24.05.2014

Rozdział 16 – Was It A Dream?

                Nie mogłam wrócić do nich i udawać, że nic się nie stało, więc postanowiłam pożegnać się i wyjść.
                - Leanne, poczekaj. – zawołał do mnie Ben kiedy byłam już w przedsionku. Zatrzymałam się, bo nie chciałam żeby za mną szedł w jego stanie. – Co jest między wami grane?
                Zdziwiłam się, że się domyślił.
                - Co? – Jared także wydawał się być zaskoczony. Cofnęłam się do salonu i popatrzyłam na nich.
                - Idziecie razem do kuchni, nie ma was dziesięć minut, po czym ty wychodzisz. Może jestem chwilowo niepełnosprawny, ale nie jestem upośledzony umysłowo.
                Popatrzyliśmy na siebie z Jaredem. Może i dobrze się stało, bo wreszcie była szansa na to, że wszystko sobie we trójkę wyjaśnimy.
                - Ty powiesz czy ja? – zapytał Jared, a ja wzruszyłam ramionami, więc zaczął mówić.
                - W dzień twojego wypadku byłem z Leanne na imprezie i się całowaliśmy. – powiedział, a ja nie byłam w stanie patrzeć na Bena. Stałam podparta o ścianę i modliłam się, by wreszcie wszystko się ułożyło między nami. – Między innymi o tym teraz rozmawialiśmy.
                Przełamałam się i spojrzałam na Bena. Nie wyglądał na zdziwionego, prawdopodobnie już wcześniej coś podejrzewał, w końcu Jared wprost wypowiedział mu wojnę. Jego milczenie powoli zaczynało mi ciążyć, chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam za bardzo co.
                - Lea. – zwrócił się do mnie Ben, ale patrzył na żarzący się płomień w kominku. – Jeśli chcesz z nim być, to nie bój się, że między mną a tobą lub mną i Jay’em coś się zmieni. Nie chcę żebyś była za mną z litości, albo nie była pewna czego chcesz.
                - Jeśli o mnie chodzi, to mam takie same zdanie. – dodał Jared.
                Wiedziałam, że to ten czas, w którym decyduję.
                Przypomniałam sobie, że gdy Jared wyszedł w czasie imprezy zaczęłam się zastanawiać, jakby to było gdybym z nim spróbowała. Naprawdę miałam już tę opcję całkowicie przemyślaną, ale późniejsze wydarzenia zaczęły wzbudzać we mnie wątpliwości. Nie chodziło o litość wobec Bena, a raczej o to, że zawsze docenia się to, co się traci.
                Poczułam się jak w teleturnieju, gdzie muszę wybrać jedną z odpowiedzi, ale żadna z nich nie jest prawidłowa.
                - Myślę, że obydwoje zasługujecie na kogoś lepszego niż ja. – powiedziałam w końcu. Miałam dość już tego wybierania. Możliwe, że nic między nimi by się nie zmieniło, ale wiadome było, iż wszystko i tak będzie niezręczne. Gdybym wybrała Bena to powiedziałby, że to z litości, a gdy Jareda – że to dlatego, by Ben nie myślał, że jest mi go żal.
                Każdy z nich był inny. Ben był młody, uparty, a czasem nawet za bardzo chciał dominować. Potrafił jednak być też zabawny i uroczy, ponadto umiał poświęcić się dla drugiej osoby. Jared był znacznie starszy, ale młody duchem – trochę zwariowany, ale też troskliwy i zawsze wiedział, co w danym momencie powiedzieć. Łączyły mnie z nim wspólne pasje i przeszłość, ale jego odmienny tryb życia - sława i ciągłe podróże każdą „normalną” dziewczynę w końcu doprowadziły do szału.
                Głęboko w sercu wiedziałam, którego z nich pragnęłam bardziej. Nie mogłam jednak tak bardzo skrzywdzić drugiego.
                Obydwoje spojrzeli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Zostawiłam ich z tym i wyszłam.
                Ucieszyłam się, że żaden z nich mnie nie powstrzymał, ale gdy szłam do samochodu podziemnym parkingiem, dogonił mnie Jared. Gdyby Ben był w stanie, pewnie też by za mną pobiegł.
                - Co ty wyprawiasz? – zapytał mnie zdyszany, a echo jego słów rozniosło się na cały parking. Był zdenerwowany i chyba dopiero teraz dotarło do niego moje oświadczenie.
                - To co powinnam dawno temu. Nie ma innego wyjścia z tej sytuacji, Jay. – starałam się mówić spokojnie, ale w głębi serca czułam się z tym wszystkim okropnie.
                - W ten sposób krzywdzisz nas obu, nie tylko jednego. – powiedział chcąc zmienić moje zdanie.
                - Może i tak, ale po jakimś czasie wam przejdzie i znajdziecie kogoś nowego. Gdybym wybrała jednego, to drugi na okrągło by to widział i przeżywał.
                - To, że nie możesz zdecydować nie oznacza, że masz tego nie robić. – ciągnął dalej z pretensją w głosie.
                - Właśnie, że oznacza. Idź do Bena, niech nie siedzi sam. – urwałam i wsiadłam do auta. Jared wsiadł z drugiej strony. – Co ty robisz?! – wrzasnęłam na niego.
                - Czekam na twoją decyzję. – odparł spokojnie i jak gdyby nigdy nic rozglądał się po parkingu.
                Zdenerwowała mnie jego postawa, bo nie zamierzałam zmienić swojego stanowiska.
                - Jared, mówię poważnie. Wysiądź stąd i daj mi święty spokój.
                Siedzieliśmy w milczeniu z jakieś dziesięć minut, patrząc wszędzie byle nie na siebie. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość, a na każde moje „wyjdź” on odpowiadał „wybierz”.
                Kiedy chciałam włożyć kluczyki do stacyjki i odjechać, on nagle wyrwał mi klucze i schował do kieszeni. Próbowałam je od niego wyrwać, ale gdy tylko rzuciłam się po nie, znalazłam się pięć centymetrów od jego twarzy i się odsunęłam, rezygnując z tego pomysłu.
                - Doczekam się wreszcie twojej decyzji? – zapytał.
                - Usłyszałeś ją. A ja doczekam się wreszcie żebyś wyszedł? – mówiłam podniesionym głosem.
Miałam już tylko ochotę by znaleźć się w domu. On jednak nie wyglądał na kogoś, kto zamierza opuścić tak szybko. Znów sprawdziło się, że dwa koziorożce ze swoją upartością nie potrafią dojść do porozumienia.
- Coś za coś. – powiedział i uśmiechnął się sarkastycznie. Jeszcze bardziej mnie to rozjuszyło.
Postanowiłam zrobić najgorszą rzecz, jaką mogłam.
- Wybieram Bena. A teraz się wynoś. – powiedziałam tylko po to, by się odczepił. Byłam na niego tak zła, że bez zastanowienia to rzuciłam. Wiedziałam, że tylko to zadziała.
Spojrzał mi w oczy i już nie był taki pewny siebie jak przed chwilą. Oddał mi kluczyki, a gdy odpaliłam samochód powiedział:
- Dziękuję za szczery wybór.
I wyszedł. Poszedł z powrotem do budynku, nie odwracając się ani razu.
Wracając do domu czułam się jeszcze bardziej okropnie niż wcześniej. Żałowałam swoich ostrych słów, ale wtedy wydawały mi się jedynym wyjściem. On musiał czuć się teraz jeszcze podlej niż ja. Byłam ciekawa, co powie samemu Benowi.
Kiedy zobaczyłam obce auto na podjeździe przypomniałam sobie, że Jack spędza dziś wieczór z Rebeką. Nie chciałam im przeszkadzać, skoro sama go zapewniłam, iż zajmę się Benem i może być spokojny o romantyczną noc.
Zadzwoniłam do June z zapytaniem, czy nie ma ochoty na jakieś piwo. Odpowiedziała, że właśnie jest w pubie ze znajomymi i mam wpaść. Pomyślałam, że to lepsze niż powrót do domu, więc zapytałam o adres i pojechałam tam.
Był to irlandzki pub w mniej tłocznej dzielnicy miasta. W środku jednak było sporo osób, a wszędzie unosił się dym i zapach papierosów, gdyż można było tam palić. Ludzie głośno się bawili, ale jakimś cudem z tłumu zobaczyłam June, która miło mnie przywitała i przedstawiła reszcie. Znałam z nich tylko April i Tom'a, tego samego który ze mną pracował. Okazało się, że jest także nauczycielem grafiki na naszej uczelni. Zachowywał się jednak bardziej jak student.
Poznałam trzy dziewczyny: Libby, Maisie i Chloe. Dwie z nich były z Anglii, natomiast ostatnia ze Szkocji. W towarzystwie prócz Tom'a byli też Conall, Finlay i Giles. Dowiedziałam się o nich, że prawie wszyscy są stąd, jedynie Giles był Irlandczykiem. Na początku czułam się dziwnie będąc tam jedyną amerykanką, jednak Fin uważał, że to fajne i nikt mnie z tego powodu nie traktował inaczej niż resztę, dlatego szybko poczułam się między nimi pewnie.
Wszyscy pili ciemne irlandzkie piwo, dlatego też zamówiłam jedno. Siedziałam między Finlay’em, a April, która tylko raz zapytała mnie o Jareda, a mianowicie o to, skąd go znam. Odpowiedziałam, że znamy się od bardzo dawna, ale nie widywaliśmy się często. Więcej na szczęście już mnie nie pytała, bo June kazała jej dać mi spokój.
Tom rozmawiał ze mną chwilę, ale zauważyłam że wciąż spogląda na June, która najwyraźniej mu się podobała. Współczułam mu, bo jako nauczyciel pewnie nie za bardzo chciał i mógł zadawać się ze swoją studentką w taki sposób.
Przez cały czas Finlay ze mną flirtował. Był bardzo przystojny, a jego brytyjski akcent jak zwykle mnie urzekał. Nie miałam jednak ochoty na kolejnych adoratorów, dlatego starałam się go trochę zbywać, co nie szło mi najlepiej. Conall, cały czas zabawiał nas różnymi dowcipami, a Libby miała najzabawniejszy śmiech, jaki w życiu słyszałam. Maisie na początku była trochę nieśmiała, ale gdy tylko trochę wypiła od razu stała się duszą towarzystwa i dyskutowała o czymś z April.
Tom jak na nauczyciela pasował tu idealnie. Był wciąż młody, poza tym nie był typem nudnego czy sztywnego faceta. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie podejrzewałabym, że jest wykładowcą. Uczył oczywiście grafiki, ale to nie zmieniało faktu, iż nie wyobrażałam sobie by kiedykolwiek komuś utrudniał zdanie roku.
W toalecie June zdradziła mi, że Tom jej się podoba. Kiedy powiedziałam jej, że zauważyłam jak on na nią patrzy, zaczęła się rumienić.
- Myślisz, że będzie głupio jak zacznę spotykać się ze swoim wykładowcą? – zapytała.
Nie chciałam być jej głosem rozsądku, ale też doradzanie jej czegoś, co mogło odebrać mu pracę na uczelni nie było dobrym pomysłem. Może i miał drugą i to całkiem niezłą, ale gdy z nim rozmawiałam zdradził mi, że na uniwersytecie pracuje tylko dlatego, że to lubi. Nikt nie wiedział, że z nim pracuję, ani że w ogóle pracuję w gazecie.
- Nie wiem, June. Chyba oboje powinniście to ustalić.
Przemyślała moje słowa i gdy wróciliśmy do stolika postanowiła usiąść obok niego, po czym do końca naszego pobytu w pubie rozmawiali tylko ze sobą.
Było już późno, więc wszyscy zaczęli się zbierać. Postanowiłam zrobić to samo, ale najpierw zadzwoniłam do Jacka.
- Jesteś jeszcze u nas? – zapytałam, gdy odebrał.
- Tak. – odpowiadał krótko, więc prawdopodobnie w pobliżu była moja kuzynka.
- Jestem niedaleko Finsbury. Zaraz wracam do domu. – powiedziałam.
- Coś się stało? – zapytał zaskoczony, że nie jestem u nich.
- Opowiem ci kiedy indziej. Przepraszam, że psuję wam wieczór.
- Dobrze Ben, już jadę. – oświadczył. Teraz miałam już pewność, że Rebecca wszystko słyszy.
Starałam się jechać jak najwolniej i jakimiś bocznymi uliczkami, które były zawiłe i ciągnęły się wzdłuż starych kamienic. Gdy dojechałam pod dom, jego samochodu już tam nie było.
W mieszkaniu Rebecca powiedziała, że wróciła zmęczona z pracy i cały czas siedziała sama. Dziwnie czułam się będąc oszukiwana prosto w oczy, ale nie mogłam jej za nic winić – w końcu ja też przed nią ukrywałam to, że się spotykam z Benem.
Następnego dnia pojechałam z samego rana na uczelnię. Czułam się tam świetnie, bo cały dzień rozmawiałam z poznanymi w pubie ludźmi. Fin wciąż mnie zagadywał, ale przestał gdy powiedziałam, że mam chłopaka (co oczywiście nie było prawdą).
Miałam iść jeszcze do pracy, ale po zajęciach na uczelni Tom powiedział, że już ze wszystkim sobie poradził i tam pokazał mi zdjęcia, które miałam skontrolować.
Postanowiłam pojechać do Bena. Chciałam sprawdzić co u niego i dowiedzieć się, czy Jared coś mu powiedział. Gdybym mogła się do niego dodzwonić, to z chęcią także jego bym odwiedziła, jednak ani on, ani jego brat nie odbierali, a w hotelu i tak by mnie nie wpuścili bez jego zgody.
Z rozmowy z Benem wynikało, że gdy odjechałam, Jared wrócił na górę i powiedział, iż nie doczekał się ode mnie konkretnego wyboru i powiedziałam, że jej nie zmienię.
- Czyli mamy teraz udawać, że żaden z nas się w tobie nie zakochał? – zapytał mnie Ben, kiedy siedziałam z nim przy stole w jadalni i piłam kawę. Czułam się strasznie niezręcznie o tym mówiąc, ale nie miałam innego wyjścia.
- Chyba tak. – odparłam.
Spojrzał na mnie i głośno westchnął.
- Nie wiem jak sobie to wyobrażasz. – oznajmił chrypliwym głosem. – Jemu chyba będzie łatwiej niż mnie.
- Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Nie będzie się z tobą wciąż widywał jak ja. – odparł. Zdziwiła mnie jego odpowiedź.
- Jared powiedział ci, że nie chce mnie już widywać? – zapytałam.
Teraz to on wydawał się zaskoczony.
- Nie, ale to raczej logiczne, że po powrocie do Los Angeles nie będzie cię widywał zbyt często.
Jego słowa uderzyły we mnie jak tsunami. Czy on w ogóle zamierzał mi powiedzieć, że wyjeżdża?
- Nie mówił mi nic o wyjeździe do Stanów. – odparłam.
Ben spojrzał na mnie smutno i troskliwie, jakby bał się że jego słowa mogą mnie rozbić na milion kawałków.
- Wylatuje dzisiaj z Heathrow. O piętnastej. – oznajmił.
Spojrzałam na zegarek. Była 14:21.
- Ile jest stąd na lotnisko? – zapytałam pośpiesznie. Spojrzał na mnie z nieodgadnioną miną, po czym odpowiedział:
- Z jakieś pół godziny.
Podziękowałam mu za kawę i pobiegłam szybko do windy. Gdy znalazłam się na parkingu pospiesznie zaczęłam szukać kluczy w torebce, a gdy je już znalazłam odpaliłam natychmiast silnik.
Mknęłam przez miasto szybciej niż powinnam w tym deszczu. Starałam się jechać w miarę przepisowo, ale o tej porze były drobne korki, a moja nawigacja w telefonie kierowała mnie na lotnisko samymi głównymi drogami.
Byłam wreszcie na miejscu o 14:55. Biegłam przed siebie przez budynek, co chwilę przypadkiem kogoś trącając, albo zaczepiając się o czyjąś walizkę.
Zaczęłam rozglądać się naokoło, patrzyłam kto przechodzi przez bramki, kto siedzi na ławkach - nigdzie śladu Jareda.
Wciąż zaczepiałam obcych ludzi, którzy z tyłu wyglądali jak on lub Shannon. I nic.
„Samolot do Los Angeles wylatuje za dwie minuty.” – odezwał się damski głos w głośnikach.
Pogodziłam się już z tym, że moje słowa skrzywdziły go na tyle, iż więcej się do mnie nie odezwie. Spełniło się to, czego się obawiałam – wybrałam jednego, a drugi nie chciał mnie już znać. Sama sobie byłam winna, po tym jak ostro potraktowałam Jareda.
Cała zdyszana szłam już z powrotem do wyjścia, kiedy moją uwagę skupiła grupka ludzi skupiających się w jednym punkcie i przekrzykujących się nawzajem. Stali daleko ode mnie, jednak zaciekawiło mnie, co ich tak zainteresowało. Ktoś zaczął wychodzić z tłumu, który wreszcie się rozstąpił, ale inni ludzie zasłaniali mi widok.
Po chwili zobaczyłam z oddali znajomą dżinsową kurtkę i kolorowe adidasy.

Zaczęłam biec ile sił w nogach, by tylko powstrzymać ich przed przejściem przez bramki i odlotem do Los Angeles.

19 komentarzy:

  1. Strasznie mi sie podoba i czekam na rozwiniecie akcji :) kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, nie jestem w stanie tego powiedzieć :/

      Usuń
  2. W takim momencie powiedz ze dodasz dzis nowy blagam / aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie dam rady, chociaż bardzo bym chciała :c

      Usuń
  3. O matko jak mogłaś to przerwać? To było genialne!!!!! Nie chcę sobie nawet wyobrazić co czuł Jared ale to że ona tak naprawdę wie kogo pragnie bardziej to jest dopiero zagadka haha kocham to ff jak nie dasz dzisiaj kolejnego to chyba nie zasnę. Akcja się rozkręca uhu. Życzę weny ale to chyba jak na razie ci niepotrzebne. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakimś momencie trzeba skończyć ;) Przepraszam, że nie zaśniesz przeze mnie :c
      Dzięki, wena się zawsze przyda, może mam jej dlatego tyle, bo wciaż tyle osób mi jej życzy? :)

      Usuń
  4. Rozdział świetny jak zawsze, ale jak mogłaś przerwać w tym momencie? ;-; Proszę, żeby tym, którego pragnie bardziej jest Jared i mu o tym teraz powie. Mam nadzieję, że nie karzesz nam długo czekać na nowy rozdział :3 Pozdrawiam i życzę weny :)
    ~<••>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, musiałam wreszcie jakoś dokończyć ten rozdział ;D
      Też mam taką nadzieję, ale to nie tylko ode mnie zależy. Dzięki!

      Usuń
  5. Ale moment. Nie wierzę, że mogłaś to wstrzymać akurat tu!
    Nie martw się, po ostatniej masie rozdziałów byłam tak nasycona twoim opowiadaniem, że aż sama zaczęłam pisać coś nowego, ale to przyjdzie w swoim czasie :)
    W sumie cieszę się, że Jared nie powiedział Benowi, co wyrzuciła z siebie Lea, ale z drugiej strony nie podoba mi się to, że znów chce odsunąć się w ciszy...
    Trzymam kciuki, że ta sprawa przejdzie w miarę możliwości znośnie...
    Weny, pozdrawiam, zapraszając na rozdział,
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie się pochwal, jak już opublikujesz ;)
      Dziękuję, z pewnością niedlugo zajrzę.

      Usuń
  6. Wspaniały :) mam nadzieje że i tak wybierze Jareda ? kiedy będzie nowy ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Co za niezdecydowana kobieta ;D
    ochhhh moj problem Ben czy Jared coraz bardziej sie rozciaga. Chyba zostane fanka trojkata Lea Jaredi Ben xd To opowiadanie jest fantastyczne bede tak mowila do znudzenia. Przerywanie w takim momencie jest ohdbd brak mi slow. Druzgocace dolujace no moje uczucia sie mieszaja i wprost nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu
    Yell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda kobieta jest niezdecydowana :D
      Dziękuję, ja mogę tego słuchać do znudzenia ;D

      Usuń
  8. ohh tyle pozytywnych komentarzy to i ja sie wcisne z moim ! super rozdzial, super ff, ogolnie najlepsze jakie czytalam! Super zakonczenia ktore trzymaja w napieciu (tak ze az czlowiek sie trzesie z emocji hahah) dzieki czemu nie sposob zapomniec o calej akcji hehe :) Jeszcze raz- zycze weny :* / S.

    OdpowiedzUsuń
  9. będzie dzisiaj nowy ? :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. NIECH ONA ICH ZATRZYMA ;______________; gdyby jej na nim nie zależało nie pojechałaby na to lotnisko, a po jakimś czasie by się z tym pogodziła... no chyba że Leto uniesie się dumą i wyleci mówiąc, że jeśli jej na nim zależy to wie gdzie jej szukać ;_____; w sumie powinien tak zrobić, ale wtedy fkjldsjflsdfdsf, nie wiadomo czy Lea poświęci prace dla niego, więc lepiej niech ona go dogoni i przekona do zostania ;_____: a chyba jest tylko jeden powód dla którego on mógłby zostać, więc niech ona się postara! :D czekam na następny! i życzę nie tylko weny ale i czasu! sama wiem jak to czasami bywa, że nawet jak są chęci to jest też milion spraw, które trzeba wcześniej załatwić, więc: wolnego czasu! pozdrawiam! xoxox

    OdpowiedzUsuń
  11. O w mordę! Przeraziłam się nie na żarty... I chyba po raz pierwszy przeczytałam cały rozdział i wtedy komentuję. Proszę, błagam, zrobię wszystko, tylko niech Lea zatrzyma Jareda.... Proooooooooooooooooooooooszę ;c Przez ciebie prawie się popłakałam.
    Z poważaniem,
    J.B
    Ps. Lecę do następnego rozdziału. Buziak. :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)