6.05.2014

Rozdział 8 – Up In The Air


-4:05
One Republic - What You Wanted - Lyrics Video (Native Album) [HD - Stenaven


                Stanęliśmy przed jedną z największych i najbardziej zakręconych kolejek górskich. Wiele razy byłam w podobnym miejscu, jednak zawsze korzystałam z mniej ekstremalnych atrakcji.
                Jared i Shannon byli tak podekscytowani, że wyglądali jak wszystkie te dzieci biegające wokół nas. Rozglądali się dookoła jakby nie mogli się zdecydować gdzie pójść najpierw. Ja wciąż nie mogłam zapomnieć o dzisiejszych przeżyciach, ale nie chcąc psuć im humoru czasami sztucznie się uśmiechałam i potakiwałam od czasu do czasu. Przytaknęłam jednak w niewłaściwym momencie.
                - Super, to idziemy. – Jared pociągnął mnie za rękę w kierunku rollercoastera, gdzie właśnie zmniejszyła się kolejka.
                - Ja tam nie wejdę. – powiedziałam z przerażeniem patrząc w górę i widząc jak ludzie krzyczą i płaczą przy przejażdżce.
                - Spokojnie, pójdziemy razem. Będzie fajnie, to tylko tak źle wygląda. – widząc jego entuzjazm żal mi było odbierać mu taką zabawę, dlatego się zgodziłam.
                - A Shannon? – zapytałam.
                - Powiedział, że najpierw coś zje. Chodź.
                Usiedliśmy w podwójnych siedzeniach gdy nasi poprzednicy wysiedli. Dopóki tylko siedzieliśmy było w porządku, Jared ciągle uśmiechał się do mnie i nie czułam strachu. Dopiero gdy zapięły się pasy i usłyszałam, że zaraz zacznie się jazda poczułam narastającą panikę.
                - Nie dam rady, chcę wysiąść… - mówiłam do Jareda, a on uspokajał mnie i mówił, że nie ma już odwrotu. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, kolejka ruszyła.
                Czym szybciej jechaliśmy, tym bardziej rosło moje przerażenie i odzywał się lęk wysokości, którego nigdy dotąd nie miałam. Kiedy byliśmy już na samej górze chwyciłam mojego towarzysza za rękę. Dodało mi to trochę otuchy, na tyle, że nawet w pewnym momencie mi się to spodobało i zaczęłam się śmiać. Adrenalina zadziałała na mnie odurzająco i poczułam, że serce wypadnie mi z klatki piersiowej, a moje reakcje zmieniały się niczym zakręty na kolejce.
                Gdy zatrzymaliśmy się na dole czułam się dumna z tego, że spróbowałam. Jednocześnie właśnie wtedy zrozumiałam, iż nigdy więcej nie zrobię czegoś podobnego.
                Jared musiał mnie podeprzeć, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Poprowadził mnie do stojących nieopodal stolików przy sklepiku z watą cukrową, popcornem i innym tego typu jedzeniem, gdzie siedział już Shannon i konsumował swoją porcję naczosów.
                - Chcesz coś? – zapytał mnie Jared.
                - Tylko wodę. – powiedziałam, a on stanął w długiej kolejce do sklepu.
                Shannon zaproponował mi swoje nachos, ale nie miałam ochoty nic jeść. Opowiedziałam mu jak było na kolejce, a on słuchał to z posępną miną.
                - Coś się stało? – zapytałam widząc jego kiepski humor. Zdziwiło mnie to, bo jeszcze przed chwilą był pełen entuzjazmu. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na mnie badawczo.
                - Tak bardzo mi ją przypominasz. – rzucił nagle, nadal mi się przyglądając.
                Nie zrozumiałam co miał na myśli.
                - Kogo? – zapytałam czując się jak stereotypowa blondynka.
                - Gen. Wyglądasz zupełnie jak ona. Masz te same oczy, uśmiech, gdybyś pofarbowała włosy byłybyście identyczne. Tak bardzo mi ją przypomniałaś na tej kolejce. Też kiedyś zabrałem ją do wesołego miasteczka,  przyjechałem raz po nią gdy waszych rodziców nie było w domu. Wybraliśmy się tam w południe i spędziliśmy cały dzień. Była tam taka szczęśliwa, zresztą oboje byliśmy. Tydzień po tym zginęła.
                Zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Wiele razy mówiono mi, że przypominam moją siostrę, jednak nigdy nie sądziłam, iż jestem do niej aż tak podobna. Genevieve miała brązowe włosy, dlatego Rebecca w dużym stopniu kojarzyła mi się właśnie z nią.
                Przy ostatnim zdaniu zauważyłam, że Shannon pospiesznie założył okulary. Pomimo upływu czasu mówienie o Gen sprawiało mu trudność. Ja także wciąż nie mogłam o niej opowiadać ani słuchać bez ukłucia w sercu.
                - Zawsze dużo o tobie mówiła. Rebecca opowiadała mi kiedyś jak rozmawiała z nią o was. Zapytała Gen dlaczego już się z nami nie bawi i ciągle kłóci się z rodzicami o ciebie. Odpowiedziała wtedy „zrozumiesz to gdy kogoś naprawdę pokochasz”. – powiedziałam. - Myślę, że byłeś jej pierwszą i ostatnią miłością.
                Stwierdziłam, że chciałby to wiedzieć i że bardzo zależało mu, by to usłyszeć. Genevieve była osobą, która była posłuszna rodzicom, dobrze się uczyła i nie sprawiała problemów. Musiała zupełnie dla kogoś stracić głowę, by to wszystko zaprzepaścić i stać się zupełnie inną osobą.
                - Moją także. Nigdy przed nią ani po niej nie czułem tego samego. – skwitował smutnym głosem i obejrzał się za siebie, by zobaczyć gdzie jest Jared. Był dopiero w połowie kolejki. Widać, że te szczere wyznania chciał zachować pomiędzy nami. – Po jej odejściu się zmieniłem. To ona spowodowała, że przestałem pić, brać, kraść. Wcześniej robiłem naprawdę złe rzeczy i czasami ona także je robiła żeby mi się przypodobać. Nie musiała, bo zakochałem się w niej w takiej, jaka była. P tym jak odeszła poczułem, że jestem jej coś winien. Nie chciałem, żeby jej śmierć poszła na marne.
                Od wypadku Gen minęło mnóstwo czasu, a on wciąż o niej pamiętał, co więcej – wciąż ją kochał. Był wtedy bardzo młody, ona także, pomimo to nie znalazł do tej pory nikogo jak ona. Miałam wielką ochotę go przytulić, jednak wiedziałam, że nie chciał się uzewnętrzniać przy Jaredzie. Ja zresztą także zapewne wtedy bym się rozkleiła, dlatego siedziałam tylko i spokojnie go słuchałam.
                - Z pewnością tego właśnie by chciała. – odpowiedziałam pocieszająco, choć było to chyba kiepskie pocieszenie. Żadne puste słowa nie przywróciłyby jej z powrotem, o czym oboje doskonale wiedzieliśmy.
                Gdy jego brat wrócił do naszego stolika i podał mi butelkę wody Shannon natychmiast zmienił nastawienie. Uśmiechnął się do mnie, a Jared zaczął jeść swój popcorn.
                - To co, na co teraz lecimy? – zapytał, a Shannon wybrał kolejny rollercoaster znajdujący się za moimi plecami.
                Ja nie potrzebowałam dodatkowych atrakcji, dlatego zaproponowałam że zrobię zdjęcia telefonem, a oni poszli na wybraną kolejkę. Wyglądało na to, że świetnie się bawili, jednak ja wciąż nie mogłam przestać myśleć o wyznaniu Shannona.
                Przeszło mi przez myśl, że może dlatego Jared nie chciał mówić mi kim jest. Może nie chciał, by jego brat znów przeżywał śmierć Genevieve? Odrzuciłam szybko tę wersję, jednak wciąż byłam w szoku, że Shannon tak nagle się przede mną otworzył. Postanowiłam jednak skupić się na robieniu zdjęć, co było naprawdę trudne przez to, jak szybko poruszała się kolejka.
                Kiedy zaczęło się ściemniać mieliśmy wracać już do hotelu. Jared jednakże wymyślił jeszcze jedną atrakcję, a mianowicie szybką przejażdżkę w kole przypominającym London Eye, tyle że w mniejszej i odsłoniętej wersji. Shannon powiedział, że po poprzedniej jeździe kolejką ma już dość i czekał na nas na ławce.
                Usiedliśmy z Jaredem obok siebie na jednym z siedzeń. Byliśmy sami w wagoniku. Po chwili koło ruszyło kręcąc się powoli.
                - Jak ci się podobał dzisiejszy dzień? – zapytał.
                - Dzień sam w sobie był kiepski, ale ostatnie godziny sprawiły, że był bardziej znośny. Dziękuję. – powiedziałam patrząc mu w oczy. Moja odpowiedź wyraźnie go usatysfakcjonowała.
                - W takim razie cieszę się, że moje starania się opłaciły. – uśmiechnął się promiennie i widząc, że zaczynam się trząść zdjął swoją kurtkę, po czym założył mi ją na ramiona.
                Ten czyn przypomniał mi, jak Ben otulił mnie kocem na swoim balkonie a także to, co nastąpiło potem. Poczułam za nim nagłą tęsknotę, jednak wciąż pamiętałam dlaczego z nim nie rozmawiam.
                Chciałam skupić się na tym co tu i teraz, dlatego zaczęłam oglądać zachodzące słońce kryjące się za budynkami odległego miasta.
                - To takie piękne. – powiedziałam patrząc za siebie na niebo.
                - Prawie tak piękne, jak dziewczyna siedząca przede mną. – powiedział, a ja natychmiast się obróciłam. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego postanowiłam milczeć zamiast palnąć coś głupiego. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwało jego parsknięcie śmiechem. – Przepraszam, wyrwało mi się.
                - Nie musisz przepraszać. – powiedziałam by go uspokoić, ponieważ wydawał mi się zakłopotany.
                - Po prostu wiem, że masz teraz sporo na głowie. Nie chcę dokładać ci problemów. – patrzył teraz na krajobraz dookoła, a nie na mnie.
                - Chyba jeden problem więcej nie zrobi mi różnicy. – powiedziałam, ponieważ nie chciałam, by czuł się winny. On jednak inaczej to odebrał i pocałował mnie nagle, delikatnie i niespodziewanie.
- To chyba nie był najlepszy pomysł. – powiedziałam odsuwając go od siebie. Jeszcze raz mnie przeprosił zakłopotany i jechaliśmy jeszcze kilka kółek, które zdawały się nie kończyć.
Nie chodziło mi o to, że mi się nie podobało, albo że coś z nim było nie tak. Po prostu miałam mieszane uczucia odnośnie wszystkiego, co ostatnio się wydarzyło. Sama nie wiedziałam, czego chcę i co mam zrobić. Wiedziałam tylko jedno – że nie powinnam po raz kolejny podejmować pochopnych decyzji i się spieszyć.
                Kiedy wracaliśmy taksówką do hotelu zastanawiałam się nad całym dzisiejszym dniem. Sporo się wydarzyło i wszystkie te wydarzenia nieźle namieszały mi w głowie.
                Kiedy zostałam już sama i zasypiałam w hotelowym łóżku wciąż starałam się klatka po klatce analizować swoje uczucia i pomyśleć, co zrobić dalej. W moje przemyślenia wdarł się sen, który je przerwał.
                Następnego dnia postanowiłam skorzystać z faktu, że zabrałam z mieszkania moje buty do biegania. Przed przeprowadzką często wybierałam się na samotne biegi wokół Bossier City, za czym zaczynałam tęsknić. Skoro świt przebrałam się w coś luźniejszego, włączyłam w słuchawkach muzykę i pobiegłam przed siebie.
                Nie czułam zmęczenia, a jedynie każdy mięsień moich nóg. Nie obchodziło mnie, ile biegnę, jaka jest pogoda, ani kto na mnie patrzy. Po prostu biegłam, zastanawiając się nad tym, co dręczyło mnie poprzedniego wieczora przed zaśnięciem.
Gdy zobaczyłam z oddali Big Bena wiedziałam już, dokąd się zbliżam. Zaczęło kropić, nie przestawałam jednak biec, dopóki nie zatrzymałam się na moście.
                Stanęłam przy niskim zielonym ogrodzeniu i wpatrywałam się w London Eye. Deszcz przybierał na sile, dokładnie tak jak wtedy, gdy poznałam Bena. Ludzie mijali mnie zapewne nie zwracając na mnie zbytniej uwagi, albo patrząc na mnie jak na idiotkę, jednak ja stałam tam i patrzyłam na Tamizę znów skąpaną w deszczu. Wyjęłam słuchawki by usłyszeć krople odbijające się od jej powierzchni.
                Właśnie teraz, odtwarzając w głowie pierwszy raz, gdy tu stałam pomyślałam, że zrobiłam błąd. Nie powinnam tak szybko rezygnować z niego, nie znając motywów jego działań. Nie próbowałam nawet dać mu szansy, po prostu go skreśliłam napotykając trudność.
                - Leanne? – usłyszałam za plecami. Obejrzałam się za siebie niepewnie i zobaczyłam Bena po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko ujrzałam jego twarz, zaczęłam biec przed siebie upewniając się, czy żaden pojazd nie przeszkodzi mi w tym, co chcę zrobić.
                Rzuciłam się mu na szyję i po prostu go przytuliłam. Spojrzał na mnie zdumiony i objął mnie mocniej.
                - Nie odejdę teraz tylko jeżeli obiecasz mi, że od tej pory będziesz mówił tylko prawdę i wszystko mi o sobie opowiesz. – powiedziałam jednym tchem, a on rzucił bez zastanowienia:
                - Obiecuję.
                Zrobiłam to, co mu zapowiedziałam. Poczułam się, jakbym znów stała z nim na balkonie, tyle że tym razem byliśmy cali mokrzy od ulewnego deszczu. Żadnemu z nas nie robiło to wielkiej różnicy.
                W końcu jednak zadzwonił do pracy (gdzie właśnie szedł zanim mnie spotkał) i powiedział, że się spóźni. Poszliśmy do tej samej kawiarni, w której byliśmy pierwszego dnia naszej znajomości.
                Powiedziałam mu, co dowiedziałam się o Marie-Ann. Nie zamierzał jednak się wykręcać, po prostu przeszedł do rzeczy.
                - Nie chciałem ci za dużo o sobie opowiadać. Moja rodzina jest… inna. – mówił patrząc w swoją czarną kawę, posępnym tonem. – Nie jestem jak Shannon i Jared. Nigdy nie miałem brata, na którym mogłem zawsze polegać, matki która by była przy mnie, gdy tego potrzebowałem. W pewnym sensie jedyne, co nas łączy to ojciec, którego nigdy nie było. Może i nie miałem problemu z pieniędzmi tak jak oni, ale jeśli miałbym wybierać to wolałbym mieć prawdziwą rodzinę zamiast forsy. Matka całe dnie spędzała w Spa, u fryzjera, kosmetyczki czy przyjaciółek, albo załatwiała coś w swojej firmie z nieruchomościami. Ojciec jeśli nie był w pracy, to był u kolejnej kochanki. Bałem się, że nie będziesz chciała mieszać się w coś takiego.
                - Nie wiem jak mogło przyjść ci to do głowy. – powiedziałam, bo zrobiło mi się go żal. - A co z Jackiem? – zapytałam ponieważ mówił, jakby nie miał rodzeństwa.
                - Nigdy nie dogadywałem się z Jackiem. Byliśmy od siebie całkiem różni, a kiedy dorośliśmy i wreszcie mieliśmy szansę się zaprzyjaźnić, rodzice wysłali nas do dwóch różnych szkół z internatem, przez co rzadko się widywaliśmy. Dopiero jak zaczął studiować zaproponowałem mu wspólne mieszkanie, żebyśmy nadrobili stracony czas. – wziął wreszcie łyk kawy i spojrzał w moim kierunku. – Jeśli chodzi o Mary, to tak, mogłaby być moją macochą i szczerze mówiąc tak byłoby lepiej. Jasmine, moja przyrodnia siostra ma trzynaście lat i widujemy się czasami w weekendy. Na pewno byś ją polubiła, jest bardzo fajna. – kąciki jego ust drgnęły, gdy o niej wspominał. – Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
                Naprawdę dużo kosztowało go, by powiedzieć mi to wszystko. Właściwie miałam jeszcze kilka pytań, na przykład dlaczego chciał tak bardzo się ze wszystkim spieszyć, jednak poczułam, że nie powinnam nadużywać jego szczerości i zapytać kiedy indziej. Pokiwałam więc głową a on poprosił mnie, bym powiedziała teraz coś o sobie.
                Opowiedziałam mu o moich rodzicach, zdobyłam się także na wspomnieniu o Genevieve i o jej wypadku. Pomimo czasu, jaki minął od jej śmierci, wciąż ciężko było mi o tym mówić na głos. Złapał mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy.
                - Przykro mi, nie miałem pojęcia. – powiedział.
                Po pół godzinie musiał już iść do pracy. Pożegnałam się z nim i pobiegłam z powrotem do hotelu, znów trawiąc kolejne wydarzenia. Deszcz już minął, przez co ponownie nie zmokłam, musiałam omijać tylko kałuże.
                Przed wejściem zastałam Jareda siedzącego na murku. Spojrzał na mnie, pokazując bym usiadła obok. Gdy to zrobiłam wreszcie przemówił, patrząc mi prosto w oczy.
                - Myślałem o wczoraj. Nie chciałem żeby tak wyszło. Strasznie mi głupio, wiem że nie powinienem wykorzystywać twojej sytuacji, tym bardziej wiedząc przez co ostatnio przechodzisz. Przepraszam Leanne. – powiedział ciągiem, nadal nie odwracając ode mnie wzroku.
                Zrobiło mi się go żal, ponieważ widziałam, jak go to dręczyło. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo przejmuje się moim zdaniem na jego temat.
                - Nie ma sprawy, naprawdę. Zapomnijmy o tym i po prostu cieszmy się tym, co prócz tego się wczoraj zdarzyło. Dziękuję ci za tę popołudnie i kawałek wieczora, który chociaż trochę umilił mój beznadziejny dzień. – powiedziałam z uśmiechem, a on natychmiast się rozchmurzył.
                Oparłam mu głowę na ramieniu, a on odparł:
                - Nie ma za co. To było wspaniałe popołudnie i kawałek wieczora.

                I siedzieliśmy tak, dopóki znów nie zaczęło lać jak z cebra. 

11 komentarzy:

  1. Pierwsza ^_^ Dajesz mi nadzieję, bo obserwuję mnóstwo blogów i doprowadza mnie do szału to, że ludzie wstawiają dwa posty na miesiąc i zawsze karzą czekać niewiadomo ile na kolejny rozdział, doceniam, że chociasz na tobie się nie zawodzę ;)przekonałam się, że tylko ja jestem taka nienormalna żeby dodawać 4 posty w tygodniu xD poza tym dzisiaj wyszło jak wyszło, wszystkim jestem zdenerwowana i poprawiłaś mi humor :) no i jak już wiesz, po prostu bardzo lubię jak piszesz :)
    ____________________________________________
    http://believeitonot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, ze mogłam poprawić ci humor :) staram sie dodawać najcześciej jak tylko mogę, ostatnio przez wyjazd nie mogłam napisac nic przez kilka dni, dlatego narobiłam od razu po powrocie :)

      Usuń
  2. Ben mnie wkurza, wolę Jareda :D czekam na więcej XD

    OdpowiedzUsuń
  3. No to się narobiło... Szczerze mówiąc, chociaż na początku byłam ciekawa Bena, po wszystkich tych wydarzeniach serce samo kieruje się w stronę Jareda i Shannona, żałuję tylko jednego, że Misiek musi być taki skryty i cały czas ucieka. Czyżby z Genevieve łączyło go w przeszłości coś więcej, niż się zdaje?
    Bardzo się cieszę, że nabrałaś pomysłów, ponieważ już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału - to jedno z nielicznych opowiadań, w których zdaję się zatapaić po uszy - gdyby nie to, że na masażu miałam słabiutkie Wi-Fi, już dawno temu bym skomentowała :D
    Cóż, pozdrawiam, cieszę się, że dodałaś kolejny i obiecuję, że ja też niedługo zabiorę się za ponowne pisanie, bo jestem już po znienawidzonej matmie, a cała reszta egzaminów aż do 27 maja jawi się w różowych barwach :)
    Weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno: opublikowałam nowy rozdział, więc jeśli chcesz, zajrzyj :)

      Usuń
    2. Bardzo sie cieszę, ze cie wciąga :) powodzenia na egzaminach i napewno wpadne :))

      Usuń
  4. Ja tam jestem za benem bo wreszcie cos innego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z samego rana przyjechałam do szkoły by móc dodać tu komentarz! *czyli jak próbuję sobie razić bez internetu*
    Parę dni temu przeczytałam post, ale nie miałam jak skomentować, ;c Jestem trochę jeszcze nieprzytomna, bo o 7 rano jestem niezbyt myślącym człowiekiem ale
    Ben Ben Ben Ben. Cudownie. <3
    Mimo tego, że bardzo lubię twojego Jareda i Shannona też *scena z nim była baaardzo dobra* to jednak Ben jest świetny i na razie będę mu bardzo kibicować.
    Robi się coraz bardziej ciekawie i już nie mogę się doczekać kolejnego. Życzę dużo weny!
    Yell

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)