o naszej wczorajszej kłótni z Jaredem.
                - Jest może Jack? – zapytałam w końcu diametralnie zmieniając temat, bo nie widziałam go nigdzie w pobliżu.  
                - Czy tylko ja nie wiem, co się z nim dzieje? – odpowiedział pytaniem i oczekiwał, że wszystko mu wyjaśnię. – Cokolwiek by to nie było, Jack nie wyszedł dzisiaj ani razu z pokoju i nie chce ze mną rozmawiać.
                - W końcu wszystko ci powie. – odpowiedziałam wymijająco. – Możesz mi powiedzieć, gdzie jest jego pokój?
                Ben wytłumaczył mi jak tam dojść, a ja zeszłam schodami w dół i zapukałam do pierwszych drzwi po prawej.
                - Ben mówiłem ci, żebyś nie schodził po schodach! – wrzasnął z pokoju i szarpnął za klamkę. 
                Spróbował się opanować na mój widok, chociaż widziałam jego podkrążone oczy i byle jaki ubiór. Wpuścił mnie do środka tylko dlatego, bo nie chciał by Ben cokolwiek słyszał.
                Jego sypialnia była podobna do pokoju gościnnego, jedynie trochę większa i w ciemniejszych barwach. Miał tu też mały balkon, do którego drzwi były otwarte, przez co w pokoju było dość chłodno.
                - Nie wiem jak mogłaś wczoraj udawać przede mną, że nic nie wiesz. – zaczął od obwiniania tym razem mnie, a nie Rebeki.
                - Chciała ci sama powiedzieć. – odparłam, a on usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach, opierając ręce o kolana. Milczał, więc mówiłam dalej. – Ona naprawdę tego żałuje, jest jej teraz bardzo ciężko…
                - Myślisz, że mi nie jest ciężko? – oburzył się i spojrzał na mnie w taki sposób, jakby mówił do Rebeki. - Nie miała prawa decydować sama! To było także moje dziecko. – starał się nie krzyczeć, ale nie mógł się opanować.
                Usiadłam obok niego na łóżku.
                - Nie podjęła jej sama. – powiedziałam, a to stwierdzenie jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
                - To już jest sprawa między mną, a moją matką. Prawda jest taka, że nawet gdyby Ben jej w tym pomagał, to nie powinna się go słuchać i przyjść z tym do mnie. – mówił podniesionym głosem. – Ale domyślam się, że cokolwiek bym nie powiedział, ty i tak staniesz po jej stronie.
                Dopiero teraz spojrzał mi w oczy. Jego były przekrwione i piwne tęczówki wydawały się zmatowieć.
                - Nie jestem po niczyjej stronie. Masz rację co do niektórych rzeczy, ale to nie oznacza, że musisz ją tak traktować. – próbowałam podejść do niego psychologicznie. – Ona boi się, że ludzie będą postrzegać ją jako potwora przez to, co zrobiła. Nie mówię, że musicie od razu znów być razem, ale chociaż nie odwracaj się od niej.
                - Trudno będzie mi zapomnieć o czymś takim. – powiedział, ale tym razem spokojniejszym tonem. Widziałam jednak, że teraz zastanawia się nad moją propozycją.
                - Nie powinna być z tym teraz sama, i ty też nie. Chyba wy dwoje najlepiej się zrozumiecie w tej kwestii. – rzuciłam na koniec i poklepałam go po ramieniu, po czym ruszyłam w stronę drzwi.
                - Dzięki Leanne. – powiedział gdy minęłam już próg.
                - Nie ma za co. – odparłam i zamknęłam za sobą drzwi.
                Wstąpiłam jeszcze na chwilę na górę by pożegnać się z Benem i postanowiłam pojechać do domu żeby opowiedzieć Rebece o mojej wizycie u Jacka. Nie wiedziałam, czy będzie miała mi ją za złe czy nie, w każdym bądź razie chciałam ją jakoś pocieszyć.
                W samochodzie próbowałam jeszcze zadzwonić do Jareda, bo po wczorajszej kłótni nie czułam się najlepiej. Nigdy nie lubiłam żyć w takiej niepewności, wolałam kiedy czarno na białym było wiadome, czy jest dobrze, czy źle. Jared jednak nie ułatwiał mi życia, ponieważ ani razu do mnie nie zadzwonił, nie mówiąc już o odbieraniu. Zaczynałam być na niego wściekła, bo obrażał się na mnie gorzej niż baba.
                Gdy weszłam do domu, Rebecca siedziała na kanapie i patrzyła się pustym wzrokiem w telewizor, a ciotka gotowała coś w kuchni. Podeszłam do niej i oparłam się o blat.
                - Jak ona się czuję? – zapytałam cicho, a ciocia Beth spojrzała na mnie wymownie. Po jej minie od razu było widać, że nie najlepiej.
                Na dźwięk dzwonka do drzwi Rebecca aż podskoczyła. Skuliła się pod kocem na kanapie i już wiedziałam, że to na mnie spoczywa obowiązek sprawdzenia kto to. Po dzisiejszej rozmowie z Jackiem sama podejrzewałam, że to może być on, chociaż nie sądziłam, iż przyszedłby bez zapowiedzi.
                Po otwarciu drzwi spotkała mnie całkiem miła niespodzianka.
                Jared stał w progu z ogromnym bukietem niebieskich róż i patrzył na mnie równie głęboko błękitnymi oczami, które wręcz błagały o wybaczenie. Miał dwudniowy zarost, który jeszcze bardziej sprawiał, że wyglądał uroczo. Przypomniało mi się, że podczas mojego ostatniego pobytu w jego domu przyznałam, że zawsze podobały mi się niebieskie róże, bo były wyjątkowe i niezbyt popularne.
                - Przepraszam, Leanne. Nie powinienem wtedy się tak unosić. – widziałam, że mówi to szczerze. – I doceń to, że przejechałem pół miasta żeby znaleźć niebieskie róże.
                Zaczęłam się śmiać i rzuciłam się mu na szyję, całując go w usta. Tak naprawdę to ja powinnam go przepraszać, chociaż cała ta kłótnia była bezsensu.
                - Ja też przepraszam, że nie odbierałam. Nie kłóćmy się już więcej, chyba że tylko po to, żeby się tak godzić. – wyszeptałam mu do ucha, a on zaczął się śmiać.
                - To będziemy się tylko godzić, bez kłótni. Może być? – powiedział i podał mi kwiaty.
                - Mi pasuje. – odparłam.
                - Może pójdziemy razem na obiad? – zapytał. Zaczęłam się wahać, bo nie chciałam zostawiać Rebeki, pomimo tego, że jej matka tu była.
                - Idź, nie przejmuj się mną. – powiedziała Becky stojąc w łuku prowadzącym do salonu i uśmiechała się blado owinięta w koc.
                - O, cześć Rebecca. Coś ci się stało? – rzucił Jared, a ja obawiałam się, że moja kuzynka wybuchnie płaczem. Ona jednak była opanowana.
                - Jestem tylko trochę chora. – powiedziała i szurając kocem po podłodze wróciła do salonu.
                Spędziłam z Jaredem miły obiad w restauracji w centrum miasta. Za każdym razem gdy temat schodził na Rebekę, starałam się go zmienić. W końcu zauważył, że coś jest nie tak, ale gdy powiedziałam, iż muszę dochować tajemnicy, dał spokój.
                Obiad był na tyle udany, że postanowiłam zostać jeszcze na kolację, którą przygotowywałam razem z Constance. Gubiłam się w tych wszystkich wegańskich składnikach, na szczęście ona mi pomagała. Miło nam się rozmawiało przy gotowaniu, właściwie cały czas miałyśmy o czym gadać, co bardzo mnie cieszyło.
                Przy kolacji Jared zaprosił mnie na sobotnie przyjęcie, a właściwie bal maskowy.
                - Bal maskowy? – zapytałam zaskoczona. – Nie jesteśmy w Wenecji.
                Jared się zaśmiał.
                - Doceń kreatywność. No dalej, będzie fajnie. Poza tym to bal charytatywny. – był podekscytowany jak małe dziecko, dlatego uległam.
                Shannon i Constance także się tam wybierali. Właściwie już zaczęłam rozważać to jako całkiem dobry pomysł, bo nigdy nie byłam na tego typu balu, jednak gdy dowiedziałam się kto jest organizatorem, mój zapał natychmiast opadł.
                - Jessica Hall i dobre uczynki? – zadrwiłam. To jak porównywać seryjnego mordercę do słodkiego kotka.
                - Czego ona nie zrobi dla podniesienia reputacji. – powiedziała nagle Constance, co bardzo mnie zdziwiło. Ucieszyłam się jednak, że nie jestem jedyna która zauważa jej okropny charakter. Właściwie wszyscy w tym pomieszczeniu zdawali sobie sprawę, jaka była.
                Postanowiłam się pójść na to przyjęcie, bo nie miała nawet szansy mnie rozpoznać na balu maskowym, a zaproszenie dla Jareda obejmowało także osobę towarzyszącą. Wątpiłam by sprawdzała, czy ze mną przyszedł czy nie, poza tym nie wyprosiłaby mnie przy ludziach za nic.
                Zapewne nawet nie spodziewała się, że pomyślę o przyjściu na jej przyjęcie. Ja jednak miałam swój plan, który zamierzałam zrealizować, a to była wspaniała okazja. Ben w swoim stanie prawdopodobnie miał się nie pojawić, dlatego tym bardziej po mojej myśli było, by sam Jack tam przyszedł.
                Przez cały tydzień myślałam o sobocie. Rebecca zaczynała powoli normalnie funkcjonować, choć noce i tak spędzała na płaczu bądź miewaniu koszmarów. Ciotka Bethy w końcu musiała wrócić do domu, bo skończył jej się urlop, więc teraz znów wszystko spadło na mnie. Częściej zapraszałam Jareda do nas, ponieważ chciałam mieć na nią oko. W końcu sama z siebie powiedziała mu, co się stało, a on zachował się jak prawdziwy przyjaciel i pocieszał ją, zamiast oceniać, co przyniosło jej wielką ulgę. Widziałam jednak, że nie pochwalał jej decyzji i gdy dowiedział się o powiązaniu z tą sprawą Jessiki, strasznie się na nią wkurzył i nienawidził jej jeszcze bardziej.
                W środę do Becky przyjechał Jack. Od naszej rozmowy musiał zbierać się do tej wizyty, ale w końcu mu się to udało. Nie powiedziałam Rebece o tym, że dawałam mu rady, a on także o tym nie wspomniał. Nie chciałam być wścibska, dlatego pojechałam w tym czasie do Bena i posiedziałam z nim do przyjazdu Jacka, który po powrocie od razu pognał do swojego pokoju.
Ben także już wiedział, co się stało między jego bratem a moją kuzynką. Nie wypowiadał się nic na temat swojej matki, jedynie zaczął mówić, że Rebecca popełniła straszny błąd. Zdenerwowało mnie jego podejście, dlatego trochę bezmyślnie powiedziałam mu o tym, jak jego matka dwukrotnie próbowała się mnie pozbyć i mnie przekupić. Na początku nie chciał w to uwierzyć, potem jednak to zrobił bo wiedział, że nie wymyśliłabym czegoś takiego tylko po to, żeby go zranić. Jack także to słyszał, ale nic nie powiedział, choć widziałam jaki był podminowany. Poczułam, że mam sojuszników w moim planie przeciwko Jessice. Było mi przykro, że musiałam im to powiedzieć, ale oni sami podejrzewali już, że coś jest nie tak z ich matką.
- To dlatego wszystkie nasze dziewczyny uciekały po pierwszym spotkaniu z naszą matką. – powiedział Ben z rozczarowaniem.
Nie mieli mi za złe, że im powiedziałam. Jedynie Ben był na mnie trochę zły za to, że zrobiłam to tak późno, bo inaczej nigdy nie dopuściłby do ponownych ekscesów. Szczerze mówiąc, nie miałby nic do gadania, bo gdy za drugim razem zostałam zaatakowana przez Jessicę, on leżał w śpiączce.
                W domu Rebecca opowiedziała mi, że Jack przepraszał ją za to, jak ją potraktował. Mówił, że na próbę mogą zostać przyjaciółmi i choć trudno będzie mu za pomnieć o tym, co zrobiła, to postara się jej wybaczyć i znów zaufać. Od tamtej pory coraz bardziej zaczynała przypominać dawną siebie, chodziła normalnie do szkoły i do pracy. Czasami wychodziła gdzieś z Jackiem, ale nigdy nie opowiadała ze szczegółami przebiegu tych spotkań. Mówiła tylko, że między nimi jest teraz wyczuwalny pewien dystans, ale z dnia na dzień bywało coraz lepiej. Zawsze była niecierpliwą osobą, ale tym razem wszystko dzielnie znosiła i czekała, aż pomiędzy nią i Jackiem odżyje stare uczucie.
                Coraz więcej nocy spędzałam w mieszkaniu Jareda. Pewnego ranka w łóżku zamiast niego, leżało wielkie kolorowe pudło podpisane moim imieniem. Gdy je rozpakowałam, okazało się, że w środku znajdowała się piękna balowa suknia i dopasowana do niej idealnie ozdobna maska. Sukienka była dopasowana w talii i spodnia warstwa, która zakrywała to, co nie miało prześwitywać sięgała mi przed  kolana, ale druga, koronkowa jak cała suknia, sięgała już do samej ziemi. W pasie przepasana była jedwabnym materiałem, przypiętym tylko z jednej strony i spadającym niczym wodospad w dół, tworzącym długą suknię. Miała piękne detale i była w większości z koronki oraz jedwabiu, a choć dekolt był uwydatniony, to nie była wulgarna, może przez jej grafitowy kolor i długie rękawy. Maska była prosta i pod kolor sukienki, zasłaniająca tylko oczy, ale także zmysłowa, co zapewne było zmierzone przez Jareda. Wyznał mi później, że w wyborze tej sukni pomagała mu Emma, ale to akurat mnie cieszyło, ponieważ zdecydowanie trafiła w mój gust.
                Emma poprosiła mnie, bym pomogła jej z zakupem sukienki dla niej, ponieważ miała towarzyszyć Shannonowi na przyjęciu. Chciałam trochę poprawić humor Rebece, dlatego zaproponowałam jej, by nam coś doradziła. Nie zdradziłam jej, kto organizuje bal, ani że się na niego wybieram, znała tylko jego motyw przewodni. Wybór sukienki nie był łatwy, ale z pomocą Rebeki wszystko szło sprawniej. Najciężej było nam znaleźć idealnie pasującą do owej sukni maskę, w końcu jednak i to się udało. Kreacja Emmy była bardziej skromna od mojej, koloru fiołkowego, ale także długa do ziemi. Miała jedne ramiączko i była cała zbudowana z draperii, przez co pięknie układała się przy chodzeniu, zupełnie jak jedwab na mojej sukni.

                W sobotę późnym popołudniem pojechałam za namową Emmy do fryzjera i kosmetyczki. Zrobiono mi piękne duże fale z moich jasnych włosów, a makijaż był ciemny, łącznie z bordową szminką. Potem pojechałam do Jareda, gdzie zostawiłam moją sukienkę i przebrałam się w nią. Gdy zeszłam na dół do salonu, on był już gotowy – miał czarny garnitur z jedwabnymi wstawkami w kolorze mojej sukni, a w ręce trzymał wenecką maskę. Fryzurę miał gładką i elegancko zaczesaną do tyłu. Na mój widok oniemiał i zaczął prawić mi komplementy. Czekaliśmy jeszcze na Constance, dlatego Shannon pojechał już po Emmę i mieliśmy wszyscy razem wyruszyć na przyjęcie do letniej rezydencji Hallów nad jeziorem, niedaleko Ascot. 

10 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawy bal :) Mam nadzieję, ze nie będziesz oszczędzała nie tylko na dokładnym opisie intrygi ale także na opisach kreacji i dekoracji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze sie, ze chlopaki powoli poznaja sie na swojej matce. (: a w sprawie bledow- jest niezle, ja nie znalazlam zadnych, i rozdzial mi sie podobal, ciesze sie, ze powoli zaczyna sie ukladac miecy Rebecca a Jackiem (: tak trzymaj <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetny rozdział :) Nie mogę się doczekać balu maskowego! Oj, będzie się działo... Niecierpliwie wyczekuję kolejnego :D Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, chyba powinnaś częściej pisać, jak ja to nazywam, "na chybcika". Bardzo mi się podoba i jedyną rzeczą, którą mogę ci zarzucić, to jakiś zgubiony przecinek, ale nic poza tym. Chcę wiedzieć więcej, cały bal, chcę to widzieć, chociaż tam mnie nie ma, dosłownie, całe moje jestestwo domaga się widoku tych dekoracji... i tańca Lei z Jaredem *.*
    Poza tym... czyżbym wyczuwała nutkę romansidła między Shannem a Emmą? Zobaczymy ;)
    Weny! I nie spiesz się, jest idealnie :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieżko u mnie z tym pisaniem na szybko, bo zazwyczaj albo nie mam czasu wcale, albo mam go mnóstwo.
      Zobaczysz, juz niedługo :D
      Dziekuje <3

      Usuń
    2. Ja za to znalazłam chwilę, żeby skończyć to co zaczęłam. Zapraszam na epilog Elci, mam nadzieję, że się nim nie zawiedziesz.
      S.

      Usuń
  5. bylam na wakacjach i mialam troche do nadrobienia ! super jak zawsze, nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow! pozdrawiam i zycze weny / S.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)