Zamiast
zastanawiać się co powiedzieć, zrobić, zaczęłam myśleć o tym, co by się stało
gdyby Rebecca nie przyszła. On na mnie działał w sposób, którego nie mogłam
pojąć. W normalnych okolicznościach nigdy nie odważyłabym się na coś takiego z
facetem, którego znam tak krótko. To wszystko działo się tak szybko, że nawet
nie zdążyłam zdać sobie sprawy co się robię. Może to dobrze, że Rebecca nam
przerwała. Nie wiedziałam tylko co gorsze – to, co mogło się zdarzyć gdyby nie
ona, czy to co się stało po jej przyjściu.
Ubrałam
szybko bluzkę, a ona przeszła przez salon. Wyglądała, jakby chciała mnie
uderzyć. Jej twarz przybrała purpurowy odcień; nigdy wcześniej jej takiej nie
widziałam.
-
Po nim mogłabym się tego spodziewać, ale po tobie? – wrzasnęła. Nie starałam
się niczego wypierać, w końcu tylko głupi byłby mi w stanie uwierzyć. – Jak
mogłaś to zrobić? – nic nie odpowiadałam, siedziałam tam tylko i wysłuchiwałam
jej krzyków. - Nie do wiary, w dodatku sama was sobie przedstawiłam… - powiedziała
krążąc nerwowo po salonie.
-
Poznaliśmy się przed twoją imprezą. Nie wiedziałam, że się znacie! – rzuciłam
oskarżycielskim tonem, ale ona mi nie uwierzyła.
-
Ciekawe gdzie? Teraz możesz sobie udawać. – kłóciłam się z nią teraz na
stojąco.
-
Poznaliśmy się na Tower Bridge, w ten sam dzień kiedy ty zrobiłaś imprezę. –
dodał Ben i stanął pomiędzy nami jakby bał się, że Rebecca coś mi zrobi.
-
To jego wizytówka wypadła mi z torby. To ona się zamazała. – próbowałam ją
przekonać, ale ona była nieugięta.
-
Co jeszcze wymyślicie?! – wrzasnęła.
Ben
chciał się odezwać, ale go przekrzyczała i kazała mu się wynosić z jej
mieszkania. Próbował protestować, jakby bał się mnie z nią zostawić, ale dałam
mu do zrozumienia, że ma jej posłuchać.
-
Co ja takiego zrobiłam, że tak mi się odwdzięczasz? – ciągnęła dalej.
-
Nie rozumiesz, że on nic do ciebie nie czuje? – wybuchłam kiedy myślałam, że
Ben już wyszedł. Miałam już dość jej lamentowania i zachowywania się jak
rozpieszczony bachor. Gdyby był jej facetem rozumiałabym jej złość, ale nic ich
nie łączyło prócz wspólnej pracy.
Rebece
także puściły nerwy. Tyle, że w inny sposób. Nie zdążyłam nawet zareagować.
Uderzyła
mnie w twarz z otwartej dłoni. Policzek zaczął mnie szczypać i dopiero wtedy
uświadomiłam sobie, co zrobiła. Odruchowo przytknęłam dłoń do bolącego miejsca,
patrząc na nią z niedowierzaniem. Ona sama była zaskoczona swoim zachowaniem i
widziałam, że tego nie chciała, jednak dla mnie liczyło się, że i tak to
zrobiła.
Pobiegłam
szybko do pokoju i zaczęłam bezmyślnie pakować przypadkowe rzeczy do dużej
torby. Ona pobiegła za mną i zaczęła przepraszać, ale jej nie słuchałam.
Minęłam ją w przejściu, wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Na klatce schodowej
stał Ben.
Nawet
nie zauważyłam, że po policzka ciekną mi łzy. Nie wiem czy to przez kłótnię,
czy przez jej uderzenie, ale płakałam. Znów.
Ben
chciał mnie przytulić, ale odsunęłam go od siebie. Zdziwiło go to zachowanie.
Spojrzał na mój policzek, którego nie zasłaniałam już dłonią.
-
Uderzyła cię? – zapytał gniewnym głosem. Przytaknęłam, a on chciał już iść do
mieszkania. Zatrzymałam go jednak i zrezygnował z tego pomysłu.
Spojrzał na
moją torbę z której wystawały ubrania.
- Nie
nocujesz tu dzisiaj? – zapytał spokojniejszym głosem.
-
Dziwisz się? – zapytałam retorycznie schodząc wąskimi i skrzypiącymi schodami w
dół.
-
Możesz spać u mnie. – zaproponował.
-
To chyba nienajlepszy pomysł. – rzuciłam niemiłym tonem. W tym całym
zamieszaniu ten pomysł wydawał mi się naprawdę kiepski.
-
A masz dokąd iść? – zapytał. Nie spodobała mu się moja odmowa.
-
Nie wiem. Do jakiegoś hotelu, gdziekolwiek. Muszę pomyśleć gdzieś w spokoju.
-
Wynajmę ci pokój. – powiedział.
-
Poradzę sobie. Wezmę taksówkę i sama pojadę. – odpowiedziałam stanowczo. Miałam
już dość jego ciągłej chęci kontrolowania tego, co robię. Poza tym nie
chciałam, żeby wiedział gdzie będę.
-
To dla mnie nie problem, nie chcę żebyś w tym stanie… - zaczynał mówić jak moja
matka.
-
Ale ja chcę. – niemal wrzasnęłam. – Przestań nalegać. Kontrolować.
-
O co ci chodzi? – zapytał patrząc na mnie z niedowierzaniem na moją reakcję.
-
Chodzi mi o to, że wszystko dzieje się za szybko. Powinniśmy na jakiś czas od
siebie odpocząć. – powiedziałam czekając na jakąkolwiek przejeżdżającą
taksówkę.
-
Odpocząć? Dopiero co się poznaliśmy. – słyszałam złość w jego głosie.
-
No właśnie. Dopiero co się poznaliśmy, a ty już chciałeś się ze mną przespać. –
wybuchłam. Nie kontrolowałam już potoku słów i wiedziałam, że będę ich żałować.
-
Czy ja cię do czegoś zmuszałem? Sama zaczęłaś rozpinać mi koszulę. – wziął
głęboki oddech i ściszył głos widząc kobietę z wózkiem idącą w naszym kierunku.
– Okej. Zróbmy jak chcesz. Nie sądzę po prostu, że zerwanie na jakiś czas
kontaktu cokolwiek polepszy.
Nie
powiedział już nic więcej. Złapałam wreszcie taksówkę, a gdy wsiadałam rzucił
tylko:
-
Zadzwoń jak już zmienisz zdanie.
I
wsiadł do swojego Lexusa, a ja odjechałam taryfą. Poprosiłam taksówkarza aby
zawiózł mnie do najbliższego hotelu, niezbyt drogiego. Gruby kierowca od razu
zrozumiał o co mi chodzi i w jakieś pięć minut byliśmy na miejscu. Wciąż było
to Notting Hill, ale wystarczająco daleko od domu. Podziękowałam mu i zapłaciłam.
Hotel
był położony pomiędzy zwykłymi domami, bardzo podobnymi do naszego. Weszłam po
schodach do środka, nie spoglądając nawet na nazwę.
Wnętrze
był zadbane i czyste, bez przepychu czy ekstrawagancji. Dominowały w nim
stonowane odcienie szarości i bieli. W recepcji stała młoda dziewczyna,
wyglądała na studentkę. Miała długie ciemne loki oraz śniadą karnację. Zapytałam
ją o cenę jednoosobowego pokoju. Była przyzwoita, więc poprosiłam by znalazła
mi jeden. Wstukała to co trzeba na komputerze i po chwili wręczyła klucze,
życząc miłego pobytu. Podziękowałam i zgodnie z jej wskazówkami udałam się na
drugie piętro.
Pokój
był przytulny, na środku stało podwójne łóżko, a po jego stronach komoda i mały
stolik z dwoma krzesłami. Na ścianie wisiał mały telewizor, a na końcu
znajdowały się drzwi do łazienki.
Nie
wiedziałam, ile tu zostanę. Na razie jednak nie spieszyło mi się do domu.
Zadzwoniła
mi komórka. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to Marie-Ann.
-
Leanne, nie musisz jednak dziś rano przychodzić. Będę cię potrzebowała dopiero jutro
Puściłam już wczoraj do druku ten artykuł z Jaredem Leto, Tom zatwierdził już
wszystko za ciebie. Możesz zobaczyć w kiosku, pewnie już mają nowy numer. Dasz
radę przyjść? Nie masz jakiś wykładów?
-
Okej, dzięki. Mogę. Dali mi kilka dni na zadomowienie się tutaj, dopiero
pojutrze zaczynam zajęcia. – odparłam. Usłyszałam chwilową ciszę w słuchawce.
-
Wszystko okej? – zapytała niepewnie.
-
Tak, wszystko dobrze. – odparłam. – Widzimy się jutro.
Po
skończonej rozmowie postanowiłam pójść do kiosku żeby jakoś rozładować stres.
Gdy wychodziłam z pokoju wpadłam na kogoś.
-
Przepraszam. – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się.
-
Jared? – pomyślałam na głos. Jego także zdziwiła moja obecność w tym miejscu.
-
Lea? Co ty robisz w hotelu? – spojrzał mi przez ramię do pokoju. – Chyba nie to
co myślę? – uśmiechnął się dwuznacznie. Szybko jednak jego uśmiech zbladł,
zaraz gdy zobaczył ślad dłoni na moim policzku.
-
Kto cię uderzył? Ben? – zapytał nerwowo. Zdziwiło mnie, że pomyślał właśnie o
nim.
-
Pokłóciłam się z Rebeką. Domyślasz się pewnie o co.
Znów
zrobił jedną z tych swoich zmartwionych min i zaprosił mnie do swojego pokoju. Był
o wiele większą wersją mojego. Miał przedsionek, sypialnię, aneks kuchenny i łazienkę.
Cały był w barwach brązu i turkusu. Usiedliśmy na łóżku i opowiedziałam mu co
się stało. Gdy dotarłam do momentu spoliczkowania przez moją kuzynkę znów się
rozpłakałam z bezsilności. On spojrzał na mnie i przytulił. Jego nie
zamierzałam odtrącać.
-
Nie wiem co mam robić. – powiedziałam przez łzy.
Nasz,
nazwijmy to, „związek” z Benem zdawał się nie mieć racji bytu. Powody tylko się
mnożyły: Rebecca, jego matka, jego usilne starania kontrolowania mnie, a także
fakt, że byliśmy z zupełnie innych światów. Jednak jak to mówią, zakazany owoc
smakuje najbardziej. Głęboko w zakątkach mojej duszy chciałam spróbować. Pomimo
wszystkich problemów i przeszkód miałam nadzieję, że nam się uda. Potem
zaczęłam w głowie wyliczać, co musiałabym dla niego poświęcić i zaczęłam się
zastanawiać, czy to wszystko jest tego warte.
-
Ostrzegałem cię, że to nie jest nasz świat. – powiedział miękkim głosem nadal
trzymając mnie w objęciach. Może miał rację. Może to wszystko od początku było
skazane na porażkę, a ja wciąż się oszukiwałam, że coś z tego będzie? – Ale nie
mogę mówić ci, co masz zrobić, bo nie byłbym obiektywny.
Zastanowiłam
się, co mógł mieć na myśli, ale nie chciałam w to dalej brnąć.
-
Ledwo tu przyjechałam, a już mam ochotę wracać. Nigdy nie pomyślałabym, że będę
chciała być znowu w Luizjanie.
-
Nie martw się, też miałem takie chwile. Wiele razy zastanawiałem się nawet, co
u ciebie.
Spojrzałam
na niego zdziwiona. Byliśmy teraz tak blisko siebie, rozmawiając o wszystkim.
Poczułam, że chyba tylko jemu w życiu tak naprawdę zawsze ufałam i tylko na
niego mogłam liczyć, do póki nie odjechał bez słowa.
-
Dlaczego nigdy nie przyjechałeś, nie napisałeś listu, nie zadzwoniłeś? –
zapytałam z wyrzutem w głosie. Oswobodziłam się z jego uścisku i spojrzałam na
niego. On jednak unikał mojego wzroku.
-
Nie mogłem. – odparł cicho.
-
Jak to nie mogłeś? – zapytałam podenerwowana.
Przez
chwile zamyślony patrzył w popielatą ścianę. Odezwał się po chwili, nie
odrywając od niej wzroku.
-
Wysłałem raz list. Nie odpisywałaś, więc po jakimś czasie zadzwoniłem. Odebrała
twoja matka. Powiedziała, że nie chcesz się ze mną nigdy więcej kontaktować i
mam nie pisać, ani nie dzwonić.
Nie
mogłam w to uwierzyć. Moja mama zawsze go lubiła i wydawało mi się, że żałowała
kiedy wyjeżdżali z miasta. Wtedy przypomniałam sobie jej słowa na jego temat,
kiedy oglądałam z nim film. Powiedziała, że nie lubi tego aktora i przełączyła.
Nie chciała dopuścić, żebym go rozpoznała. Musiałam z nią poważnie porozmawiać.
-
Nigdy nie dostałam żadnego listu, nie wspominała mi o tobie. Kiedy raz ją
zapytałam powiedziała, że nie ma z wami już kontaktu.
Myślałam,
że będzie zaskoczony, on jednak przyjął to zupełnie spokojnie. Pokiwał tylko w
zamyśleniu głową.
Do
pokoju wszedł Shannon. Spojrzał na mnie i przyjaźnie się przywitał. Miał na
sobie czarną skórzaną ramoneskę, dżinsy i kolorowe adidasy. Teraz dopiero
zauważyłam, że Jared jest ubrany w jeansową cienką kurtkę i jasny t-shirt,
czarne spodnie i podobne buty do Shannona, tyle że czarno-czerwone.
W
jednej ręce trzymał gazetę, a w drugiej kawę ze Starbucksa.
-
Przyniosłem ci gazetkę. – powiedział jego brat i rzucił mu magazyn na łóżko. Na
okładce widniało zdjęcie Jareda patrzącego na wprost i trzymającego kołnierzyk
kurtki. Zdjęcie zrobione przeze mnie.
Spojrzałam
na to z niedowierzaniem. Marie-Ann wspominała mi tylko o fotografiach do
wywiadu, nie mówiła nic o okładce. Póki co był to jeden z nielicznych pozytywów
dzisiejszego dnia.
Chciałam
zadzwonić do mamy i się jej pochwalić. Pomyślałam jednak o tym, co przed chwilą
powiedział mi Jared i na chwilę obecną zrezygnowałam z tego pomysłu.
-
Wow, gratuluję. – powiedział do mnie Jared z uśmiechem, a ja go odwzajemniłam.
-
To nasz wspólny sukces. – odpowiedziałam i otwarłam czasopismo. Wszyscy zaczęliśmy
oglądać zdjęcia w środku i czytać wywiad.
Opowiadał
w nim o ciężkim dzieciństwie, o problemach z prawem, o tym jak bez rodziny nic
by nie osiągnął. Mówił, że warto spełniać swoje marzenia i wierzyć w ich
realizację.
-
„Kiedy byłem młody nie mieliśmy za dużo pieniędzy. Czasem kradliśmy, a gdy
przysporzyło nam to już wielu kłopotów musieliśmy zmienić nawyki by nie trafić
do więzienia. Wtedy pojawiła się okazja by zająć się dziewczynką z sąsiedztwa.
Ta praca pokazała mi, że warto jest dążyć do czegoś własnymi siłami. Uczciwie
zarobione pieniądze inaczej smakowały. Wtedy zrozumiałem, że muszę zapracować
na swój sukces.” – przeczytałam na głos. Jared spojrzał na mnie.
-
Kto by pomyślał, że dzień po tym wywiadzie przyjdzie mi cię spotkać. – zaśmiał
się.
-
Marie-Ann musiały się bardzo spodobać te zdjęcia, skoro umieściła je na
okładce. Muszę do niej zadzwonić i jej podziękować.
-
Marie-Ann? Marie-Ann Black? – zapytał Shannon.
-
Tak, a co? – odpowiedziałam pytaniem. Zdziwiłam się, że ją zna.
Spojrzeli
po sobie, a potem zwrócili wzrok na mnie.
-
Wiesz o tym, że znają się z Benem? – upewnił się Jared.
-
Tak, mówił mi, że przyjaźni się z jego matką czy coś. – odpowiedziałam.
-
Przyjaźni? – Shannon uniósł brwi. – One się nienawidzą.
Zobaczyli,
że nie nadążam.
-
Była kochanką Collina, ich ojca. Ma z nim nawet córkę, mówiłem ci o niej.
Jasmine, przyrodnia siostra Bena i Jacka. – dokończył Jared.
A
więc co do tego też kłamał. Coraz bardziej skłaniałam się do dania sobie z nim
spokoju. Póki co nie chciałam go widzieć.
Wiem,
że bracia nie chcieli źle, ale te rewelacje tylko pogorszyły mój podły humor. Chyba
to zauważyli, bo Jared posłał mi lekkiego kuksańca w ramię i powiedział:
-
Hej, nie martw się. – próbował mnie pocieszyć. – Wiem, co poprawi ci humor. Chodź.
– powiedział i wstał z łóżka, po czym podał mi dłoń abym wstała.
-
Nie chcę nigdzie wychodzić, zobacz jak ja wyglądam. – wskazałam na zaczerwieniony
policzek. Pochylił się i spojrzał na niego z bliska po czym się uśmiechnął.
-
Nie jest tak źle. Przypudrujesz to trochę i nie będzie nic widać. – powiedział z
twarzą nadal przy mojej. – Zobaczysz, będzie fajnie. – odsunął się, a w jego
oczach kryło się podekscytowanie. Gdy się uśmiechał, tańczyły drobne żyłki pod
jego oczami, co wydawało mi się wtedy urocze. Zauważył, że chcę zaprotestować,
więc mnie uciszył i dodał tylko: - Bez dyskusji. Widzimy się na dole za pięć
minut.
Wiedziałam
już, że nie wygram, więc szurając nogami wróciłam do swojego pokoju i starałam
się ukryć makijażem ślad po wymierzonym mi policzku. Wyszło całkiem nieźle, bo
po dodaniu różu wyglądałam jak zarumieniona. Wzięłam tylko torebkę i wyszłam.
Na
dworze czekali już Shannon i Jared. Starszy siedział na małym murku koło
schodów, a młodszy się o niego opierał. Obydwoje założyli okulary
przeciwsłoneczne. Gdy mnie zobaczyli, Jared otworzył drzwi taksówki która stała
już pod hotelem. Wsiadłam do środka, a oni za mną. Kierowca już wiedział, dokąd
się udajemy.
-
Gdzie jedziemy? – zapytałam chłopaków.
-
Tajemnica. – uśmiechnął się Jared i spojrzał na Shannona. Ten również zdawał
się być rozbawiony. – Podpowiem, że za miasto.
Jechaliśmy
ulicami Londynu, których wcześniej nie widziałam. Pogoda dziś sprzyjała, słońce
czasami kryło się za chmurami, jednak powietrze było ciepłe. Przez całą drogę
próbowałam dowiedzieć się dokąd zmierzamy, jednak nikt nie zamierzał mi
powiedzieć. Po pół godzinie jazdy mijaliśmy wielkie wesołe miasteczko z
mnóstwem krętych i ogromnych rollercoasterów. Zdziwiłam się, kiedy właśnie tam
się zatrzymaliśmy.
- Chyba
żartujesz. – odparłam, kiedy Jared wysiadł z auta i podał mi rękę. Shannon
także wysiadł i zaczął się śmiać.
- Nie
śmiałbym. – uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów i pogonił mnie
gestem. Chwyciłam go za rękę i wysiadłam. Zapłacił za taksówkę i stanęliśmy pod
niebieską bramą na której widniał wesoły graficzny napis „Tussaud’s Thorpe Park”.
Z oddali już słyszałam głośne krzyki ludzi na wysokich kolejkach górskich i
wrzaski dzieci. Zapowiadało się ciekawe popołudnie.
Świetne! Nie wiem czemu mówiłaś że jest zły, skoro jest genialny! Powiem ci że zastanawiałam sie jak będzie wyglądać sytuacja z Rebeką, ale tego bym sie nie spodziewałam :0 A w dodatku jeszcze Ben. Lubie go, ale czasem jest zbyt nachalny.... Dobrze chociaż że bracia Leto pomagają Lei :) To takie słodkie :3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Powiem ci że uwielbiam twoje opowiadanie :D Jest takie w moim stylu, z chęcią czytam i komentuje :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i to bardzo bardzo dużo, byś z kolejnego rozdziału była zadowolona :D
Pozdrawiam <30
Na początku był straszny, jednak o godzinie trzeciej rano mnie olśniło xd
UsuńBardzo mi miło czytać takie opinie, dziękuję! :D
Pięknie! Bardzo podoba mi się zwrot akcji. BEZ BENA JEJ BĘDZIE LEPIEJ! HAHAH Ale bym sobie teraz do takiego wesołego miasteczka pojechała. :D Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję że pojawi się niedługo.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńNo właśnie nie wiem czy tak niedługo bo na majowy weekend nie będę miała dostępu do komputera, wyjeżdżam ;/
Świetny rozdział! Oby tak dalej :) Ciekawie rozwiązałaś tą sytuację z Rebeką, a tego że uderzy Leę to się nie spodziewałam! Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńDziekuje :))
UsuńNawet nie wiesz, jak bardzo cieszy mnie fakt, że jednak nie usunęłaś tych sześciu stron, o których wspominałaś ledwie wczoraj na Facebooku, bo całość jest genialna! Strasznie podoba mi się końcówka z wesołym miasteczkiem, troszkę kojarzy mi się z ostatnimi urodzinami Jareda, kiedy razem z Shannem wylądowali w Six Flags, ale to tylko moje skojarzenie :)
OdpowiedzUsuńOby we Włoszech przyszło ci dużo pomysłów, bo ja powoli zaczynam wątpić w sensowność relacji Lei i Bena. Zdecydowanie.
Jeszcze jedno: rozumiem, że siostry mogą się nie lubić, ale żeby dorosła kobieta chciała stłuc drugą na kwaśne jabłko? Mało to racjonalne.
Pozdrawiam, weny!
S.
Usunęłam ostatecznie tylko jedną :)
UsuńTez mi sie to skojarzylo po napisaniu o tym.
Och ja mam juz teraz wiele pomysłów. Tylko nie mam czasu na ich zrealizowanie, ale spokojnie - wszystko bedzie na miejscu.
To sa kuzynki, poza tym to nie była jakas bójka :pp
Co do wcześniejszego komentarza. Jakie stłuczenie na kwaśne jabłko? Ledwo jedno uderzenie. ;D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam parę godzin temu, ale wciąż nie mogę zrozumieć.
BEN. DLACZEGO. Ben jest świetnym facetem! Może faktycznie trochę szybko, no ale nie jest aż tak nachalny. Tylko delikatnie, nie aż tak.
Tzn wciąż chyba wolę Jareda *a już najbardziej na świecie Shannona, którego jest w tym ficku zdecydowanie za mało.* ale Ben jest uroczy. Jestem rozdarta między nimi, myślę, że żeby zakończyła się znajomość z Benem musiałaby wyniknąć o wiele większa afera. On jest zbyt cudowny jak na taki błahy powód. :c
A i rozdział bardzo dobry. Nigdy nie spotkałam się z polskim fickiem, który aż tak by mi się podobał. :)
Życzę dużo weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Yell
Zgadzam sie, ze Ben jest świetnym facetem :)
UsuńShannona bedzie wiecej, właściwie w nowym rozdziale chyba najwiecej, z tego co planuję.
Nawet nie wiesz jak mi miło słyszeć cos takiego :3 dziekuje
Ha! Znalazłam błąd! Nie najlepszy piszemy rozdzielnie, bo najlepszy to przymiotnik w stopniu najwyższym...no nie wierzę, takie perfekcyjne opowiadanie przez tyle rozdziałów i nareszcie jakikolwiek błąd xD oczywiście zartuję, po prostu uważam, że piszesz bardzo dokładnie nie robiąc przy tym zadnych błędów za co należy ci się uznanie, wiec ten brak spacji mi się rzucił w oczy xD Uwielbiam twoje opowiadanie, jak na razie to z blogów które czytałam chyba właśnie ty opisałaś Jareda dokładnie tak jak go sobie wyobrażam <30 Ale Lea to ma branie ;D Do Bena zaczęłam nabierać podejrzeń, jest jakiś dziwnie zakłamany, ale póki co i tak go lubię xD Co mnie dziwi, piszesz takie rozdziały, ze prawie mogłyby nadać się do książki, a większość blogowiczów na swoich stronach pisze rozdziały krótsze....ale to dobrze że jest długie! Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńLubię sie rozpisywać :) przepraszam za błąd i dziekuje :))
UsuńSuper opowiadanie, przeczytalam wszystkie rozdzialy na raz :) nie moge sie doczekac rozwoju sytuacji! czy jest jakis sposob zeby dowiadywac sie u rozdzialach przez maila albo cos?
OdpowiedzUsuńDzieki :) mozna poprzez grupę na fb: https://www.facebook.com/groups/469280499872552/
Usuń