10.05.2014

Rozdział 9 – Kings and Queens

                Trzeciego dnia mojego pobytu w hotelu zaczęło brakować mi ubrań. W tym czasie zdążyłam odebrać sporą zapłatę za sesję okładkową, a nawet zrobić kolejną pomniejszą. Zostałam oficjalnie przyjęta do zespołu i póki co powierzano mi zdjęcia do działu modowego. Z okazji mojego debiutu na okładce w roli fotografa Marie-Ann postanowiła urządzić małe przyjęcie w jednym z najlepszych klubów w Londynie. Poza tym chciała, abym zintegrowała się z zespołem.
                Już wcześniej chciałam zorganizować coś takiego, ale z powodu wcześniejszych wydarzeń nie miałam do tego głowy. Skoro moja przełożona zaproponowała jego organizację to musiałam się zgodzić.
                Tu jawił się problem – nie miałam w co się ubrać. Teoretycznie mogłabym iść na zakupy i właściwie to zamierzałam zrobić, jednakże zamierzałam kupić jedynie samą sukienkę, a dodatki zabrać z domu. Postanowiłam więc zakraść się do własnego mieszkania i zabrać to, co potrzebuję podczas gdy Rebecca powinna być na uczelni lub w pracy. Wciąż nie chciałam się na nią natknąć i odwlekałam to, co nieuniknione – prędzej czy później musiałyśmy porozmawiać o tym, co się stało. Moja kuzynka próbowała do mnie dzwonić, ale nie odbierałam. Po prostu to nie była rozmowa na telefon.
                Poprzedniego dnia wreszcie dotarł mój kochany granatowy Mini Cooper, którego zakupiłam za pieniądze za sprzedaż mojego poprzedniego auta w Luizjanie, ponieważ przez inny układ kierownicy w Wielkiej Brytanii postanowiłam kupić nowy. Był oczywiście używany, ale w całkiem niezłym stanie – Jared pomógł mi go wybrać w komisie.
                Popołudniu wybrałam się na pierwszą przejażdżkę do mojego mieszkania, które powoli nie było już moim mieszkaniem. Auto Rebeki nie stało na podjeździe, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że trafiłam w dobrą porę. Gdy tylko wysiadłam przeszył mnie zimny podmuch wczesno jesiennego wiatru, dlatego szybko pobiegłam do środka budynku.
                Starałam się jak najszybciej zabrać potrzebne rzeczy i wyjść. Pokój został w takim stanie, w jakim go ostatnio widziałam – z porozrzucanymi ubraniami, które trafiły na podłogę gdy brałam w pośpiechu co popadło.
                Mój idealny plan okazał się klapą, gdyż przy wyjściu napotkałam wracającą Rebekę. Na mój widok zareagowała zaskoczeniem.
                - Jestem tu tylko po kilka rzeczy. – powiedziałam chcąc przełamać niezręczną ciszę i upewnić ją, że nie wracam. Wyglądało na to, że zasmuciła ją moja wiadomość. Spojrzała na mnie spod długich rzęs i zaprosiła do salonu, jednak odmówiłam. Stanęła bezradnie nerwowo przewracając w ręce klucze.
                - Leanne, naprawdę nie chciałam cię uderzyć. – wyglądało na to, że mówiła szczerze, ale wciąż mnie to nie przekonywało. – Przepraszam. Mam ostatnio mnóstwo problemów. Wiem, że nie powinnam wyżywać się na tobie, ale to co zobaczyłam sprawiło, że coś we mnie pękło.
                Była skruszona; wyglądała, jakby się miała popłakać. Przez ułamek sekundy zrobiło mi się jej żal.
                - Ty masz problemy? – powiedziałam z lekką ironią. – Zresztą nieważne jakie by one nie były, nie powinnaś uderzać mnie w twarz! – wrzasnęłam niechcący.
                - Nie zdałam połowy egzaminów. W pracy też mi nie idzie, bo nie umiem już współpracować z Benem. Moje życie miłosne się posypało, a moja kuzynka się wyprowadziła. Mam wymieniać dalej? – powiedziała opanowana, jednak widziałam jak bardzo ją to martwi. – Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia jeśli chodzi o to, że cię uderzyłam, ale chociaż spróbuj mnie trochę zrozumieć. Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło.
                - Nie wiedziałam nic o twoich egzaminach. – pomyślałam na głos jakby to było najważniejsze. Postanowiłam, że to dobry, a właściwie jedyny czas by podać sobie dłoń na zgodę. – Ja też przepraszam, że nie powiedziałam ci o mnie i Benie. Poznaliśmy się już wcześniej i bałam się jak zareagujesz, podejrzewałam że mi nie uwierzysz.
                Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w jej objęciach. Myślę, że potrzebny nam był ten uścisk na zgodę. Wciąż jednak obawiałam się konfrontacji z nią i Benem, do której prędzej czy później miało dojść. Nie chciałam jednak zadręczać się wszystkim naraz.
                - Wprowadzisz się z powrotem? – zapytała mnie z nadzieją w oczach gdy tylko wypuściła mnie z ramion.
                - Tak, mam dość hotelu. – odparłam i obie się uśmiechnęłyśmy.
                Pojechałam do hotelu, uregulowałam płatności i zawiozłam rzeczy z powrotem do mieszkania. Rebecca nie szła dziś do pracy, dlatego poprosiłam ją o pojednawcze zakupy. Wiedziałam oczywiście, że wiązało się to ze spędzeniem całego dnia w galerii biegając od sklepu do sklepu, jednak biorąc pod uwagę jej problemy pomyślałam, że będzie to dla niej dobra terapia. Poza tym miała dobry gust i wiedziała co lubię, dlatego wydawała mi się najlepszym doradcą co do doboru sukienki.
                - Idziesz tam sama? – zapytała mnie niepewnie oglądając sukienki koktajlowe. Oczywiście wiedziałam co się kryje pod tym pytaniem.
                - Nie wiem, szczerze mówiąc to o tym nie myślałam. – odparłam zgodnie z prawdą.
                - Zrozumiem jeśli będziesz się z nim nadal spotykać. Będzie mi ciężko, ale się postaram. – powiedziała nie odrywając wzroku od ubrań.
                - Chyba zaproszę Jareda. – rzuciłam. Pomyślałam, że to lepsza opcja, bo nie chciałam dolewać oliwy do ognia zaraz po tym, jak się pogodziłyśmy. Ta odpowiedź sprawiła, że się rozpogodziła.
                - Łączy was coś więcej? – zapytała zaciekawiona. Postanowiłam pominąć wszystko co wydarzyło się między nami i zachować to dla siebie.
                - Przyjaźnimy się, po prostu ostatnio dużo mi pomagał i pomyślałam, że się odwdzięczę.
                Becky wolałaby chyba, bym odpowiedziała „tak” i dała jej tym ponowną szansę do starania się o Bena. Nie było jednak potrzeby jej okłamywać i dawać złudne nadzieje.
                - Yhm. – burknęła.
                - Może pójdziesz z nami? – zapytałam patrząc na manekina nad moją głową.
                - Sama? Będę się głupio czuła.
                Zaczęłam żałować, że to zaproponowałam. Wpadła mi do głowy jednak jeszcze jedna myśl.
                - Może zabierzesz Shannona? Na pewno nie ma na dziś żadnych planów.
                Rebecca zawahała się na chwilę. Spojrzała na mnie w taki sposób, jakby chciała upewnić się czy nie żartuję.
                - No nie wiem, Lea…
                - Byłoby mu miło. – wtrąciłam się jej w słowo. – Mogłabyś poznać kogoś nowego.
                - Nie mam ochoty na poznawanie nikogo. – powiedziała smutno, dając mi do zrozumienia, że to z mojego powodu. – Ale okej, może masz rację. Przyda mi się trochę zabawy.
                Ostatecznie wybrałam burgundową dopasowaną sukienkę do kolan, która delikatnie uwydatniała dekolt. Becky zdecydowała się na żółtą szyfonową koktajlową sukienkę marszczoną na biuście i odciętą w talii. Wyglądała w niej jak milion dolarów… lub raczej funtów.
                W domu umalowałyśmy się i przebrałyśmy. Rebecca dla odmiany wyprostowała swoje falowane włosy, a ja swoje – proste – nakręciłam. Wcześniej zadzwoniłam do Jareda i razem z Shannonem zgodzili się nam towarzyszyć. Powiedział, że przyjadą po nas o ósmej – impreza zaczynała się o dziewiątej.
                Byli ubrani szykownie, ale zarazem na luzie – Jared miał na sobie jasną bluzkę, połyskującą marynarkę oraz ciemne spodnie i ciężkie buty, natomiast Shannon t-shirt z czarno-białym nadrukiem i szarą marynarkę z podwiniętymi rękawami, do tego sprane jeansy i bardziej eleganckie buty od swojego brata.
                Pojechaliśmy wypożyczonym przez nich dużym ładnym autem, kierowcą był Shannon. Zatłoczone ulice Londynu zmuszały nas do częstych postojów w korkach. Zapytałam Jareda czy może włączyć jakąś ich piosenkę, skoro i tak mieliśmy dużo czasu na posłuchanie.
                Włożył swój telefon do stacji dokującej w aucie i z głośników popłynął dźwięczny utwór rozpoczęty dźwiękiem elektronicznego pianina. Gdy poprosiłam o tytuł powiedział, że nazywa się „Hurricane”. Natomiast kiedy zapytałam o teledysk, spojrzeli po sobie z bratem i się zaśmiali. Widział, że nada oczekuję na odpowiedź, więc rzucił tylko:
                - Zobacz sama. Albo lepiej nie. Możesz po nim zmienić o mnie zdanie.
                - To znaczy? – zapytałam zbita z tropu.
                - Może jako fotograf docenisz stronę artystyczną, a nie tylko… tę ocenzurowaną. – uśmiechnął się do mnie zalotnie i odwrócił. Nie wiedziałam czego się spodziewać po tym teledysku, ale postanowiłam że gdy tylko dotrę do domu to go obejrzę.
                Zdążyliśmy przesłuchać jeszcze dwie piosenki zanim dotarliśmy na miejsce. Obie bardzo mi się podobały i pomyślałam, że gdybym wcześniej o nich słyszała to pewnie byłabym ich fanką. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, ile dziewczyn (i chłopaków) chciałoby być na moim miejscu i jechać z  n i m i  na imprezę.
                Myślę, że gdybym słyszała je wcześniej natychmiast poznałabym głos Jareda. Gdy byłam mała śpiewał mi kołysanki do snu – tamten głos był bardziej chłopięcy, delikatniejszy – ale to wciąż był jego głos, nadal melodyjny i dźwięczny.
                Klub był pełen ludzi w różnym wieku, przestronna sala mieniła się neonowymi kolorami. Marie-Ann wspominała wcześniej, że wynajęła nam lożę i dała wskazówki jak tam dojść. Szybko poradziliśmy sobie z tym zadaniem i gdy już przecisnęliśmy się przez tłum tańczących i pijących ludzi, znaleźliśmy się wśród załogi ELLE.
                Pierwsza znajoma twarz jaka rzuciła mi się w oczy to Aaron i jego kolorowe oprawki – zmienił je niedawno. Później zobaczyłam kilka asystentów, których imion nie pamiętałam, a w końcu podeszła do nas Marie-Ann. Zaskoczył ją widok Jareda, ale przywitała się z nim przyjaźnie i wymieniła z nami kilka zdań, głównie proponując nam dowolne drinki na koszt firmy.
                Na początku rozmawiałam z moimi (od niedawna) współpracownikami, większość z nich wydawała mi się być miła i skora do pracy w zespole. Dużo gawędziłam z makijażystką o imieniu Ashley, a także z Tomem, z którym do tej pory udało mi się pracować najwięcej. Szybko jednak został porwany przez kogoś innego. Zaczęłam poszukiwać wzrokiem Rebekę – rozmawiała z jakimś gościem pod kolumną, wydawała się dobrze bawić. Jared zniknął mi na chwilę z oczu, później jednak dostrzegłam, że także jest pogrążony z kimś w dyskusji, dlatego udałam się w stronę baru. Spotkałam tam Shannona pijącego whisky.
                - Mogę się dosiąść? – zapytałam wyrywając go z egzystencjalnych przemyśleń przy kieliszku.
                - Jasne. – powiedział siląc się na uśmiech.
                Zamówiłam pierwszego lepszego drinka z karty i zajęłam miejsce obok niego. Kiedy dostałam mój alkohol, jego się skończył.  
                -  Dolać? – zapytał barman gdy spostrzegł pustą szklankę. On jednak podziękował.
                - Liczyłam na wspólny toast. – rzuciłam do Shannona chcąc go trochę rozchmurzyć.
                - Muszę uważać z alkoholem. – odparł przyciszonym głosem. – Dla ciebie zrobię mały wyjątek. – poruszył lekko kącikami ust i poprosił barmana o dolewkę.
                - Czemu siedzisz tu sam? – wyglądał naprawdę mizernie, dlatego starałam się dowiedzieć co go trapi. Rebecca nie była dobrą towarzyszką, przez co musiałam ją zastąpić.
                - Jared gada z Terrym, Rebecca gdzieś poszła, ty się integrujesz. Poza tym nie mam nic przeciwko siedzeniu samemu. – upił łyk whisky.
                - Terrym? – zapytałam. Nie zwróciłam uwagi na rozmówcę Jareda.
                - Terry Richardson, jego kumpel z Nowego Jorku. Fotograf, pewnie go znasz. – przytaknęłam. – Przyjechał tu chyba w celach służbowych.
                Znałam tego fotografa, oczywiście nie osobiście, a z jego prac. Chętnie bym z nim porozmawiała, jednak nie chciałam zostawiać Shannona samego.
                Nagle podszedł do nas Ben. Zdziwiła mnie jego obecność, a wręcz zaniepokoiła. Poczułam się winna tego, że go nie zaprosiłam – jednak po starciach z Rebeką wolałam nie dolewać oliwy do ognia.
                Ben przywitał się ze mną i z Shannonem, po czym usiadł obok mnie w wyniku propozycji Shanna.
                - Co ty tu robisz? – zapytałam oskarżycielskim tonem, którego wcale nie planowałam. On jednak był opanowany i zamówił tylko to samo co Shannon.
                - Mary mnie zaprosiła. Powiedziała, że tu będziesz i myślała, że przyjdziesz sama. – spojrzał na mojego towarzysza, ale ten był teraz w innym świecie i chyba nawet nie usłyszał jego słów. W każdym bądź razie w żaden sposób nie zareagował. – Jesteście tu sami z Shannem?
                W tym momencie podszedł do nas Jared. Obydwoje się przywitali, jednakże zauważyłam na ich twarzach dziwny wyraz twarzy, który pojawił się na chwilę i zaraz zniknął.
                - Ben, miło cię widzieć. – powiedział Jared uprzejmie, chociaż jego głos był bardziej obojętny. – Przyszedłeś sam?
                - Tak. – rzucił Ben i spojrzał na mnie. Zaczęłam szybciej pić drinka byle nie musieć się odzywać. – Leanne, możesz podejść ze mną do Marie-Ann? Miała jakąś sprawę.
                - Jasne. – odparłam, choć wiedziałam że nie o to tu chodzi. Zostawiłam kieliszek i poszłam za nim. Musiał chwycić moją rękę by nie zgubić mnie w tłumie. Stanęliśmy obok rzędu kanap, zaraz za wielką kolumną, podobnej do tej gdzie stała wcześniej Rebecca.
                - O co tu chodzi? – zapytał Ben, nie było to jednak nachalne pytanie, a raczej pełne zaskoczenia.
                - To znaczy? – zapytałam retorycznie. Wiedziałam o czym mówi. – Jeśli chodzi ci o to, czemu cię nie zaprosiłam to powód jest jeden – Rebecca. Pogodziłam się z nią dzisiaj i wspólna impreza miała nas do końca zjednoczyć. Chciałam żeby miała z kim iść więc wybór padł na Jareda i Shannona, którzy na marginesie sporo mi ostatnio pomogli. Zresztą dlaczego mam się tobie z tego tłumaczyć? – skierowałam do niego to pytanie, chociaż sama się zaczęłam zastanawiać po co to wszystko wyjaśniam.
                Spojrzał na mnie niepewnie, po czym wyrzucił z siebie to, co przyszło mu na myśl.
                - Nie musisz się z niczego tłumaczyć, Lea. Po prostu chcę wiedzieć na czym stoję. – powiedział spokojnie opierając się delikatnie o kolumnę. – Wolałbym uniknąć nieprzyjemnych sytuacji jak ta z Rebeką, a myślę że to nie jedyna zazdrosna osoba w naszym gronie.
                - Kogo masz na myśli? – zapytałam, chociaż po jego minie wiedziałam o kim mówi. Pomyślałam nawet przez chwilę, że jest o niego zazdrosny. – Jared? Przestań, to mój przyjaciel.
                Przypomniałam sobie jak pocałował mnie w wesołym miasteczku. Nie zamierzałam o tym wspominać, jednak nabrałam wątpliwości co do jego intencji. Oczywiście szczerze przeprosił mnie za swoje zachowanie, ale czy na pewno tego żałował?
                Przy moim boku pojawiła się Rebecca. Traktowała Bena jak powietrze, zupełnie jakby go tam nie było.
                - Słuchaj, jeden koleś z agencji modelek zaproponował mi casting! Super, co nie? – powiedziała do mnie podekscytowana, podskakując na wysokich obcasach.
                - Gratulacje. – rzucił Ben przyjaźnie do Becky. Ona odwróciła się w jego kierunku i zachowywała się, jakby dopiero teraz go zauważyła.
                - Chcę, żebyśmy zrozumieli się jasno – nie mam nic do waszego spotykania się z Leanne. – zaczęła rzeczowym tonem przechodząc w coraz bardziej arogancki. – Pogodziłyśmy się, ale to dlatego, że jesteśmy rodziną. To, że między nami jest w porządku, nie zmienia nic między tobą a mną. A właściwie zmienia – jeśli mamy ze sobą rozmawiać to tylko w pracy. Poza nią jesteś tylko chłopakiem mojej kuzynki. Jasne?
                Kiedy Ben usłyszał słowo „chłopak” spojrzał na mnie z rozbawieniem. W ogóle zdawał się być w dobrym humorze. Przytaknął tylko, a Rebecca odeszła w stronę z której przyszła.
                Wróciliśmy do barku. Jared pił wodę, a Shannon wciąż nie wypił swojej whisky albo dolał kolejną, w co wątpiłam.
                - Leanne wspominała, że jej pomogliście. Co ciekawego porabialiście? – zapytał Ben braci, choć bardziej mówił do Jareda. Ten spojrzał na mnie wymownie, ale odparł tylko:
                - Nic ciekawego, byliśmy tylko w parku rozrywki za miastem. – uśmiechnął się lekko i upił łyk wody.
                - Och to akurat wiem, wszystkie serwisy plotkarskie zdążyły o tym napisać. Moja matka tak bardzo uwielbia takie bzdury, że aż mi je pokazała.
                - Co? – niemal zakrztusiłam się drinkiem. – Napisać o czym? – wypaliłam zdenerwowana. Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?
                Ben wyjął telefon i pogrzebał w nim minutę. Po chwili mi go podał, a Jared nachylił się nade mną również podziwiając najpierw nagłówek artykułu – „Kim jest nowa tajemnicza dziewczyna Jareda Leto?” – a następnie oboje zamarliśmy.

                Zaraz pod nagłówkiem znalazło się parę zdjęć, a na ich szczycie jedno, które nigdy nie powinno tam trafić. Pomimo, że byłam odwrócona tyłem i nigdzie nie było widać mojej twarzy nawet głupi zauważyłby, że to ja. Tym bardziej, iż widziałam się w ten dzień z Benem i miałam na sobie te same ciuchy. Siedzieliśmy w wagonie kręcącego się koła i wyglądało to tak, jakbyśmy się namiętnie całowali, a nie jakby to on całował mnie. 

8 komentarzy:

  1. Aaaale się porobiło. ;D
    Wracam padnięta po całonocnej imprezie a tu taka cudowna niespodzianka.
    Biedny Ben, biedny Jared, biedna Becky, biedni wszyscy. ;D Tego się nie spodziewałam, myślałam, że to pozostanie tajemnicą, a jednak! No cóż, czekam na ciąg dalszy i życzę weny, dużo weny!
    Yell

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze tak Benowi , niech z nią zerwie, bo mnie strasznie wkurza :D Jared bierz się za nią XD czekam na nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam do mnie :) http://one-night-of-the-hunterr.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No no no :) Wiedziałam, że coś się będzie kroiło po tej akcji na diabelskim młynie :D
    Cieszę się, że kuzynki się pogodziły, bo to krok w poprawie (może też zrozumieniu) ich wspólnych stosunków wobec Bena?
    Nadal jestem całym sercem za Jaredem, sorry :)
    Weny, weny, dużo weny :)
    Pozdrawiam, S.

    PS Aha, zapraszam na nowy rozdział, zgodnie z obietnicą, Marsowy - ten z "krową całą" ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)