27.04.2014

Rozdział 7 – Escape

                Zamiast zastanawiać się co powiedzieć, zrobić, zaczęłam myśleć o tym, co by się stało gdyby Rebecca nie przyszła. On na mnie działał w sposób, którego nie mogłam pojąć. W normalnych okolicznościach nigdy nie odważyłabym się na coś takiego z facetem, którego znam tak krótko. To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zdać sobie sprawy co się robię. Może to dobrze, że Rebecca nam przerwała. Nie wiedziałam tylko co gorsze – to, co mogło się zdarzyć gdyby nie ona, czy to co się stało po jej przyjściu.
                Ubrałam szybko bluzkę, a ona przeszła przez salon. Wyglądała, jakby chciała mnie uderzyć. Jej twarz przybrała purpurowy odcień; nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam.
                - Po nim mogłabym się tego spodziewać, ale po tobie? – wrzasnęła. Nie starałam się niczego wypierać, w końcu tylko głupi byłby mi w stanie uwierzyć. – Jak mogłaś to zrobić? – nic nie odpowiadałam, siedziałam tam tylko i wysłuchiwałam jej krzyków. - Nie do wiary, w dodatku sama was sobie przedstawiłam… - powiedziała krążąc nerwowo po salonie.
                - Poznaliśmy się przed twoją imprezą. Nie wiedziałam, że się znacie! – rzuciłam oskarżycielskim tonem, ale ona mi nie uwierzyła.
                - Ciekawe gdzie? Teraz możesz sobie udawać. – kłóciłam się z nią teraz na stojąco.
                - Poznaliśmy się na Tower Bridge, w ten sam dzień kiedy ty zrobiłaś imprezę. – dodał Ben i stanął pomiędzy nami jakby bał się, że Rebecca coś mi zrobi.
                - To jego wizytówka wypadła mi z torby. To ona się zamazała. – próbowałam ją przekonać, ale ona była nieugięta.
                - Co jeszcze wymyślicie?! – wrzasnęła.
                Ben chciał się odezwać, ale go przekrzyczała i kazała mu się wynosić z jej mieszkania. Próbował protestować, jakby bał się mnie z nią zostawić, ale dałam mu do zrozumienia, że ma jej posłuchać.
                - Co ja takiego zrobiłam, że tak mi się odwdzięczasz? – ciągnęła dalej.
                - Nie rozumiesz, że on nic do ciebie nie czuje? – wybuchłam kiedy myślałam, że Ben już wyszedł. Miałam już dość jej lamentowania i zachowywania się jak rozpieszczony bachor. Gdyby był jej facetem rozumiałabym jej złość, ale nic ich nie łączyło prócz wspólnej pracy.
                Rebece także puściły nerwy. Tyle, że w inny sposób. Nie zdążyłam nawet zareagować.
                Uderzyła mnie w twarz z otwartej dłoni. Policzek zaczął mnie szczypać i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co zrobiła. Odruchowo przytknęłam dłoń do bolącego miejsca, patrząc na nią z niedowierzaniem. Ona sama była zaskoczona swoim zachowaniem i widziałam, że tego nie chciała, jednak dla mnie liczyło się, że i tak to zrobiła.
                Pobiegłam szybko do pokoju i zaczęłam bezmyślnie pakować przypadkowe rzeczy do dużej torby. Ona pobiegła za mną i zaczęła przepraszać, ale jej nie słuchałam. Minęłam ją w przejściu, wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Na klatce schodowej stał Ben.
                Nawet nie zauważyłam, że po policzka ciekną mi łzy. Nie wiem czy to przez kłótnię, czy przez jej uderzenie, ale płakałam. Znów.
                Ben chciał mnie przytulić, ale odsunęłam go od siebie. Zdziwiło go to zachowanie. Spojrzał na mój policzek, którego nie zasłaniałam już dłonią.
                - Uderzyła cię? – zapytał gniewnym głosem. Przytaknęłam, a on chciał już iść do mieszkania. Zatrzymałam go jednak i zrezygnował z tego pomysłu.
Spojrzał na moją torbę z której wystawały ubrania.
- Nie nocujesz tu dzisiaj? – zapytał spokojniejszym głosem.
                - Dziwisz się? – zapytałam retorycznie schodząc wąskimi i skrzypiącymi schodami w dół.
                - Możesz spać u mnie. – zaproponował.
                - To chyba nienajlepszy pomysł. – rzuciłam niemiłym tonem. W tym całym zamieszaniu ten pomysł wydawał mi się naprawdę kiepski.
                - A masz dokąd iść? – zapytał. Nie spodobała mu się moja odmowa.
                - Nie wiem. Do jakiegoś hotelu, gdziekolwiek. Muszę pomyśleć gdzieś w spokoju.
                - Wynajmę ci pokój. – powiedział.
                - Poradzę sobie. Wezmę taksówkę i sama pojadę. – odpowiedziałam stanowczo. Miałam już dość jego ciągłej chęci kontrolowania tego, co robię. Poza tym nie chciałam, żeby wiedział gdzie będę.
                - To dla mnie nie problem, nie chcę żebyś w tym stanie… - zaczynał mówić jak moja matka.
                - Ale ja chcę. – niemal wrzasnęłam. – Przestań nalegać. Kontrolować.
                - O co ci chodzi? – zapytał patrząc na mnie z niedowierzaniem na moją reakcję.
                - Chodzi mi o to, że wszystko dzieje się za szybko. Powinniśmy na jakiś czas od siebie odpocząć. – powiedziałam czekając na jakąkolwiek przejeżdżającą taksówkę.
                - Odpocząć? Dopiero co się poznaliśmy. – słyszałam złość w jego głosie.
                - No właśnie. Dopiero co się poznaliśmy, a ty już chciałeś się ze mną przespać. – wybuchłam. Nie kontrolowałam już potoku słów i wiedziałam, że będę ich żałować.
                - Czy ja cię do czegoś zmuszałem? Sama zaczęłaś rozpinać mi koszulę. – wziął głęboki oddech i ściszył głos widząc kobietę z wózkiem idącą w naszym kierunku. – Okej. Zróbmy jak chcesz. Nie sądzę po prostu, że zerwanie na jakiś czas kontaktu cokolwiek polepszy.
                Nie powiedział już nic więcej. Złapałam wreszcie taksówkę, a gdy wsiadałam rzucił tylko:
                - Zadzwoń jak już zmienisz zdanie.
                I wsiadł do swojego Lexusa, a ja odjechałam taryfą. Poprosiłam taksówkarza aby zawiózł mnie do najbliższego hotelu, niezbyt drogiego. Gruby kierowca od razu zrozumiał o co mi chodzi i w jakieś pięć minut byliśmy na miejscu. Wciąż było to Notting Hill, ale wystarczająco daleko od domu. Podziękowałam mu i zapłaciłam.
                Hotel był położony pomiędzy zwykłymi domami, bardzo podobnymi do naszego. Weszłam po schodach do środka, nie spoglądając nawet na nazwę.
                Wnętrze był zadbane i czyste, bez przepychu czy ekstrawagancji. Dominowały w nim stonowane odcienie szarości i bieli. W recepcji stała młoda dziewczyna, wyglądała na studentkę. Miała długie ciemne loki oraz śniadą karnację. Zapytałam ją o cenę jednoosobowego pokoju. Była przyzwoita, więc poprosiłam by znalazła mi jeden. Wstukała to co trzeba na komputerze i po chwili wręczyła klucze, życząc miłego pobytu. Podziękowałam i zgodnie z jej wskazówkami udałam się na drugie piętro.
                Pokój był przytulny, na środku stało podwójne łóżko, a po jego stronach komoda i mały stolik z dwoma krzesłami. Na ścianie wisiał mały telewizor, a na końcu znajdowały się drzwi do łazienki.
                Nie wiedziałam, ile tu zostanę. Na razie jednak nie spieszyło mi się do domu.
                Zadzwoniła mi komórka. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to Marie-Ann.
                - Leanne, nie musisz jednak dziś rano przychodzić. Będę cię potrzebowała dopiero jutro Puściłam już wczoraj do druku ten artykuł z Jaredem Leto, Tom zatwierdził już wszystko za ciebie. Możesz zobaczyć w kiosku, pewnie już mają nowy numer. Dasz radę przyjść? Nie masz jakiś wykładów?
                - Okej, dzięki. Mogę. Dali mi kilka dni na zadomowienie się tutaj, dopiero pojutrze zaczynam zajęcia. – odparłam. Usłyszałam chwilową ciszę w słuchawce.
                - Wszystko okej? – zapytała niepewnie.
                - Tak, wszystko dobrze. – odparłam. – Widzimy się jutro.
                Po skończonej rozmowie postanowiłam pójść do kiosku żeby jakoś rozładować stres. Gdy wychodziłam z pokoju wpadłam na kogoś.
                - Przepraszam. – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się.
                - Jared? – pomyślałam na głos. Jego także zdziwiła moja obecność w tym miejscu.
                - Lea? Co ty robisz w hotelu? – spojrzał mi przez ramię do pokoju. – Chyba nie to co myślę? – uśmiechnął się dwuznacznie. Szybko jednak jego uśmiech zbladł, zaraz gdy zobaczył ślad dłoni na moim policzku.
                - Kto cię uderzył? Ben? – zapytał nerwowo. Zdziwiło mnie, że pomyślał właśnie o nim.
                - Pokłóciłam się z Rebeką. Domyślasz się pewnie o co.
                Znów zrobił jedną z tych swoich zmartwionych min i zaprosił mnie do swojego pokoju. Był o wiele większą wersją mojego. Miał przedsionek, sypialnię, aneks kuchenny i łazienkę. Cały był w barwach brązu i turkusu. Usiedliśmy na łóżku i opowiedziałam mu co się stało. Gdy dotarłam do momentu spoliczkowania przez moją kuzynkę znów się rozpłakałam z bezsilności. On spojrzał na mnie i przytulił. Jego nie zamierzałam odtrącać.
                - Nie wiem co mam robić. – powiedziałam przez łzy.
                Nasz, nazwijmy to, „związek” z Benem zdawał się nie mieć racji bytu. Powody tylko się mnożyły: Rebecca, jego matka, jego usilne starania kontrolowania mnie, a także fakt, że byliśmy z zupełnie innych światów. Jednak jak to mówią, zakazany owoc smakuje najbardziej. Głęboko w zakątkach mojej duszy chciałam spróbować. Pomimo wszystkich problemów i przeszkód miałam nadzieję, że nam się uda. Potem zaczęłam w głowie wyliczać, co musiałabym dla niego poświęcić i zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko jest tego warte.
                - Ostrzegałem cię, że to nie jest nasz świat. – powiedział miękkim głosem nadal trzymając mnie w objęciach. Może miał rację. Może to wszystko od początku było skazane na porażkę, a ja wciąż się oszukiwałam, że coś z tego będzie? – Ale nie mogę mówić ci, co masz zrobić, bo nie byłbym obiektywny.
Zastanowiłam się, co mógł mieć na myśli, ale nie chciałam w to dalej brnąć.
                - Ledwo tu przyjechałam, a już mam ochotę wracać. Nigdy nie pomyślałabym, że będę chciała być znowu w Luizjanie.
                - Nie martw się, też miałem takie chwile. Wiele razy zastanawiałem się nawet, co u ciebie.
                Spojrzałam na niego zdziwiona. Byliśmy teraz tak blisko siebie, rozmawiając o wszystkim. Poczułam, że chyba tylko jemu w życiu tak naprawdę zawsze ufałam i tylko na niego mogłam liczyć, do póki nie odjechał bez słowa.
                - Dlaczego nigdy nie przyjechałeś, nie napisałeś listu, nie zadzwoniłeś? – zapytałam z wyrzutem w głosie. Oswobodziłam się z jego uścisku i spojrzałam na niego. On jednak unikał mojego wzroku.
                - Nie mogłem. – odparł cicho.
                - Jak to nie mogłeś? – zapytałam podenerwowana.
                Przez chwile zamyślony patrzył w popielatą ścianę. Odezwał się po chwili, nie odrywając od niej wzroku.
                - Wysłałem raz list. Nie odpisywałaś, więc po jakimś czasie zadzwoniłem. Odebrała twoja matka. Powiedziała, że nie chcesz się ze mną nigdy więcej kontaktować i mam nie pisać, ani nie dzwonić.
                Nie mogłam w to uwierzyć. Moja mama zawsze go lubiła i wydawało mi się, że żałowała kiedy wyjeżdżali z miasta. Wtedy przypomniałam sobie jej słowa na jego temat, kiedy oglądałam z nim film. Powiedziała, że nie lubi tego aktora i przełączyła. Nie chciała dopuścić, żebym go rozpoznała. Musiałam z nią poważnie porozmawiać.
                - Nigdy nie dostałam żadnego listu, nie wspominała mi o tobie. Kiedy raz ją zapytałam powiedziała, że nie ma z wami już kontaktu.
                Myślałam, że będzie zaskoczony, on jednak przyjął to zupełnie spokojnie. Pokiwał tylko w zamyśleniu głową.
                Do pokoju wszedł Shannon. Spojrzał na mnie i przyjaźnie się przywitał. Miał na sobie czarną skórzaną ramoneskę, dżinsy i kolorowe adidasy. Teraz dopiero zauważyłam, że Jared jest ubrany w jeansową cienką kurtkę i jasny t-shirt, czarne spodnie i podobne buty do Shannona, tyle że czarno-czerwone.
                W jednej ręce trzymał gazetę, a w drugiej kawę ze Starbucksa.
                - Przyniosłem ci gazetkę. – powiedział jego brat i rzucił mu magazyn na łóżko. Na okładce widniało zdjęcie Jareda patrzącego na wprost i trzymającego kołnierzyk kurtki. Zdjęcie zrobione przeze mnie.
                Spojrzałam na to z niedowierzaniem. Marie-Ann wspominała mi tylko o fotografiach do wywiadu, nie mówiła nic o okładce. Póki co był to jeden z nielicznych pozytywów dzisiejszego dnia.
                Chciałam zadzwonić do mamy i się jej pochwalić. Pomyślałam jednak o tym, co przed chwilą powiedział mi Jared i na chwilę obecną zrezygnowałam z tego pomysłu.
                - Wow, gratuluję. – powiedział do mnie Jared z uśmiechem, a ja go odwzajemniłam.
                - To nasz wspólny sukces. – odpowiedziałam i otwarłam czasopismo. Wszyscy zaczęliśmy oglądać zdjęcia w środku i czytać wywiad.
                Opowiadał w nim o ciężkim dzieciństwie, o problemach z prawem, o tym jak bez rodziny nic by nie osiągnął. Mówił, że warto spełniać swoje marzenia i wierzyć w ich realizację.
                - „Kiedy byłem młody nie mieliśmy za dużo pieniędzy. Czasem kradliśmy, a gdy przysporzyło nam to już wielu kłopotów musieliśmy zmienić nawyki by nie trafić do więzienia. Wtedy pojawiła się okazja by zająć się dziewczynką z sąsiedztwa. Ta praca pokazała mi, że warto jest dążyć do czegoś własnymi siłami. Uczciwie zarobione pieniądze inaczej smakowały. Wtedy zrozumiałem, że muszę zapracować na swój sukces.” – przeczytałam na głos. Jared spojrzał na mnie.
                - Kto by pomyślał, że dzień po tym wywiadzie przyjdzie mi cię spotkać. – zaśmiał się.
                - Marie-Ann musiały się bardzo spodobać te zdjęcia, skoro umieściła je na okładce. Muszę do niej zadzwonić i jej podziękować.
                - Marie-Ann? Marie-Ann Black? – zapytał Shannon.
                - Tak, a co? – odpowiedziałam pytaniem. Zdziwiłam się, że ją zna.
                Spojrzeli po sobie, a potem zwrócili wzrok na mnie.
                - Wiesz o tym, że znają się z Benem? – upewnił się Jared.
                - Tak, mówił mi, że przyjaźni się z jego matką czy coś. – odpowiedziałam.
                - Przyjaźni? – Shannon uniósł brwi. – One się nienawidzą.
                Zobaczyli, że nie nadążam.
                - Była kochanką Collina, ich ojca. Ma z nim nawet córkę, mówiłem ci o niej. Jasmine, przyrodnia siostra Bena i Jacka. – dokończył Jared.
                A więc co do tego też kłamał. Coraz bardziej skłaniałam się do dania sobie z nim spokoju. Póki co nie chciałam go widzieć.
                Wiem, że bracia nie chcieli źle, ale te rewelacje tylko pogorszyły mój podły humor. Chyba to zauważyli, bo Jared posłał mi lekkiego kuksańca w ramię i powiedział:
                - Hej, nie martw się. – próbował mnie pocieszyć. – Wiem, co poprawi ci humor. Chodź. – powiedział i wstał z łóżka, po czym podał mi dłoń abym wstała.
                - Nie chcę nigdzie wychodzić, zobacz jak ja wyglądam. – wskazałam na zaczerwieniony policzek. Pochylił się i spojrzał na niego z bliska po czym się uśmiechnął.
                - Nie jest tak źle. Przypudrujesz to trochę i nie będzie nic widać. – powiedział z twarzą nadal przy mojej. – Zobaczysz, będzie fajnie. – odsunął się, a w jego oczach kryło się podekscytowanie. Gdy się uśmiechał, tańczyły drobne żyłki pod jego oczami, co wydawało mi się wtedy urocze. Zauważył, że chcę zaprotestować, więc mnie uciszył i dodał tylko: - Bez dyskusji. Widzimy się na dole za pięć minut.
                Wiedziałam już, że nie wygram, więc szurając nogami wróciłam do swojego pokoju i starałam się ukryć makijażem ślad po wymierzonym mi policzku. Wyszło całkiem nieźle, bo po dodaniu różu wyglądałam jak zarumieniona. Wzięłam tylko torebkę i wyszłam.
                Na dworze czekali już Shannon i Jared. Starszy siedział na małym murku koło schodów, a młodszy się o niego opierał. Obydwoje założyli okulary przeciwsłoneczne. Gdy mnie zobaczyli, Jared otworzył drzwi taksówki która stała już pod hotelem. Wsiadłam do środka, a oni za mną. Kierowca już wiedział, dokąd się udajemy.
                - Gdzie jedziemy? – zapytałam chłopaków.
                - Tajemnica. – uśmiechnął się Jared i spojrzał na Shannona. Ten również zdawał się być rozbawiony. – Podpowiem, że za miasto.
                Jechaliśmy ulicami Londynu, których wcześniej nie widziałam. Pogoda dziś sprzyjała, słońce czasami kryło się za chmurami, jednak powietrze było ciepłe. Przez całą drogę próbowałam dowiedzieć się dokąd zmierzamy, jednak nikt nie zamierzał mi powiedzieć. Po pół godzinie jazdy mijaliśmy wielkie wesołe miasteczko z mnóstwem krętych i ogromnych rollercoasterów. Zdziwiłam się, kiedy właśnie tam się zatrzymaliśmy.
               - Chyba żartujesz. – odparłam, kiedy Jared wysiadł z auta i podał mi rękę. Shannon także wysiadł i zaczął się śmiać.
- Nie śmiałbym. – uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów i pogonił mnie gestem. Chwyciłam go za rękę i wysiadłam. Zapłacił za taksówkę i stanęliśmy pod niebieską bramą na której widniał wesoły graficzny napis „Tussaud’s Thorpe Park”. Z oddali już słyszałam głośne krzyki ludzi na wysokich kolejkach górskich i wrzaski dzieci. Zapowiadało się ciekawe popołudnie.

14 komentarzy:

  1. Świetne! Nie wiem czemu mówiłaś że jest zły, skoro jest genialny! Powiem ci że zastanawiałam sie jak będzie wyglądać sytuacja z Rebeką, ale tego bym sie nie spodziewałam :0 A w dodatku jeszcze Ben. Lubie go, ale czasem jest zbyt nachalny.... Dobrze chociaż że bracia Leto pomagają Lei :) To takie słodkie :3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Powiem ci że uwielbiam twoje opowiadanie :D Jest takie w moim stylu, z chęcią czytam i komentuje :D
    Życzę weny i to bardzo bardzo dużo, byś z kolejnego rozdziału była zadowolona :D
    Pozdrawiam <30

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku był straszny, jednak o godzinie trzeciej rano mnie olśniło xd
      Bardzo mi miło czytać takie opinie, dziękuję! :D

      Usuń
  2. Pięknie! Bardzo podoba mi się zwrot akcji. BEZ BENA JEJ BĘDZIE LEPIEJ! HAHAH Ale bym sobie teraz do takiego wesołego miasteczka pojechała. :D Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję że pojawi się niedługo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      No właśnie nie wiem czy tak niedługo bo na majowy weekend nie będę miała dostępu do komputera, wyjeżdżam ;/

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Oby tak dalej :) Ciekawie rozwiązałaś tą sytuację z Rebeką, a tego że uderzy Leę to się nie spodziewałam! Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszy mnie fakt, że jednak nie usunęłaś tych sześciu stron, o których wspominałaś ledwie wczoraj na Facebooku, bo całość jest genialna! Strasznie podoba mi się końcówka z wesołym miasteczkiem, troszkę kojarzy mi się z ostatnimi urodzinami Jareda, kiedy razem z Shannem wylądowali w Six Flags, ale to tylko moje skojarzenie :)
    Oby we Włoszech przyszło ci dużo pomysłów, bo ja powoli zaczynam wątpić w sensowność relacji Lei i Bena. Zdecydowanie.
    Jeszcze jedno: rozumiem, że siostry mogą się nie lubić, ale żeby dorosła kobieta chciała stłuc drugą na kwaśne jabłko? Mało to racjonalne.
    Pozdrawiam, weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunęłam ostatecznie tylko jedną :)
      Tez mi sie to skojarzylo po napisaniu o tym.
      Och ja mam juz teraz wiele pomysłów. Tylko nie mam czasu na ich zrealizowanie, ale spokojnie - wszystko bedzie na miejscu.
      To sa kuzynki, poza tym to nie była jakas bójka :pp

      Usuń
  5. Co do wcześniejszego komentarza. Jakie stłuczenie na kwaśne jabłko? Ledwo jedno uderzenie. ;D
    Przeczytałam parę godzin temu, ale wciąż nie mogę zrozumieć.
    BEN. DLACZEGO. Ben jest świetnym facetem! Może faktycznie trochę szybko, no ale nie jest aż tak nachalny. Tylko delikatnie, nie aż tak.
    Tzn wciąż chyba wolę Jareda *a już najbardziej na świecie Shannona, którego jest w tym ficku zdecydowanie za mało.* ale Ben jest uroczy. Jestem rozdarta między nimi, myślę, że żeby zakończyła się znajomość z Benem musiałaby wyniknąć o wiele większa afera. On jest zbyt cudowny jak na taki błahy powód. :c
    A i rozdział bardzo dobry. Nigdy nie spotkałam się z polskim fickiem, który aż tak by mi się podobał. :)
    Życzę dużo weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Yell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie, ze Ben jest świetnym facetem :)
      Shannona bedzie wiecej, właściwie w nowym rozdziale chyba najwiecej, z tego co planuję.
      Nawet nie wiesz jak mi miło słyszeć cos takiego :3 dziekuje

      Usuń
  6. Ha! Znalazłam błąd! Nie najlepszy piszemy rozdzielnie, bo najlepszy to przymiotnik w stopniu najwyższym...no nie wierzę, takie perfekcyjne opowiadanie przez tyle rozdziałów i nareszcie jakikolwiek błąd xD oczywiście zartuję, po prostu uważam, że piszesz bardzo dokładnie nie robiąc przy tym zadnych błędów za co należy ci się uznanie, wiec ten brak spacji mi się rzucił w oczy xD Uwielbiam twoje opowiadanie, jak na razie to z blogów które czytałam chyba właśnie ty opisałaś Jareda dokładnie tak jak go sobie wyobrażam <30 Ale Lea to ma branie ;D Do Bena zaczęłam nabierać podejrzeń, jest jakiś dziwnie zakłamany, ale póki co i tak go lubię xD Co mnie dziwi, piszesz takie rozdziały, ze prawie mogłyby nadać się do książki, a większość blogowiczów na swoich stronach pisze rozdziały krótsze....ale to dobrze że jest długie! Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię sie rozpisywać :) przepraszam za błąd i dziekuje :))

      Usuń
  7. Super opowiadanie, przeczytalam wszystkie rozdzialy na raz :) nie moge sie doczekac rozwoju sytuacji! czy jest jakis sposob zeby dowiadywac sie u rozdzialach przez maila albo cos?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :) mozna poprzez grupę na fb: https://www.facebook.com/groups/469280499872552/

      Usuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)