Trzeciego
dnia mojego pobytu w hotelu zaczęło brakować mi ubrań. W tym czasie zdążyłam
odebrać sporą zapłatę za sesję okładkową, a nawet zrobić kolejną pomniejszą.
Zostałam oficjalnie przyjęta do zespołu i póki co powierzano mi zdjęcia do
działu modowego. Z okazji mojego debiutu na okładce w roli fotografa Marie-Ann
postanowiła urządzić małe przyjęcie w jednym z najlepszych klubów w Londynie.
Poza tym chciała, abym zintegrowała się z zespołem.
Już
wcześniej chciałam zorganizować coś takiego, ale z powodu wcześniejszych
wydarzeń nie miałam do tego głowy. Skoro moja przełożona zaproponowała jego
organizację to musiałam się zgodzić.
Tu
jawił się problem – nie miałam w co się ubrać. Teoretycznie mogłabym iść na
zakupy i właściwie to zamierzałam zrobić, jednakże zamierzałam kupić jedynie
samą sukienkę, a dodatki zabrać z domu. Postanowiłam więc zakraść się do
własnego mieszkania i zabrać to, co potrzebuję podczas gdy Rebecca powinna być
na uczelni lub w pracy. Wciąż nie chciałam się na nią natknąć i odwlekałam to,
co nieuniknione – prędzej czy później musiałyśmy porozmawiać o tym, co się
stało. Moja kuzynka próbowała do mnie dzwonić, ale nie odbierałam. Po prostu to
nie była rozmowa na telefon.
Poprzedniego
dnia wreszcie dotarł mój kochany granatowy Mini Cooper, którego zakupiłam za
pieniądze za sprzedaż mojego poprzedniego auta w Luizjanie, ponieważ przez inny
układ kierownicy w Wielkiej Brytanii postanowiłam kupić nowy. Był oczywiście
używany, ale w całkiem niezłym stanie – Jared pomógł mi go wybrać w komisie.
Popołudniu
wybrałam się na pierwszą przejażdżkę do mojego mieszkania, które powoli nie
było już moim mieszkaniem. Auto Rebeki nie stało na podjeździe, co utwierdziło
mnie w przekonaniu, że trafiłam w dobrą porę. Gdy tylko wysiadłam przeszył mnie
zimny podmuch wczesno jesiennego wiatru, dlatego szybko pobiegłam do środka
budynku.
Starałam
się jak najszybciej zabrać potrzebne rzeczy i wyjść. Pokój został w takim
stanie, w jakim go ostatnio widziałam – z porozrzucanymi ubraniami, które
trafiły na podłogę gdy brałam w pośpiechu co popadło.
Mój
idealny plan okazał się klapą, gdyż przy wyjściu napotkałam wracającą Rebekę.
Na mój widok zareagowała zaskoczeniem.
-
Jestem tu tylko po kilka rzeczy. – powiedziałam chcąc przełamać niezręczną
ciszę i upewnić ją, że nie wracam. Wyglądało na to, że zasmuciła ją moja
wiadomość. Spojrzała na mnie spod długich rzęs i zaprosiła do salonu, jednak
odmówiłam. Stanęła bezradnie nerwowo przewracając w ręce klucze.
-
Leanne, naprawdę nie chciałam cię uderzyć. – wyglądało na to, że mówiła
szczerze, ale wciąż mnie to nie przekonywało. – Przepraszam. Mam ostatnio
mnóstwo problemów. Wiem, że nie powinnam wyżywać się na tobie, ale to co
zobaczyłam sprawiło, że coś we mnie pękło.
Była
skruszona; wyglądała, jakby się miała popłakać. Przez ułamek sekundy zrobiło mi
się jej żal.
-
Ty masz problemy? – powiedziałam z lekką ironią. – Zresztą nieważne jakie by
one nie były, nie powinnaś uderzać mnie w twarz! – wrzasnęłam niechcący.
-
Nie zdałam połowy egzaminów. W pracy też mi nie idzie, bo nie umiem już
współpracować z Benem. Moje życie miłosne się posypało, a moja kuzynka się
wyprowadziła. Mam wymieniać dalej? – powiedziała opanowana, jednak widziałam
jak bardzo ją to martwi. – Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia jeśli chodzi o
to, że cię uderzyłam, ale chociaż spróbuj mnie trochę zrozumieć. Przepraszam,
nie chciałam żeby tak wyszło.
-
Nie wiedziałam nic o twoich egzaminach. – pomyślałam na głos jakby to było
najważniejsze. Postanowiłam, że to dobry, a właściwie jedyny czas by podać
sobie dłoń na zgodę. – Ja też przepraszam, że nie powiedziałam ci o mnie i
Benie. Poznaliśmy się już wcześniej i bałam się jak zareagujesz, podejrzewałam
że mi nie uwierzysz.
Nawet
nie wiem kiedy znalazłam się w jej objęciach. Myślę, że potrzebny nam był ten
uścisk na zgodę. Wciąż jednak obawiałam się konfrontacji z nią i Benem, do
której prędzej czy później miało dojść. Nie chciałam jednak zadręczać się
wszystkim naraz.
-
Wprowadzisz się z powrotem? – zapytała mnie z nadzieją w oczach gdy tylko
wypuściła mnie z ramion.
-
Tak, mam dość hotelu. – odparłam i obie się uśmiechnęłyśmy.
Pojechałam
do hotelu, uregulowałam płatności i zawiozłam rzeczy z powrotem do mieszkania. Rebecca
nie szła dziś do pracy, dlatego poprosiłam ją o pojednawcze zakupy. Wiedziałam
oczywiście, że wiązało się to ze spędzeniem całego dnia w galerii biegając od
sklepu do sklepu, jednak biorąc pod uwagę jej problemy pomyślałam, że będzie to
dla niej dobra terapia. Poza tym miała dobry gust i wiedziała co lubię, dlatego
wydawała mi się najlepszym doradcą co do doboru sukienki.
-
Idziesz tam sama? – zapytała mnie niepewnie oglądając sukienki koktajlowe.
Oczywiście wiedziałam co się kryje pod tym pytaniem.
-
Nie wiem, szczerze mówiąc to o tym nie myślałam. – odparłam zgodnie z prawdą.
-
Zrozumiem jeśli będziesz się z nim nadal spotykać. Będzie mi ciężko, ale się
postaram. – powiedziała nie odrywając wzroku od ubrań.
-
Chyba zaproszę Jareda. – rzuciłam. Pomyślałam, że to lepsza opcja, bo nie chciałam
dolewać oliwy do ognia zaraz po tym, jak się pogodziłyśmy. Ta odpowiedź
sprawiła, że się rozpogodziła.
-
Łączy was coś więcej? – zapytała zaciekawiona. Postanowiłam pominąć wszystko co
wydarzyło się między nami i zachować to dla siebie.
-
Przyjaźnimy się, po prostu ostatnio dużo mi pomagał i pomyślałam, że się
odwdzięczę.
Becky
wolałaby chyba, bym odpowiedziała „tak” i dała jej tym ponowną szansę do
starania się o Bena. Nie było jednak potrzeby jej okłamywać i dawać złudne
nadzieje.
-
Yhm. – burknęła.
-
Może pójdziesz z nami? – zapytałam patrząc na manekina nad moją głową.
-
Sama? Będę się głupio czuła.
Zaczęłam
żałować, że to zaproponowałam. Wpadła mi do głowy jednak jeszcze jedna myśl.
-
Może zabierzesz Shannona? Na pewno nie ma na dziś żadnych planów.
Rebecca
zawahała się na chwilę. Spojrzała na mnie w taki sposób, jakby chciała upewnić
się czy nie żartuję.
-
No nie wiem, Lea…
-
Byłoby mu miło. – wtrąciłam się jej w słowo. – Mogłabyś poznać kogoś nowego.
-
Nie mam ochoty na poznawanie nikogo. – powiedziała smutno, dając mi do
zrozumienia, że to z mojego powodu. – Ale okej, może masz rację. Przyda mi się
trochę zabawy.
Ostatecznie
wybrałam burgundową dopasowaną sukienkę do kolan, która delikatnie uwydatniała
dekolt. Becky zdecydowała się na żółtą szyfonową koktajlową sukienkę marszczoną
na biuście i odciętą w talii. Wyglądała w niej jak milion dolarów… lub raczej
funtów.
W
domu umalowałyśmy się i przebrałyśmy. Rebecca dla odmiany wyprostowała swoje
falowane włosy, a ja swoje – proste – nakręciłam. Wcześniej zadzwoniłam do
Jareda i razem z Shannonem zgodzili się nam towarzyszyć. Powiedział, że
przyjadą po nas o ósmej – impreza zaczynała się o dziewiątej.
Byli
ubrani szykownie, ale zarazem na luzie – Jared miał na sobie jasną bluzkę,
połyskującą marynarkę oraz ciemne spodnie i ciężkie buty, natomiast Shannon
t-shirt z czarno-białym nadrukiem i szarą marynarkę z podwiniętymi rękawami, do
tego sprane jeansy i bardziej eleganckie buty od swojego brata.
Pojechaliśmy
wypożyczonym przez nich dużym ładnym autem, kierowcą był Shannon. Zatłoczone
ulice Londynu zmuszały nas do częstych postojów w korkach. Zapytałam Jareda czy
może włączyć jakąś ich piosenkę, skoro i tak mieliśmy dużo czasu na
posłuchanie.
Włożył
swój telefon do stacji dokującej w aucie i z głośników popłynął dźwięczny utwór
rozpoczęty dźwiękiem elektronicznego pianina. Gdy poprosiłam o tytuł
powiedział, że nazywa się „Hurricane”. Natomiast kiedy zapytałam o teledysk,
spojrzeli po sobie z bratem i się zaśmiali. Widział, że nada oczekuję na
odpowiedź, więc rzucił tylko:
-
Zobacz sama. Albo lepiej nie. Możesz po nim zmienić o mnie zdanie.
-
To znaczy? – zapytałam zbita z tropu.
-
Może jako fotograf docenisz stronę artystyczną, a nie tylko… tę ocenzurowaną. –
uśmiechnął się do mnie zalotnie i odwrócił. Nie wiedziałam czego się spodziewać
po tym teledysku, ale postanowiłam że gdy tylko dotrę do domu to go obejrzę.
Zdążyliśmy
przesłuchać jeszcze dwie piosenki zanim dotarliśmy na miejsce. Obie bardzo mi
się podobały i pomyślałam, że gdybym wcześniej o nich słyszała to pewnie
byłabym ich fanką. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, ile dziewczyn (i
chłopaków) chciałoby być na moim miejscu i jechać z n i m i na imprezę.
Myślę,
że gdybym słyszała je wcześniej natychmiast poznałabym głos Jareda. Gdy byłam
mała śpiewał mi kołysanki do snu – tamten głos był bardziej chłopięcy,
delikatniejszy – ale to wciąż był jego głos, nadal melodyjny i dźwięczny.
Klub
był pełen ludzi w różnym wieku, przestronna sala mieniła się neonowymi
kolorami. Marie-Ann wspominała wcześniej, że wynajęła nam lożę i dała wskazówki
jak tam dojść. Szybko poradziliśmy sobie z tym zadaniem i gdy już
przecisnęliśmy się przez tłum tańczących i pijących ludzi, znaleźliśmy się
wśród załogi ELLE.
Pierwsza
znajoma twarz jaka rzuciła mi się w oczy to Aaron i jego kolorowe oprawki –
zmienił je niedawno. Później zobaczyłam kilka asystentów, których imion nie
pamiętałam, a w końcu podeszła do nas Marie-Ann. Zaskoczył ją widok Jareda, ale
przywitała się z nim przyjaźnie i wymieniła z nami kilka zdań, głównie
proponując nam dowolne drinki na koszt firmy.
Na
początku rozmawiałam z moimi (od niedawna) współpracownikami, większość z nich
wydawała mi się być miła i skora do pracy w zespole. Dużo gawędziłam z makijażystką
o imieniu Ashley, a także z Tomem, z którym do tej pory udało mi się pracować
najwięcej. Szybko jednak został porwany przez kogoś innego. Zaczęłam poszukiwać
wzrokiem Rebekę – rozmawiała z jakimś gościem pod kolumną, wydawała się dobrze
bawić. Jared zniknął mi na chwilę z oczu, później jednak dostrzegłam, że także
jest pogrążony z kimś w dyskusji, dlatego udałam się w stronę baru. Spotkałam
tam Shannona pijącego whisky.
-
Mogę się dosiąść? – zapytałam wyrywając go z egzystencjalnych przemyśleń przy
kieliszku.
-
Jasne. – powiedział siląc się na uśmiech.
Zamówiłam
pierwszego lepszego drinka z karty i zajęłam miejsce obok niego. Kiedy dostałam
mój alkohol, jego się skończył.
-
Dolać? – zapytał barman gdy spostrzegł
pustą szklankę. On jednak podziękował.
-
Liczyłam na wspólny toast. – rzuciłam do Shannona chcąc go trochę rozchmurzyć.
-
Muszę uważać z alkoholem. – odparł przyciszonym głosem. – Dla ciebie zrobię
mały wyjątek. – poruszył lekko kącikami ust i poprosił barmana o dolewkę.
-
Czemu siedzisz tu sam? – wyglądał naprawdę mizernie, dlatego starałam się
dowiedzieć co go trapi. Rebecca nie była dobrą towarzyszką, przez co musiałam
ją zastąpić.
-
Jared gada z Terrym, Rebecca gdzieś poszła, ty się integrujesz. Poza tym nie
mam nic przeciwko siedzeniu samemu. – upił łyk whisky.
-
Terrym? – zapytałam. Nie zwróciłam uwagi na rozmówcę Jareda.
-
Terry Richardson, jego kumpel z Nowego Jorku. Fotograf, pewnie go znasz. –
przytaknęłam. – Przyjechał tu chyba w celach służbowych.
Znałam
tego fotografa, oczywiście nie osobiście, a z jego prac. Chętnie bym z nim
porozmawiała, jednak nie chciałam zostawiać Shannona samego.
Nagle
podszedł do nas Ben. Zdziwiła mnie jego obecność, a wręcz zaniepokoiła.
Poczułam się winna tego, że go nie zaprosiłam – jednak po starciach z Rebeką
wolałam nie dolewać oliwy do ognia.
Ben
przywitał się ze mną i z Shannonem, po czym usiadł obok mnie w wyniku
propozycji Shanna.
-
Co ty tu robisz? – zapytałam oskarżycielskim tonem, którego wcale nie
planowałam. On jednak był opanowany i zamówił tylko to samo co Shannon.
-
Mary mnie zaprosiła. Powiedziała, że tu będziesz i myślała, że przyjdziesz
sama. – spojrzał na mojego towarzysza, ale ten był teraz w innym świecie i
chyba nawet nie usłyszał jego słów. W każdym bądź razie w żaden sposób nie
zareagował. – Jesteście tu sami z Shannem?
W
tym momencie podszedł do nas Jared. Obydwoje się przywitali, jednakże
zauważyłam na ich twarzach dziwny wyraz twarzy, który pojawił się na chwilę i
zaraz zniknął.
-
Ben, miło cię widzieć. – powiedział Jared uprzejmie, chociaż jego głos był
bardziej obojętny. – Przyszedłeś sam?
-
Tak. – rzucił Ben i spojrzał na mnie. Zaczęłam szybciej pić drinka byle nie
musieć się odzywać. – Leanne, możesz podejść ze mną do Marie-Ann? Miała jakąś
sprawę.
-
Jasne. – odparłam, choć wiedziałam że nie o to tu chodzi. Zostawiłam kieliszek
i poszłam za nim. Musiał chwycić moją rękę by nie zgubić mnie w tłumie. Stanęliśmy
obok rzędu kanap, zaraz za wielką kolumną, podobnej do tej gdzie stała
wcześniej Rebecca.
-
O co tu chodzi? – zapytał Ben, nie było to jednak nachalne pytanie, a raczej
pełne zaskoczenia.
-
To znaczy? – zapytałam retorycznie. Wiedziałam o czym mówi. – Jeśli chodzi ci o
to, czemu cię nie zaprosiłam to powód jest jeden – Rebecca. Pogodziłam się z
nią dzisiaj i wspólna impreza miała nas do końca zjednoczyć. Chciałam żeby
miała z kim iść więc wybór padł na Jareda i Shannona, którzy na marginesie
sporo mi ostatnio pomogli. Zresztą dlaczego mam się tobie z tego tłumaczyć? –
skierowałam do niego to pytanie, chociaż sama się zaczęłam zastanawiać po co to
wszystko wyjaśniam.
Spojrzał
na mnie niepewnie, po czym wyrzucił z siebie to, co przyszło mu na myśl.
-
Nie musisz się z niczego tłumaczyć, Lea. Po prostu chcę wiedzieć na czym stoję.
– powiedział spokojnie opierając się delikatnie o kolumnę. – Wolałbym uniknąć
nieprzyjemnych sytuacji jak ta z Rebeką, a myślę że to nie jedyna zazdrosna
osoba w naszym gronie.
-
Kogo masz na myśli? – zapytałam, chociaż po jego minie wiedziałam o kim mówi.
Pomyślałam nawet przez chwilę, że jest o niego zazdrosny. – Jared? Przestań, to
mój przyjaciel.
Przypomniałam
sobie jak pocałował mnie w wesołym miasteczku. Nie zamierzałam o tym wspominać,
jednak nabrałam wątpliwości co do jego intencji. Oczywiście szczerze przeprosił
mnie za swoje zachowanie, ale czy na pewno tego żałował?
Przy
moim boku pojawiła się Rebecca. Traktowała Bena jak powietrze, zupełnie jakby
go tam nie było.
-
Słuchaj, jeden koleś z agencji modelek zaproponował mi casting! Super, co nie? –
powiedziała do mnie podekscytowana, podskakując na wysokich obcasach.
-
Gratulacje. – rzucił Ben przyjaźnie do Becky. Ona odwróciła się w jego kierunku
i zachowywała się, jakby dopiero teraz go zauważyła.
-
Chcę, żebyśmy zrozumieli się jasno – nie mam nic do waszego spotykania się z
Leanne. – zaczęła rzeczowym tonem przechodząc w coraz bardziej arogancki. – Pogodziłyśmy
się, ale to dlatego, że jesteśmy rodziną. To, że między nami jest w porządku,
nie zmienia nic między tobą a mną. A właściwie zmienia – jeśli mamy ze sobą
rozmawiać to tylko w pracy. Poza nią jesteś tylko chłopakiem mojej kuzynki.
Jasne?
Kiedy
Ben usłyszał słowo „chłopak” spojrzał na mnie z rozbawieniem. W ogóle zdawał
się być w dobrym humorze. Przytaknął tylko, a Rebecca odeszła w stronę z której
przyszła.
Wróciliśmy
do barku. Jared pił wodę, a Shannon wciąż nie wypił swojej whisky albo dolał
kolejną, w co wątpiłam.
-
Leanne wspominała, że jej pomogliście. Co ciekawego porabialiście? – zapytał Ben
braci, choć bardziej mówił do Jareda. Ten spojrzał na mnie wymownie, ale odparł
tylko:
-
Nic ciekawego, byliśmy tylko w parku rozrywki za miastem. – uśmiechnął się
lekko i upił łyk wody.
-
Och to akurat wiem, wszystkie serwisy plotkarskie zdążyły o tym napisać. Moja
matka tak bardzo uwielbia takie bzdury, że aż mi je pokazała.
-
Co? – niemal zakrztusiłam się drinkiem. – Napisać o czym? – wypaliłam zdenerwowana.
Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?
Ben
wyjął telefon i pogrzebał w nim minutę. Po chwili mi go podał, a Jared nachylił
się nade mną również podziwiając najpierw nagłówek artykułu – „Kim jest nowa
tajemnicza dziewczyna Jareda Leto?” – a następnie oboje zamarliśmy.
Zaraz
pod nagłówkiem znalazło się parę zdjęć, a na ich szczycie jedno, które nigdy
nie powinno tam trafić. Pomimo, że byłam odwrócona tyłem i nigdzie nie było
widać mojej twarzy nawet głupi zauważyłby, że to ja. Tym bardziej, iż widziałam
się w ten dzień z Benem i miałam na sobie te same ciuchy. Siedzieliśmy w
wagonie kręcącego się koła i wyglądało to tak, jakbyśmy się namiętnie całowali,
a nie jakby to on całował mnie.
Aaaale się porobiło. ;D
OdpowiedzUsuńWracam padnięta po całonocnej imprezie a tu taka cudowna niespodzianka.
Biedny Ben, biedny Jared, biedna Becky, biedni wszyscy. ;D Tego się nie spodziewałam, myślałam, że to pozostanie tajemnicą, a jednak! No cóż, czekam na ciąg dalszy i życzę weny, dużo weny!
Yell
Dziekuje! :)
UsuńDobrze tak Benowi , niech z nią zerwie, bo mnie strasznie wkurza :D Jared bierz się za nią XD czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńHaha XD
Usuńzapraszam do mnie :) http://one-night-of-the-hunterr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńReklamy proszę pod "wasze opowiadania" (:
UsuńNo no no :) Wiedziałam, że coś się będzie kroiło po tej akcji na diabelskim młynie :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że kuzynki się pogodziły, bo to krok w poprawie (może też zrozumieniu) ich wspólnych stosunków wobec Bena?
Nadal jestem całym sercem za Jaredem, sorry :)
Weny, weny, dużo weny :)
Pozdrawiam, S.
PS Aha, zapraszam na nowy rozdział, zgodnie z obietnicą, Marsowy - ten z "krową całą" ;)
Haha, jak większość tutaj :3
UsuńDziekuje!