-4:05
One Republic - What You Wanted - Lyrics Video (Native Album) [HD - Stenaven
Stanęliśmy
przed jedną z największych i najbardziej zakręconych kolejek górskich. Wiele
razy byłam w podobnym miejscu, jednak zawsze korzystałam z mniej ekstremalnych
atrakcji.
Jared
i Shannon byli tak podekscytowani, że wyglądali jak wszystkie te dzieci
biegające wokół nas. Rozglądali się dookoła jakby nie mogli się zdecydować
gdzie pójść najpierw. Ja wciąż nie mogłam zapomnieć o dzisiejszych przeżyciach,
ale nie chcąc psuć im humoru czasami sztucznie się uśmiechałam i potakiwałam od
czasu do czasu. Przytaknęłam jednak w niewłaściwym momencie.
-
Super, to idziemy. – Jared pociągnął mnie za rękę w kierunku rollercoastera,
gdzie właśnie zmniejszyła się kolejka.
-
Ja tam nie wejdę. – powiedziałam z przerażeniem patrząc w górę i widząc jak
ludzie krzyczą i płaczą przy przejażdżce.
-
Spokojnie, pójdziemy razem. Będzie fajnie, to tylko tak źle wygląda. – widząc
jego entuzjazm żal mi było odbierać mu taką zabawę, dlatego się zgodziłam.
-
A Shannon? – zapytałam.
-
Powiedział, że najpierw coś zje. Chodź.
Usiedliśmy
w podwójnych siedzeniach gdy nasi poprzednicy wysiedli. Dopóki tylko
siedzieliśmy było w porządku, Jared ciągle uśmiechał się do mnie i nie czułam
strachu. Dopiero gdy zapięły się pasy i usłyszałam, że zaraz zacznie się jazda
poczułam narastającą panikę.
-
Nie dam rady, chcę wysiąść… - mówiłam do Jareda, a on uspokajał mnie i mówił,
że nie ma już odwrotu. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, kolejka ruszyła.
Czym
szybciej jechaliśmy, tym bardziej rosło moje przerażenie i odzywał się lęk
wysokości, którego nigdy dotąd nie miałam. Kiedy byliśmy już na samej górze
chwyciłam mojego towarzysza za rękę. Dodało mi to trochę otuchy, na tyle, że
nawet w pewnym momencie mi się to spodobało i zaczęłam się śmiać. Adrenalina zadziałała
na mnie odurzająco i poczułam, że serce wypadnie mi z klatki piersiowej, a moje
reakcje zmieniały się niczym zakręty na kolejce.
Gdy
zatrzymaliśmy się na dole czułam się dumna z tego, że spróbowałam. Jednocześnie
właśnie wtedy zrozumiałam, iż nigdy więcej nie zrobię czegoś podobnego.
Jared
musiał mnie podeprzeć, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Poprowadził mnie do stojących
nieopodal stolików przy sklepiku z watą cukrową, popcornem i innym tego typu
jedzeniem, gdzie siedział już Shannon i konsumował swoją porcję naczosów.
-
Chcesz coś? – zapytał mnie Jared.
-
Tylko wodę. – powiedziałam, a on stanął w długiej kolejce do sklepu.
Shannon
zaproponował mi swoje nachos, ale nie miałam ochoty nic jeść. Opowiedziałam mu
jak było na kolejce, a on słuchał to z posępną miną.
-
Coś się stało? – zapytałam widząc jego kiepski humor. Zdziwiło mnie to, bo
jeszcze przed chwilą był pełen entuzjazmu. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i
spojrzał na mnie badawczo.
-
Tak bardzo mi ją przypominasz. – rzucił nagle, nadal mi się przyglądając.
Nie
zrozumiałam co miał na myśli.
-
Kogo? – zapytałam czując się jak stereotypowa blondynka.
-
Gen. Wyglądasz zupełnie jak ona. Masz te same oczy, uśmiech, gdybyś pofarbowała
włosy byłybyście identyczne. Tak bardzo mi ją przypomniałaś na tej kolejce. Też
kiedyś zabrałem ją do wesołego miasteczka, przyjechałem raz po nią gdy waszych rodziców
nie było w domu. Wybraliśmy się tam w południe i spędziliśmy cały dzień. Była
tam taka szczęśliwa, zresztą oboje byliśmy. Tydzień po tym zginęła.
Zaskoczyła
mnie ta odpowiedź. Wiele razy mówiono mi, że przypominam moją siostrę, jednak
nigdy nie sądziłam, iż jestem do niej aż tak podobna. Genevieve miała brązowe
włosy, dlatego Rebecca w dużym stopniu kojarzyła mi się właśnie z nią.
Przy
ostatnim zdaniu zauważyłam, że Shannon pospiesznie założył okulary. Pomimo
upływu czasu mówienie o Gen sprawiało mu trudność. Ja także wciąż nie mogłam o
niej opowiadać ani słuchać bez ukłucia w sercu.
-
Zawsze dużo o tobie mówiła. Rebecca opowiadała mi kiedyś jak rozmawiała z nią o
was. Zapytała Gen dlaczego już się z nami nie bawi i ciągle kłóci się z
rodzicami o ciebie. Odpowiedziała wtedy „zrozumiesz to gdy kogoś naprawdę
pokochasz”. – powiedziałam. - Myślę, że byłeś jej pierwszą i ostatnią miłością.
Stwierdziłam,
że chciałby to wiedzieć i że bardzo zależało mu, by to usłyszeć. Genevieve była
osobą, która była posłuszna rodzicom, dobrze się uczyła i nie sprawiała
problemów. Musiała zupełnie dla kogoś stracić głowę, by to wszystko zaprzepaścić
i stać się zupełnie inną osobą.
-
Moją także. Nigdy przed nią ani po niej nie czułem tego samego. – skwitował
smutnym głosem i obejrzał się za siebie, by zobaczyć gdzie jest Jared. Był
dopiero w połowie kolejki. Widać, że te szczere wyznania chciał zachować pomiędzy
nami. – Po jej odejściu się zmieniłem. To ona spowodowała, że przestałem pić,
brać, kraść. Wcześniej robiłem naprawdę złe rzeczy i czasami ona także je robiła
żeby mi się przypodobać. Nie musiała, bo zakochałem się w niej w takiej, jaka
była. P tym jak odeszła poczułem, że jestem jej coś winien. Nie chciałem, żeby
jej śmierć poszła na marne.
Od
wypadku Gen minęło mnóstwo czasu, a on wciąż o niej pamiętał, co więcej – wciąż
ją kochał. Był wtedy bardzo młody, ona także, pomimo to nie znalazł do tej pory
nikogo jak ona. Miałam wielką ochotę go przytulić, jednak wiedziałam, że nie
chciał się uzewnętrzniać przy Jaredzie. Ja zresztą także zapewne wtedy bym się
rozkleiła, dlatego siedziałam tylko i spokojnie go słuchałam.
-
Z pewnością tego właśnie by chciała. – odpowiedziałam pocieszająco, choć było
to chyba kiepskie pocieszenie. Żadne puste słowa nie przywróciłyby jej z
powrotem, o czym oboje doskonale wiedzieliśmy.
Gdy
jego brat wrócił do naszego stolika i podał mi butelkę wody Shannon natychmiast
zmienił nastawienie. Uśmiechnął się do mnie, a Jared zaczął jeść swój popcorn.
-
To co, na co teraz lecimy? – zapytał, a Shannon wybrał kolejny rollercoaster
znajdujący się za moimi plecami.
Ja
nie potrzebowałam dodatkowych atrakcji, dlatego zaproponowałam że zrobię
zdjęcia telefonem, a oni poszli na wybraną kolejkę. Wyglądało na to, że
świetnie się bawili, jednak ja wciąż nie mogłam przestać myśleć o wyznaniu
Shannona.
Przeszło
mi przez myśl, że może dlatego Jared nie chciał mówić mi kim jest. Może nie
chciał, by jego brat znów przeżywał śmierć Genevieve? Odrzuciłam szybko tę
wersję, jednak wciąż byłam w szoku, że Shannon tak nagle się przede mną
otworzył. Postanowiłam jednak skupić się na robieniu zdjęć, co było naprawdę
trudne przez to, jak szybko poruszała się kolejka.
Kiedy
zaczęło się ściemniać mieliśmy wracać już do hotelu. Jared jednakże wymyślił
jeszcze jedną atrakcję, a mianowicie szybką przejażdżkę w kole przypominającym
London Eye, tyle że w mniejszej i odsłoniętej wersji. Shannon powiedział, że po
poprzedniej jeździe kolejką ma już dość i czekał na nas na ławce.
Usiedliśmy
z Jaredem obok siebie na jednym z siedzeń. Byliśmy sami w wagoniku. Po chwili
koło ruszyło kręcąc się powoli.
-
Jak ci się podobał dzisiejszy dzień? – zapytał.
-
Dzień sam w sobie był kiepski, ale ostatnie godziny sprawiły, że był bardziej znośny.
Dziękuję. – powiedziałam patrząc mu w oczy. Moja odpowiedź wyraźnie go usatysfakcjonowała.
-
W takim razie cieszę się, że moje starania się opłaciły. – uśmiechnął się
promiennie i widząc, że zaczynam się trząść zdjął swoją kurtkę, po czym założył
mi ją na ramiona.
Ten
czyn przypomniał mi, jak Ben otulił mnie kocem na swoim balkonie a także to, co
nastąpiło potem. Poczułam za nim nagłą tęsknotę, jednak wciąż pamiętałam dlaczego
z nim nie rozmawiam.
Chciałam
skupić się na tym co tu i teraz, dlatego zaczęłam oglądać zachodzące słońce
kryjące się za budynkami odległego miasta.
-
To takie piękne. – powiedziałam patrząc za siebie na niebo.
-
Prawie tak piękne, jak dziewczyna siedząca przede mną. – powiedział, a ja natychmiast
się obróciłam. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Nie wiedziałam co
odpowiedzieć, dlatego postanowiłam milczeć zamiast palnąć coś głupiego. Zapanowała
niezręczna cisza, którą przerwało jego parsknięcie śmiechem. – Przepraszam,
wyrwało mi się.
-
Nie musisz przepraszać. – powiedziałam by go uspokoić, ponieważ wydawał mi się
zakłopotany.
-
Po prostu wiem, że masz teraz sporo na głowie. Nie chcę dokładać ci problemów. –
patrzył teraz na krajobraz dookoła, a nie na mnie.
-
Chyba jeden problem więcej nie zrobi mi różnicy. – powiedziałam, ponieważ nie
chciałam, by czuł się winny. On jednak inaczej to odebrał i pocałował mnie
nagle, delikatnie i niespodziewanie.
- To chyba
nie był najlepszy pomysł. – powiedziałam odsuwając go od siebie. Jeszcze raz
mnie przeprosił zakłopotany i jechaliśmy jeszcze kilka kółek, które zdawały się
nie kończyć.
Nie chodziło
mi o to, że mi się nie podobało, albo że coś z nim było nie tak. Po prostu miałam
mieszane uczucia odnośnie wszystkiego, co ostatnio się wydarzyło. Sama nie
wiedziałam, czego chcę i co mam zrobić. Wiedziałam tylko jedno – że nie
powinnam po raz kolejny podejmować pochopnych decyzji i się spieszyć.
Kiedy
wracaliśmy taksówką do hotelu zastanawiałam się nad całym dzisiejszym dniem.
Sporo się wydarzyło i wszystkie te wydarzenia nieźle namieszały mi w głowie.
Kiedy
zostałam już sama i zasypiałam w hotelowym łóżku wciąż starałam się klatka po
klatce analizować swoje uczucia i pomyśleć, co zrobić dalej. W moje
przemyślenia wdarł się sen, który je przerwał.
Następnego
dnia postanowiłam skorzystać z faktu, że zabrałam z mieszkania moje buty do
biegania. Przed przeprowadzką często wybierałam się na samotne biegi wokół
Bossier City, za czym zaczynałam tęsknić. Skoro świt przebrałam się w coś
luźniejszego, włączyłam w słuchawkach muzykę i pobiegłam przed siebie.
Nie
czułam zmęczenia, a jedynie każdy mięsień moich nóg. Nie obchodziło mnie, ile
biegnę, jaka jest pogoda, ani kto na mnie patrzy. Po prostu biegłam,
zastanawiając się nad tym, co dręczyło mnie poprzedniego wieczora przed
zaśnięciem.
Gdy zobaczyłam
z oddali Big Bena wiedziałam już, dokąd się zbliżam. Zaczęło kropić, nie
przestawałam jednak biec, dopóki nie zatrzymałam się na moście.
Stanęłam
przy niskim zielonym ogrodzeniu i wpatrywałam się w London Eye. Deszcz
przybierał na sile, dokładnie tak jak wtedy, gdy poznałam Bena. Ludzie mijali
mnie zapewne nie zwracając na mnie zbytniej uwagi, albo patrząc na mnie jak na
idiotkę, jednak ja stałam tam i patrzyłam na Tamizę znów skąpaną w deszczu. Wyjęłam
słuchawki by usłyszeć krople odbijające się od jej powierzchni.
Właśnie
teraz, odtwarzając w głowie pierwszy raz, gdy tu stałam pomyślałam, że zrobiłam
błąd. Nie powinnam tak szybko rezygnować z niego, nie znając motywów jego
działań. Nie próbowałam nawet dać mu szansy, po prostu go skreśliłam
napotykając trudność.
-
Leanne? – usłyszałam za plecami. Obejrzałam się za siebie niepewnie i
zobaczyłam Bena po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko ujrzałam jego twarz,
zaczęłam biec przed siebie upewniając się, czy żaden pojazd nie przeszkodzi mi
w tym, co chcę zrobić.
Rzuciłam
się mu na szyję i po prostu go przytuliłam. Spojrzał na mnie zdumiony i objął
mnie mocniej.
-
Nie odejdę teraz tylko jeżeli obiecasz mi, że od tej pory będziesz mówił tylko
prawdę i wszystko mi o sobie opowiesz. – powiedziałam jednym tchem, a on rzucił
bez zastanowienia:
-
Obiecuję.
Zrobiłam
to, co mu zapowiedziałam. Poczułam się, jakbym znów stała z nim na balkonie,
tyle że tym razem byliśmy cali mokrzy od ulewnego deszczu. Żadnemu z nas nie
robiło to wielkiej różnicy.
W
końcu jednak zadzwonił do pracy (gdzie właśnie szedł zanim mnie spotkał) i
powiedział, że się spóźni. Poszliśmy do tej samej kawiarni, w której byliśmy
pierwszego dnia naszej znajomości.
Powiedziałam
mu, co dowiedziałam się o Marie-Ann. Nie zamierzał jednak się wykręcać, po
prostu przeszedł do rzeczy.
-
Nie chciałem ci za dużo o sobie opowiadać. Moja rodzina jest… inna. – mówił patrząc
w swoją czarną kawę, posępnym tonem. – Nie jestem jak Shannon i Jared. Nigdy
nie miałem brata, na którym mogłem zawsze polegać, matki która by była przy
mnie, gdy tego potrzebowałem. W pewnym sensie jedyne, co nas łączy to ojciec,
którego nigdy nie było. Może i nie miałem problemu z pieniędzmi tak jak oni,
ale jeśli miałbym wybierać to wolałbym mieć prawdziwą rodzinę zamiast forsy. Matka
całe dnie spędzała w Spa, u fryzjera, kosmetyczki czy przyjaciółek, albo
załatwiała coś w swojej firmie z nieruchomościami. Ojciec jeśli nie był w
pracy, to był u kolejnej kochanki. Bałem się, że nie będziesz chciała mieszać
się w coś takiego.
-
Nie wiem jak mogło przyjść ci to do głowy. – powiedziałam, bo zrobiło mi się go
żal. - A co z Jackiem? – zapytałam ponieważ mówił, jakby nie miał rodzeństwa.
-
Nigdy nie dogadywałem się z Jackiem. Byliśmy od siebie całkiem różni, a kiedy
dorośliśmy i wreszcie mieliśmy szansę się zaprzyjaźnić, rodzice wysłali nas do dwóch
różnych szkół z internatem, przez co rzadko się widywaliśmy. Dopiero jak zaczął
studiować zaproponowałem mu wspólne mieszkanie, żebyśmy nadrobili stracony
czas. – wziął wreszcie łyk kawy i spojrzał w moim kierunku. – Jeśli chodzi o
Mary, to tak, mogłaby być moją macochą i szczerze mówiąc tak byłoby lepiej.
Jasmine, moja przyrodnia siostra ma trzynaście lat i widujemy się czasami w
weekendy. Na pewno byś ją polubiła, jest bardzo fajna. – kąciki jego ust
drgnęły, gdy o niej wspominał. – Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Naprawdę
dużo kosztowało go, by powiedzieć mi to wszystko. Właściwie miałam jeszcze kilka
pytań, na przykład dlaczego chciał tak bardzo się ze wszystkim spieszyć, jednak
poczułam, że nie powinnam nadużywać jego szczerości i zapytać kiedy indziej.
Pokiwałam więc głową a on poprosił mnie, bym powiedziała teraz coś o sobie.
Opowiedziałam
mu o moich rodzicach, zdobyłam się także na wspomnieniu o Genevieve i o jej
wypadku. Pomimo czasu, jaki minął od jej śmierci, wciąż ciężko było mi o tym
mówić na głos. Złapał mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy.
-
Przykro mi, nie miałem pojęcia. – powiedział.
Po
pół godzinie musiał już iść do pracy. Pożegnałam się z nim i pobiegłam z
powrotem do hotelu, znów trawiąc kolejne wydarzenia. Deszcz już minął, przez co
ponownie nie zmokłam, musiałam omijać tylko kałuże.
Przed
wejściem zastałam Jareda siedzącego na murku. Spojrzał na mnie, pokazując bym
usiadła obok. Gdy to zrobiłam wreszcie przemówił, patrząc mi prosto w oczy.
-
Myślałem o wczoraj. Nie chciałem żeby tak wyszło. Strasznie mi głupio, wiem że
nie powinienem wykorzystywać twojej sytuacji, tym bardziej wiedząc przez co
ostatnio przechodzisz. Przepraszam Leanne. – powiedział ciągiem, nadal nie
odwracając ode mnie wzroku.
Zrobiło
mi się go żal, ponieważ widziałam, jak go to dręczyło. Nie miałam pojęcia, że
tak bardzo przejmuje się moim zdaniem na jego temat.
-
Nie ma sprawy, naprawdę. Zapomnijmy o tym i po prostu cieszmy się tym, co prócz
tego się wczoraj zdarzyło. Dziękuję ci za tę popołudnie i kawałek wieczora,
który chociaż trochę umilił mój beznadziejny dzień. – powiedziałam z uśmiechem,
a on natychmiast się rozchmurzył.
Oparłam
mu głowę na ramieniu, a on odparł:
-
Nie ma za co. To było wspaniałe popołudnie i kawałek wieczora.
I
siedzieliśmy tak, dopóki znów nie zaczęło lać jak z cebra.
Pierwsza ^_^ Dajesz mi nadzieję, bo obserwuję mnóstwo blogów i doprowadza mnie do szału to, że ludzie wstawiają dwa posty na miesiąc i zawsze karzą czekać niewiadomo ile na kolejny rozdział, doceniam, że chociasz na tobie się nie zawodzę ;)przekonałam się, że tylko ja jestem taka nienormalna żeby dodawać 4 posty w tygodniu xD poza tym dzisiaj wyszło jak wyszło, wszystkim jestem zdenerwowana i poprawiłaś mi humor :) no i jak już wiesz, po prostu bardzo lubię jak piszesz :)
OdpowiedzUsuń____________________________________________
http://believeitonot.blogspot.com/
Miło mi, ze mogłam poprawić ci humor :) staram sie dodawać najcześciej jak tylko mogę, ostatnio przez wyjazd nie mogłam napisac nic przez kilka dni, dlatego narobiłam od razu po powrocie :)
UsuńBen mnie wkurza, wolę Jareda :D czekam na więcej XD
OdpowiedzUsuńJak kto woli :D
UsuńNo to się narobiło... Szczerze mówiąc, chociaż na początku byłam ciekawa Bena, po wszystkich tych wydarzeniach serce samo kieruje się w stronę Jareda i Shannona, żałuję tylko jednego, że Misiek musi być taki skryty i cały czas ucieka. Czyżby z Genevieve łączyło go w przeszłości coś więcej, niż się zdaje?
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że nabrałaś pomysłów, ponieważ już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału - to jedno z nielicznych opowiadań, w których zdaję się zatapaić po uszy - gdyby nie to, że na masażu miałam słabiutkie Wi-Fi, już dawno temu bym skomentowała :D
Cóż, pozdrawiam, cieszę się, że dodałaś kolejny i obiecuję, że ja też niedługo zabiorę się za ponowne pisanie, bo jestem już po znienawidzonej matmie, a cała reszta egzaminów aż do 27 maja jawi się w różowych barwach :)
Weny!
S.
I jeszcze jedno: opublikowałam nowy rozdział, więc jeśli chcesz, zajrzyj :)
UsuńBardzo sie cieszę, ze cie wciąga :) powodzenia na egzaminach i napewno wpadne :))
UsuńJa tam jestem za benem bo wreszcie cos innego :)
OdpowiedzUsuńFajnie, ze chociaż ktoś :D
UsuńZ samego rana przyjechałam do szkoły by móc dodać tu komentarz! *czyli jak próbuję sobie razić bez internetu*
OdpowiedzUsuńParę dni temu przeczytałam post, ale nie miałam jak skomentować, ;c Jestem trochę jeszcze nieprzytomna, bo o 7 rano jestem niezbyt myślącym człowiekiem ale
Ben Ben Ben Ben. Cudownie. <3
Mimo tego, że bardzo lubię twojego Jareda i Shannona też *scena z nim była baaardzo dobra* to jednak Ben jest świetny i na razie będę mu bardzo kibicować.
Robi się coraz bardziej ciekawie i już nie mogę się doczekać kolejnego. Życzę dużo weny!
Yell
To dziekuje za poswiecenie i miłe słowa :3
Usuń