Tej nocy nie było mowy o spokojnym śnie.
Jedynym sposobem by Rebecca chociaż trochę się uspokoiła było podanie jej
tabletek i zaśnięcie przy jej boku. Wciąż jednak budziła się z krzykiem, albo
szturchała mnie przypadkiem miotając się po łóżku przez koszmary.
Na
szczęście miała wolne, mogła bez konsekwencji zostać w domu i się zamartwiać.
Nie wiedziałam jak jej pomóc, namawiałam ją na szczerą rozmowę z Jackiem, ale
nawet nie chciała o tym słyszeć. Cały czas powtarzała, że to też jej wina, a
gdyby powiedziała mu prawdę to by ją znienawidził i nie uwierzył, iż jego matka
do wszystkiego się przyczyniła. Miała rację, to była także jej wina, ale znałam
Jessicę – była świetną manipulantką, dlatego wiedziałam, iż gdyby nie ona moja
kuzynka z pewnością nie zrobiłaby czegoś takiego. Mogłabym ją teraz pouczać, że
to czego się podjęła było okropne i że gdybym była na jej miejscu to nigdy bym
nawet nie pomyślała o takim rozwiązaniu, ale co by to dało. Zapewne jedynie
pogrążyłoby ją to jeszcze bardziej, dlatego tylko ją pocieszałam i doradzałam,
co ma robić.
Jared
dzwonił do mnie kilka razy, ale Rebecca prosiła mnie, bym nikomu nic nie
mówiła, więc po prostu nie odbierałam. Po długich namowach zaciągnęłam ją do
psychologa, bo bałam się ją zostawić chociaż na chwilę, poza tym nie mogłam już
znieść jej płaczu przy którym niemalże traciła dech.
Zostawiłam
ją tam, bo miła pani psycholog w średnim wieku powiedziała, że trochę to potrwa
i pojechałam do szpitala.
W
rejestracji powiedzieli mi, że Ben już dziś wyszedł, dlatego udałam się tym
razem do jego mieszkania, które na szczęście nie było daleko.
Leżał
pod kocem na kanapie i oglądał telewizję, a Jack siedział na fotelu i pił kawę.
Gdy tylko go zobaczyłam pomyślałam o Rebece i natychmiast spojrzałam na jego
starszego brata. Jack domyślił się, że przyszłam tu do niego, dlatego zostawił
nas samych i wyszedł, prawdopodobnie do swojego pokoju. Usiadłam na jego
miejscu i spojrzałam na Bena. Wyglądał mizernie i wciąż nie mogłam przywyknąć
do jego krótkich włosów, w których wyglądał poważniej niż w dłuższych.
-
Co ty zrobiłeś? – zapytałam zbijając go z pantałyku.
-
To znaczy? – powiedział rozespanym głosem, jakby dopiero co się obudził.
-
Od siedzenia przy fortepianie nie popękały ci szwy. Jak to zrobiłeś? – cały
czas patrzyłam mu w oczy, aż spuścił wzrok i się zamyślił.
-
Powiem ci tylko dlatego, że uratowałaś mi życie. – odparł udając, że ogląda
telewizję. – Byłem tego dnia w firmie, zaraz przed tym jak przyszłaś.
Zastanowiłam
się przez chwilę i zaczęłam podejrzewać, że coś kręci.
-
Spotkałam Jacka na parkingu, pozwolił ci wyjść? – wiedziałam, że jego brat
uważał tak samo jak ja, że Ben powinien się oszczędzać, dlatego dziwne było dla
mnie, iż tak po prostu dał mu pojechać do firmy.
-
Nie, nic nie wiedział. Wtedy był na parkingu, bo zostawił w drugim aucie jakieś
ważne dokumenty i nawet nie wchodził do środka. Cały dzień był poza domem,
jeśli był już w budynku to tylko po pocztę. – dopiero teraz spojrzał mi w oczy.
– Wykorzystałem to i pojechałem do firmy, ale udawałem że wszystko w porządku,
więc nie wziąłem kul i trochę się przeceniłem. Byłem może od dwudziestu minut,
kiedy przyjechałaś. Kiepsko się czułem, ale nie chciałem żebyś to zauważyła.
Wiedziałam,
że musiało stać się po drodze coś jeszcze, ale nie chciałam już go więcej o to
wypytywać. Miałam ochotę go skrzyczeć, bo zachowywał się jak dziecko. Do niego
jednak nie docierało, że jest teraz chory i nie może żyć jak wcześniej przez
jakiś czas.
-
Nawet nie wiesz jak mnie wtedy wystraszyłeś. – rzuciłam. – Kiedyś dostanę przez
ciebie zawał.
-
Przepraszam. – powiedział próbując mnie zmiękczyć swoim chłopięcym uśmiechem. –
Sam też się trochę przestraszyłem, dlatego obiecuję już nie szaleć. Poza tym i
tak mam areszt domowy. – przewrócił oczami.
-
Jack pilnuje cię dwadzieścia cztery na dobę? – zapytałam.
-
Gorzej. – westchnął. - Jak musi gdzieś jechać to podejrzanie dużo czasu spędza
tu nasza gosposia, która z trzech razy w tygodniu nagle jest tu codziennie i
sprząta pięć razy to samo.
Gdy
tylko skończył to mówić, do salonu przyszła niska kobieta koło pięćdziesiątki w
roboczym stroju, niosąca stos ręczników. Przywitała się ze mną miło i poszła w
stronę sypialni.
-
A nie mówiłem. – powiedział Ben i znów przewrócił oczami.
Jack
wrócił właśnie do salonu i pożegnał się z nami. Postanowiłam wykorzystać to, że
mogę go złapać na rozmowę na osobności.
-
Chętnie dotrzymałabym ci towarzystwa, ale muszę jeszcze coś załatwić. –
powiedziałam do Bena pośpiesznie, bo słyszałam już jak schodzi po schodach. –
Wpadnę później, do zobaczenia.
Poszłam
spokojnie w stronę korytarza i gdy w nim zniknęłam, rzuciłam się biegiem przez
schody. Zdążyłam wsiąść do windy zanim drzwi zamknęły się za Jackiem.
Nie
chciałam się mieszać w ich sprawy, ale musiał wiedzieć, że Rebece na nim
zależy. Wiedziałam, iż ona sama do niego się nie odezwie w tym stanie, dlatego
postanowiłam jej trochę pomóc.
-
O, Leanne. – powiedział zaskoczony moim szybkim wyjściem i zaczął mówić, zanim
zdążyłam cokolwiek z siebie wydusić. – Mam do ciebie sprawę. Mogłabyś
powiedzieć Rebece, żeby zaczęła odbierać moje telefony? Możesz jej już
powiedzieć, że o nas wiesz.
Wydawał
się być zaniepokojony, a ja starałam się nie pokazać, że wiem coś więcej na ten
temat. Nie zamierzałam też mówić, iż powiedziałam mojej kuzynce o mojej wiedzy
na temat jej związku z Jackiem.
-
Um, jasne, powiem jej. – próbowałam mówić obojętnym tonem. – Poza tym już mi
powiedziała o was, więc nie muszę udawać, że nic nie wiem.
-Mówiła
coś więcej wczoraj na mój temat? – zapytał gdy wychodziliśmy z windy.
Stanęliśmy w małym, oszklonym pomieszczeniu oddzielającym windę od parkingu.
Musiałam
szybko ułożyć sobie w głowie odpowiedź, która nie uwzględniała rzeczy, o
których Rebecca nie chciała mu mówić. Uważałam, że powinien wiedzieć, ale to
była jej decyzja, a nie moja.
-
Była smutna, ale nie chciała mi dokładnie powiedzieć o co chodzi.
Jack
chyba domyślił się, że coś kręcę, ale zrozumiał, że w tej sytuacji robię to, o
co ona mnie prosiła, a nie on. Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie wyciągał
już nic ode mnie. Widać było, że nie był w najlepszym nastroju.
-
W każdym bądź razie powiedz jej, że wyjaśniłem sobie wszystko z Benem i wiem,
że nic między nimi nie było. Powiedz jej też, że bardzo chcę się z nią zobaczyć
żeby ją przeprosić… i że za nią tęsknię.
Poczułam
się strasznie. Wszystko we mnie krzyczało „powiedz mu prawdę!”, ale wiedziałam,
że nie mogę tego zrobić. Zapewniłam go, iż przekażę jego wiadomość Becky i się
z nim pożegnałam.
Pojechałam
po Rebekę. Akurat wychodziła z gabinetu, cała roztrzęsiona. Psycholog
powiedziała mi, że umówiła się już z nią na kolejną wizytę i poszłyśmy do
samochodu.
W
drodze opowiadała mi zdawkowo wizytę twierdząc, że trochę jej to pomogło. Zapytała
mnie, co robiłam w tym czasie i postanowiłam powiedzieć jej prawdę, ale dopiero
w domu, gdy usiadłyśmy na kanapie w salonie.
-
Co powinnam zrobić? – zapytała przez łzy, kiedy tylko usłyszała wiadomość od
Jacka. Nie czułam się dobrym doradcą w takich sprawach.
-
A co powiedziała ci psycholog?
Rebecca
westchnęła głośno i wytarła łzy w chusteczkę.
-
Doradziła mi, żebym mu powiedziała prawdę. Ale on mnie znienawidzi, Lea. –
pociągnęła nosem i przytknęła chusteczkę do oczu.
Trudno
było przewidzieć, co zrobi Jack. Był dobrym facetem, poza tym pamiętałam jak na
przyjęciu potrafił odpyskować swojej matce, kiedy ta mnie prowokowała, dlatego
wydawało mi się, że poniekąd zdawał sobie sprawę, iż Jessica nie jest święta.
Oczywiście prowokowanie a płacenie za aborcję były dwoma innymi rzeczami, ale
oszukiwanie go nie prowadziło do niczego. Znałam Rebekę nie od dziś i
wiedziałam, że prędzej czy później wyrzuty sumienia dałyby o sobie znać, a
wtedy mogłoby już być za późno na naprawienie czegokolwiek. Poza tym jego matka
była tak dobrą manipulantką, że mogła to wszystko odwrócić na swoją korzyść.
-
Lepiej żebyś powiedziała mu teraz, kiedy jest szansa, że zrozumie. Im dłużej
będziesz go oszukiwać, tym gorzej to zniesie, kiedy się wyda. A dzięki jego
matce to może wyjść na jaw szybciej niż myślisz, w dodatku wszystko tak
pozmienia, że już w ogóle się z tego nie wytłumaczysz.
Do
drzwi zadzwonił dzwonek. Rebecca wystraszyła się, że to Jack i kazała mi
otworzyć, a w razie czego nie wpuszczać go do środka.
Okazało
się, że to tylko Jared. Tym razem to ja miałam przechlapane, a nie ona.
-
Lea, martwiłem się o ciebie. Cały dzień nie odbierasz ode mnie telefonu. – był
na mnie zły, co mnie nie dziwiło. Też bym się martwiła, gdyby cały dzień nie
było z nim kontaktu.
-
Przepraszam Jay, wynagrodzę ci to. – obiecałam mu, cały czas trzymając w pół
otwarte drzwi i trzymając go na korytarzu. – To nie jest najlepszy moment,
wszystko niedługo ci wytłumaczę. Rebecca mnie teraz bardzo potrzebuje.
Spojrzał
na mnie wciąż wkurzony. Nie mogłam mu jednak nic powiedzieć, gdyż Becky mnie o
to prosiła.
-
Nie tylko ona i Ben cię potrzebują. – powiedział wymownie. Domyśliłam się, że
szukał mnie u swojego przyjaciela i dowiedział się, że tam byłam. – Zadzwoń do
mnie, kiedy przyjdzie już moja kolej.
Chciałam
go zatrzymać, ale zamiast tego stałam tam jak wrośnięta w ziemię. Wiedziałam,
że ma rację i zrobiłam błąd, nie odbierając ani jednego połączenia, albo nie
pisząc chociaż jednego esemesa. Nie miałam mu jednak nic do powiedzenia. Nic co
bym teraz powiedziała nie pomogłoby go udobruchać, dlatego dałam mu odejść.
Usiadłam
obok Becky i wpatrywałam się w pustą ścianę starając się nie rozpłakać z
bezradności. Jej depresyjny nastrój powoli zaczął mi się udzielać.
-
Masz przeze mnie problemy? – domyśliłam się, że słyszała naszą rozmowę.
Nie
odpowiedziałam. Rozpłakałam się i siedziałyśmy tak rozlewając tyle łez, że
mogłybyśmy zalać nasze mieszkanie.
Kiedy
wreszcie się ogarnęłam przypomniało mi się, że miałam jeszcze raz pojechać do
Bena. Nie chciałam zostawiać Rebeki samej, dlatego miałam już do niego dzwonić
i powiadomić go, że jednak nie przyjadę.
Wychodziłam
właśnie z łazienki, kiedy usłyszałam jak Becky rozmawia przez telefon w
salonie. Gdy weszłam, rozłączyła się.
-
Jack znów dzwonił. – oświadczyła smutno. – Powiedziałam mu, żeby tu przyjechał.
Masz rację, musze mu wszystko powiedzieć, gorzej już nie będzie.
Zdziwiło
mnie, że była taka pewna siebie.
-
Mam was tu zostawić samych? – zapytałam. Przytaknęła, dlatego postanowiłam
pojechać do Jareda i go przeprosić. Napisałam Benowi, że odwiedzę go jutro. –
Gdyby cokolwiek się działo, dzwoń do mnie. Od razu przyjadę. – powiedziałam do
Rebeki, a ona znów pokiwała głową na znak, że rozumie i mnie przytuliła.
-
Dziękuję, Lea. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
Jack
przyjechał punktualnie o dziewiątej. Chciałam mu coś jeszcze powiedzieć,
ostrzec go, ale postanowiłam się w to nie mieszać. Wyszłam z mieszkania i
zostawiłam ich samych.
Przejechałam
kolejne już dziś kilometry i zapukałam do drzwi Jareda. Stałam tam pięć minut i
nikt nie otwierał. Zaczęłam go prosić, żeby mnie wpuścił, bo myślałam, iż jest
po prostu na mnie obrażony.
-
Nie ma go, wyszedł jakieś dwie godziny temu. – powiedział Shannon stojąc w
drzwiach po drugiej stronie korytarza. A więc jego brat od czasu wizyty u mnie
nie wrócił do domu. – Może wejdziesz do mnie?
Nie
chciałam mieszać Benowi mówiąc, że jednak przyjadę, dlatego się zgodziłam.
Jego
mieszkanie metrażowo było lustrzanym odbiciem domu Jareda, jednak urządził je
całkiem inaczej. Było tu pełno czaszek, szarości i czerni. Oczywiście
dominowała biel, ale stylem różniło się od mieszkania jego brata. Wszędzie
roiło się od różnych roślin liściastych, a meble były w większości awangardowe.
Na ścianie wisiał tylko jeden obraz i jako jedyny wprowadzał tu jakiekolwiek
kolory prócz roślin. Przedstawiał drzewa, ale na pierwszy rzut oka wyglądał jak
abstrakcja. Od razu rozpoznałam ten styl.
Genevieve
zawsze lubiła malować. Pamiętałam jak śmiała się, że zostanie sławną malarką
albo aktorką.
Shannon
zauważył, że przyglądam się temu obrazowi.
-
Dała mi go kiedyś na urodziny. To las, w którym często spotykaliśmy się po
kryjomu. – w jego głosie była nuta tęsknoty, ale także radości na samo
wspomnienie tych chwil.
-
Ten obok naszego domu? – zapytałam.
-
Tak.
Shann
zaproponował, żebyśmy wyszli na balkon, bo jego matka spała już na górze.
Powietrze było chłodnawe, ale dawało mi swojego rodzaju spokój.
-
Nie chcę się wtrącać, ale o co poszło między tobą a Jaredem? Wydawał się być
dzisiaj nieźle wkurzony. – zapytał niepewnie.
-
Nie odbierałam od niego telefonów i martwił się, że coś mi się stało. –
odpowiedziałam patrząc na przejeżdżające co jakiś czas samochody.
-
A coś się stało? - opierał się razem ze
mną o barierkę i patrzył na mnie.
-
Gdybym mogła to komukolwiek powiedzieć, to byście wiedzieli. – powiedziałam
szczerze, by nie pytał mnie o to dalej.
-
Nie ufasz mu? – zapytał i dopiero wtedy na niego spojrzałam. Miał rozwalone
włosy od wilgoci i patrzył na mnie z poważną miną.
-
Ufam, ale tu nie chodzi o mnie. – samo to, że musiałam się zastanowić nad
odpowiedzią świadczyło chyba, że nie do końca darzyłam go zaufaniem. Nie znałam
go dość długo, ale gdyby chodziło tu o mnie, to wiedziałby jako pierwszy. W tej
sytuacji jednak nie mogłam mu nic powiedzieć.
Shannon
objął mnie ramieniem i uśmiechnął się lekko. Byłam mu strasznie wdzięczna, że
nie męczy mnie dalszymi pytaniami i nie chce za wszelką cenę wyciągnąć ze mnie
więcej informacji. Oparłam głowę o jego
ramię i zamknęłam oczy, próbując się choć na chwilę wyłączyć.
-
Jared musi ochłonąć. On już tak ma, że gdy dzieje się coś nie po jego myśli, musi na chwilę zmienić otoczenie. –
powiedział cicho.
Rozmawialiśmy
jeszcze przez kilka minut, kiedy zaczęłam martwić się o Rebekę. Postanowiłam nie
czekać już na Jareda, tylko wrócić do domu i najwyżej poczekać na klatce
schodowej.
Kiedy
byłam już na pierwszym piętrze usłyszałam krzyki z mieszkania i zatrzaskiwane
drzwi. Pobiegłam do góry i wpadłam na Jacka, który ukrywał twarz jedną ręką i
niemalże biegł w stronę wyjścia. Odsunęłam się na bok opierając się o
balustradę, by go nie zatrzymywać. Przemknął tak szybko, że nawet na mnie nie
spojrzał.
Pobiegłam
prędko do mieszkania.
Interesting.....
OdpowiedzUsuń:>>
UsuńŚwietny rozdział <3 (jak zwykle) czekam już na kolejny ^^
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńOkej... Nie wiem, co mam powiedzieć. Ten wrzask... czyżby kłótnia, że Rebeka posłuchała się matki Jacka?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, nie będę Sherlockowała, bo ostatnio chyba trochę za dużo było tych samosprawdzających się domysłów.
Weny! (i ani mi się waż zwalniać tempa publikowania!)
S.
No moze lepiej bez gdybania, bo jeszcze podazysz moim rozumowaniem (again) :)
UsuńDziekuje, a co do publikowania to zobaczymy :3
Dlaczego nam to robisz? :C W takich momentach przerywać ;_; Niech Jared się nie gniewa C: faaaajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńW jakims musiałam :) dziekuje.
UsuńSERIOWTYMMOMENCIECZYJACIEMAMKURDEZEPCHNĄĆZESCHODÓWCZYJAK???? Jak to ogarnęłaś to jesteś wielka xD Ale tak na serio? No co się z nimi dzieje? Co zrobi Jack?!?! No mam nadzieję że Jack wróci do Rebeki ;-; I niech Jared pogodzi się z Lea! Kochany Święty Mikołaju byłam grzeczna, dlatego o to wszystko proszę ;-;
OdpowiedzUsuńBLAGAMWTYMMOMENCIENIESPYCHAJMNIEZESCHODOWBOJUZNIENAPISZEWIECEJ ;~
UsuńJak to ogarniesz, to jestes jeszcze większa xd
Wszystko sie okaże soon, na pewno szybciej niz nadejdzie boze narodzenie :)
Nie no jak mogłas w takim miejscu skończyć no skandal ! ! :O mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. :-* ten był GENIALNY ! !
OdpowiedzUsuńDzieki wielkie <3
UsuńŚwietny rozdział, teraz nie mogę przestać myśleć co sie stanie... Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńDziekuje (:
UsuńUwielbiam Cię! Za co?
OdpowiedzUsuń1. Zajebiście piszesz
2. Doskonała historia
3. Po raz kolejny widzę, że dajesz piosenkę Coldplay xD Masz dobry gust, kochana xd
Och dziekuje, ja ciebie tez haha <3
UsuńMam ostatnia taka fazę na Coldplay, ze najchętniej dodawalabym całe albumy :D
I bardzo dobrze xD Coldplay wciąga, co nie?
Usuń