Amber zaczęła się nad czymś zastanawiać, po
czym nagle coś sobie przypomniała.
- Wiesz co, pogadamy
kiedy indziej. Umówimy się na kawę, na przykład w weekend. Przypomniało mi się,
że muszę znaleźć jeszcze jedną teczkę.
Zaskoczyła mnie
jej nagła zmiana nastroju. Wydawała się nieco zdenerwowana, jednak pomyślałam,
że to wina owej teczki. Najwyraźniej musiała być ważna, lub powinna ją znaleźć
już wcześniej. Spieszyłam się, więc postanowiłam nie wnikać.
- Jasne,
rozumiem. Możesz nawet wpaść do nas, poznasz wreszcie Jareda, może nawet jego
brat wpadnie z wizytą. – zaproponowałam, a Amber uśmiechnęła się słabo.
- Byłoby
miło. Jeszcze się zdzwonimy. – odparła, po czym się pożegnałyśmy.
Gdy wróciłam
do poczekalni, Jared stał oparty o ścianę, wpatrzony w swoją komórkę. Zauważył
mnie dopiero, gdy chrząknęłam, stojąc naprzeciwko niego.
- Gdzie byłaś?
– zapytał, gdy tylko mnie zobaczył.
- Wpadłam na
Amber. Pracuje tutaj, jest lekarką. – wyjaśniłam szybko, siadając na fotelu pod
ścianą.
- Ostatnio
chyba zbliżyłyście się do siebie. – nie wiedziałam, czy to pytanie czy
stwierdzenie, dlatego nic nie odpowiedziałam, a Jared ciągnął dalej. – W
dodatku jest dziewczyną brata mojego przyjaciela. Jak to możliwe, że jeszcze
jej nie poznałem?
Prawda była
taka, iż myślałam, że się znają. Amber bywała w mieszkaniu Jacka i Bena,
dlatego pomyślałam, że siłą rzeczy ona i Jared przynajmniej raz na siebie
wpadli. Zdziwiło mnie gdy okazało się, że nigdy się nie widzieli.
- Była na
moich… - chciałam powiedzieć „zaręczynach”, ale od czasu zerwania z Sebastianem
nie cierpiałam tego słowa. - …urodzinach. Ale mogłeś jej nie zauważyć, wyszła
trochę wcześniej. Mówiła, że czymś się struła.
Jared
spojrzał na mnie posępną miną. Widać było, że wspomnienie tamtego dnia nie było
dla niego najmilsze i wcale mnie to nie dziwiło.
- Nawet
gdyby nie wyszła, pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi. Byłem zbyt zajęty
patrzeniem na ciebie. – powiedział, a ja uśmiechnęłam się słabo. Podejrzewałam,
jak źle musiał się wtedy czuć.
Badanie na
szczęście obyło się bez niespodzianek. No, może nie do końca. Tak naprawdę,
zaskoczyła mnie reakcja Jareda. Nigdy nie spodziewałabym się, że będzie tak podekscytowany
i szczęśliwy. Oczywiście bardzo mnie to cieszyło i nie wyobrażałam sobie co
musiały przechodzić kobiety, które zostawały z tym wszystkim same. Gdyby nie
on, pewnie nie byłabym teraz tak radosna i o wiele bardziej stresowałabym się
tym, co przyniesie przyszłość.
Kiedy
następnego dnia zadzwoniłam do Amber i zaprosiłam ją do nas, odmówiła.
Powiedziała, że będzie zajęta pracą i nie da rady przyjść. Dała namówić się
jedynie na kawę, ale nalegała, bym to ja przyjechała do niej, a nie ona do
mnie. Zdziwiło mnie jej zachowanie, jednakże postanowiłam się zgodzić i znaleźć
jego przyczynę podczas naszego spotkania. Pomyślałam, że może chce porozmawiać
na osobności.
Przyjechałam
do jej mieszkania zgodnie z tym, jak się umówiłyśmy. Wyglądała na nieco
zmęczoną, ale wydawała się być w dobrym nastroju. Poprosiłam o herbatę i
usiadłyśmy w salonie. Ona piła czarną jak smoła kawę, której nigdy w życiu nie
byłabym w stanie wypić. Na stole leżała paczka papierosów, choć palenie niezbyt
pasowało mi do osoby takiej jak Amber. Widziałam już podczas przyjęcia, jak
wychodziła na papierosa i wtedy pomyślałam dokładnie to samo, ale nigdy jej
przez to nie oceniałam. Jako lekarka powinna najlepiej wiedzieć, z czym to się
wiązało.
- Masz ostatnio
dużo pracy? – zapytałam, siedząc z nią na kanapie.
Amber
odgarnęła za ucho kosmyk swoich miodowych włosów, o wiele ciemniejszych od
moich. Dopiero teraz zauważyłam obwódkę wokół jej oczu, wskazującą na to, że
nosi soczewki. Byłam ciekawa, czy to dzięki nim miała tak brązowe oczy, czy
używała je tylko po to, by poprawić swój wzrok.
-
Tak, całkiem sporo. Poza tym musiałam poświęcić trochę czasu Jackowi, ostatnio
widywaliśmy się tylko w szpitalu. Naprawdę przepraszam, że nie mogłam was odwiedzić.
Wcześniej
byłam trochę zła, że wciąż się wykręcała, jednak teraz zrozumiałam jej
postępowanie. Nie potrafiłam postawić się w jej sytuacji, gdyż Jared miał wolny
zawód, przez co prawie zawsze był przy mnie, gdy nie pracowałam. W przypadku
Amber i Jacka zapewne było trudno się zgrać, ponieważ mieli przydzielane równe
dyżury, a w nagłych przypadkach musieli pędzić do szpitala poza godzinami
pracy.
-
W porządku. Pewnie będzie jeszcze mnóstwo okazji. – odparłam, uśmiechając się
do niej.
-
Wspominałaś, że brat Jareda też tu jest. Myślałam, że byliście pokłóceni. –
zmieniła nagle temat, co trochę mnie zaskoczyło. Jednakże nie miałam nic
przeciwko, by porozmawiać z nią o Shannonie. Tym bardziej, że między nami było
teraz już lepiej.
-
Byliśmy. Można powiedzieć, że konflikt został częściowo zażegnany. – Amber uśmiechnęła
się na te słowa, jakby naprawdę ucieszyła się, że pogodziłam się z Shannonem.
Pomyślałam jednak, że cieszy się, iż mój problem został rozwiązany. –
Wyjaśniliśmy sobie parę spraw i postanowiliśmy do nich nie wracać.
-
To dobrze. – odparła, znów się uśmiechając. – Cieszę się, że u ciebie wszystko
w porządku. Życie jest za krótkie na kłótnie i toczenie wojen.
-
Powiedziałabym, że raczej jest za krótkie na sekrety, przez które ta woja
wybuchła. – powiedziałam, a Amber na chwilę spoważniała, spuszczając wzrok. –
Okej, dosyć o mnie. Co u ciebie?
Amber
znów patrzyła mi w oczy, zmieniając nastawienie. Znów miała dobry humor i
uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-
Myślimy z Jackiem o kupieniu własnego mieszkania. Zastanawiamy się tylko czy
zrobić to teraz, czy po ślubie. – mówiła zadowolona, a ja natychmiast ożywiłam
się, gdy wspomniała o ślubie.
Choć jeszcze
niedawno i ja planowałam własny, nie zniechęciłam się do tego pomysłu. Wciąż uważałam,
że ślub z właściwym mężczyzną to spełnienie moich marzeń. Trochę martwiło mnie,
iż Jared jeszcze o niczym nie wspomniał. Nie chciałam na niego naciskać, w końcu
dopiero co uwolniłam się z jednych zaręczyn. Może normalnie nie myślałabym tyle
o pierścionku i ślubie, jednak w obliczu mojej ciąży uważałam, że powinniśmy o
tym pomyśleć. Niestety nigdy nie potrafiłam o tym porozmawiać z Jaredem. Bałam
się, że zabrzmi to tak, jakbym stawiała go pod ścianą i zmuszała do małżeństwa,
a tego nie chciałam. Oczekiwałam, że oświadczy mi się wtedy, gdy poczuje taką
potrzebę i miałam nadzieję, iż w końcu ją poczuje.
Wiedziałam,
że mnie kocha, a pierścionek byłby tylko potwierdzeniem jego uczuć. Może
myślałam dość staroświecko, ale chciałam, byśmy stanowili normalną rodzinę po
narodzinach dziecka. Dla wielu ludzi ślub był tylko niepotrzebnym świstkiem
papieru, ale dla mnie znaczył on coś więcej. Miałam tylko nadzieję, że Jared podzielał
moje zdanie i nie zamierzał wiecznie żyć ze mną jako para wychowująca wspólnie
dziecko.
- Ślub? –
mimowolnie pomyślałam na głos.
- Myślisz,
że to za szybko? – zapytała Amber, zaczynając się martwić. – Wiesz, ja nie
jestem już najmłodsza, poza tym jeden ślub już przeżyłam…
- Nie, nie!
Nie o to mi chodziło. – sprostowałam szybko. Naprawdę nie uważałam, że się spieszyli.
Szczerze mówiąc, na ich miejscu już dawno pomyślałabym przynajmniej o wspólnym
zamieszkaniu. – Po prostu mnie zaskoczyłaś. Myślę, że to naprawdę dobry pomysł
i twój wiek nie ma tu znaczenia.
Amber była
ode mnie sporo starsza, dlatego mogło wydawać się dziwne, że tak dobrze się
dogadujemy. Byłam natomiast nieco młodsza od Jacka, co było już dla niektórych nie
do pomyślenia. Na początku podchodziłam sceptycznie do tego, że Jack znalazł
sobie o tyle starszą kobietę. Jednakże pomiędzy mną, a Jaredem również była
dość spora różnica wieku, co pomogło mi zrozumieć, że tak naprawdę liczby nie
mają znaczenia, kiedy się kogoś kocha.
Amber widocznie
odetchnęła.
- Okej,
trochę podniosłaś mnie na duchu. Wiem, że jego matka mnie nie znosi nie tylko
przez to, że jestem od niego starsza, ale jej ciągłe powtarzanie, że powinnam
znaleźć sobie kogoś w moim wieku zamiast jej syna zaczynało mnie trochę
przekonywać. – zaśmiała się choć widziałam, że niechęć Jessiki nie była jej do
końca obojętna.
- Rebekę
oskarżała o to, że chce być z Jackiem tylko dla pieniędzy, więc wydaje mi się,
że nie byłaby zadowolona z żadnej dziewczyny, z którą by się spotykał. –
odparłam, choć dopiero po fakcie pomyślałam, iż może niepotrzebnie wspomniałam
o mojej kuzynce. Przypomniałam sobie, jak na otwarciu hotelu, który został
kupiony przez Bena, Tom zdradził mi, że Jack całował się z Rebeccą. Był już
wtedy z Amber i zapewne jej o tym nie powiedział. Czułam się źle z tą wiedzą,
ale nie mogłam nic zrobić. Po pierwsze czułabym się winna, gdyby się rozstali,
po drugie nie wiedziałam, czy to prawda, a po trzecie powinnam zostać lojalna
Rebece. W końcu to ona była moją rodziną, a nie Amber.
- Pewnie
masz rację. Matki zawsze sądzą, że wiedzą najlepiej. – powiedziała,
rozchmurzając się. – Masz ochotę na jeszcze jedną filiżankę? – zapytała, a ja
przytaknęłam. Jared spędzał czas w studio, a ja nie chciałam odrywać go do
pracy. Nie miałam też ochoty siedzieć w pustym mieszkaniu, dlatego nie miałam
nic przeciwko, by porozmawiać dłużej z Amber.
Gdy wracała do salonu z imbrykiem z herbatą,
nagle zatrzymała się w połowie drogi. Zamknęła oczy i ściągnęła brwi, a ja
zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje.
- Amber,
wszystko w porządku? – zapytałam, wstając z kanapy.
- Tak, to
tylko migrena. Zaraz mi przejdzie... – powiedziała, wciąż nie otwierając oczu.
Nie zdążyłam
zrobić nawet kroku, kiedy wypuściła naczynie z ręki i upadła na ziemię. Przyciskając
dłoń do czoła zaczęła wydawać stłumione dźwięki, które dały mi do zrozumienia,
że naprawdę cierpi, a to nie zwykły napad migreny. Podbiegłam do Amber i
kucnęłam przy niej, nie wiedząc, jak pomóc.
- Zaraz
zadzwonię na pogotowie. – rzuciłam, starając
się nie wpadać w panikę, choć oczywiście zdenerwowałam się widząc, jak moja
przyjaciółka zwija się z bólu, niemalże leżąc na miękkim dywanie.
- Nie, nic
mi nie jest… - wydusiła między jednym stęknięciem, a drugim, a ja bez zawahania
sięgnęłam do kieszeni po komórkę i wybrałam numer alarmowy.
xxx
- Co z nią? –
zapytałam, gdy lekarz wreszcie wyszedł z sali.
Jared
siedział obok mnie. Przyjechał gdy tylko dowiedział się, gdzie jestem. Bał się,
że będę panikować i za bardzo się zdenerwuję, dlatego postanowił osobiście
łagodzić moje nerwy. Gdy poderwałam się z krzesła na widok lekarza, wstał razem
ze mną i chwycił mnie za rękę, co było jak powiedzenie mi „uspokój się”.
- To pani
wezwała karetkę? – młody lekarz odpowiedział pytaniem, co trochę mnie wkurzyło.
Podejrzewałam, że znał Amber, w końcu pracowali w tym samym szpitalu. Nie
mogłam powiadomić o niczym Jacka, bo asystował przy operacji, dlatego tylko ja
i Jared czekaliśmy na wieści o jej stanie zdrowia.
- Tak.
Wszystko już w porządku?
Lekarz
spojrzał na mnie posępnie, a ja wiedziałam już, że coś jest nie tak.
- W jej stanie
takie napady migreny są nieuniknione i zapewne to nie pierwszy, ani nie ostatni
raz. – odparł, a ja nie wiedziałam, o czym mówi.
- W jakim
stanie? O czym pan mówi? – zapytałam, a lekarz jakby uświadomił sobie, że
powiedział za dużo.
- Jeśli nie
jest pani z jej rodziny, niestety muszę milczeć.
- Ona nie ma
rodziny. – odparłam szorstko, a lekarz spojrzał na mnie z bezradnością.
Westchnął, zastanawiając się nad czymś chwilę.
- Mogę
zapytać Amber, czy chce się z panią zobaczyć i sama wyjaśnić. – zaproponował niechętnie.
Pokiwałam głową,
a lekarz zniknął w pomieszczeniu, z którego dopiero co wyszedł. Gdy znów do nas
wrócił, siedziałam jak na szpilkach.
- Zgodziła
się, byś weszła do niej na minutę. Sama.
Spojrzałam
na Jareda, a ten pokręcił głową. Bał się, że usłyszę coś, co wyprowadzi mnie z
równowagi. Widziałam, że chciał iść tam ze mną, albo nie puszczać mnie wcale,
ale lekarz wyraźnie powiedział, iż Amber prosiła, bym odwiedziła ją sama.
Postanowiłam uszanować jej wolę i przy okazji dowiedzieć się, co było przyczyną
jej napadu migreny.
- Zaraz
wrócę. – szepnęłam do Jareda i puściłam jego rękę.
Lekarz
otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazał się widok Amber leżącej na
szpitalnym łóżku, podłączoną do przeróżnych urządzeń. Była nieco otępiała,
zapewne przez podane jej silne leki przeciwbólowe. Dziwiłam się, że była
jeszcze przytomna. Uśmiechnęła się do mnie słabo, wyglądając na zdenerwowaną.
Od razu wiedziałam, że to, co ma mi do powiedzenia, nie jest przyjemne.
Obawiałam się, co mogę usłyszeć i natychmiast zaczęłam się stresować tak samo,
jak ona.
- Usiądź.
Mam ci sporo do powiedzenia. – rzuciła cicho, a ja spełniłam jej polecenie i
czekałam, aż ponownie przemówi.
Cass! Jak możesz przerywać w takim momencie? :D Już myślałam, że Lea dowie się wszystkiego na początku, potem, że na końcu rozdziału.. Jak nie będzie opowieści w następnym rozdziale, to wyjdę z siebie i stanę obok. :D
OdpowiedzUsuńTyle emocji we mnie krąży, jak to czytam, że szok. Genialna historia, ja oczywiście liczę na happy end.
Weny życzę! :)
Ciag dalszy pojawił się juz na Erase This Face :)
UsuńDziękuję!
Ej no, mam nadzieje, ze to nie jest spowiedz przed smiercia? Ona musi byc z shannonem, nie moze wyjsc za jacka, to nie wchodzi w rachube, prosze? :3 a rozdzial fajny i wkurzylas mnie, ze urwalas w takim momencie :p
OdpowiedzUsuńHaha dzięki :)
UsuńJA CIĘ ZNAJDĘ I WŁASNORĘCZNIE UDUSZĘ!!!!! Jak mogłaś skończyć w takim momencie?????? LHDFGHREGTHGHDFGHUERDJVDKFJGHGFHJDFJHSDF O MATKO!!!!!
OdpowiedzUsuńZaczynam się obawiać o własne zycie :v
UsuńJa już się przyzwyczaiłam, że przerywasz w takich momentach, ale nadal boli mnie to równie mocno... Gen nie może wyjść za mąż za tego brata Bena.... Błagam Cię:):):) Ona musi być z Shannem i proszę Cię niech ona nie umiera:) Kurcze tutaj zawsze się tyle dzieje... Dlatego tak bardzo kocham twoje opowiadania:) Rozdział świetny i życzę weny na dalsze:)
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo mi miło :3
Usuńto naprawdę boli ! w takim momencie ?! natychmiast siadaj do komputera i pisz kolejny rozdział, no dobra masz czas do jutra. Czuję, że wymyśliłaś niezły scenariusz dalszy więc podziel się nim szybko. Bo jak nie to cię znajdę (nie wiem jak ale zrobię to) i ... będzie źle. Rozdział genialny ! WENY życzę. ;* - O
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńA ciąg dalszy bedzie pojawiał się teraz na ETF :)
czyli lepiej, żebym zwarła pośladki i szybko przeczytała całe tamto opowiadania. Tu będzie w ogóle coś dodawane jeszcze ? ;) - O
UsuńŚwietny - a zapowiadał się na troszkę nudnawy - na końcówki u Ciebie zawsze można liczyć :-), Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPS dawno nie było Mamusi - nic nie miesza i pozwala dziewczynką tak się spotykać - co knujesz ?
- K.B.
a zapomniałam - weny i takie tam ....... - choć obie wiemy że nie trzeba - bo jak widać wszystko jest
pozdrawiam
Mamusia wroci z przytupem :)
UsuńDzięki!
Jak mogłaś przerwać w takim momencie???????!!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę duużo weny żeby następny rozdział szybko się pojawił!! (Cicho liczę na to, że jutro)
Pozdrawiam P.
Dzięki, przyda się :3
UsuńMatko, Cass!! Nie przerywa się w takim momencie. Ale i tak Cię kocham <3 Mam nadzieję, że Lea wszystkiego się dowie.. choć to mogłoby ją przytłoczyć. Te emocje! Czekam na kolejny, mam nadzieję, że będzie jak najszybciej :* Weny, dużo weny :3
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń