21.05.2014

Rozdział 15 – Crossed The Line



                Drogę do szpitala pamiętam jak przez mgłę. Rebecca nie chciała, abym w takich nerwach prowadziła, dlatego zadeklarowała się, że mnie zawiezie.
                Kiedy biegłam przez znajomy, sterylny korytarz, wpadłam na mężczyznę wychodzącego z toalety. Jared złapał mnie za ramiona, zszokowany moim przerażeniem.
                - Co się stało? – zapytał zdezorientowany.
                - Co z nim?! – wykrzyknęłam i zaczęłam się szarpać, aby mnie puścił. On jednak mną potrząsnął, jakbym była jakąś wariatką, która powinna się ocknąć.
                - Nic, wszystko tak jak było. Ktoś ci powiedział inaczej? - Odetchnęłam z ulgą i przestałam z nim przepychać. Objął mnie ramieniem i czekał, aż do końca się uspokoję. – Już dobrze?
                - Tak. – odparłam, chociaż nic nie było w porządku. Jedynym pocieszeniem było to, że jego stan się nie pogarszał. – A tak w ogóle to dziękuję, że wczoraj zostałeś.
                - Nie ma sprawy. Jeśli chcesz się upewnić, że nic się nie stało to możesz wejść tam na chwilę. Jessica właśnie wyszła i mówiła, że wróci dopiero za godzinę.
                Znów wszystko wyglądało tak samo jak rano, ale maskę tlenową ponownie zastąpiono wąsami tlenowymi. Na szafce obok łóżka leżał kolorowy rysunek przestawiający serduszka i kwiatki, a na środku widniał wierszyk podpisany dziecięcym stylem pisma „Dla kochanego braciszka, Jazzy”. 
                Usiadłam na stołku i złapałam Bena za rękę. Znów po policzku zaczęły mi płynąć łzy, więc oparłam głowę o swoją drugą rękę i próbowałam się trochę uspokoić.
                Nagle poczułam, jak jego ręka zaciska się na mojej. Natychmiast podniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz. Zmarszczył czoło, po czym jego powieki powoli zaczęły się unosić, odsłaniając ciemne tęczówki.
                - Ben, słyszysz mnie? – zapytałam z uśmiechem, który pojawił się na mojej twarzy gdy tylko zaczął się budzić.
                Przechylił powoli głowę w moją stronę i kąciki jego ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale nie mógł.
                Powiedziałam, że zaraz wrócę i zawołałam pielęgniarki krążące po korytarzu.
                Czekaliśmy z Jaredem, aż pozwolą nam wejść. Był równie radosny jak ja, ale także nie mógł doczekać się, by go zobaczyć. Próbowałam dodzwonić się do Jacka, ale wciąż nie odbierał. Po dwudziestu minutach wreszcie wyszedł jego doktor i zezwolił wejść do środka, ale pojedynczo.
                Jared powiedział, że mam iść pierwsza póki nie ma jego matki. Zgodziłam się, bo naprawdę nie miałam ochoty się z nią spotkać. Nim jednak zdążyłam ruszyć do drzwi, Jessica razem z Collinem pojawili się na końcu korytarza w asyście policji. Nie sądziłam, że tak szybko każą Benowi składać zeznania.
                Jego matka zmierzyła mnie niemiłym wzrokiem, po czym weszli do sali. Siedzieli tam ponad pół godziny, a Jared powoli tracił cierpliwość.
                - Okej, rozumiem, że to jego rodzice, ale mogliby nie utrudniać mu kontaktu ze wszystkimi dookoła. – powiedział z irytacją krążąc nerwowo w tę i z powrotem.
                Postanowiłam wyciągnąć go do szpitalnego bufetu na kawę.
                Wziął tylko zieloną herbatę, bo nie chciał chodzić jeszcze bardziej pobudzony. Mi jednak była potrzebna spora dawka kofeiny, ponieważ cały czas odczuwałam brak porządnego snu.
                - Tyle czekaliśmy aż się obudzi, a teraz nawet nie możemy tam wejść. – narzekał dalej. Zdziwiło mnie jego zachowanie, bo przez ten cały czas on jako jedyny zachowywał zimną krew i opanowanie.
                - Daj spokój. Najważniejsze, że się obudził. Teraz będziesz miał mnóstwo okazji, żeby z nim pogadać.
                Spojrzał na mnie i głośno odetchnął.
                - Masz rację, przepraszam, że tak marudzę. – powiedział w końcu. – Po prostu martwię się o Bena, a w dodatku Shannon dzisiaj dziwnie się zachowywał.
                Pomyślałam o tym, co dałam mu dzisiejszego dnia. Czy to mogło być powodem jego nastawienia?
                - Co masz na myśli? – zapytałam. Jared upił łyk herbaty i podrapał się po głowie.
                - Jak tylko wróciłem, nie było go w hotelu. Nie odbierał moich telefonów, więc zadzwoniłem do naszego znajomego, który wypożyczał nam swoje studio na próby przed koncertami w Anglii, bo tylko on przyszedł mi do głowy. Okazało się, że Shann przedłużył umowę i całe dnie spędzał tam na graniu na perkusji.
                - Jak zareagował na to, że się dowiedziałeś?
                Jared posmutniał.
                - Powiedział, że to jego sposób na wyluzowanie i mam się go nie czepiać. Problem w tym, że znika na cały dzień i odcina się od wszystkiego. W Los Angeles też tak robił, ale tam jakoś potrafił normalnie funkcjonować po powrocie do domu. Nie wiem czemu znów się tak zachowuje.
                - Znów? – zapytałam zaskoczona. Spojrzał na mnie niepewnie, ale odpowiedział.
                - Tak jak wtedy, gdy Gen zginęła. Wtedy też całymi dniami walił w bębny i nie odzywał się do nikogo. Myślałem, że ma to już za sobą.
                Gdy wróciliśmy na poczekalnię, akurat wychodził z pokoju Jack. Był szczęśliwy, ale jednocześnie nadal bardzo zmęczony, jakby zaraz miał zasnąć na stojąco.
                - Możecie wejść, najlepiej po kolei. Mama już pojechała, a tata siedzi tam jeszcze, ale też już się zbiera.
                Jared znów kazał mi iść pierwszej. Gdy weszłam do pokoju, Collin siedział przy synu i zasłaniał mi go. Odwrócił się w moją stronę i lekko uśmiechnął.
                - Widzę, że masz dzisiaj spore powodzenie, wszyscy chcą cię oglądać. – powiedział do Bena i wstał. – Trzymaj się, Benny. Wpadniemy jeszcze wieczorem.
                Skinął mi głową i wyszedł. Żałowałam, że Jessica nie była taka miła jak on. Teraz już wiedziałam, dlaczego ją zdradzał i znikał z domu – w końcu kto by z nią wytrzymał.
                Ben półleżał na szpitalnym łóżku i szeroko się do mnie uśmiechnął. Zdjęto mu już wąsy tlenowe, był tylko podłączony do kroplówki i różnych urządzeń.  
                - Jak się czujesz? – zapytałam siadając obok.
                - Jakbym miał motyle w brzuchu to chyba nie najlepsze określenie. Wszystko mnie boli, ale da się przeżyć. – musiał widzieć moje spuchnięte powieki od całodniowego płaczu i przekrwione oczy. – A z tobą okej? – mówił wolno, ale wyraźnie. Miał lekką chrypę.
                - Teraz już tak. – odparłam. – Wszyscy się tak o ciebie martwiliśmy.
                Złapał mnie za rękę.
                - Wiem, Jack mi mówił. Dziękuję, że tu byłaś. – nagle zmienił temat. – Muszę wyglądać okropnie, prawda? Chciałem żeby podali mi lusterko, ale odmówili.
                Faktycznie jego podpuchnięte oko i sińce na twarzy nie prezentowały się najlepiej, ale prędzej czy później i tak nie był to koniec świata.
                - Wyglądasz jak bokser po walce. – powiedziałam, a on zaczął się śmiać tym swoim słodkim, chłopięcym śmiechem którego tak mi brakowało.
                Nagle jego twarz wykrzywiła się z bólu, a ja się wystraszyłam.
                - Spokojnie, po prostu nie możesz mnie tak rozśmieszać. – powiedział pokazując na obandażowany brzuch. – Wizyta Jacka kosztowała mnie więcej bólu.
                Teraz to ja się zaśmiałam.
                - Będziesz miał po tym niezłą bliznę. – rzuciłam.
                - Podobno kobiety lubią facetów z bliznami. – uśmiechnął się.
                Nastała chwila ciszy i wiedziałam, że muszę mu powiedzieć to, o czym cały czas myślałam odkąd tylko dowiedziałam się, że tu trafił.
                - Omal nie zginąłeś przez moją bransoletkę. – powiedziałam, a on westchnął i odkaszlnął.
                - Wiem. – odparł i spuścił wzrok.
                - Dlaczego jej tak broniłeś? – zapytałam, ale nie oskarżycielsko, tylko spokojnie.
                - Bo była dla ciebie ważna. – odpowiedział i spojrzał mi w oczy.
                - Ważniejszy dla mnie jesteś ty i twoje życie. – powiedziałam szczerze. Nie wiem jak w ogóle mógł pomyśleć, że kawałek rzemyka i złota zawieszka mogłyby być dla mnie priorytetem.
                Wciąż na mnie patrzył i się zamyślił. Wciąż ściskał moją rękę.
                Do pokoju wszedł Jared. Przywitał się z Benem i postanowiłam ich zostawić samych, w końcu on także zasługiwał na chwilę z przyjacielem. Pożegnałam się z nimi i wyszłam.
                Kiedy tylko wszyscy się dowiedzieli, że Ben się już obudził, tłumnie przybyli do szpitala. Znałam z nich tylko Marie-Ann i Jasmine, a także jego rodziców, Shannona i oczywiście Rebekę, która też wpadła, ale bardziej dla Jacka.
                Jack wreszcie wyjaśnił czemu wcześniej nie odbierał – nie mógł mieć włączonego telefonu, ponieważ obserwował w tym czasie operację, była to część jego praktyk.
                Miałam już jechać do domu, ale postanowiłam najpierw skorzystać z toalety. Zastała mnie tam niezbyt miła niespodzianka w postaci Jessiki, która myła własnie ręce. Chciałam przejść do kabiny i się nie odezwać, jednakże ona miała inne plany wobec mnie.
                - Nie posłuchałaś mnie. – powiedziała patrząc na moje odbicie w lustrze lodowatym wzrokiem.
                - Nie zamierzam. – odparłam i chciałam już wyjść na korytarz, byle najdalej stąd.
                - Marie-Ann cię wynajęła do uprzykrzania nam życia? – zapytała z przekąsem. Wyprowadziło mnie to z równowagi.
                - Wam? Z tego co mi wiadomo przeszkadzam jedynie pani.
                Zaskoczyłam ją. Zapewne niewiele osób jej się sprzeciwiało. Odwróciła się i podeszła do mnie bliżej. Jej spojrzenie powodowało u mnie gęsią skórkę.
                - Gdybyś nie była młodą i ładną blondynką, to mojemu mężowi także byś przeszkadzała. W naszej rodzinie nie ma miejsca dla kogoś takiego jak ty i czym prędzej to zrozumiesz, tym lepiej.
                - Nie wiem o co pani chodzi. – powiedziałam, bo miałam już dość jej gierek.
                Zaśmiała się.
                - Chodzi mi o to, że przez ciebie mój syn omal nie zginął.
                - Nie lubiła mnie pani zanim to się stało, więc to chyba nie jest jedyne wytłumaczenie. – odparłam starając się nie rozpłakać. Udawałam, że wszystko spływa po mnie jak po kaczce.
                Już miała coś powiedzieć, kiedy do toalety weszła jakaś obca kobieta. Wreszcie mogłam stamtąd wyjść i nie rozmawiać dłużej z Jessicą, jeśli można to było w ogóle nazwać rozmową.
                Tej nocy spało mi się już o wiele lepiej. Byłam spokojna o Bena, a kolejny incydent z jego matką nie dotknął mnie już tak bardzo jak pierwszy. Wiedziałam, że chce się mnie pozbyć za wszelką cenę, ale nie wiedziałam dlaczego. Dobrze, że jej synowie nie odziedziczyli po niej charakteru.
                Każdy kolejny dzień wyglądał dla mnie tak samo – wstanie z łóżka, wizyta w szpitalu, szkoła, praca, pójście spać. Od czasu do czasu widywałam się też z Jaredem lub Shannonem, głównie na kawę, lunch, albo mijaliśmy się w szpitalu. Ben nie mógł nigdzie się poruszać, a jeśli już to na wózku, co bardzo mu nie odpowiadało, w ostateczności zgadzał się na niego tylko gdy nie było mnie w pobliżu. Najwyraźniej nie chciał, bym widziała go w takim stanie, chociaż jeszcze nie tak dawno temu był w o wiele gorszym.
                Po dwóch tygodniach badań wypisali go na jego żądanie do domu. Postawiono mu oczywiście warunki: codziennie musiał odwiedzać go lekarz, nie mógł chodzić, a jeśli już to na wózku, miał dużo odpoczywać i nie pracować.
                Było jasne, że nie posłuchał większości z tych zaleceń. Gdy odwiedziłam go w sobotnie popołudnie akurat szedł do salonu ze swojego gabinetu, gdzie oczywiście pracował przez pół dnia. Ledwo się wlekł, idąc w żółwim tempie i będąc zgarbionym z bólu, ale wciąż wolał to od wózka.
                - Nie będę wiózł cię do szpitala jak rany ci się rozerwą. – rzucił do niego Jack. Ben usiadł jak gdyby nigdy nic na kanapie i zaczął się śmiać.  
                Oglądaliśmy we trójkę jakiś program w telewizji. Chciało mi się pić, więc poszłam do kuchni po wodę. Minęłam dużą jadalnie, i kiedy nalewałam już napój do szklanki, w pomieszczeniu pojawił się Jack.
                - Nie wytrzymam z nim nerwowo. – powiedział i zaczął szukać czegoś w szufladzie. – Nie można go na chwilę zostawić, zachowuje się jak małe dziecko.
                - Jeśli chcesz spotkać się z Rebeką to mogę z nim zostać. – zadeklarowałam się. – Jared mówił, że też przyjedzie.
                Zgodził się i niedługo po tym pojechał. Powiedział Benowi, że musi jechać do pracy.
                - Ciekawe kto jest tą jego „pracą”. – rzucił Ben gdy jego brat już wyszedł. Nie wiedziałam, że domyślił się, iż Jack kogoś ma. Oczywiście udawałam, że nic nie wiem o jego tajemniczej dziewczynie.
                - Powinieneś się oszczędzać. – powiedziałam licząc, że chociaż trochę mnie posłucha.
                Udał, że nie słyszy. Odezwał się dopiero, gdy trąciłam go łokciem.
                - Jeśli chodzi o wózek, to nie zamierzam go używać. Co do pracy, to i tak nie mam nic do roboty, więc mogę pracować w domu.
                - Przecież Rebecca objęła twoje stanowisko. – zdziwiłam się.
                - To ty nie wiesz? – teraz to on był zaskoczony. – Zanim jeszcze miałem ten wypadek, założyłem własną firmę, którą rozkręcałem jeszcze pracując u ojca. Pomógł mi trochę, a teraz sam jestem swoim szefem, dlatego pracuję.
                - Gratulacje. – powiedziałam. – A jeśli chodzi o wózek, to nie wiem co w nim takiego uwłaczającego. Narzekasz na niego, a tak naprawdę to kwestia paru tygodni, a może nawet mniej. Niektórzy jeżdżą na nim całe życie, a ty masz taki wielki problem. Mogłeś o wiele gorzej skończyć.
                Starałam się na niego wpłynąć, ale raczej z marnymi efektami. Faceci i ich męska duma.
                - Dobrze, nie denerwuj się już tak. Pójdźmy na kompromis – będę chodził o kulach. Okej?
                Zgodziłam się, bo nie miałam innego wyboru.
                Cieszyłam się, że dochodzi do siebie, ale jednocześnie nie wiedziałam, na czym stoimy. Zanim mu się to wszystko przytrafiło między nami dobrze się układało, ale w dzień napaści na niego całowałam się z Jaredem. On oczywiście tego nie wiedział, i nawet z samym Jaredem nie poruszałam tej kwestii. Przez to całe zamieszanie nie wiedziałam, jak mam odnosić się do nich obu.
                Wieczorem przyszedł Jared i włączyliśmy kolejną komedię. Siedzieliśmy na kanapie, ja pomiędzy nimi, niczym jak w życiu. Rozmawialiśmy jak trójka przyjaciół, co bardzo mi odpowiadało, dopóki w filmie nie pojawił się wątek miłosnego trójkąta. Żaden z nas nie wypowiadał się na ten temat, ale widać było, że wszyscy pomyśleliśmy o tym samym.
                Skończył się popcorn, więc zadeklarowałam się, że pójdę po więcej. Jared powiedział, że pomoże i poszedł za mną.
                - Lea, chyba nie muszę mówić jakie to wszystko dziwne. – powiedział szeptem z pretensją w głosie. – Ja, ty i on siedzimy razem jak gdyby nigdy nic i udajemy, że wszystko jest w porządku.
                - Bo jest w porządku, Ben zdrowieje… - grałam na zwłokę.
                - Dobrze wiesz o czym mówię. – nie dał się zwieść. – Ben powinien wiedzieć, co między nami zaszło.
                Nie chciałam mówić tego teraz. Chciałam to przemyśleć, dobrać słowa, oznajmić mu to w jakimś lepszym momencie. Jared jednak się uparł, a kiedy dwa koziorożce się na coś uparły, to dojście do porozumienia było niemalże niemożliwe.
                - A co między nami zaszło, Jared? – to był jedyny sposób, by wybić mu ten pomysł z głowy.
                Zatkało go. Widziałam, że moje słowa go uraziły, ale nie mogłam inaczej postąpić.
                - W szpitalu powiedziałaś Benowi, że go kochasz. To chcesz mi właśnie uzmysłowić? – zapytał z poważną miną. Wiedziałam, że stąpam po cienkim lodzie.
                - Kocham was obu. – wypaliłam w końcu. – Nie wiem tylko, która miłość jest jak wobec przyjaciela, a do którego czuję coś więcej. Powiedzenie Benowi o naszym pocałunku nic nie zmieni, jedynie może mu sprawić przykrość.
                Popatrzył na mnie z zagadkową miną.
                - Pomyślałaś kiedykolwiek jak ja się czuję? – zapytał cicho, bez wyrzutu, był raczej smutny. – Co czuję kiedy patrzę na was jak się całujecie, potem robisz to samo ze mną i już mam nadzieję, że to coś znaczy, a potem ty mówisz mu, że go kochasz. Nie wiem już, co jest prawdą, a co sobie ubzdurałem. Ale jestem czegoś pewien na sto procent, czego ty nie jesteś.
                - Czego? – zapytałam będąc w szoku, po tym co usłyszałam. Oczywiście miał rację. Byłam okropna dla nich obu, obłudna i niezdecydowana. Nie chciałam jednak sytuacji, w której wybierałam jednego z nich, a drugi mnie zostawiał. Było to egoistyczne, ale nie chciałam tracić żadnego z nich, a także nie chciałam być odpowiedzialna za zniszczenie ich przyjaźni. To wszystko znacznie utrudniało mi podjęcie jakiejkolwiek decyzji.
                Jared zawahał się chwilę, jakby do ostatniej chwili zastanawiał się, czy to dobry ruch. Wciąż patrzył mi prosto w oczy.
                - Tego, że cię kocham, Leanne Montgomery.

                Nachylił się ku mnie patrząc mi głęboko w oczy, sięgnął po miskę z popcornem stojącą za mną i wyszedł do salonu, a ja stałam na środku kuchni w osłupieniu.      

26 komentarzy:

  1. Zagęszcza się :) Fajnie:) Czekam na dalsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Działa mi na nerwy ta Leannie. Chciałabym żeby była z Jaredem ale im bardziej ona jest niezdecydowana tym bardziej życzę jej żeby to ona w końcu została sama. Chyba nie zasługuje ani na Bena ani na Jareda. Powinni oboje sobie dać spokój i tyle. Po jej zachowaniu stwierdzam że szkoda przyjaźni dla niezdecydowanej dziewuszki. Można nie wiedzieć do kogo czuje się więcej ale ona lata z kwiatka na kwiatek.. Ogólnie piszesz fajnie i ciekawie ale jej postać powoli mnie irytuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i czekam na rozwinięcie, może w końcu się na coś zdecyduje, bo sama doprowadziła do tego że przy jakimkolwiek wyborze kogoś mocno skrzywdzi.
      Mam nadzieję że nie każesz dlugo czekać. ;)

      Usuń
    2. Postaram sie jak najszybciej (:

      Usuń
  3. ooo. podoba mi sie bardzo ! a jak juz sobie wyobrazam Jareda mowiacego I LOVE YOU to normalnie hahsiudhwdhwedjd. *fangirl mode- on* haha

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział. Ten moment kiedy wybudził się Ben był piękny. No i Jared wyznaje miłość <333 najukochańszy. Przykre jak musi się czuć jak patrzy na nią i na Bena. no cóż trzymam kciuki za Lee i Jareda :DD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przychodzi mi na myśl nic innego, jak tylko "awwwww" bez ładu i składu. Cudnie. Widzę, że jednak nie wózek, a spacerki się Benowi marzą :D W sumie, cieszę się, że nie zlikwidowałaś go w taki sposób, jak śmieć i zawsze może zostać tylko przyjacielem Lei, chociaż jeśli chodzi o moje zdanie dotyczące Jareda, nie zmieniło się. Wcale.
    Weny! (chociaż tej jak widzę ostatnio Ci nie brakuje :) )
    Pozdrawiam,
    S.

    PS Jutro po południu lub wieczorem opublikuję kolejny rozdział, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki,przyda sie tak czy siak, bo widzę, ze nie wszyscy maja takie pozytywne odczucia jak ty :)

      Usuń
  6. Lea mnie już wkurza -.- Najlepiej niech zostawi ich w spokoju, bo jeszcze zniszczy ich przyjaźń, a nie warto skoro nie umie sie zdecydować. CZY ONA NIE WIDZI ŻE ICH RANI?! Frajerka -.- Przypomina mi Belle ze Zmierzchu, ale tam, choć tez mnie wkurzała czasem, to chcialam by była z Edwardem, a tutaj tez nie moge sie zdecydowac.... Dlatego lepiej niech zostawi ich w spokoju....Ale tak sie ciesze że Ben wyszedł ze szpitala ;-; Tak bardzo sie ciesze :D Nie moge sie doczekac następnego rozdziału <30

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzę zbytnio związku z Bellą, ale moze to tylko moje odczucie :p
      To fajnie, ze cie uszczęśliwilam :3

      Usuń
  7. mogłaś zabić Bena , wtedy byłoby wszytko jasne ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest u mnie zaplanowane i taki miałam zamysł, wszystkim sie nie dogodzi :)

      Usuń
  8. wchodzę a tu czekają na mnie 2 rozdziały <3333 bardzo mi się to podoba :D i mam nadzieję, że będzie tak często - czyli życzę dużo weny i wolnego czasu :D co do akcji to dzieje się, dzieje :D podoba mi się :D i w sumie dobrze, że Jared powiedział jej co czuje, nie chodzi tu tylko o miłość ale o to, że jest mu źle z tym, że jest taka niezdecydowana. Krzywdzi ich obu dając nadzieje najpierw Benowi, potem Jaredowi i myślę, że Leto jej to uświadomił i w końcu na coś się zdecyduje ;D trzymam kciuki wiadomo za kogo xDDD Pozdrawiam! xoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro powinien juz byc, a jesli nie to w niedziele (:
      Dziekuje :)

      Usuń
  9. Nie umiem napisac nic sensownego wie poprostu napisze ze: JEST ZAJEBISTY!! I zniecierpliwiona czekam naa następny :) weny zycze

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej tu Yell ale pod innym kontem.
    Ja tu sobie spokojnie wracam, cały zamęt z podróżowaniem i nie spodziewałam się tak szybko, że będzie AŻ tyle rozdziałów. Jesteś naprawdę cudowna, rozpuściłaś moje serduszko szczęściem.
    Oh my sweet Cass, co ty robisz z moimi uczuciami?!
    Myślałam, że rzucę moim kochanym notebookiem w ścianę kiedy Ben umierał. Nie wiem co bym ci zrobiła gdyby umarł! ;D
    Teraz byłam już szczęśliwa, że żyje wszystko się ułoży Lea się opamięta, w końcu zdecyduje, ucieknie A TU NAGLE JARED.
    Co ty ze mną robisz? Przeżywam tego ficka bardziej niż niektóre książki i wprost nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Wciąż nie mogę uwierzyć, że czytam ficka o 30stm bo to dla mnie dosyć dziwna sytuacja, ale mogłabym temu blogowi stworzyć osobny fandom. Cudowny. Po prostu cudowny.
    Od teraz mam stały internet, nie muszę łapać dziwnych i podejrzanych internetów i mogę tu zaglądać codziennie. Życzę duuużo weny, jeszcze więcej rozdziałów i jeszcze częstszych, nie będę narzekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tymi słowami to ty rozpuscilas moje serce szczęściem :)
      Nawet nie wiesz jak mi miło ze komuś moze sie to az tak podobać, dziekuje <3

      Usuń
  11. No wiesz, znów wpadłam przez ciebie w euforie, a tu proszę Benowi nic nie jest. Nie można tak zwodzić ludzi. Tak się nie robi... :c
    Z poważanie,
    J.B
    Ps. Wracam czytać....

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, nie, nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jak to się wybudził? Nie rozumiem twojego toku myślenia. Ja od razu bym go zabiła. (Przepraszam cię, że jestem taka psychiczna, ale zaczynam się od ciebie uzależniać. Nie żeby coś, ale w jeden dzień przeczytałam całe Erase This Face i przynajmniej wiem,że Jared i Lea będą razem, ale cały czas mam nadzieję, ze zrobisz z Benem to samo co z Lukiem. Nie myśl, że o nim zapomniałam...)
    Z poważanie,
    J.B
    Ps. Znów nie skończyłam czytać....

    OdpowiedzUsuń
  13. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! JARED POWIEDZIAŁ, ŻE JĄ KOCHA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A JA MÓWIĘ TOBIE, KOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Jednagże, nie rozumiem dlaczego jej nie pocałował :c
    Z poważaniem,
    J.B
    Ps. Oki, może Lea nie gra fair kręcąc z dwoma jednocześnie, ale mam nadzieję, że w końcu się ogarnie.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś, to proszę zostaw opinię. Każdy komentarz jest dla mnie cenny i motywujący :)