Jared
wybuchnął śmiechem. Chyba nikt w naszym towarzystwie się tego nie spodziewał –
nawet Shannon spojrzał na niego bykiem. Bena najwyraźniej rozjuszyło to
zachowanie, ale starał się trzymać nerwy na wodzy, zresztą tak jak ja. Nie miałam
zamiaru ukrywać się za kapeluszami i ciemnymi okularami, bo jacyś paparazzi
będą mnie śledzić, dlatego tym bardziej wydawało mi się, że jego śmiech nie
był na miejscu.
-
Bawi cię to? – zapytałam szorstko, przez co trochę spoważniał. Wciąż jednak
miał uśmiech na twarzy.
-
Po prostu śmieszy mnie, jak każdą niewinną sytuację oni odbierają jako coś
poważnego. - Nie wiem czemu, ale trochę zabolało mnie to, co powiedział. Jakby
to, że mnie pocałował było tylko grą i nie miało większego znaczenia, jedynie
chciał się pobawić. Zobaczył chyba, że mnie to uraziło, bo szybko sprostował: -
Mogli od razu napisać, że ukrywamy się od wielu lat i pobraliśmy się już dawno
w Vegas. Jedyne co mnie bawi to ich bujna wyobraźnia.
Ben
milczał przez cały czas, a z jego twarzy nic nie dało się odczytać. Poprosił
Jareda na rozmowę na osobności, co wywołało we mnie mieszane uczucia.
-
Z tego nie będzie nic dobrego. – powiedział do mnie Shannon odprowadzając brata
wzrokiem, kiedy z Benem znikali w tłumie. Kiedy zobaczył, że nie nadążam za
jego myślami dodał: - Jared bywa wybuchowy, zresztą Ben też. Boję się myśleć,
co z tego wyniknie, ale mam nadzieję że będą pamiętać, gdzie są. – był
podenerwowany i martwił się o brata.
-
Nie możesz iść za nimi? Sprawdzić, czy wszystko okej… - zaczęłam się obawiać,
czy nie zrobią czegoś głupiego. Nie chciałam żeby coś stało się w towarzystwie
mojej szefowej i współpracowników, a tym bardziej żeby oni mieli ze sobą na
pieńku z mojego powodu.
-
Chcieli być sami. Jay może i jest moim młodszym bratem, ale jest dorosły. Nie
mogę stale go pilnować. On i Ben są przyjaciółmi od prawie czterech lat, na
pewno wyjaśnią to po ludzku. – odparł bez przekonania.
Postanowiłam
wziąć sprawy w swoje ręce. Powiedziałam, że idę do toalety – na początku Shannon
nie uwierzył i myślał, że chcę wyjść, potem jednak dał spokój i obiecał
popilnować mojego drinka. Po drodze zaczepił mnie Tom pytając o Rebekę, jednak
powiedziałam mu, że nigdzie jej nie widziałam. Dodarłam w końcu do drzwi ze
znakiem toalet. Korytarz był długi i w pewnym momencie skręcał w prawo, a na
jego końcu usłyszałam stłumione krzyki.. Podeszłam jak najbliżej krawędzi i
spojrzałam ukradkiem – to Jared i Ben o coś się kłócili pod drzwiami dla
personelu.
-
Myślałem, że się przyjaźnimy. – rzucił oskarżycielsko Ben.
-
A tak nie jest? – obydwoje byli zdenerwowani.
-
Przyjaciołom nie robi się takich świństw. Przyznaj szczerze – pocałowałeś ją
czy ona ciebie? – zapytał Ben podniesionym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałam
ich tak nabuzowanych.
Jared
wahał się chwilę z odpowiedzią.
-
To ja pocałowałem ją. Ona mnie odepchnęła. – ulżyło mi, że powiedział prawdę.
Gdyby tego nie zrobił, między nami wszystko byłoby skończone.
Czułam
się głupio ich podsłuchując, ale to było silniejsze ode mnie.
-
Nie wiem dlaczego do cholery to zrobiłeś? Nagle po tylu latach przypomniałeś
sobie o niej, i jak gdyby nigdy nic się do niej przystawiasz.
-
Pamiętałem o niej cały czas. – powiedział bez zastanowienia.
-
Tak? Jakoś nie widziałem żebyś wcześniej się nią interesował.
-
Miałem swoje powody.
-
Oświeć mnie! Albo poczekaj… czy to nie czasami dlatego, by zrobić mi na złość?
– Ben wyglądał, jakby zaraz miał go uderzyć. Chętnie bym teraz wkroczyła między
nich, ale wtedy wydałoby się, że wszystko słyszałam.
Jared
spuścił na chwilę głowę, ale gdy zaczął mówić znów patrzył mu w oczy.
-
Wiesz, że taki nie jestem. Nie o to chodzi. – powiedział głośno, ale już nie
tak ostro.
-
A o co? Chyba nie powiesz mi, że oczarowała cię trzyletnia dziewczynka, a teraz
twoje uczucia odżyły? – rzucił z sarkazmem Ben.
Nie
dziwiło mnie, że tak zareagował. Pewnie gdybym to ja zobaczyła go gdzieś
obściskującego się z jakąś dziewczyną byłabym zła, a co dopiero z jakąś moją
przyjaciółką. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo skrzywdziłam Rebekę.
-
Nie oczarowała mnie trzyletnia dziewczynka, tylko dwudziesto-dwu letnia
kobieta. – odparł Jared i widząc minę Bena tylko czekałam, aż dostanie w twarz.
Zdziwiła
mnie jego bezpośredniość i szczerość. Nie próbował nawet ukrywać, że nic do
mnie nie czuje i to wszystko było pomyłką. Nie chciał złagodzić konfliktu, ale
tylko go podsycał. Nie wiedziałam co myśleć o jego wyznaniu. Jeszcze do mnie
nie docierało, co ono oznacza.
-
Gdyby nie była to impreza Mary, to nie wiem co bym ci zrobił. – powiedział Ben.
– Miałem cię za przyjaciela, ale widzę, że bardzo się pomyliłem.
-
Tu nie chodzi o naszą przyjaźń, Benny. – pierwszy raz usłyszałam, by ktoś się
tak do niego zwracał. – Tu chodzi o Leanne. Nie powinniśmy mieszać ze sobą tych
dwóch rzeczy. – powiedział błagalnym tonem, jakby prosił go o przebaczenie.
Ben
zastanowił się chwilę. Zaczynał się uspokajać.
-
Jak to sobie wyobrażasz? Będziemy o nią rywalizować? Gadać przy piwie o tym co z
nią robiliśmy albo udawać, że nic się nie dzieje? – prychnął Ben.
Dla
mnie też taka przyjaźń nie miałaby sensu. Jared jednak miał na ten temat inne
zdanie.
-
Możemy omijać ten temat, ale jak dla mnie możesz mówić o niej cały dzień i nie
będę miał nic przeciwko. Nie chcę rywalizacji – to jej wybór z kim chce się
spotykać, i niezależnie od decyzji jaką podejmie, uszanuję ją. Jeśli będziecie
razem, będę wam kibicował.
Bicie
mojego serca powoli zaczynało zagłuszać ich głosy. Nie miałam pojęcia, że
zależy im tak na mojej osobie. Mówili o wyborach, o zobowiązaniach, ale ja nie
zastanawiałam się, z kim chcę się spotykać – po prostu to robiłam i czekałam,
co się wydarzy. Czułam, że to nie ma drugiego dna, że jeśli pójdę z którymś z
nich na kawę, to po prostu będzie ona kawą, a nie deklaracją.
Chyba
wolałabym tego wszystkiego nie słyszeć. Teraz nie wiedziałam jak się zachować –
nie chciałam co krok zastanawiać się, czy mówię coś o czym myślę i nikt nie
weźmie tego za coś innego. Nie chciałam by powiedzenie „chodźmy na spacer”
znaczyło dla niego „wybieram ciebie”.
Może
i z Benem łączyło mnie coś więcej, bo od początku zaczęliśmy swoją znajomość od
randek i było jasne, że mamy się ku sobie. Z Jaredem sprawy były trudniejsze do
zdefiniowania – po pierwsze, znaliśmy się już wcześniej, po drugie – zaczęliśmy
od przyjaźni, bo spotykałam się z Benem. To wszystko nagle zaczęło wydawać mi
się strasznie skomplikowane i sama już zwątpiłam, czego chcę. W tej chwili
jednak pobiegłam do baru, bo potrzebowałam sporej ilości alkoholu na ten
wieczór.
Shannon
spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział gdy zamówiłam kolejnego
drinka, którego wylosowałam z menu nad barem. Wciąż nie wypił do końca swojego
whisky, dlatego zaproponowałam toast:
-
Za to, by wszystko było proste i nieskomplikowane.
Nie
wiedział, o czym mówię, jednak i tak stuknął się ze mną szklankami.
-
Wszystko okej? Nie spotkałaś ich nigdzie? – zapytał zmartwiony, prawdopodobnie
widząc jak piję drinka niemalże jednym duszkiem. Powoli kontury mi się
rozmazywały, ale mówiłam w miarę logicznie i wyraźnie. Nie wiem, co chciałam
osiągnąć, może po prostu pragnęłam zapomnieć ich rozmowę.
-
Jest świetnie! – powiedziałam uśmiechnięta, a Shannon spojrzał na mnie z
politowaniem, ale też się uśmiechnął.
Dołączyli
do nas Jared i Ben. Udawali, że nic się nie stało i zamówili sobie jakiś
alkohol, ale nie zwracałam uwagi na jego rodzaj.
-
Od kiedy ty pijesz coś innego niż piwo? – zapytał go Ben zaskoczony.
-
Od dzisiaj. – odpowiedział Jared i upił duży łyk ze szklanki. Usiedli pomiędzy
mną, patrząc na siebie dziwnie.
-
Co wam zajęło tyle czasu? – zapytał Shann swojego brata, który siedział bliżej
niego.
-
Musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić. – spojrzał na Bena, a ten nadal miał
pokerową twarz. – Ale wszystko się udało. – skierował na chwilę wzrok na mnie,
po czym znów odwrócił się do Shannona.
-
Dlaczego w ogóle tak dużo pijemy? – zapytał z uśmiechem Ben.
-
Po to jest ta impreza. – odparł Shannon. – Żeby opić sukces Leanne.
Marie-Ann,
która była w pobliżu to usłyszała. Zaczęła nawoływać ludzi z naszej loży i
kazała chwycić im kieliszki oraz szklanki w ręce. Krzyknęła donośnym głosem:
- No
właśnie, pora na toast. Za sukces Leanne i nasz własny! – uniosła swój
kieliszek w górę i gdy wszyscy to zrobili (łącznie ze mną) upiła z niego łyk.
Poczułam, że się rumienię. Nie lubiłam być w
centrum uwagi, a zwłaszcza w takim tłumie.
Ciągle ktoś
wołał mnie na rozmowę, ale przecież docelowo temu służyła ta impreza. Ludzie
proponowali mi kolejne drinki, a ja nie odmawiałam. W końcu zrobiło się tak
późno, że większość zbierała się już do domu. Wróciłam do baru, ale nikt
znajomy już tam nie siedział. Jared zawołał mnie z kanapy, gdzie siedzieli
wszyscy w trójkę, a równocześnie ze mną dołączyła tam Rebecca. Powiedziałam, że
idę do toalety, ale musiałam wyglądać na naprawdę wstawioną skoro moja kuzynka
postanowiła iść ze mną. Zaczepił ją jednak Tom, który usiadł z nami i
powiedziała, żebym poczekała. Ja jednak uparcie chwiejnym krokiem poszłam sama,
nie potrzebując niańki.
Pobiegł za
mną Ben.
- Dam sobie
radę. – mówiłam wolno, starając się nie wyglądać na bardzo pijaną. Jednak
wypity alkohol dodawał mi humoru, sprawiał że lekko bełkotałam i chichotałam
bez powodu. Ponadto dodawał mi odwagi, której normalnie często mi brakowało.
Kiedy
dotarliśmy do korytarza Ben powiedział, że na nim poczeka. Ja jednak
zrezygnowałam z pomysłu pójścia do toalety.
- To
słodkie, że tak się o mnie troszczysz. – zaczęłam go kokietować, przysuwając
się do niego jak najbliżej, aż jego plecy napotkały ścianę.
Nigdy
jeszcze nie byłam aż tak pijana. Nie kontrolowałam tego co mówiłam, ani co
robiłam. A może wtedy byłam sobą, tylko na co dzień brakowało mi odwagi?
Zaczęłam go
całować, nachalnie i namiętnie. Dotknęłam dłonią jego policzka, a wtedy on
chwycił mnie za nią i delikatnie odciągnął mnie od siebie. Poczułam się
urażona, ale wciąż chciałam zrobić to wszystko ponownie.
- Lea,
jesteś pijana. Chyba czas do domu. – mówił do mnie jak do małego dziecka,
któremu trzeba wytłumaczyć, że czas opuścić plac zabaw.
- Nie chcesz
mnie? – zapytałam wesoło i znów się na niego rzuciłam. Tym razem zdążyłam tylko
delikatnie musnąć jego usta, zanim znów odsunął mnie od siebie.
- Chcę,
nawet bardzo. Ale byłbym niezłym dupkiem, gdybym teraz wykorzystał fakt, jaka
jesteś wstawiona. – odparł wesoło, jakby bawiła go ta cała sytuacja.
- To
wykorzystaj. – powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Zaczęło mi się już
mocno kręcić w głowie i reszta wieczoru pokryła się mgłą.
Obudziłam
się rano na niezłym kacu. Na szczęście miałam dziś ostatni dzień wolnego przed
rozpoczęciem studiów, a i Marie-Ann mnie nie potrzebowała. Rebecca także nie
zawracała mi głowy, bo zanim wstałam popędziła na casting do agencji modelek.
Po południu
było mi już lepiej. Ben dzwonił już od rana, pytając jak się czuję. Tak samo
Jared. To przypomniało mi ich rozmowę i uświadomiłam sobie, że zaczęli już
realizować swoje porozumienie – konkurowali o mnie.
Jared
pierwszy zaproponował mi spotkanie. Długo zastanawiałam się, czy powinnam. Nie
chciałam jednak trzymać go na dystans, ponieważ zależało mi na naszej
przyjaźni. W dodatku wiedziałam, że ode mnie zależało jakie będą między nami
relacje, a on o tym wiedział.
Spotkaliśmy
się pod kinem, pomimo że nalegał aby po mnie przyjechać pod sam dom. Z daleka
widziałam już jego uśmiech, kiedy wysiadał z taksówki. Był ubrany w dżinsy,
czerwono-niebieską koszulę w kratę i czarne sportowe buty. Było w miarę ciepło,
dlatego i ja lekko się ubrałam – miałam na sobie czarne wąskie spodnie do
kostek, krótkie białe conversy i cienki kremowy sweter sięgający mi do bioder.
- Na co
idziemy? – zapytałam, kiedy weszliśmy do środka.
- Chcesz coś
wybrać? – odpowiedział na pytanie pytaniem, gdy staliśmy już w kolejce po
bilety.
- Zdam się
na twój gust. Może być jakiś starszy film.
Poprosił o
dwa bilety na „Lśnienie”. Czytałam książkę pod tym tytułem, a także oglądałam
już kiedyś tę ekranizację, Film jednak na tyle mi się spodobał, że miałam
ochotę obejrzeć go ponownie. Kupiliśmy jeden duży popcorn i dwie cole, po czym
poszliśmy do sali numer pięć.
- Zabierasz
dziewczynę na „Lśnienie”? – zaśmiałam się, a on zaczął się śmiać.
- A dlaczego
nie? Nie lubisz go?
- Bardzo go
lubię, ale to chyba niezbyt romantyczny film.
Nie
wiedziałam jak mam go traktować. Starałam się po przyjacielsku, jednak czasami
po powiedzeniu czegoś zdawałam sobie sprawę, że brzmię jakbym z nim flirtowała.
W sumie sama nie wiedziałam czego chcę, a te wszystkie spotkania jeszcze
bardziej mieszały mi w głowie zamiast pomagać.
- Lubisz?
Szkoda, bo miałem nadzieję, że będę musiał cię podnosić na duchu kiedy będziesz
się bać. – posłał mi kolejny uśmiech.
- Nawet za
pierwszym razem się nie bałam. Tylko Jack Nicholson jest trochę przerażający.
Jared zaczął
parodiować różne dziwne miny Nicholsona, a ja śmiałam się tak mocno, że aż nie
mogłam złapać tchu.
- Here’s Johnny! – powiedział z miną szaleńca,
udając Johna z siekierą i delikatnie posłał mi szturchańca w bok, a ja znów wybuchnę
łam śmiechem i trwał tak długo, że aż zaczął boleć mnie brzuch. Znał dokładnie
jego cytaty, dlatego tak dobrze potrafił go udawać, chociaż oczywiście dodawał
do tego trochę siebie, przez co wszystko było dwa razy śmieszniejsze.
Byliśmy sami na sali, bo do seansu było
jeszcze kilkanaście minut. Siedzieliśmy na samej górze, na środku.
Gdy przyszli
pierwsi widzowie wypadało zamilknąć, więc Jared przestał mnie już rozśmieszać. Wciąż
jednak cicho chichotaliśmy rozmawiając o bzdurach.
W czasie
filmu parę razy jednocześnie chcieliśmy sięgnąć po popcorn, przez co stykaliśmy
się dłońmi. Za każdym
razem czułam nagłe napięcie, którego wcale nie powodował film. To było jak
przechodzący prąd przez całe moje ciało, przyciąganie, które on też musiał
czuć. Ostatnim razem nie cofnęłam już pośpiesznie ręki, co go zaskoczyło.
Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
Wtedy
zadzwonił mój telefon, którego zapomniałam wyciszyć. Pospiesznie zaczęłam go
szukać w torebce. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Ben”. Jared to zauważył,
ale nic nie powiedział. Odwrócił się tylko w stronę ekranu i przestał się
uśmiechać.
Telefon, powiadasz? Cóż, rywalizacja się kroi, to nie będzie zwykła walka... Zastanawia mnie tylko, kto wymięknie pierwszy (w głębi serca mam nadzieję, że Ben, bo po akcji z jego matką mam go serdecznie dosyć, chociaż jest zupełnie inną osobą), bo Jared zasłużył na szczęśliwe zakończenie tej sprawy z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńWierzę, że dalej będzie równie ciekawie, jak teraz i życzę ci dużo weny :)
Pozdrawiam,
S.
PS Pozwolę sobie tylko przypomnieć o nowym rozdziale, jeśli chcesz, zajrzyj :)
This is war! :D
UsuńMam nadzieje, ze nie zawiodę, dziekuje :)
Przepraszam, ze nie zajrzałam, miałam duzo na głowie, ale juz lecę przeczytać!
Jeej dziewczyno co Ty ze mną robisz! Walka walka niech wygra Jared haha ;) Super czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie chciałam :D
UsuńOd początku nie polubilam Bena. Piszesz bardzo przejrzyście i milo czyta sie twoje opowiadanie. Jest jednym z moich ulubionych pwwnie dlatego że różni sie czyms od innych . Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :))
UsuńKiedy będzie kolejny rozdział? :D Nie moge sie doczekać akcji Benem :3 Strasznie go lubie *.* Chociaż Jareda oczywiście też :D Naprawde bardzo podoba mi sie twoje opowiadanue! Jest świetne! Jedno z moich ulubionych dotyczących 30 STM :3
OdpowiedzUsuń#soon :3
UsuńA tak na serio to myśle, ze jakos jutro rano, bo pewnie skończę go jak zwykle około drugiej-trzeciej nad ranem, wiec watpię ze wtedy ktoś bedzie czytał :)
Bardzo dziekuje!
o Boże , jak ten Ben mnie wkurza . Jared bież się za nią ! XD Będzie dzisiaj nowy ? :D
OdpowiedzUsuńP.S. wyłącz weryfikację , żemy dodać komentarz :)
Bedzie, juz wyłączyłam :3
Usuń