17.05.2014

Rozdział 11 – The Mission

                Pospiesznie odrzuciłam połączenie i napisałam mu wiadomość, że nie mogę teraz rozmawiać, po czym wyciszyłam komórkę. Spojrzałam na Jareda. Był wpatrzony w film, więc postanowiłam zrobić to samo.
                Na ekranie Nicholson właśnie wchodził na przyjęcie w hotelu. Nie mogłam się skupić na tym, co oglądałam, wciąż zastanawiając się jak rozwiązać sprawę z Benem i Jaredem. To wszystko było tak skomplikowane.
                Gdy wyszliśmy z sali postanowiłam oddzwonić. Jared poszedł w tym czasie do toalety.
                - Hej, nie mogłam odebrać. – wciąż nie wiedziałam jak z nim normalnie rozmawiać po tym, jak beznadziejnie zachowałam się w klubie. – O co chodzi?
                - Odmówiłaś spotkania się w południe, więc wychodzę z innym pytaniem: masz dzisiaj czas wieczorem? – zapytał miłym głosem. Cieszyłam się, że nie chciał rozmawiać o wczorajszej nocy.
                - Tak, właściwie tak. – odparłam, chociaż czułam się strasznie nie fair mając innego faceta na każdą porę dnia.
                Umówiliśmy się, że za godzinę podjadę do niego. Nie było to daleko stąd, dlatego stwierdziłam że bezcelowe byłoby wracanie do domu i jechanie jeszcze raz w tym samym kierunku.
                - To co teraz robimy? – zapytał wesoło Jared wracając do mnie. Ciężko mi było powiedzieć, że już mam zaplanowaną resztę część dnia.
                - Właściwie to jestem już umówiona na wieczór… - zaczęłam cicho, starając się powiedzieć mu to jak najdelikatniej. On jednak od razu zrozumiał, o co mi chodzi, ale wciąż nie zmieniał wyrazu twarzy. Nie wiedziałam czy udawał, czy było mu to obojętne.
                - Rozumiem, teraz kolej Bena. O której się spotykacie? – zapytał.
                - Za godzinę. – odparłam.
                Zaproponował krótki wieczorny spacer wzdłuż ulicy. Mnóstwo osób podążało teraz przez Soho, ale chodnik nie był zatłoczony. Za to na ulicy nie było dużego ruchu, dlatego byłam spokojna, że zdążę do Bena na czas.
                Liczne sklepiki i knajpy były pięknie oświetlone, a lekki wiatr przyjemnie chłodził skórę. Szliśmy cały czas prosto, przynajmniej mieliśmy pewność, że się nie zgubimy.  
                - Długo zamierzacie zostać w Londynie? – zapytałam.
                - Tyle ile będzie trzeba. – uśmiechnął się patrząc na mnie. – A co, masz nas już dość?
                - Nie, po prostu zastanawiam się, czy nie macie jakiejś trasy koncertowej albo zwyczajnie nie tęsknicie za Nowym Jorkiem. – wspominał coś wcześniej o tym mieście, dlatego pomyślałam, że właśnie tam mieszkają.
                - Skończyliśmy już trasę. A za domem trochę tęsknimy, ale bardziej martwimy się o mamę, że została tam sama, ale ona przywykła już, że często nas nie ma. A tak w ogóle, to mieszkamy w Los Angeles.
                - Miasto aniołów. – rzuciłam z podziwem. – Dlaczego zakończyliście trasę?
                Jared znów na mnie dziwnie spojrzał, tym swoim przenikliwym wzrokiem, który całkowicie zbijał mnie z pantałyku i otępiał.
                - Kilka czynników. Przede wszystkim była naprawdę długa, a i tak dostaliśmy już za nią rekord Guinnessa. Poza tym chcę tu zostać jeszcze trochę. – uśmiechnął się do mnie. – Tomo, nasz gitarzysta jest teraz z żoną, a my z Shannonem i tak spędzilibyśmy cały wolny czas na pracy nad czymś nowym, więc chyba przydadzą się nam wszystkim małe wakacje. Chociaż przyznam się, że skomponowałem jedną piosenkę dwa dni temu.
                Przypomniało mi się, że oglądałam dziś rano ich teledyski. Szczególnie zaintrygował mnie ten do „Hurricane”, o którym mówił mi Jared w samochodzie gdy jechaliśmy do klubu.
                - Gratuluję rekordu. – powiedziałam pogodnie. – Chętnie posłucham kiedyś twojej nowej piosenki. A tak w ogóle, to obejrzałam już ten wasz klip, o którym mi wspominałeś.
                -I? - Jared spojrzał na mnie wyczekując opinii.
Co mogłam powiedzieć? Owszem, był bardzo artystyczny, z pewnością miał głębszy sens niż większość popularnych teraz teledysków. Na pewno nie chodziło mu o moją opinię na temat jego blond pasemek czy tego jak wyglądał bez koszulki (choć muszę przyznać, że całkiem nieźle). Chodziło mu raczej o sceny erotyczne. Postanowiłam go jednak trochę potrzymać w niepewności.
                - Kto go wymyślił? Nigdy nie słyszałam o takim reżyserze jak Bartholomew Cubbins.
                Wydawał się być zniecierpliwiony.
                - To ja, znaczy mój pseudonim reżyserski. Ale co sądzisz o samym klipie?
                To niesamowite, że przez jeden teledysk wiedziałam już, co siedzi w jego głowie. Nigdy nie interesowały mnie klimaty sado-maso, ale w życiu nie podejrzewałabym Jareda o takie zainteresowania. Zawsze jednak byłam tolerancyjną osobą, dlatego w zupełności mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – fascynowało mnie jego drugie ukryte oblicze.
                - Bardzo mi się podobał. – przyznałam zgodnie z prawdą. – Wiem już przynajmniej, że nie jesteś taki, hm… niewinny. – zaśmiałam się. Zamyślił się, jakby analizował moje słowa.
                - Chyba cię nie przestraszyłem? – powiedział na pół serio, na pół żartując.
                - Nie, dlaczego?
                - Bałem się, że uznasz mnie za jakiegoś psychola. Niewiele ludzi wymyśliłoby coś takiego. – wyczuwałam w nim nutę strachu, jakby bał się że go odrzucę z powodu jednego głupiego teledysku.
                - Może właśnie to sprawia, że jesteś inny niż wszyscy. – uśmiechnął się, ja także. Nawet nie zauważyłam, że staliśmy znów pod kinem.
                - Masz coś we włosach. – powiedział, po czym dotknął ręką bok mojej głowy, tuż obok policzka. Zatrzymał tam rękę i spojrzał mi w oczy, a ja przez chwilę zrobiłam to samo, po czym odwróciłam wzrok. Jared wyjął mały liść i rzucił go na ziemię.
                - Jedź ostrożnie. – powiedział z troską, ale jakby kryło się za tym coś więcej. Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wsiadłam do mojego Mini Coopera, a on zamknął za mną drzwi.
                Punktualnie o ósmej byłam pod mieszkaniem Bena. Portier wpuścił mnie do środka, gdyż został uprzedzony o mojej wizycie.
                Gdy wjechałam na właściwe piętro, w drzwiach powitał mnie Ben. Powiedział, że ma dla mnie niespodziankę.
                - Jaką niespodziankę? – zapytałam z ciekawości. Nie przepadałam za niespodziankami, ale skoro miała być dobra, to nie miałam nic przeciwko.
                - Zobaczysz.
                Zasłonił mi oczy dłońmi i kierował mną po jakimś korytarzu. Potem ostrzegł mnie, że będziemy iść po schodach i instruował mnie jak mam się wspinać po schodach. Co jakiś czas widziałam jakiś skrawek ciemnej klatki schodowej, jednak nie zdradzała mi za wiele. Nagle powiedział, że mam mieć cały czas zamknięte oczy i oderwał dłonie. Posłusznie wykonałam jego polecenie i usłyszałam, jak otwiera jakieś skrzypiące drzwi.
                Dotknął moich pleców i pokierował prosto. Poczułam chłód na skórze i wiatr muskający moje włosy. Jakim cudem byliśmy na dworze?
                W końcu pozwolił mi otworzyć oczy.
                Ujrzałam zapierającą dech w piersiach panoramę Londynu z dachu jednego z większych budynków w okolicy. Miliony migoczących światełek sprawiły, że dopiero po chwili zobaczyłam, co jeszcze dla mnie przygotował.
                Przy szklanych barierkach rozłożył koc, stos poduszek, a wszędzie było pełno jedzenia. W lampionach rozstawionych obok migotały płomienie świec.
                - Nie miałaś czasu na popołudniowy piknik na świeżym powietrzu, dlatego musiałem zorganizować wieczorny. – uśmiechnął się.
                Wciąż nie mogłam wyjść z podziwu. Wszystko wyglądało tak pięknie.
                Usiedliśmy na poduszkach i opierając się o barierkę spojrzałam w dół. Poczułam lęk wysokości, jednak było w tym coś ekscytującego, jak na szczycie kolejki górskiej.
                - To wszystko jest takie cudowne. Dziękuję. – wydukałam.
                Jedliśmy sushi, kiedy zaczął wspominać wczorajszą noc. Miałam ochotę mu przerwać, jednakże ciekawiło mnie co się działo po tym, jak urwał mi się film.
                - Pamiętasz coś z wczoraj? – zapytał mnie rozbawiony. Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie będąc pijana w pień.
                - Pamiętam wszystko do momentu jak… powiedziałam ci, żebyś wykorzystał okazję. – zarumieniłam się, ale miałam nadzieję że w tym słabym świetle nie będzie nic widać. Podał mi koc, żebym się nim okryła, bo zaczęło trochę mocniej wiać.
                - W sumie później nie działo się już nic ciekawego, razem z Jaredem i Shannonem odstawiliśmy cię do domu a tam już zajęła się tobą Rebecca.
                - Nikt z pracy chyba nie widział mnie w takim stanie? – zaniepokoiłam się. Wolałam nie być obiektem drwin i plotek.
                - Nie, wszyscy prócz nas już wtedy wyszli. – uspokoił mnie.
                Odetchnęłam z ulgą.
                Później jedliśmy truskawki i rozmawialiśmy już ogólnie o pracy, o mojej szkole i innych pobocznych sprawach, a także żartowaliśmy i śmialiśmy się głównie z tego, co wczoraj gadałam na wpół przytomna. Przygotował szampana, ale zdobyłam się na wypicie tylko jednego kieliszka, bo po wczorajszej imprezie miałam dość alkoholu na jakiś czas.
                - Dziękuję, że się wczoraj mną zająłeś. Nie jeden facet by wykorzystał mój stan.
                - Nie ma sprawy. – zaśmiał się na wspomnienie tego incydentu. – Nie wiedziałem, że po alkoholu budzi się w tobie taka bestia.
                Teraz to ja zaczęłam się śmiać.
                - Ja też nie wiedziałam.
                Siedzieliśmy tak godzinami nawet tego nie zauważając. W końcu jednak postanowiliśmy wejść do środka, bo zaczęło robić się coraz chłodniej i kropiło. Wzięliśmy koce i poduszki, a całą resztę zostawiliśmy.
                Ben powiedział, żebym rzuciła poduszki byle gdzie, więc zostawiłam je w korytarzu obok niskiej komody. Zegarek stojący na niej wskazywał pierwszą rano.
                W salonie palił się już kominek. Wszystko wyglądało tam tak pięknie jak gdy pierwszy raz tam byłam.
                - Gdzie Jack? – zapytałam rozglądając się po mieszkaniu.
                - Powiedział, że wychodzi i nie wróci na noc. Najwyraźniej znalazł sobie jakieś lepsze rozrywki niż siedzenie tutaj, albo ma nocny dyżur. Nie pytałem.
                - Powinnam wracać do domu. Jutro mam pierwszy dzień na uczelni. – powiedziałam gdy usiadł na kanapie i pokazał, żebym do niego dołączyła. Naprawdę chciałam zostać, ale nie miałam wyjścia.
                - O której tam idziesz? – zapytał.
                - O dwunastej.
                - Możesz tu nocować jeśli chcesz. Rano pojechałabyś do siebie i spokojnie zdążyła na uczelnię. – zaproponował. Wydawała mi się to kusząca propozycja, ale musiałam się nad nią zastanowić. – Oczywiście możesz spać w pokoju gościnnym.
                Najwyraźniej moje wahanie potraktował tak, jakbym zastanawiała się co się kryje pod jego propozycją. Nie miałam wątpliwości co do jego szczerych intencji – oczywiście, wszystko miało sprowadzać się do „zdobycia mnie” przed Jaredem, ale do niczego mnie nie zmuszał.
                Przystałam na jego propozycję. Siedzieliśmy jeszcze chwilę na kanapie oparci o siebie oglądając jakieś reality show w telewizji. Napisałam do Rebeki, że nie wrócę do domu aż do rana, ale nic nie odpisała. Pewnie już spała.
Ben poprowadził mnie do pokoju mieszczącego się na korytarzu który już widziałam, kiedy ostatnim razem przebierałam się u nich na imprezę. Kiedy zapalił światło ujrzałam piękną i przestronną sypialnie, zupełnie jak reszta domu. Wszystko albo było podświetlane, albo tak czyste, że aż błyszczało. Po wejściu widać było duży szezlong i mały szklany stolik, a obok nich dużą szafę na całą ścianę wyglądającą jak rząd czarnych drzwi. Naprzeciwko łóżka była też prosta toaletka z kwadratowym lustrem. Kiedy szłam już miękkim dywanem w głąb pokoju na okrągłej platformie znajdowało się wielkie łóżko ze skórzanym zagłówkiem. Ściany pokoju były białe, a w niektórych miejscach, jak za łóżkiem kremowobiałym marmurem. Mój towarzysz wyszedł się wykąpać, więc postanowiłam zrobić to samo.
                Łazienka była podobna do tej, w której już byłam, jednak utrzymana w chłodniejszych barwach bieli i czerni. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jedną z luźnych koszulek Bena, którą wcześniej pozwolił mi sobie wybrać. Była ciemnoszara z jakimiś francuskimi napisami i na tyle duża, że nie czułam się w niej półnaga i nie wystawały mi spod niej majtki.
                Kiedy położyłam się już w łóżku, poczułam się jakbym leżała na wodzie. Satynowe pościele miło chłodziły moją skórę, a migoczące za oknem światełka delikatnie oświetlały sypialnię. Do drzwi lekko zapukał Ben, po postawił mi szklankę wody na małym okrągłym stoliku znajdującym się na tum samym podeście, co łóżko. Widziałam tylko zarys jego sylwetki.
                - Może zostaniesz? – zapytałam, kiedy szedł już w stronę drzwi. Ciekawe, jaką miał minę. Nic nie powiedział, ale słyszałam że się cofa. Położył się obok mnie, ale nie okrywał się kołdrą jak ja. Jego cichy, miarowy oddech sprawił, że szybko zasnęłam.
                Rano obudziłam się czując rękę zarzuconą przez moją talię. Sama trzymałam jego dłoń i czułam oddech na swojej szyi. Delikatnie odwróciłam głowę. Wyglądał jak mały, niewinny chłopczyk kiedy leżał tak z zamkniętymi oczami i zmierzwionymi włosami wyglądającymi jak czarna aureola. Otworzył swoje równie ciemne oczy i uśmiechnął się na mój widok.
                - Dzień dobry. – powiedział i już miał cofnąć rękę, ale zatrzymałam ją przy sobie, po czym go pocałowałam. Objął mnie mocniej po czym obściskiwaliśmy się już na całego.
                Nagle za moimi plecami ktoś głośno chrząknął. Obróciłam się szybko i zobaczyłam twarz rozbawionego Jacka stojącego metr od nas.
                - Przepraszam, że przeszkadzam, ale masz gościa. – rzucił wesoło do Bena. – Czeka w kuchni. Ponoć chodzi o sprawy biznesowe.
                Jego brat wyszedł, a my zaczęliśmy się śmiać. Szybko go jeszcze pocałowałam i wyszedł. Spojrzałam na zegarek – była ósma. Postanowiłam się ubrać i powoli zbierać.
                W salonie siedział Jack i jadł śniadanie oglądając wiadomości w telewizji.
                - Zostawiłem ci trochę w kuchni. – powiedział nie odrywając wzroku od ekranu.
                - Nie chcę im przeszkadzać. – odparłam i już miałam iść do wyjścia.
                - Na pewno by się nie obrazili. – tym razem spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
                Pomyślałam, że i tak wystarczająco użyłam jego gościnności i pożegnałam się z Jackiem.
                - Leanne? – zapytał znajomy głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam zaskoczonego Jareda. – Co ty tu robisz? Przyszłaś z samego rana na śniadanie? – zapytał już bardziej wesoło, ale po mojej odpowiedzi mina mu zrzedła.
                - Kolacja się trochę przeciągnęła. – odparłam chcąc powiedzieć to jakoś delikatnie, ale wyszło jak zawsze.  Wiem, co sobie pomyślał. – Muszę już lecieć, nie chcę się spóźnić.
                Ben był już ubrany w cienki sweter i jeansy. Wyglądał naprawdę seksownie. Wychodził właśnie z oszklonego gabinetu z jakąś teczką, po czym podał ją Jaredowi.
                - Dokumenty o które prosiłeś. – powiedział do niego, po czym spojrzał na mnie. – Idziesz już?
                - Tak, muszę jeszcze doprowadzić się do porządku. Do zobaczenia.
                Ben podszedł do mnie i pocałował prosto w usta krótko, ale namiętnie – wszystko na oczach Jareda. Jack oglądał to z kanapy jak ciekawe przedstawienie i tylko czekałam, aż zacznie klaskać.
                - Do zobaczenia. – powiedział Ben z triumfalnym uśmiechem. – Odprowadzę cię do wyjścia.
                - Sama trafię. Pa. – rzuciłam do wszystkich obecnych i poszłam w stronę schodów.
                Już miałam wsiadać do windy, kiedy usłyszałam stłumione głosy dobiegające z salonu. Znów miałam popełnić ten sam błąd i ich podsłuchiwać, ale po raz kolejny moja ciekawość zwyciężyła.
                Wróciłam się do połowy schodów i słyszałam każde ich słowo. 

15 komentarzy:

  1. O mój Boże! Cudowne! Mam nadzieję, że Ben odpuści :( Życzę weny i czekam na kolejny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. trafiłam niedawno, wczoraj w nocy skończyłam nadrabiać i byłam już strasznie zmęczona i dopiero dzisiaj miałam coś napisać :D na grupie na fb mała niespodzianka w postaci info o nowej notce :> hyhy :D miło :D i w dodatku: " w następnym fanki Jareda+Leanne się na pewno ucieszą" otóż jestem taką fanką i liczę na to " że kolejny pojawi się szybko jeśli będzie kilka komentarzy" :D pozdrawiam! xoxox
    PS zapomniałabym :D wciągające opowiadanie i mam nadzieję, że jednak nie wybierze Bena xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim bądź razie ucieszyła sie z nowego rozdziału, który wlasnie dodałam :)) dziekuje!

      Usuń
  3. Cudowny ;> szkoda mi Jared ;( dodaj dzisiaj nowy proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejku, ale sie porobiło... wsumie to podoba mi sie i Ben i Jared wiec narazie czekam na kolejne rozdziały. Ciekawe jak teraz bedą rozmawiac.... moze wkroczy do nich Lea.. kto wie? Strasznie podoba mi sie ten rozdzial i czekam na nastempny rozdział i życze dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi Jareda, biedny. Mimo że bardzo podobała mi się niespodzianka Bena to tym pocałunkiem na oczach Jareda podpadł u mnie totalnie. Bardzo go lubiłam byłam #teamBen a teraz jak tak cwaniakuje to #teamJared. Ładnie dobierasz słowa i zdania są fajnie rozbudowane. Dużo weny i czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dajesz kolejny bo chcę się ucieszyć hahaha Dobrze czyta się twoje opowiadanie bo wszystko jest napisane prosto. To znaczy nie ma mętliku jak to w innych często jest. co tu dużo mówić weny i nie trzymaj nas w napięciu :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Łooo, ale napięcie! Super! Czytam z zapartym tchem i już nie mogę się doczekać następnego ( tak, jestem fanką Leanne i Jareda :D ). <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja się cieszę, że wpadłam w momencie, kiedy są dwa rozdziały, jeden za drugim, bo bym krzyczała głośno z niedosytu. Jared, Jared, więcej Jareda! Ben... w sumie jako kumpel może być, ale nieee, żadnych poważniejszych relacji, po moim trupie. Biorę się za czytanie następnego *.*
    S.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)